Są dwa obozy w sprawie playbacku. Jedni uważają, że to pożyteczne wsparcie XXI wieku dla wokalistów i zespołów. Drudzy – że to zbrodnia przeciwko muzyce na żywo. Nie sposób nie zgodzić się – przynajmniej częściowo – z obiema opiniami. Ale na pewno upartymi przeciwnikami playbacku są organizatorzy niemieckiego „No Playback Festival”. Nazwa wydarzenia mówi zresztą sama za siebie, więc – pomijając fakt, że to nie ten pułap muzyczny – Mandaryna by tam wstępu nie miała.
Rygorystyczne warunki uczestnictwa w „No Playback Festival”
Tegoroczna edycja festiwalu odbędzie się w dniach 28-29. kwietnia w Kulturhalle Remchingen. Wystąpi 13 zespołów, które zagrają w czystym duchu rock & rolla. Na scenie będzie można zobaczyć Raven, Ross The Boss, Holy Moses, Vicious Rumors, Crystal Viper, Sanhedrin, Traitor, Contradiction, Act of Creation, Rezet, Tarchon Fist, Savage Existence oraz Hell Patröl (nie mylić z Hell Patrol, bo ci są z Polski i zdecydowanie na festiwalu nie grają).
Organizatorzy uważają, iż muzyka „na żywo” i grana „na żywioł”, to kwintesencja energii rock & rolla. Temu wydarzeniu towarzyszy spontaniczność i improwizacja i pomyłki, wynikające z ludzkich błędów, są tu bardziej mile widziane, niż dobre odtworzenie wykonania ze wsparciem chórków uprzednio nagranych. Zatem są one surowo verboten. Znaczy wzbronione.
Wiele zespołów dziś używa uroków playbacku, na każdym polu muzycznym. Niedobrym jest odtwarzanie piosenki nagranej w studio 15 lat temu i udawanie, że się ją śpiewa, poruszając tylko ustami w mniej lub bardziej przekonujący i zsynchronizowany sposób. Ale jeśli korzysta się z tej pomocy w sposób umiejętny, z zachowaniem szacunku do fanów, którzy na koncerty bądź co bądź przychodzą, by posłuchać utworów na żywo, nie jest to wielka zbrodnia.
Festiwale organizowane są pod różnymi egidami i na różnych zasadach. O takiej jeszcze nie słyszałam. Ale jeśli ktoś popiera tę ideę całym sobą, Niemcy są niedaleko. Jako smaczek zaś zostawiam nieudany występ z użyciem playbacku w wykonaniu fińskiego Lordi z 2006 roku.
Źródło: Loudersound.com
3 komentarze
cytat z artykułu: „Ale jeśli korzysta się z tej pomocy w sposób umiejętny, z zachowaniem szacunku do fanów, którzy na koncerty bądź co bądź przychodzą, by posłuchać utworów na żywo, nie jest to wielka zbrodnia.”
Aż nie wierzę, że to przeczytałem. Mało rzeczy mnie szokuje, ale Wam się udało. Niestety w sposób negatywny.
Chyba, ze macie na myśli intra do niektórych kawałków.
Jeśli kapela nie daje już rady zagrać lub zaśpiewać jakiegoś kawałka to go po prostu nie gra. Wg mnie to jest szacunek dla fanów i szczerość (np. Child In Time Deep Purple). Mogę tego posłuchać na płytach koncertowych. Ale na żywo chcę na żywo. Chcę zobaczyć zespół w aktualnej formie, tacy jacy są teraz. Dzięki temu niektóre kawałki grane w odstępie kilkudziesięciu lat brzmią inaczej.
Przecież rock and roll to szczerość. Udawanie to zbrodnia.
Pisząc o korzystaniu ze wsparcia wcześniej nagranego miałam na myśli chórki, których na raz z główną linią melodyczną nie zaśpiewasz na żywo, jeśli nie wesprą Cię w tym pozostali muzycy.
No a co z tzw podkładami, uzupełniaczami składów? Bo tak grających w Polsce jest wielu począwszy od pop rocka po „prawdziwy” (he ,he:) najcięższy metal, no ale wszyscy czują się wporzo i zawsze wytłumaczą że albo gatunek i konwencja upoważnia albo takie czasy, a co tam publika i że to niby prawdziwy występ na żywo 🙂