RECENZJE

Recenzja Accept – „Too Mean To Die”, czyli nie czas umierać

Accept Too Mean To Die

W 2020 roku Sodom wydało bardzo dobry album pt. „Genesis XIX”, który przypadł mi do gustu i wciąż do niego wracam. Z moją recenzją tej płyty zapoznacie się na łamach portalu. Zespół pokazał, że niemieccy thrash metalowi wyjadacze nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Tę tezę starają się potwierdzić również inne tamtejsze legendy.

O nowej płycie Kreatora mówi się od dawna, a w zeszłym roku wydali dosyć głośny singiel „666 (World Divided)”.

Nie możemy również zapomnieć o Accept, które pod koniec stycznia 2021 roku wydało swój najnowszy longplay. Płyta „Too Mean To Die” była zapowiadana przez kilka singli, a jej premiera uległa drobnemu opóźnieniu. Mianowicie pierwotnie miała się ukazać 15 stycznia, a ostatecznie dwa tygodnie później mieliśmy możliwość jej posłuchać. W erze pandemii tak często bywa.

Od kilkunastu lat na wokalu w Accept jest Mark Tornillo

Muzyk nagrał już z formacją kilka albumów, czyli „Blood of The Nations”, „Stalingrad: Brothers in Death”, „Blind Rage” oraz „The Rise of Chaos”. I szczerze powiem, że jego dołączenie do Accept dało jej na nowo kopa i udowodniło ich niezwykle wysoki poziom. Oczywiście to również za sprawą niesamowitych gitarowych wyczynów Wolfa Hoffmanna, ale tutaj chciałbym zwrócić uwagę na Tornillo. Jestem fanem wcześniej wymienianych albumów i wcale nie ustępują tym nagranym z legendarnym Udo Dirkschneiderem. I z tego powodu miałem spore wymagania względem niego, jeśli chodzi o następcę bardzo dobrego „The Rise of Chaos” z 2017 roku. Czy poziom „Too Mean To Die” dorównał temu wydawnictwu? Niekoniecznie.

Wolf Hoffmann dalej tworzy genialne solówki i riffy

„Too Mean To Die” to przede wszystkim świetna gitarowa nawalanka, która subtelnie oddaje klimat lat 80. XX wieku, kiedy to Accept zaprezentowało nam m.in. tak ikoniczne wydawnictwa jak „Balls To The Wall” czy „Metal Heart”. Oczywiście wtedy to był czas otwierania drzwi na zupełnie nowe warianty w metalu. Teraz już to przeminęło, a zwłaszcza w kwestii zespołów z tak długą karierą, które obecnie w większości już odcinają kupony. Accept jeszcze nie odwiesiło gitar na kołki, ale wciąż tworzą ciekawe kompozycje. Utwory pokroju „Zombie Apocalypse” czy tytułowe „Too Mean To Die” to świetny przykład tego, że heavy metal wciąż żyje. Wolf Hoffmann daje z siebie wszystko i zdecydowanie jego praca na albumie jest ogromna i warta uwagi. Dla fanów mocnego gitarowego grania pełnego pięknych solówek, to pozycja obowiązkowa.

Z wokalem Tornillo na „Too Mean To Die” jest różnie

Na wszystkich albumach, na których mogliśmy słyszeć Marka Tornillo za mikrofonem, było bardzo dobrze i z przyjemnością wracam do tych wydawnictw. Tutaj jest jednak trochę inaczej. Już zauważyłem to po singlach, które dostaliśmy na jakiś czas przed premierą „Too Mean To Die”. Tornillo we wszystkich nagraniach jest jakby lekko w tyle. Wszystko raczej koncentruje się na Wolfie Hoffmannie, który daje z siebie wszystko. Jednak odsunięcie na bok wokalisty według mnie było kiepskim pomysłem, bo po prostu czuć spory niedosyt w trakcie słuchania albumu. W „Zombie Apocalypse” czy „The Undertaker” jest jeszcze bardzo dobrze, ale w późniejszych kompozycjach kompletnie wszystko zaczyna się rozchodzić i wychodzi coś w stylu papki, ale do tego jeszcze wrócę.

To raczej nie jest wina Tornillo, a produkcji. A to ciekawe, bo za nią odpowiada Andy Sneap, czyli człowiek odpowiedzialny m.in. za świetne brzmienie Judas Priest na „Firepower”. Zresztą pracował również przy wcześniejszych wydawnictwach Accept i też wychodzi całkiem nieźle. Tym razem chyba chcieli spróbować czegoś nowego. Jednak nie wyszło, tak jak zapewne zamierzali. Grunt, że przynajmniej pierwsza połowa albumu jest przyjemna, a druga to niestety jest miałka.

Po „Sucks To Be You” można praktycznie wyłączyć płytę

Na 11 zaprezentowanych nam utworów przez Accept, zaledwie sześć zapadło mi w pamięć. Mowa tu o utworach, które rozpoczynają „Too Mean To Die”. Są bardzo energiczne i ewidentnie produkcja stoi tu na bardzo wysokim poziomie. Niestety po utworze „Sucks To Be You” numery stają się bardzo, ale to bardzo nudne i wyglądają na jakieś niedokończone szkice. Muzycy mieli sporo czasu na dopracowanie wszystkiego w trakcie lockdownu. Koncertów przecież nie grali. Zatem nie wykorzystali tej szansy od losu, którą dostali. Oczywiście już pozytywnym faktem jest to, że w ogóle cokolwiek stworzyli. Dla takich grup jak Guns N’ Roses czy Metallica to było zbyt dużym wysiłkiem. Chociaż bardzo głośno opowiadają wszem i wobec, że nowa muzyka jest w drodze. Jednak nie oszukujmy się – premiery od tych legend są bardzo mało prawdopodobne. A Accept w dosyć dobrym stylu rozpoczyna z nami 2021 rok.

Nowa płyta Accept = zawód?

Nie uznałbym najnowszego wydawnictwa niemieckiej grupy jako niewypał. Tak, jest niedopracowany, ale kilka kawałków tak bardzo mi się spodobało, że mogę im to wybaczyć. Będę wracać raczej tylko do pierwszych sześciu numerów. Zresztą mam podobnie z ostatnią płytą Trivium, która miała dosyć podobny problem – o tym możecie przeczytać w recenzji „What The Dead Men Say”.

Ostatecznie, Accept i ich „Too Mean To Die” to porządna łupanka, która raczej nie będzie moim jednym z ulubionych krążków Niemców. Do „Balls To The Wall” czy „Metal Heart” jednak nie dorównuje i widać różnice poziomów. Wokal Tornillo mnie zawiódł, ale nie jest tragicznie. Wszystkiemu trochę pomagają świetne gitarowe zagrywki Wolfa Hoffmanna oraz niezła okładka.

Accept Too Mean To Die okładka
Accept – Too Mean To Die (2021)

Lista utworów:

1. Zombie Apocalypse
2. Too Mean To Die
3. Overnight Sensation
4. No Ones Master
5. The Undertaker
6. Sucks To Be You
7. Symphony Of Pain
8. The Best Is Yet To Come
9. How Do We Sleep
10. Not My Problem
11. Samson And Delilah (Instrumental)

Podobne artykuły

Krótko, ale powoli – recenzja „House of Doom” zespołu Candlemass

Redakcja

Recenzja: Vader – Welcome To The Morbid Reich

Redakcja

Recenzja: Nine Inch Nails – Not The Actual Events

Albert Markowicz

7 komentarzy

Grzegorz 6 lutego 2021 at 17:24

Wybacz, nie chcę być niemiły, ale czy w ogóle słyszałeś ten album w wersji CD czy też może posiłkowałeś się mp3 ?? Pytam poważnie, gdyż odnośnie produkcji jest identycznie jak na poprzednikach, podobnie z wokalem i jego umiejscowieniem w miksie. Nie ma kompletnie różnicy…

Odpowiedz
Jerzy 7 lutego 2021 at 00:22

Dawniej na winylach mieściło się 8-9 utworów, nie było tzw. ,,wypełniaczy” i dlatego ,płyty, jako całość były bardziej dopracowane.Dzisiaj zespoły na siłę ,,wpychają” na CD po kilkanaście utworów,z których wartych wielokrotnego odsłuchania jest zazwyczaj połowa.To dotyczy także ostatniej płyty Accept.Mimo wszystko zespół mnie nie zawiódł, kilka utworów jest na wysokim poziomie i chętnie będę do nich wracał.

Odpowiedz
Rock 7 lutego 2021 at 13:18

Oczywiście każdy ma prawo do własnej opinii, ale po „Sucks…” mamy wg mnie 3 z 6 najlepszych utworów tego krążka. Świetne, energetyczne „Symphony Of Pain” z kolejnym wykorzystaniem klasyki w solówkach – tym razem Ody do Radości.
Kolejnym kawałkiem, który zwraca uwagę jest rzadka w ich twórczości ballada – The Best Is…”. Od „Amamos La Vida” to wg mnie najlepsza pościelówa Acceptu.
I ostatni killer – „Samson And Delilah”, jeszcze większa rzadkość w ich repertuarze czyli instrumental, który ponownie ocieka klasyką.
Ogólnie rzeczywiście jest trochę nierówno, ale wg mnie jak na wiek „chłopaków” świeżo i energetycznie, nawet jeśli nie ma tu niczego odkrywczego. Uważam, że płyta plasuje się dokładnie pośrodku jeśli chodzi o przyjemność słuchania albumów z udziałem Tornillo. Co do wtórności to zarzuciłbym jedynie powtarzające się riffy z flażoletami jako żywo przypominające „Painkillera”.
Nie widzę z kolei problemów z produkcją, o której piszesz, a zwracam na to uwagę bo mój syn zajmuje się zawodowo tym tematem. Andy rządzi!

Odpowiedz
Wiktor 7 lutego 2021 at 17:36

Mam chyba inny krążek niż Pan recenzent,bo mój jest wyjebisty.

Odpowiedz
frost 72 8 lutego 2021 at 22:30

niezla okadka ratuje muzyke o czym rozmawiamy

Odpowiedz
Paweł 15 lutego 2021 at 02:00

Niestety ze smutkiem przyznaję, że płyta jest słabsza od poprzedniczek

Odpowiedz
Mariano 18 maja 2024 at 20:07

Nie ma zgody na taką recenzje. Królowie metalu bo Bogowie są Judas Priest, trzymają wysoki poziom!

Odpowiedz

Zostaw komentarz