RECENZJE

Recenzja: Kaozm – „Labyrinth”, czyli połączyć stare z nowym

Kaozm Labyrinth
Koncert zespołu Faun

Lata 90. XX wieku i początek XXI wieku to czas, w którym królowały nu-metal i metalcore. Dla co bardziej oldskulowych fanów ciężkich brzmień były to gatunki nie do przełknięcia. Nie sposób jednak odmówić wielkiej popularności grupom z owych czasów. Dziś coraz mniej składów decyduje się na odwołanie swojej twórczości do tamtych stylów. Pojawiają się jednak pewne wyjątki. Za taki niewątpliwie należy uznać debiutancki album jarocińskiego Kaozm pod tytułem „Labyrinth”.

Nie jest to jednak w żadnym wypadku prosta kalka kilku patentów, ale całkiem sprawne przeniesienie najbardziej charakterystycznych elementów z nu-metalu i metalcore’u na grunt bardzo nowoczesnego brzmienia. Wszystko jest szczodrze przyprawione elektroniką i nieco niepokojącym, wręcz ambientowymi dźwiękami. Brzmi jak totalny misz-masz, ale w praktyce sprawdza się całkiem nieźle! Zapraszamy do naszej recenzji!

Zespół Kaozm
Zespół Kaozm Fot. Materiały promocyjne

Kaozm – coś czego jeszcze nie próbowałeś. Czy aby na pewno?

Kaozm na swojej stronie facebookowej pisze, że muzyka, którą gra to coś, czego słuchacz jeszcze nigdy nie próbował. Jest to trochę buńczuczna i raczej przesadzona opinia. Bo już pierwszy kontakt z ich krążkiem „Labyrinth” pozwala bardzo łatwo dostrzec dość dobrze znane elementy, z których poskładana jest ich muzyka. Oddać im trzeba jednak na pewno, że połączenie tych elementów na pewno jest nietypowe i oryginalne. Czy są faktycznie jedyni w tym, co robią? No cóż, raczej nie.

Nie od razu jednak zespół pokazuje wszystkie swoje fascynacje. Otwierający album numer „Animal” utrzymany jest w nowoczesnym stylu z elementami djentu. Te ciężkie i szarpane brzmienia będą wracać praktycznie do końca krążka. Jest to zdecydowanie ukłon w stronę tego, co dziś jest niezwykle popularne.

Wokal z kolei jest wypadkową między growlem i krzykiem znanym chociażby z hardcore’owych kapel. Nie brakuje w nim również elementów skandowanych, co ewidentnie nawiązuje do rapowania i numetalu z lat 90. W tle słychać elektronikę, a sam utwór, pomimo tego, że bardzo ciężki i zadziorny w refrenie staje się nieco łagodniejszy, a przez to łatwo zapada w pamięć.

Kawałek trwa niemal 7 minut i naprawdę dużo się w nim dzieje. Widać, że jest to przemyślana, dopracowana i spójna kompozycja. To cecha charakterystyczna niemal wszystkich numerów na płycie.

To gdzie te lata 90. na „Labyrinth”?

Kawałkiem, który od razu zwrócił moją uwagę swoim riffem był „#EarDope”. Pierwsze skojarzenie – Sepultura z czasów „Chaos A.D.” i zdecydowanie należy traktować to jako komplement. Ta sama motoryczność riffu, ta sama energia i agresja, ale w zdecydowanie współczesnym brzmieniu – bardzo ciężkim, wręcz przygniatającym i mocno przytłumionym. Znów jednak im dłużej trwa utwór, tym więcej widać klocków, z których jest zbudowany. Refren to już czysty, niema rapowany numetal. Podobne skojarzenia budzi we mnie „Apostles of War”. To również kawałek osadzony w groove metalu ze swoją bardzo charakterystyczną rytmiką i prostymi, ale od razu bujającymi riffami.

Da się jednak wyczuć, że Kaozm inspiruje się nie tylko najcięższymi odmianami metalu. W ich twórczości słychać też nieco bardziej przystępne formy ciężkiego grania. I tak na przykład w  „Icarus”, „Revelation God” oraz „Dual” pobrzmiewa mi nieco Linkin Park, w tym ostatnim również nieco Limp Bizkit. Oczywiście jest to zdecydowanie cięższa i bardziej brutalna muzyka niż składy, które wymieniłem. Jednak wokalnie i na poziomie budowy kompozycji, na pewno można dostrzec podobieństwa.

Przeczytaj inne nasze recenzje:

Nie tylko metal, czyli Kaozm sięga po elektronikę

Na „Labyrinth” nie brakuje elementów elektronicznych – te rzadko wysunięte są na pierwszy plan, raczej dopełniają obrazu i stanowią dla niego tło. Czasem jak w singlowym „Re-Ignite” syntetyczne dźwięki stanowią podkład dla riffu. Swoją drogą jest to świetny numer – przewiduję prawdziwe szaleństwo na koncertach, bo kawałek łączy sobie dobrze rozumianą skoczność riffu z konkretnym ciężarem. W refrenie jednak dostajemy wyciszenie i niepokojące półszeptane wokalizy. Kolejny dowód na to, że utwory są naprawdę bogato i ciekawie zaaranżowane.

Wracając jednak do elektroniki w „Sense of Morality” ubogaca ona wstęp i sprawa, że staje się bardzo niepokojący, wręcz horrorowy. W intro do „Way Back Home” pojawia się  motwy wręcz z muzyki drum’n’bass, z którego dopiero po chwili wyłania się konkretny riff. Opis tego brzmi dziwacznie, ale ma to sens i naprawdę nieźle się tego słucha. Ogólnie elektronika użyta jest z wyczuciem, ale jednocześnie stanowi ważny i charakterystyczny element na całej płycie.

O co w ogóle chodzi Kaozm na płycie„Labyrinth”?

Po lekturze recenzji do tej pory można odnieść wrażenie, że muzyka Kaozm to zlepek bardzo wielu różnych elementów bez krzty własnego stylu. To jednak nieprawda. Staram się nieco ulokować różne elementy stylu zespołu, aby łatwiej sobie było uzmysłowić, z czym mamy do czynienia.

Prawda jest jednak taka, że bardzo trudno jednoznacznie określić, w jakim stylu gra Kaozm. Sami piszą, że jest to nu-metalcore. Ja jednak dostrzegam w tym o wiele więcej fascynacji i nawiązań. „Labyrinth” to bez wątpienia krążek eklektyczny, poskładany z bardzo różnych elementów, ale stoi stabilnie, bo u fundamentów mamy solidne i przemyślane kompozycje, a części, z których się składają, na pewno nie są przypadkowe, pozlepiane naprędce i bez chwili refleksji.

Czy warto posłuchać debiutu Kaozm?

Czy oznacza to jednak, że mamy do czynienia z płytą wybitną? Aż tak mocno bym nie powiedział. Każdy, kto zdecyduje się zapoznać z „Labyrinth” musi się nastawić, że klasycznego czy oldschoolowego metalu tu nie uświadczy. Słuchacz musi mieć też pewnego rodzaju tolerancję na inne niż metalowe elementy.

Muzyka na debiucie Kaozm bywa również powtarzalna. Utwory utrzymane są mimo wszystko w dość spójnej stylistyce. Jeśli więc kogoś krążek od razu nie chwyci, raczej do końca nie ma czego na nim szukać. Zwłaszcza że materiału jest sporo – aż 13 kawałków, niemal godzina muzyki. Lepsze mogłoby być też brzmienie. O ile gitary brzmią fajnie i soczyście, o tyle perkusja jest schowana nieco w tle. Szkoda, bo za zestawem dzieje się sporo ciekawych rzeczy.

Ogólnie jednak należy ocenić ten album niezwykle pozytywnie. Czerpie z bardzo wielu różnych gatunków, ale żadnego bezmyślnie nie kopiuje. Kompozycje są przemyślane, spójne i pomimo tego, że łączą pozornie bardzo odległe rejony metalowego rzemiosła, nie ma mowy o chaosie czy bałaganie. Fani brzmienia z lat 90. XX wieku i z następnej dekady poczują się jak w domu, reszta powinna spróbować, czy odnajdą się w tym labiryncie.

Przydatne linki:
Facebook | Instagram | Spotify | YouTube | Soundcloud

Kaozm okładka Labyrinth
Kaozm – Labyrinth (2020)

Lista utworów:

01. Animal
02. Re-ignite
03. #Eardope
04. Apostles of War
05. Sense of Morality
06. Way back home
07. Icarus
08. Revelation God
09. Dual
10. Katharsis
11. Deathwish
12. Clutching chain
13. Labyrinth

Materiał sponsorowany

Podobne artykuły

Recenzja: Frank Carter & The Rattlesnakes – Blossom

Tomasz Koza

W pogoni za dziwną modą – recenzja Moonspell „Lisboa Under the Spell”

Paweł Kurczonek

Recenzja: Ghost – Meliora

Tomasz Koza

Zostaw komentarz