Temat koncertów zespołów, których założyciele już nie żyją, wśród fanów ciężkich brzmień wzbudza wiele kontrowersji. Z jednej strony to dobrze, że twórczość tych kapel wciąż żyje i może docierać do nowych odbiorców, z drugiej jednak rodzi to wiele pytań o tożsamość i o to, czy możliwe jest zastąpienie muzyków, którzy ją pisali. Niedawno na pełny powrót zdecydowała się amerykańska formacja Grey Daze, którą na początku lat 90. zakładał Chester Bennigton.
Czytaj: Córki Chestera Benningtona na nowej płycie Grey Daze
Grey Daze miało wrócić wcześniej
Grey Daze powstał w 1993 roku z inicjatywy Bennigtona oraz jego kolegi z Phoenix – Seana Dowdella. Po wydaniu dwóch albumów studyjnych, na skutek konfliktów narastających w grupie, band rozwiązał się w 1998 roku. Bennigton dołączył później do zespołu Xero, który niedługo po tym zmienił nazwę na Linkin Park.
Jak informuje rockcelebrities.net, Grey Daze miał się reaktywować jeszcze przed śmiercią lidera Linkin Park – sam Bennigton miał być zaangażowany w realizację tego pomysłu. I chociaż jego samobójstwo w 2017 roku uniemożliwiło te plany, częściowy come back zrealizowano – w 2020 roku ukazała się płyta „Amends”, zawierająca nową muzykę kapeli z nieopublikowanymi wcześniej wokalami ich dawnego frontmana. Podobny zabieg Dowdell i spółka zastosowali na krążku „The Phoenix” z ubiegłego roku.
Pierwszy koncert Grey Daze od ponad dwóch dekad
Teraz jednak przyszedł czas na pierwszy od 23 lat koncert formacji – odbył się on 6 maja w ich rodzinnym Phoenix w Arizonie. W składzie Grey Daze znaleźli się oryginalni członkowie zespołu: Sean Dowdell, Cristin Davies i Mace Beyers, a gościnnie za mikrofonem stanął Cris Hodgers – to wokalista zespołu In The End, tribute bandu Linkin Park. Gig był formą upamiętnienia i hołdu w stronę Bennigtona.
Warto dodać, że zespół ma w planach kolejne trzy występy w lipcu i sierpniu.
A Wy jak podchodzicie do takich powrotów? To rzeczywisty hołd, czy raczej skok na kasę? Komentarze są do Waszej dyspozycji.
Źródło: Blabbermouth
FOT. ANJELLA/SAKIPHOTOGRAPHY