RELACJE

40 lat Destruction. Relacja z koncertu w Warszawie (31.10.23)

Relacja z koncertu Destruction w Warszawie
Koncert zespołu Faun

31 października 2023 r. w klubie Proxima w Warszawie odbyła się wyjątkowa impreza halloweenowa. W ramach trasy koncertowej z okazji 40-lecia Polskę na jedyny koncert odwiedziła thrash metalowa legenda z Niemiec – Destruction. Jako goście towarzyszyły jej grupy: Whiplash, Enforcer i Crisix. Czy istnieje lepszy czas na metalowy maraton niż święto duchów, potworów i wszelkiej horrorowej menażerii? Teoretycznie nie, a jak impreza wypadła w praktyce – przeczytacie w poniższej relacji.

Czytaj też: Relacja z Metal Kommando Fest III. Różne twarze polskiej ekstremy

Crisix – tradycyjny thrash metal w nowoczesnym wydaniu

Według opublikowanej przez organizatora rozpiski czasowej koncert rozpocząć się miał o godzinie 19. I rzeczywiście, gdy kilka minut po 19 zjawiłem się pod Proximą, po okolicy roznosił się już przyjemny łomot w wykonaniu hiszpańskiej thrashowej formacji Crixis. Przed otwartymi drzwiami klubu kłębił się za to niemały tłum fanów, oczekujących na wejście do środka.

Spodziewałem się, że jubileusz Destruction przyciągnie sporo ludzi, ale takiej kolejki do wejścia na już trwającą imprezę nie widziałem od naprawdę bardzo dawna. Wprawdzie posuwała się ona do przodu całkiem sprawnie, ale późniejsza konieczność wizyty w szatni i przy barze sprawiła, że przez większość występu zespołu z Barcelony znajdowałem się dość daleko od sceny.

A na niej i pod nią działy się rzeczy naprawdę ciekawe. Crisix serwował publiczności soczysty thrash metal, z jednej strony tradycyjny, z bardzo wyczuwalnym “retro” charakterem, z drugiej zaś – brzmiący mięsiście, nowocześnie i wcale nie trącący myszką. Grupa zaprezentowała przekrojowy set, obejmujący utwory z większości jej studyjnych płyt, a licznie zgromadzona publiczność mimo wczesnej pory zgotowała jej naprawdę świetne przyjęcie, rozkręcając na sali żywiołowy moshpit.

Jak na wielbicieli retro thrashu przystało, w kulminacyjnym momencie swojego występu Crisix oddał hołd klasykom, wykonując medley złożony z fragmentów “Hit the Lights” Metalliki, “Walk” Pantery i “Antisocial” grupy Trust, spopularyzowanego wśród metalowej braci w wersji wykonywanej przez Anthrax. Na koniec jeszcze numer o wiele mówiącym tytule “Ultra Thrash” z debiutu i szybkie pożegnanie, bo czas naglił, a już za chwilę na scenie zainstalować się miał kolejny zespół. Hiszpańscy muzycy zagrali dobry koncert i złapali równie dobry kontakt z polską publicznością. Po swoim występie przez właściwie cały wieczór kręcili się po klubie, rozmawiali z fanami i bawili się w ich gronie.

[newsletter]

Crisix w Warszawie
Crisix w Warszawie

Enforcer – jeszcze heavy metal czy już glam?

W międzyczasie doszło do największej zmiany klimatu tego wieczoru w Proximie, bo po Crisix na scenie pojawił się jedyny niethrashowy zespół w składzie, czyli szwedzki Enforcer. O załodze dowodzonej przez Olofa Wikstranda panują w środowisku dość skrajne opinie. Z jednej strony, nie można odmówić jej ważnej roli w odrodzeniu zainteresowania klasycznym heavy/speedem i zasług dla całego nurtu New Wave of Traditional Heavy Metal. Z drugiej strony, nowsze albumy grupy są przez ortodoksyjnych fanów gatunku mocno krytykowane jako zbyt przesłodzone i za bardzo flirtujące z tandetnym, komercyjnym glam metalem.

Enforcer w Warszawie
Enforcer w Warszawie

Sam nie jestem szczególnym wielbicielem Enforcera i nie spodziewałem się zbyt wiele po jego koncercie, zostałem nim natomiast mile zaskoczony. Zespół postawił w większości na swoje starsze, heavy metalowe kompozycje, jak “Destroyer”, “Undying Evil” i “From Beyond” zaprezentowane w tej właśnie kolejności na rozpoczęcie koncertu. Późniejsze, te bardziej glamowe utwory wypadły za to nadspodziewanie dobrze. Tak, to prawda, że są melodyjne i słodziutkie, ale też po prostu świetnie nadają się do zabawy na żywo. Podczas tytułowej ballady z najnowszej płyty “Nostalgia” na sali zapłonęły uniesione zapalniczki, a nie zdarza się to ostatnio zbyt często na metalowych koncertach.

Pod sceną zgromadził się całkiem spory tłum, który naprawdę żywiołowo reagował na kolejne utwory – widać było, że Enforcer ma w naszym kraju oddanych fanów i zaryzykuję stwierdzenie, że pewna część publiczności przyszła tego dnia do Proximy głównie dla Szwedów. Te osoby na pewno nie były występem zawiedzione, a i ja, choć udział Enforcera w tej trasie już od pierwszego ogłoszenia uważałem za dość kontrowersyjny pomysł, bawiłem się całkiem nieźle.

Koncert Enforcer w Warszawie
Koncert Enforcer w Warszawie

Kilka uwag o dźwięku w klubie Proxima

W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję, skierowaną do czytelników, którzy w klubie Proxima nigdy jeszcze nie byli. Lokal ten jest dość długi, ale wąski, zaś sala koncertowa o budowie “kiszki” z tyłu rozszerza się, płynnie przechodząc w przestrzeń z barem, stolikami i miejscami siedzącymi. Powoduje to nierzadkie problemy z akustyką na organizowanych tam koncertach – w zależności od miejsca, w którym się stoi, nagłośnienie tego samego występu może być bardzo dobre, jak i bardzo słabe.

Podczas koncertu Enforcera stałem daleko od sceny i czasami miałem problem z usłyszeniem wokalu Wikstranda, przytłumionego bardzo głośnymi i zaskakująco ciężko brzmiącymi gitarami, a czasem nawet jego głosu zapowiadającego kolejne kawałki w przerwach między nimi. Na szczęście bliżej sceny było dużo selektywniej i tam też się właśnie udałem po zakończeniu setu Szwedów, by w najlepszych możliwych warunkach posłuchać długo wyczekiwanych thrash metalowych klasyków.

Whiplash – The Burning of Warsaw

O godzinie 21 na deski Proximy wkroczył Whiplash – legenda ze Wschodniego Wybrzeża USA, która dołączyła do trasy w miejsce zmagającego się z problemami zdrowotnymi Razor. Grupa o scenicznym stażu niewiele mniejszym niż jubilaci z Destruction, od początku dowodzona przez śpiewającego gitarzystę Tonego Portaro, zagrała w Polsce po raz pierwszy, ale za to jak zagrała!

Amerykańsko-kanadyjskie trio o średniej wieku mocno przekraczającej 50 lat (a i tak sporo zaniżonej przez nowego perkusistę, Ridera Johnsona) przez niemal godzinę trzymało polską publiczność w garści, nie zwalniając uścisku ani na moment. Chłostali ostrymi jak brzytwa riffami i tratowali tempem bębnów, robiąc to jednocześnie z dużą gracją i wesołością. Otrzymaliśmy od Whiplash thrash metal najczystszej próby, jednocześnie niepozbawiony zabawowego rock’n’rollowego sznytu spod znaku Motörhead.

Whiplash podczas koncertu w Warszawie
Whiplash podczas koncertu w Warszawie

Widać było, że muzycy bawią się na scenie świetnie, chyba nieco zaskoczeni entuzjastycznymi przyjęciem. Tony Portaro kilkakrotnie w przerwach między utworami wyciągał z kieszeni telefon i uwieczniał na filmach reakcje fanów, a w pewnym momencie rzucił do mikrofonu, że polska publika jest jak do tej pory najlepsza na tej trasie, i sądzę, że nie było w tym wiele kurtuazji.

Rzeczywiście, przyjęcie Whiplash było naprawdę niesamowite, a zespół tylko podkręcał atmosferę kolejnymi utworami. Myślę, że takiego amoku, jaki zawładnął fanami podczas “The Burning of Atlanta” z drugiej płyty, Proxima nie widziała już dawno na metalowym koncercie, a przynajmniej na żadnym, na którym byłem w tym lokalu w ostatnim czasie. A skoro o konkretnych numerach mowa – set zdominowały utwory z debiutanckiego albumu Whiplash “Power and Pain” z 1986 r. Usłyszeliśmy więc m.in. “Last Man Alive”, “Red Bomb”, a na sam koniec złowieszcze “Spit on Your Grave” i koncertowy hymn grupy, “Power Thrashing Death”.

Piękny był to występ, żywiołowy, tym razem dobrze nagłośniony, z setlistą pełną starych klasyków. Do pełni szczęścia zabrakło jeszcze z kwadransa grania i 2-3 numerów więcej. Szczególnie żałuję, że poza utworem tytułowym zespół nie wykonał więcej piosenek z mojej ulubionej, trzeciej płyty “Insult to Injury”. Takie “Voice of Sanity” czy “Hiroshima” wyniosłyby ten i tak świetny koncert na totalne wyżyny. No ale nie można mieć wszystkiego, zwłaszcza że to nie Whiplash był 31 października w Proximie gwiazdą wieczoru.

Whiplash w klubie Proxima
Whiplash w klubie Proxima

Destruction – sentymentalna podróż przez historię thrash metalu

Ta pojawiła się na scenie kilkanaście minut po godzinie 22 przy dźwiękach klimatycznego intra, aby od utworu “Curse the Gods” rozpocząć długą sentymentalną podróż w czasie i zaserwować licznie zgromadzonym maniakom najważniejsze utwory z całej swojej kariery. Publiczność, rozgrzana do czerwoności występem Whiplash, natychmiast uformowała spory moshpit, w którym zabawa trwała bez przerwy przez cały koncert.

Destruction wykonywało klasyk za klasykiem, skupiając się na utworach z lat 80., ze szczególnym uwzględnieniem debiutanckiej płyty “Infernal Overkill”, ale nie pomijając też najbardziej znanych nowszych numerów. Zatem poza pozycjami obowiązkowymi w rodzaju “Mad Butcher”, “Release From Agony”, “Bestial Invasion” czy “Total Desaster”, usłyszeliśmy m.in. świetne “Nailed to the Cross” i “The Butcher Strikes Back” oraz tytułowy kawałek z ostatniego albumu “Diabolical”.

W pewnym momencie na scenę został zaproszony nasz rodak, były perkusista Destruction, Wawrzyniec “Vaaver” Dramowicz, który bębnił w zespole w latach 2010-2018. Wykonał z kolegami kilka numerów, w tym dość zaskakujący “Armageddonizer” z albumu “Day of Reckoning”. Destruction ma na swojej jubileuszowej trasie raczej stałą setlistę, z której z przyczyn czasowych częściej coś wypada niż jest do niej dodawane, a ten akurat numer na większości koncertów poprzedzających występ w Polsce nie był wykonywany. Tym bardziej świetnie było tę perełkę usłyszeć w naprawdę porywającej wersji z udziałem perkusisty, który brał udział w oryginalnym studyjnym nagraniu.

A skoro o członkach i byłych członkach Destruction mowa – z oryginalnego składu w grupie pozostał już tylko Marcel “Schmier” Schrimer. Choć odejście w 2021 r. założyciela i wieloletniego gitarzysty Mike’a Sifringera spotkało się z mieszanymi reakcjami fanów, to muszę przyznać, że aktualny skład prezentuje się na żywo naprawdę godnie. Randy Black to perkusyjna bestia, a gitarzyści Damir Eskić i Martin Furia swoją grą sprawiają, że już chyba tylko najbardziej zatwardziali oldschoolowcy tęsknią za Sifringerem w Destruction. Zespół w Warszawie zaprezentował się wykonawczo bardzo dobrze, a przy tym z ogromnym luzem i było widać, że granie sprawia mu autentyczną przyjemność.

Pełna lista utworów Destruction według serwisu Setlist.fm: https://www.setlist.fm/setlist/destruction/2023/klub-proxima-warsaw-poland-13a051d1.html

Destruction w warszawskim klubie Proxima
Destruction w warszawskim klubie Proxima

Podsumowanie i kilka słów o organizacji

Polski przystanek trasy koncertowej 40 Years of Destruction okazał się dużym sukcesem. Impreza stała na niezłym poziomie organizacyjnym i przebiegła zgodnie z opublikowaną czasówką, co wciąż nie zawsze jest regułą na tego typu wydarzeniach. Publiczność dopisała, a wszystkie zespoły zagrały bardzo dobrze, a niektóre wręcz wspaniale. Schmier i spółka ułożyli setlistę idealną, na której nie zabrakło mi chyba niczego. Whiplash swoim występem totalnie zmiażdżył i jedyne, czego można żałować, to że grał tylko w charakterze supportu, a nie co-headlinera. Enforcer i Crisix z zadań “otwieraczy” wieczoru też wywiązali się dobrze.

Ogromne gratulacje i podziękowania należą się Michałowi z Black Silesia Productions za to, że sprowadza do Polski takie kapele – klasyczne, w pewnych kręgach wręcz kultowe, a być może nie zawsze należycie doceniane. Nie tak dawno zorganizował w Warszawie wspaniałe święto tradycyjnego heavy metalu w postaci koncertu Omen z Metaluciferem, a halloweenowy wieczór celebracji thrashu w Proximie w niczym mu nie ustępował. Teraz pozostaje tylko wspominać i czekać na kolejne ogłoszenia z obozu BSP!

Za udostępnienie zdjęć dziękujemy: https://www.facebook.com/LuxusPhotoX

Podobne artykuły

Profanacja w Warszawie. Relacja z koncertu Suicidal Angels (10.03.24)

Piotr Żuchowski

Relacja z koncertu Assassin w Warszawie. Teutońscy zabójcy w akcji

Piotr Żuchowski

Majówka z death metalem. Jak było na koncercie Neckbreakker?

Piotr Żuchowski

Zostaw komentarz