Phil Rudd powrócił do składu AC/DC w 2018 roku i wraz z resztą zespołu nagrał dobrze przyjęty krążek „Power Up”. Kilka lat później muzyk nie wyruszył jednak z grupą na światową trasę promującą tenże album. Według pierwszych pogłosek, za absencją perkusisty stały wówczas jego problemy zdrowotne. Bazując jednak na ostatnich słowach Rudda, wnioskować można jednak, że chodziło o coś więcej aniżeli kwestie związane ze zdrowiem.
Zobacz też: Teledysk AC/DC do „Thunderstruck” przekracza miliard wyświetleń na YouTube
Phil Rudd wątpi, że wróci do AC/DC
Perkusista nie wystąpi już nigdy z legendarną grupą hard rockową? Takie wnioski można wyciągnąć po słowach, które wygłosił w jednym ze swoich ostatnich wywiadów. Muzyk w rozmowie z nowozelandzkim portalem Stuff zdradził bowiem, że jego stosunki z kolegami z zespołu w ostatnich latach mocno się ochłodziły. Rudd wspomniał nawet, że jeśli kiedykolwiek wystąpi jeszcze na scenie, to będzie to tylko i wyłącznie ze względu na fanów formacji.
Był taki czas, kiedy myślałem, że koniec grania z AC/DC to automatycznie koniec mojego życia. Znałem tylko i wyłącznie życie z nimi. A okazało się, że ludzie o których myślałem jak o swoich braciach, nawet nie odbierali moich telefonów, gdy byłem w potrzebie. (…) Jak dla mnie to za zespołem stał głównie Bon. Mój ulubiony album to „Highway To Hell”, a moje ulubiona piosenka to „Touch Too Much”, którą napisał Bon. Kiedy zmarł, okazało się, że nagle czuje się samotny w AC/DC. Ale dzięki tym wszystkim ludziom, którym podobała się nasza muzyka, zawsze byłem szczęśliwy. Tak więc, jeśli zagram jeszcze kiedykolwiek, to zrobię to tylko dla naszych fanów. I ku pamięci Bona.
I cóż, jakkolwiek pięknie nie wyglądają jego słowa o szacunku do fanów, to raczej nie ma co się spodziewać, że muzyk wystąpi jeszcze na jednej scenie. Wygląda bowiem na to, że między Panami odnowił się jakiś konflikt, którego raczej nie będzie dało łatwo się zażegnać.
Źródło: Blabbermouth
Fot. Materiały prasowe