Niespodzianka dla fanów progresywnej grupy Leprous z Norwegii. Przedwczoraj zespół zaanonsował datę premiery swojego kolejnego, siódmego albumu. To prawdziwe zaskoczenie, gdyż aż do wczoraj zespół nie dawał żadnych znaków mówiących o planach wydania nowej płyty.
Ostatnie wydawnictwo Leprous – „Pitfalls” – pochodzi z 2019 roku. W między czasie zespół wydał singiel „Castaway Angels”. Nie wiadomo, czy ten pojawi się na nadchodzącym albumie.
Nowy album Leprous „Aphelion”
Nie wiem, czy to przypadek, ale tak się składa, iż Leprous systematycznie, od 2009 roku, wydaje kolejne płyty co dwa lata. I tak zespół ma na swoim koncie kolejno: „Tall Poppy Syndrome” (2009), „Bilateral” (2011), „Coal” (2013), „The Congregation” (2015), „Malina” (2017) oraz „Pitfalls” (2019). Dwa lata później, w 2021, już w sierpniu ukaże się kolejna płyta „Aphelion”. Grupa wydała jeszcze w między czasie jeden album koncertowy „Life At Rockefeller Music Hall” w 2016 roku.
Na temat nadchodzącej płyty w poście informującym o tym wydarzeniu wypowiada się Einar Solberg – wokalista zespołu.
Nie planowaliśmy wydania nowego albumu. Wtedy nagle pojawił się Covid. Dlatego ta płyta jest inna, niż wszystkie. Jest spontaniczna i intuicyjna. Eksperymentowaliśmy w sposób, w jaki jeszcze dotąd nie graliśmy i odkryliśmy nowe ścieżki. Nie ma na tym albumie miejsca na rozmyślanie nad dźwiękami, przesadzone kompozycje, perfekcjonizm czy idealnie zaplanowane aranżacje. Sądzę, że to jedna z zalet tego wydawnictwa. Jest ożywcze i brak w nim kalkulacji.
Leprous już nie raz pokazał, że potrafi improwizować i w każdej odsłonie prezentuje się tak samo dobrze. Z mocno progresywnych pierwszych czterech płyt zespół popłynął w bardziej eteryczną, wolną, stonowaną twórczość wydając płyty „Malina” i „Pitfalls”. Wg wielu fanów uznawane były one za bardziej popowe, niż metalowe. Czy to dobrze?
Kwestia subiektywnego odczucia. Ci, którzy wielbili Leprous za ich pokręconą math rockową twórczość, mogli nie być zadowoleni z tej odmiany. Ja osobiście cieszę się, że próbują i nie idą ciągle w tym samym kierunku, a chcą się rozwijać. Ich ostatnie płyty w swojej odmienności naprawdę są ożywcze i słucha mi się ich o dziwo lepiej, niż tych pierwszych, które pełne były zawiłych kompozycji typowych dla muzyki progresywnej.
Leprosus, premiera „Aphelion” w 2021
Skoro zatem Einar Solberg mówi, że ta płyta jest inna, niż wszystkie, to i w tym przypadku możemy spodziewać się totalnej odmienności i niespodzianki. Biorąc pod uwagę ich ostatnie dokonania, naprawdę nie mogę się doczekać, by jej przesłuchać.
Na szczęście nie trzeba długo czekać. Premiera nastąpi 27 sierpnia, a że czas szybko leci, to nim się obejrzę, będę już znała całą płytę na pamięć. Album został nagrany w trzech studiach: Ghost Ward Studios, Ocean Sound Recordings oraz Cederberg Studios.
Znana jest już również okładka płyty. Jako osoba zwracająca na okładki ogromną uwagę daję temu albumowi już na starcie dużego plusa właśnie za tę grafikę. Impresjonistyczne, kosmiczne obrazki, zawsze przyciągają moją atencję podwójnie.
Można ją również odnieść do tytułu samej płyty. Afelium, bo tak można przetłumaczyć jej znaczenie, to punkt na orbicie ciała niebieskiego, znajdujący się w miejscu jego największego oddalenia od Słońca, czyli w jego apocentrum. Okładka zawiera w sobie elementy astronomiczne, zatem te symbole nie są tu zapewne przypadkowe.
Einar Solberg dodaje, że tytuł tej płyty w odniesieniu do definicji afelium ma wyraz symboliczny, który pozostawia do własnej, osobistej interpretacji.
Działalność w pandemii
Einar wspomniał, że zespół nie planował nowej płyty, lecz pandemia wywróciła wszystko do górny nogami. Ostatecznie grupa nie próżnowała i w trakcie trwającej już półtora roku izolacji zagrała kilka koncertów online. Były one zarówno na żywo, jak i nagrane wcześniej.
Dwa razy wystąpili również z Ihsahnem, szwagrem Einara Solberga. Organizowali spotkania z fanami, wspólne pisanie utworu online poprzez wykupienie streamingu z ich prób na cały tydzień, pojedyncze sesje z muzykami itd. Żaden inny zespół nie był tak aktywny w trakcie pandemii, jak właśnie Leprous.
O pobudkach płynących z tych zachowań pisałam kilkukrotnie. Do prywatnej oceny zostawiam fakt, czy była to prawdziwa chęć bycia z fanami, czy raczej sposób na zarobienie pieniędzy w mało eleganckim stylu, co miesiąc organizując kolejne akcje za coraz to większe pieniądze. Mój osobisty stosunek do tego zespołu przez wzgląd na te wydarzenia nieco zelżał, ale nie na tyle, by nie czekać na ich kolejne osiągnięcia.
Dopóki tworzą dobrą muzykę, pozostałe kwestie odchodzą lekko na bok. Jeśli kiedyś zespół zacznie opadać z siły, motywacji i kreatywności, wynosząc się mimo wszystko na piedestał jeszcze bardziej bez żadnej pokory, wtedy faktycznie może być to koniec mojego uwielbienia dla Leprous. Póki co daje im jeszcze szansę i z niecierpliwością czekam na nadchodzące wydawnictwo.
Źródło: Leprosu na Facebooku
Fot. Materiały promocyjne