Scena crust punkowa istnieje na tym bożym świecie od mniej więcej połowy lat osiemdziesiątych. Zaczęło się od połączenia anarchopunku z hardcore punkiem, thrash metalem i d-beat’em i choć swego czasu miała pewien rozgłos, to faktycznie nigdy nie udało się jej wyjść z podziemia.
Do dzisiaj jednymi z najbardziej znanych nazw są Amebix, Sacrilege, Discharge, Electro Hippies, Deviated Instinct, nawet znane szerszej publiczności Napalm Death na początku swojej działalności grało bardzo crustowo.
Czytaj też: Recenzja płyty „Ponad Zwłokami” zespołu Crippling Madness
Kilka informacji o crust punku
Choć gatunek ten ma wyraźne wpływy zarówno punku jak i metalu, żadna z tych subkultur się do niego nie przyznaje. Można zatem rzec, że muzycy grający w tej stylistyce są niczym wygnańcy i niezależnie kontynuują swoją wojaż przez prawie 40 lat historii.
Do podobnego wniosku można dojść obserwując naszą rodzimą, polską scenę muzyki ekstremalnej. Jak wielu z nas wie, przez dekady punk święcił triumf jeśli chodzi o gromadzenie zbuntowanej młodzieży, choć faktycznie zespoły wykonujące tego typu muzykę nigdy nie wychyliły się na tyle mocno, by dosięgnąć mainstreamu. Nieco odmienna jest sytuacja w przypadku metalu; przynajmniej parę kapel z naszego kraju osiągnęło status kultowy, dało radę wepchnąć się do masowych mediów robiąc wokół siebie szum.
Zastanawiające zatem było to, że mimo rozpoznawalności obu gatunków, crust punk przeszedł w naszym kraju bez echa. Możliwe, że formacje świadomie unikają rozpoznawalności pojawiając się i znikając, ewentualnie działają dla samego podziemia. Teoria może wydawać się słuszna z racji tego, iż wielokrotnie przeglądając historie zespołów crust punkowych dostrzegałem, iż wiele z nich działało krótko, albo działają do dzisiaj nie wydając od wielu lat żadnych albumów. Podobnie miała się historia z Filth of Mankind.
Kim byli Filth of Mankind?
Filth of Mankind powstało w Gdańsku w 1996 roku z inicjatywy pięciu młodych muzyków: basisty ukrywającego się pod ksywką „Stivi”, gitarzysty Pawła Rzóski, drugiego gitarzysty Miłosza Gassana, wokalisty Macieja Kowalskiego i perkusisty i klawiszowca Pawła „Balona” Szymańskiego.
Po upadku komunizmu przeniesienie crust punku z dosadną, kontrowersyjną warstwą liryczną w naszym rodzimym języku stało się możliwe, co zespół wykorzystał wraz z takimi formacjami jak Homomilitia, Protest and Survive, Enough! i wieloma innymi skrytymi w głębokim podziemiu projektami.
Filth of Mankind chcąc się wyróżnić na rodzącej się scenie, ma zamiar zaprezentować swoje granie w nieco bardziej rozbudowanej i atmosferycznej formie, nazywając jednocześnie swój odłam crustu „stenchcore” (na podstawie określenia użytego parę lat wcześniej przez zespół Deviated Instinct).
Jeszcze przed wydaniem swojej pierwszej EP-ki z Filth of Mankind odchodzą basista „Stivi” i gardłowy Maciej Kowalski. Zostają zastąpieni kolejno przez Michała Jędrka i Tomka Pawlaka. W tym składzie grupa zasila szeregi wytwórni Scream Records i przystępuje do tworzenia materiału na EP „Czas Końca Wieku”. Jesienią 1999 roku wchodzą do studia Radia Gdańsk, by nagrać zgromadzony materiał. Parę miesięcy później w tym samym miejscu tworzą pełniaka „The Final Chapter”, który zostaje wydany 1 września 2000 roku.
I choć Metal Archives daje nam mało informacji o aktywności zespołu, tak fanpage na Facebooku zespołu dobrze nakreśla nam jego działalność po 2000 roku. Zarówno przed jak i po wydaniu „The Final Chapter” Filth of Mankind przez ponad 10 lat w miarę regularnie występuje w różnych klubach i festiwalach w Europie. W międzyczasie zdarzają się drobne roszady w składzie.
Po 2009 roku działalność koncertowa kapeli urywa się; mimo to, Filth of Mankind nie rezygnują ze sprzedaży merchu, jak i dalszego promowania swojego albumu. W 2014 ukazuje się cyfrowa wersja „The Final Chapter” na Bandcampie z dodatkowym, dziewiątym utworem. Według najnowszych wieści, na lato 2023 planowana jest reedycja albumu w formie fizycznej. Zatem czekamy!
Zdjęcie bardziej znane niż sam zespół
Okładka choć jest stosunkowo minimalistyczna, to wprowadza nas w klimat płyty. W porównaniu do wielu kapel crustowych, jest ona bardzo charakterystyczna łącząc subtelną gotycką czcionkę z niewyraźnym, czarno-białym zdjęciem faceta stojącego przy płonącym koksowniku. W tle widoczne są słupy wysokiego napięcia subtelnie kojarzące się z przemysłem i cywilizacją.
Okładka obrazuje nędzę, z jaką świat będzie musiał zmagać się, gdy międzynarodowy kryzys bądź katastrofy klimatyczne powalą naszą planetę. Grafika stała się na tyle rozpoznawalna, że obecnie wśród słuchaczy cięższych brzmień jest bardziej znana niż samo Filth of Mankind, a to już coś.
Atmosferyczno – chwytliwa zawartość uwalniająca grozę
Kiedyś na jednym z forów zrodziła się dyskusja, co tak naprawdę grają Filth of Mankind? Czy jest to death metal, czy crust punk, czy może black metal z wpływami hardcore’u? Jeśli chodzi o to zagadnienie, porównałbym podejście Filth of Mankind do Amebix – zarówno tu jak i tam mamy luźno trzymający się ram crust punk. Pomorzanie zrobią to jednak ze zdecydowanie większą pompą niż brytyjczycy.
Od samego początku wiadomo już, że Filth of Mankind poda swoją muzykę na innej tacy niż zespoły metalowe, czy punkowe – mamy co prawda dystopijną otoczkę okraszoną ciężkimi hardcore’owymi riffami przeplataną gdzieniegdzie metalowym sznytem, a jednak w przeciwieństwie do bezpośredniości i przekazu typowego dla crustu, Filth of Mankind kładzie zdecydowanie większy nacisk na współgrającą z nim sekcję rytmiczną wyraźnie mieszającą punk i metal ze sobą, nie rezygnując tym samym z drobnych eksperymentów. Brzmi ona na tyle autentycznie, że można byłoby pomyśleć, iż muzycy faktycznie mogli być przerażeni wizją końca świata i zdawali sobie sprawę z tego, jak bezsensowne życie prowadzi w tej chwili rasa ludzka.
Filth of Mankind osiąga to nie tylko dosadnymi, brudno brzmiącymi riffami, ale również grubą krechą podkreśla ten strach stosując wtórujące gitarom lekko schowane, aczkolwiek wyraźnie nawiedzające słuchacza klawisze, gdzieniegdzie wplatając również subtelne, ale i równie silnie oddziałujące sample.
W przeciwieństwie do gatunków punkowych mamy tu również długie sekcje instrumentalne umiejętnie rozłożone między zwrotkami. I za każdym razem pomorzanie robią ciach: masz tu ten świetny riff, machaj tą łepetyną aż ci odpadnie, baw się bo wszyscy i tak zaraz umrzemy.
Odsłuchując „The Final Chapter” do dzisiaj można się wprawić w niemałe zakłopotanie, mianowicie pomijając już powyższe cechy wydawnictwa nietypowe dla gatunków punkowych, najkrótszy kawałek na płycie trwa 3 minuty, zaś najdłuższy – prawie 9 minut.
Rozkład temp od średnich do thrashbeatowych, sekcji instrumentalnych i wokalnych sprawia, że płyta w ogóle nie męczy. Atmosfera jest na tyle pochłaniająca, a riffy na tyle chwytliwe, że „The Final Chapter” można słuchać długimi godzinami! Mimo tak dużych odstępstw od bazowego crustu, album najbardziej pasuje do tej stylistyki.
Również mix wskazuje na przynależność do crustu – ma być brudno, nie za czysto, przede wszystkim ma być ściana dźwięku dodatkowo rozpędzająca słuchacza nie rezygnując przy tym z dosadnego, ponurego klimatu. Rzadko można spotkać płytę, która będzie jednocześnie tak chwytliwa i tak atmosferyczna. To tylko świadczy o profesjonalizmie podziemnych muzyków z Gdańska.
Jaki jest przekaz „The Final Chapter”?
Warstwa liryczna przekazana dosadnymi, gardłowymi rykami Tomka wyraźnie współgra z sekcją rytmiczną. Pod tym względem Filth of Mankind nie wyróżnia się na tle współreprezentantów sceny, choć czy powinna? Poruszane są głównie tematy nieodpowiedzialnej światowej polityki, antykapitalizmu, zanieczyszczenia środowiska, ludzkiego zwątpienia i depresji, oraz końca świata.
Nie muszę chyba mówić, że tematyka zawarta na „The Final Chapter” niezmiennie od 23 lat wciąż jest aktualna, a może nawet bardziej zwraca uwagę na nasze współczesne problemy, niż w tamtych czasach. Kolejny element stosowany nagminnie od wielu lat w gatunku.
Czy są jakieś minusy na płycie Filth of Mankind?
Zasłuchując się w „The Final Chapter” musiałem chwilę pogłówkować nad tym zagadnieniem. Początkowo nie mam się do czego przyczepić, z sekcją rytmiczną wszystko jest w najlepszym porządku. Rozkład riffów, atmosferyczność również spoko. Słychać, że coś mi tu nie gra, ale nie wiem do końca co. I w pewnej chwili przychodzi oświecenie – chodzi o mastering. Jest on trochę zaniedbany na tle reszty, sprawia że płyta wydaje się lekko przykurzona, stłumiona. Przy tak dobrze spasowanych ze sobą brudnych ścieżkach, mogłyby być bardziej wyraziście i soczyście.
Skitsystem na albumie „Stigmata” zastosowało lepszy mastering zachowując jednocześnie pierwotną zgniliznę materiału, już nawet Amebix bardziej przysiedli do tego tematu prawie 40 lat wcześniej wydając „Arise!”, a jak wspomnę jeszcze o „Scum” Napalm Death, to już w ogóle wstyd się robi. Nie do końca rozumiem, zespołowi nie starczyło pieniędzy na mastering, czy może był to ich osobisty zamysł? Tak czy siak, trochę nietrafiony.
Wersja cyfrowa z 2014 zawiera jeszcze jedną, drobną skazę. Bonusowy utwór „XX wiek” na tle pozostałych kawałków wydaje się być nie do końca przemyślany, niedokończony. Co prawda zawiera parę solidnych riffów, jednak wyraźnie pod tym względem odstaje. Nie dziwne zatem, że Filth of Mankind nie publikuje tego utworu w wersji bazowej płyty – brzmi po prostu jak recykling dobrych riffów i tekstu napisanych w przeszłości, by kompletnie wyczerpać temat „The Final Chapter” i w całości wykorzystać godziny wykupione w studiu Radia Gdańsk. Nie muszę chyba dodawać, że utwór ma równie spartaczony mastering jak reszta płyty.
Sumując to wszystko do kupy
Pracując nad „The Final Chapter”, Filth of Mankind odwaliło kawał dobrej roboty. Chłopaki bardzo sprawnie wyszli poza ramy gatunkowe wplatając elementy metalowe i eksperymentalne do muzyki crust punkowej.
Wszystko jest tutaj dobrze przemyślane i dopięte na ostatni guzik, co tworzy bardzo zgrabną całość – sekcje instrumentalne, ścieżki wokalne, miks, teksty i stworzenie dystopijnego, ponurego klimatu – po prostu wszystko jeśli chodzi o proces twórczy zostało dopieszczone.
Ablum „The Final Chapter” na Bandcamp: https://filthofmankind.bandcamp.com/album/the-final-chapter-12

Lista utworów:
1. „Upadek”
2. „Poszanowanie różnorodności”
3. „W piekle codzienności”
4. „Obłędna rzeczywistość”
5. „Rejs ku zagładzie”
6. „Bastard”
7. „Cywilizacja jednorazowego użytku” (Protest and Survive cover)
8. „Zamknięty rozdział”
9. „XX wiek” (utwór bonusowy)