RELACJE

Relacja z koncertu online Wardruny, czyli pierwszy lot białego kruka

Wardruna relacja z koncertu online
Koncert zespołu Faun

22 stycznia miała miejsce premiera nowej płyty Wardruny „Kvitravn”, którą z ogromną przyjemnością zrecenzowałam. Jej inauguracja na rynku muzycznym przeniesiona została z 2020 roku z przyczyn oczywistych w dzisiejszych czasach, czyli pandemicznych. Również ta sama przyczyna odebrała zespołowi możliwość wyjścia do ludzi i zaprezentowania tego albumu na żywo. Tym samym Einar Selvik, twórca projektu, postanowił dołączyć do grona artystów koncertujących online.

Wraz z organizatorem tego wydarzenia zapowiedział streaming z występu. W jego trakcie zaprezentował wraz z muzykami nie tylko utwory z nowej płyty. Przeplótł je również z nagraniami z poprzednich wydawnictw. W Polsce za dystrybucję i organizację odpowiedzialny był Iron Realm Productions.

Muzycy i goście podczas koncertu online Wardruny

Koncert poprowadzony został przez siedmiu muzyków. Poza Einarem Selvikiem i Lindy-Fay Hellą na scenie pojawili się Arne Sandvoll, Eilif Gundersen, HC Dalgaard, John Stenersen oraz Katrinse Stenbekk. Ta ostatnia okazała się objawieniem nie tylko na samym koncercie, ale również jako artystka, której do tej pory nie znałam, a która oczarowała mnie niezmiernie.

Katrine dołączyła do składu na potrzeby wydarzenia jako trzeci głos ogółem, a drugi żeński, wspierający Lindy. Zaproszenie jej do tego wydarzenia było genialnym posunięciem, gdyż Katrine swoją eterycznością i elektryzującym głosem naprawdę miała ogromny wpływ na odbiór muzyki Wardruny i całego koncertu w kwestii wizualnej. Idealnie kontrastowała z mechaniczną, elektryczną w ruchach Lindy, nadając swoją delikatnością powiewu dodatkowej magii.

Katrine jest twórczynią projektu Kalandra opisującego się jako ten, który w surowe krajobrazy muzyczne wplątuje eteryczne melodie. Nie jest to ani trochę wyolbrzymione. Bardzo ascetyczny akompaniament Katrine upiększa swoim nieziemskim, wysokim i delikatnym głosem i utrzymując na pół-wdechu prawie cały utwór, koloruje finezyjny obraz. Wszystkim zainteresowanym jej twórczością polecam poniższy klip. Zrozumiecie dlaczego opisuję ją w takich superlatywach.

Oprawa graficzna i wrażenia wizualne

Nie da się ukryć, że organizatorzy dopieścili każdy, najmniejszy szczegół, który składał się na całość odbioru tego wydarzenia. Zarówno miejsce, jak i oświetlenie, stroje, grafika w tle i wygląd muzyków – wszystko to zwiększało autentyczność tego spektaklu. Osobiście najbardziej ujął mnie Eilif Gundersen grający na wszelkiego rodzaju instrumentach dętych. Jego wiek, jego wygląd, jego powaga, a zarazem delikatność jeszcze bardziej przenosi w czasie w pradawne nordyckie czasy.

Na szczególną uwagę zasługuje na pewno nie przypadkowy strój Lindy-Fay Hella, który był ewidentnie aluzją i powiązaniem do kruka. Jej sukienka i odchodzące od niej czarne, gęste pióra, przypominają upierzenie tego ptaka a zarazem kojarzą się z okładką najnowszej płyty, która zaprojektowana jest zapewne z podobnym zamysłem.

W tle sceny co jakiś czas pojawiały się wizualizacje podkręcające wrażenia wizualne uczestnika. Między utworami pojawiały się wstawki z tytułem kolejnego wykonania oraz tekstem lub krótką informacją, o czym ono traktuje, w tłumaczeniu na język angielski.

Gra świateł również była na najwyższym poziomie. Oświetlenie poszczególnych muzyków lub instrumentów oraz zbliżenia kamer na kluczowe w danym momencie elementy scenografii tylko dodawały kunsztu tej reżyserii.

Użyte w tym akapicie słowa takie jak scenografia, spektakl czy reżyseria nie są przypadkowe. Dodać można też do tego kostiumografię i wspomnianą realizację oświetlenia. To nie był zwykły koncert online. To nie był zwykły streaming, jakich powstało już wiele w poprzednich miesiącach. To była uczta dla duszy, dla oka i ucha.

Każdy koncert Wardruny jest niepowtarzalny i nietuzinkowy. Jednak stojąc pod sceną ma się okrojone spojrzenie na wiele różnych aspektów grających kluczowe role w odbiorze. Tym razem było inaczej. Tym razem nie było ludzi, nie było owacji, nie było krzyków zachwytu, nie było żywych emocji. To wszystko musiało zostać zastąpione idealną realizacją nagrania. I tak też się stało.

Jak przebiegał koncert Wardruny w sieci?

Streaming wydarzenia miał zacząć się o godzinie 21. Kilkanaście minut przed, na ekranie pojawił się krótki wywiad przeprowadzony z Einarem wcześniej. Osobą rozmawiającą z twórcą Wardruny był Alexander Milas, znany już wcześniej ze współpracy z muzykiem. Samo wydarzenie trwało ok. godziny.

Istotną kwestią na wstępie jest to, że koncert nie odbywał się na żywo. Występ został nagrany wcześniej, a na żywo zostało to tylko puszczone do streamingu dostępnego do niedzieli do końca dnia. Koszt biletu bez dodatków w postaci koszulki i innych gadżetów wynosił ok. 130 zł.

Muzyczną ucztę rozpoczął utwór „Kvitravn”. Wtedy też poznajemy głównych bohaterów spektaklu i zaznajamiamy się ze scenografią. Na wstępie zauważamy obecność Katrine i jej drugiego głosu. „Kvitravn” to doskonały wybór na wprowadzenie słuchacza w opowieść. Całości utworu towarzyszy oblicze białego kruka ukazanego w tle muzyków.

Kolejno zespół zagrał „Skugge” z premierowego albumu. Może nie powinnam dopuszczać się takiego porównania, ale chóralny wstęp razem z podniosłym, acz delikatnym akompaniamentem, bardzo kojarzy mi się z pieśnią krasnoludów z Hobbita. Nie wiem, może to ten niski wokal na początku. Ale wracamy z czasów fantastycznych i przenosimy się z powrotem na koncert.

Wokalizy Einara i Lindy w tym utworze pięknie zwieńczają spokojną partię, by ustąpić miejsca bębnom i rytmicznej melodii, a potem znów wrócić do spokojnych szeptów.

Swoją drogą, pisałam już o tym w relacji z koncertu online Leprous, kiedy to zespół odegrał całą płytę „The Congregation”. Na pewne elementy utworu nie zwraca się uwagi, dopóki nie widzi się osób wykonujących je w danym momencie. Takie samo wrażenie mam po koncercie Wardruny. Szepty czy wstawki parlando, które słyszałam, ale do których nie przykuwałam uwagi, stały się teraz takie oczywiste i wyraziste. A to za sprawą bycia naocznym widzem procesu, jakim jest wykonanie danego utworu na żywo. To naprawdę poszerza horyzonty i pozwala zobaczyć płytę, którą zna się tylko ze słyszenia, w zupełnie innej odsłonie.

Sprawdź również:

Natura w muzyce Wardruny

Kolejnym zagranym utworem było „Solringen” z „Runaljod – Yggdrasil” z 2013 roku. Kawałek zaczyna się od radosnego ćwierkania ptaków i delikatnych dźwięków fletu. Oglądając ten koncert po raz pierwszy w piątek uświadomiłam też sobie, jak ciekawy dźwięk można uzyskać uderzając odpowiednio naostrzonymi i wyprofilowanymi patyczkami o zwykły pieniek drewna. Bo na takim właśnie instrumencie w trakcie tego utworu Einar Selvik wybija sobie rytm. Dwugłos żeński pięknie wzbogaca tę kompozycję  i – nomen omen – tworzy ją jeszcze bardziej śpiewną.

Po „Solringen” przyszedł czas na „Bjarkan” z płyty „Runaljod – gap var Ginnunga” powstałej cztery lata wcześniej niż „Yggdrasil”. Ten utwór w dużej mierze należy do Lindy i do jej zanoszących się wokaliz. Jest też on sam w sobie ubogi w tekst.

Następnie zagrano „Raido” z „Runaljod – Ragnarok” wydanego w 2016 roku. W tym utworze Einar sam gra na lirze. Znów możemy również usłyszeć Eilifa Gundersena na flecie.

Kolejny utwór to pierwszy w trakcie koncertu reprezentant płyty „Skald” z 2018 roku, mianowicie „Völuspá”. To też moment, kiedy Einar zostaje sam na scenie, delikatny snop światła od góry tylko jego opiewa swoją mocą i on jeden odpowiada za bardzo minimalistyczny akompaniament tego utworu. Jest to powtarzający się przez cały czas trwania jeden akord wspierany zawodzącym wokalem.

Völuspá to utwór, który miałam okazję usłyszeć na żywo w trakcie spotkania z Einarem Selvikiem na Uniwerystecie Jagiellońskim w 2019 roku. Muzyk w trakcie rozmowy prezentował swoje instrumenty i ekskluzywnie zagrał dla uczestników spotkania kilka utworów, by jak najbardziej przybliżyć brzmienie i konstrukcję przedmiotu. Jednym z nich było właśnie „Völuspá” zagrane w całości na lirze.

Teledysk tego utworu odegrał się z udziałem wilków krążących dookoła Einara. Przypomina mi on tegoroczny „Grá”, które również odbyło się w asyście tego zwierzęcia.

Runy częścią twórczości Wardruny

„Isa” to kolejny utwór z płyty z 2016 roku. Rozpoczyna się on ciekawym efektem „oszronienia” kamery, co ma związek z tytułem piosenki. W tłumaczeniu oznacza to po prostu „lód”.

„UruR” to reprezentant tej samej płyty. Tytuł odnosi się do wymarłego gatunku dzikiego bydła, którego reprezentanci są przodkami dzisiejszego bydła domowego. Od tego zwierzęcia pochodzi również nazwa drugiej runy w alfabecie runicznym futhark. Taką informację możemy przeczytać przed rozpoczęciem utworu.

Rozpoczyna się on też odgłosami dzikiego zwierzęcia. Jeśli nie mylę zdarzeń, to właśnie po to, by nagrać kilkanaście sekund tego dźwięku, Einar i jego ekipa musieli przyjechać do Polski, gdzie można spotkać żubra. Jest to bowiem zwierzę z tej samej rodziny, a obecność autentycznej natury w utworach Wardruny jest wszystkim dobrze znana.

W trakcie tego wykonania scena z muzykami przeplatana jest również ujęciem Einara wymachującego czymś w rodzaju lasso. Nie wiem, czy dobrze to interpretuję, ale na podobnych sznurkach/łańcuchach trzymane jest dzisiaj bydło wypasane na łące. Być może to powiązanie było celowe.

Kolejny utwór to „Grá”, o którym wspomniałam już poniekąd w akapicie dotyczącym „Völuspá”. Towarzyszą mu agresywne wokalizy Lindy oraz dodatkowy instrument w postaci klaskania wszystkich muzyków.

„Vindavlarljod” to następny przedstawiciel płyty „Kvitravn”. „Rotlaust Tre Fell” to dynamiczny utwór z 2013 roku, a jego następca – „Fehu” – to przedostani utwór koncertu.

To wydarzenie nie mogło zakończyć się inaczej, niż utworem „Helvegen”. Dla mnie jest to swego rodzaju hymn, kwintesencja twórczości Wardruny. Koło niego nie można przejść obojętnie, jego nie można zlekceważyć. Temu utworowi należy się szczególny szacunek. Wysłuchiwany na żywo czy na płycie, zawsze wzbudza takie same emocje.

Wszystko co dobre, szybko się kończy

1 godzina i 23 minuty. Tyle trwała uczta muzyczna wraz z krótkim wywiadem przed 21. Wielu z Was zapytałoby może co się stało, że również i Einar postanowił „zabawić się” w koncertowanie online. Wiemy, że premiera płyty musiała zostać przeniesiona na kolejny rok. Odcięcie świata od podróży i koncertowania odebrało również możliwość zaprezentowania i wypromowania tej płyty poprzez koncerty.

Einar w swojej wypowiedzi przyznaje, że to był dobry moment na podjęcie decyzji o występie internetowym. Zaznacza, że nie chciał, by było to zwykłe odegranie koncertu, jaki można zobaczyć, stojąc przy scenie. Chciał, by było to coś szczególnego, bardziej wymagającego. Kiedy prezentuje się utwór na scenie, wymaga to od artysty zupełnie innych emocji niż tych, które towarzyszą w trakcie nagrywania go w studio. I właśnie tym Einar chciał podzielić się z fanami.

Zapytany, czy uważa, że to, iż jego płyty są doceniane na całym świecie może mieć związek z tym, że ludzie próbują w nich odnaleźć, co zgubili w swoim nowoczesnym, materialistycznym świecie, odpowiada:

Tak, myślę, że tak jest. Jest tak dużo ludzi na świecie, którzy tęsknią za czymś większym i ważniejszym niż oni sami. Za naturą, za otoczeniem. I jeśli nasza muzyka reprezentuje tę naturę, instrumenty pochodzą od niej, to tworzy to swego rodzaju most do kontaktu z tym, za czym się tęskni. Nasza muzyka pochodzi ze szczerego serca i może dlatego jest postrzegana przez ludzi jako to uprzedmiotowianie tęsknoty.

Einar Selvik

Ostatnie słowo

A więc stało się. Wardruna dołączyła do grona zespołów koncertujących online. Czy koncerty przez Internet to dobry pomysł? Zdania na pewno w tej kwestii są podzielone. Z jednej strony, kolokwialnie mówiąc, to jak lizanie cukierka przez szybę. Z następnej – żyjemy w świecie zakazów już od ponad roku i niejednokrotnie obserwujemy ludzi próbujących na różne sposoby obejść te obostrzenia. Widocznie muzycy na ten moment widzą tylko taki sposób na rozwiązanie problemu koncertów w czasach… braku koncertów. Z jednej strony chwali się, że próbują chociaż tak. Z drugiej, można by spekulować, czy to nie jest tylko zwykła chrapka na pieniądze, których inaczej zespołom nie uda się zarobić.

Wiele można mówić na ten temat. Ale nie powiedziałabym, że Wardruna właśnie tym kierowała się w decyzji premiery „Kvitravn” online. Jest to ich pierwsze wydarzenie tego typu od początku pandemii. Zespół nie wziął przykładu z kolegów z Leprous, którzy takich koncertów i wydarzeń online, będących ewidentnie sposobem na zarobek, zorganizowali już chyba z 8. Rozumiem, że twórcy projektu mieli dosyć czekania i również chcieli wyjść do ludzi ze swoją muzyką. Zrobili to z klasą, z poszanowaniem do widza i na bardzo wysokim poziomie.

Chciałabym wierzyć, że to pierwszy i ostatni koncert Wardruny oglądany na szklanym ekranie. Ale widząc postęp, a raczej regres w sytuacji, nie biorę na siebie tej odpowiedzialności. Niemniej jednak cieszę się, że mogłam być świadkiem tego wydarzenia i dziękuję w imieniu swoim i wszystkich widzów za tak piękne przedstawienie.

Podobne artykuły

Relacja: Testament, Exodus, Death Angel – Wrocław 19.02.2020

Szymon

Relacja: Triptykon, Secrets of The Moon, Blaze of Perdition, Mord ‘A’ Stigmata – Wrocław, 17.03.2017

Albert Markowicz

Relacja z Mystic Festival 2024. Warm Up Day i dzień 1

Piotr Żuchowski

Zostaw komentarz