Remastering dalej ma się dobrze – wytwórnie muzyczne cały czas chętnie sięgają po kolejne krążki, licząc na spore zainteresowanie miłośników cięższych brzmień. Tym razem z zakurzonej półki metalowo-rockowych albumów ściągana jest kolejna płyta – „Another Perfect Day” grupy Motörhead. Wersja deluxe ukaże się na podwójnym CD oraz potrójnym winylu wraz z twardą oprawą i książeczkami.
Do odświeżonej edycji „Another Perfect Day” dorzucono także nagranie z pełnego koncertu, który odbył się 22 czerwca 1983 roku w angielskim Hull City Hall. Jakby komuś było mało, to CD i digital wzbogacono dodatkowo o niepublikowane demo nagrań z płyty, a na prawdziwych koneserów czeka również pojedynczy kolorowy winyl (niebiesko-czarny swirl) z kolekcji limitowanej, zawierający oryginalny album, podrasowany technologią cyfrową.
Sprawdź też: Niepublikowany wcześniej koncert Motörhead z The Montreux Jazz Festival
Można pomyśleć, że wytwórnia sprawiła sobie dużo zachodu jak na jeden krążek, ale warto pamiętać o jego odmienności – w końcu to płyta bez gitarowych wariacji Eddiego Clarke’a. Zostały one zastąpione przez nieokrzesaną twórczość i osobowość Briana „Robbo” Robertsona z Thin Lizzy.
Premiera 3 listopada 2023 roku. Preorder: https://motorhead.lnk.to/APD40PR
Świeża krew i krótkie spodenki Briana Robertsona
Po długiej szarpaninie między Clarkiem a Lemmym Kilmisterem i resztą bandy rozpoczęto poszukiwania nowego gitarzysty.
Eddie opuszczał nas średnio co dwa miesiące, ale tym razem tak nas wkurzył, że nie poprosiliśmy go o zmianę decyzji.
Przeczołgany przez własny sukces Motörhead potrzebuje głębokiego oddechu oraz świeżej krwi, aby zmniejszyć swoje rozbuchane do granic możliwości ego i jednocześnie ruszyć do przodu. Do kapeli dołącza więc Brian Robertson, który nie patyczkuje się z resztą kapeli i zaczyna wprowadzać własne porządki. Zupełnie nie przejmuje się scenicznym dress code’em Motörheadu – podczas koncertów występuje np. w „zakazanych” krótkich spodenkach.
Jedyny problem z Brianem grającym w Motörhead stanowiły jego krótkie spodenki. Dosłownie, chociaż ludziom trudno w to uwierzyć… Wszystko sprowadzało się do spodenek.
Nie była to do końca prawda, gdyż Robertson odmawiał również grania na żywo takich singli jak np. „Ace of Spades”, wywołując tym samym prawdziwe pospolite ruszenie wśród fanów – nie szczędzili oni okrzyków wściekłości.
Sytuacji w zespole nie poprawiało także inne zachowanie Robertsona – ponoć traktował on Motörhead jak trampolinę do dalszej kariery, co negatywnie wpływało nie tylko na pozycję Phila Taylora oraz Lemmiego, ale i cały wizerunek grupy z Wielkiej Brytanii. Naturalnym krokiem było więc rozstanie Robertsona z zespołem – zanim to jednak nastąpiło, wspólnymi siłami powstaje krążek „Another Perfect Day”.

Fot. Allan Ballard
Płyta Motörhead, którą wszyscy znienawidzili
No, prawie wszyscy, bo w końcu to jeden z tych albumów, który mocno dzieli fanów – jedni chwalili go za dalsze trzymanie poziomu i odmienność brzmienia, drudzy podchodzili do niego z dużą rezerwą m.in. przez brak topowych kawałków.
Na samym początku Kilmister określił krążek jako „musicalowy”, a nagrywki traktował jak swoiste piekiełko:
To była jakaś cholerna tortura. Brian spędzał po 17 godzin, nagrywając gitarowe ścieżki. Kiedy płyta się ukazała, wszyscy ją nienawidzili.
Te słowa to jednak spora przesada – ostatecznie wypociny Motörhead przyjęły się w światku muzycznym, gdyż tak naprawdę jest czego posłuchać na tej składance. „Back at the Funny Farmy”, czyli utwór otwierający „Another Perfect Day” swoim szybkim tempem przypomina dotychczasową twórczość kapeli.
Z kolei w „Shine” oraz „Dancing on Your Grave” pierwsze skrzypce grają solówki Robertsona, a także śpiew Kilmistera, nadając kawałkowi kapitalną warstwę melodyczną. Tytułowe „Another Perfect Day” również daje radę dzięki wysublimowanemu połączeniu basu i gitary. „Rock It” trzęsie natomiast uszami słuchacza, zaskakując go partiami pianina – zdecydowanie czuć tutaj powiew świeżości zaimplementowany przez Robertsona. No i oczywiście świetne „I Got Mine”, w którym największą robotę robi miarowa perkusja z niespokojną gitarą.
Zderzenie niepokornego charakteru Robertsona i samozadowolenia pozostałej reszty kapeli dało finalnie całkiem udany album. Jeśli dorzuci się do tego niepublikowane zdjęcia, wersje demo oraz nową jakość dźwięku „Another Perfect Day”, to warto zastanowić się nad zakupem zremasterowanej wersji krążka. W końcu trzeba się kiedyś opowiedzieć po którejś stronie i albo dołączyć do miłośników tego albumu, albo stanąć po przeciwnej strony barykady.
Źródła:
[1] Materiały prasowe
[2] https://inrock.pl/historia-motorhead-cz-3/