RELACJE

Relacja z koncertu Assassin w Warszawie. Teutońscy zabójcy w akcji

Zespół metalowy Assassin
Koncert zespołu Faun

W dniach 5 i 6 listopada dwa koncerty w naszym kraju zagrał w ramach trasy „European Skullblast Tour 2024” stary niemiecki thrash metalowy zespół Assassin. Weteranów z Düsseldorfu wspomagały formacje Burden of Grief oraz Nuclear. Zapraszamy do lektury relacji z ich występu w stołecznym VooDoo Club.

Czytaj też: Poganie i spółka. Relacja z polskiego koncertu Heathen (20.08.24)

Publiczność rozgrzewali Burden of Grief i Nuclear

Wieczór w VooDoo rozpoczął się od występu grupy Burden of Grief, podobnie jak gwiazda imprezy pochodzącej z Niemiec. Panowie grają melodic death metal, przy czym należy zaznaczyć, że większy nacisk w ramach wykonywanego gatunku kładą na aspekt „melodic” niż „death”. Dodatkowo, mimo że nie są już kapelą najmłodszą, bo powstali w 1994 r., inspirowany szwedzką szkołą rdzeń swojej twórczości przeplatają też wyraźnymi ukłonami w stronę bardziej nowoczesnych form metalu. Występ Burden of Grief został w Warszawie przyjęty umiarkowanie przychylnie, ale na pewno nie rzucił na kolana publiczności, ewidentnie oczekującej tego wieczoru bardziej oldschoolowych dźwięków.

Należytego hołdu dla starej szkoły doczekaliśmy się już po chwili przerwy, kiedy to punktualnie o 20 na scenie zainstalował się chilijski Nuclear. Thrash metalowe kapele z Ameryki Południowej słyną z żywiołowości oraz nieokrzesanej energii i tak właśnie w ciągu dość długiego jak na support, bo niemal godzinnego występu zaprezentowali się goście z Chile. Zagrali thrash szybki, dynamiczny, dość prosty, może nawet trochę toporny, ale płynący z metalowego serca, umiejscowiony gdzieś pomiędzy tradycją niemiecką i amerykańską, z lekkim wskazaniem na tę pierwszą.

Chilijczycy promują obecnie swoją najnowszą EP-kę „Violent DNA” i oczywiście utwory z niej znalazły się w setliście, ale była ona dość przekrojowa i objęła większość studyjnych materiałów grupy. Szczególnie w pamięci utkwiły mi wykonane pod koniec koncertu numery „Killing Spree” i „Murder of Crows”, z kolei największy aplauz publiki wzbudził dedykowany pamięci Jessego Pintado cover Napalm Death „Siege of Power”, podczas którego trochę zawrzało na parkiecie pod sceną. Solidny, bezpretensjonalny występ Nuclear udanie rozgrzał ludzi przez gwiazdą wieczoru.

Assassin – solidne łojenie i nieskrępowana radocha

Weterani teutońskiego thrashu niespodziewanie zaczęli swój koncert kilka minut przed planowaną godziną jego startu, czyli 21:30. Pod względem popularności zespół Assassin nigdy nie grał w thrashowej ekstraklasie, ustępując większym nazwom, takim jak Kreator czy Sodom, ale faktem jest, że jego dwie pierwsze płyty mają status klasyków, a i albumy poreaktywacyjne, nagrane już w XXI wieku, trzymają w miarę przyzwoity poziom.

Poza krążkiem „The Club” z 2005 r. usłyszeliśmy w Warszawie po co najmniej jednym utworze z każdego dotychczasowego longplaya grupy, a także świeżutkiej EP-ki, której premiera miała miejsce zaledwie w tym miesiącu. Nowe kawałki w rodzaju „Blood for Blood” i tytułowego „Skullblast” to solidne, energetyczne strzały, które obroniły się na żywo, ale nie oszukujmy się – większość zgromadzonych na sali fanów czekała na utwory z kultowej „płyty z czołgiem na okładce”, czyli debiutanckiego „The Upcoming Terror”. No i doczekała się m.in. „The Last Man”, „Fight (to Stop the Tyranny)” oraz hymnu grupy, oczywiście zatytułowanego „Assassin”. Świetny utwór i bardzo dobre wykonanie na żywo – był to dla mnie zdecydowanie najlepszy moment całego koncertu.

Muzycy Assassin dali z siebie wszystko i prezentowali się na scenie naprawdę solidnie, choć pod nią przesadnie dzikich tańców nie było. Na deskach zaś szalał postawny wokalista Ingo Bajonczak, a chyba jeszcze większa energia biła od Joachima Kremera. Wytatuowany łysol bez koszulki, z basem zawieszonym na łańcuchu zamiast tradycyjnego paska sprawiał wrażenie podjaranego jakby właśnie grał pierwszy koncert w życiu. Jürgen Scholz, jedyny wciąż aktywny w zespole członek jego oryginalnego składu, trzymał się trochę na uboczu i skupiał na grze na gitarze, ale i z jego twarzy uśmiech nie schodził przez większość występu. Naprawdę miło się patrzyło na to, jaką radość nienajmłodsi już przecież muzycy wciąż czerpią z koncertowania.

Podsumowanie, czyli Knock Out Productions i VooDoo Club

Muszę szczerze przyznać, że gdy zostały ogłoszone polskie koncerty Assassin, z lekkim zdziwieniem przyjąłem fakt, że organizuje je akurat Knock Out Productions. Ten zespół dużo bardziej pasowałby mi klimatem do portfolio Black Silesia Productions, które specjalizuje się w ogarnianiu tras kultowych, choć lekko zapomnianych weteranów, niż do KOP – agencji współpracującej z największymi koncertowymi miejscówkami w Polsce, która jeszcze tylko w tym roku zaprosi do nas tak duże i znane nazwy jak Accept, Sepultura czy Kreator. Tym niemniej doceniam ukłon w stronę tych bardziej podziemnych metal maniax, a że impreza przebiegła sprawnie i bez zarzutu pod względem organizacyjnym, pozostaje tylko podziękować Knock Out Productions za sprowadzenie Assassin, no i oczywiście za zaproszenie na gig redakcji Metal News!

W ostatnim czasie mogliście na naszych łamach przeczytać relacje z koncertów z bardzo dobrą frekwencją – masa ludzi na Deep Purple w Spodku, całkowicie wyprzedane Metal Kommando, wypełniona po brzegi sala na Stoned Jesus… Tym razem jednak metalowa brać nieco rozczarowała. Koncert Assassin odbywał się na większej z dwóch sal warszawskiego VooDoo Club, która delikatnie mówiąc, w szwach nie pękała. Rozumiem wtorek po długim weekendzie i sporą konkurencję w postaci innych imprez, w które tegoroczny listopad wyjątkowo obfituje, ale biorąc pod uwagę, że Assassin nie grał u nas od wielu lat, spodziewałem się jednak nieco większego tłumu pod sceną i trochę bardziej żywiołowego przyjęcia zespołu.

Sam klub VooDoo jest często chwalony za realizację technicznej strony swoich koncertów. Scena oświetlona była jak zwykle bardzo dobrze, wszak Wolfram Lighting to marka sama w sobie, jednak już drugi raz z rzędu na koncercie w VooDoo, na którym byłem (po październikowym Metal Kommando Fest V), nieco szwankowała akustyka. Duża głośność i mała selektywność brzmienia szczególnie dotknęła Nuclear i początkowo Assassin, jednak sytuacja uległa poprawie po kilku pierwszych kawałkach headlinera i reszty występu słuchało się już naprawdę przyjemnie.

Tak właśnie mogę zresztą podsumować cały ten thrash metalowy wieczór – był po prostu przyjemny. Kameralny, dość spokojny, z przyzwoitymi koncertami, które miały kilka bardzo mocnych momentów i mogły się podobać, ale jednak całościowo na kolana nie powaliły. Tym niemniej wybrać się do VooDoo w ten zimny wtorek było warto, w końcu kto wie, kiedy znów odwiedzą Polskę teutońscy zabójcy?

Podobne artykuły

30 lat Illusion! Relacja z koncertu w Zabrzu (19.03.2022)

Paweł Kurczonek

Relacja: Doro w Polsce, Warszawa – 04.10.2011

Tomasz Koza

Relacja: Korn, Heaven Shall Burn, Hellyeah – Warszawa, 31.03.2017

Albert Markowicz

Zostaw komentarz