RELACJE

Powrót Acid Drinkers: relacja z koncertu w Warszawie (2025)

Acid Drinkers
Profanatica we Wrocławiu

Jeden z najgłośniejszych powrotów ostatnich lat w polskim metalu stał się faktem. Po pierwszym wspólnym występie u boku Flapjacka, tajnym koncercie w Kłecku oraz trzech odsłonach festiwalu Rockowizna, Acid Drinkers ponownie z Robertem „Litzą” Friedrichem na gitarze rozpoczęli trasę po największych polskich halach. Dzięki uprzejmości organizatora, firmy Visual Production, gościliśmy w warszawskim Torwarze i możemy podzielić się z Wami relacją z tej imprezy.

Czytaj też: „Jesteśmy w świetnej formie” – wywiad z Titusem z Acid Drinkers

Ćwierć wieku z koncertami Acid Drinkers

Był rok 2000, trwała trasa koncertowa promująca najnowszy wówczas album Acid Drinkers „Broken Head”, już drugi nagrany bez Roberta Friedricha w składzie. Wieczór z Kwasami w zatłoczonym lubelskim klubie Graffiti był dla mnie, obok występów Vadera, jednym z absolutnie pierwszych spotkań z muzyką metalową na żywo, przez co mam do tego zespołu specyficzny sentyment. Poza absolutnie wybitnym „Infernal Connection” nie byłem nigdy wielkim fanem studyjnej twórczości Acids, ale w wydaniu koncertowym zawsze się bronili. Czad, luz, energia i dystans do siebie sprawiały, że człowiek na ich występach po prostu bardzo dobrze się bawił.

Popcorn i Litza razem w Acid Drinkers
Popcorn i Litza razem w Acid Drinkers

Od tamtego czasu widziałem zespół w akcji wielokrotnie w kilku składach, z różnymi gitarzystami, ale nigdy z Litzą. Bywałem na małych imprezach w klubach i wielkich plenerowych koncertach, aż wreszcie po długo wyczekiwanym przez fanów powrocie Roberta przyszedł czas na halę – 4 października 2025 r. klasyczny skład Acid Drinkers wystąpił w warszawskim Torwarze. Ale zanim przejdziemy do koncertu Kwasożłopów poświęćmy kilka słów gościom, którzy występowali tego wieczoru przed nimi.

Punk rockowa rozgrzewka w wykonaniu Pull The Wire

Sobotnią imprezę rozpoczęła grupa Pull The Wire z Żyradowa. Sami twierdzą, że stylistycznie najbliżej im do punk rocka i faktycznie punkowa rytmika, prostota oraz charakterystyczna skoczność zdominowały ich koncert, ale dało się w muzyce PTW wyczuć nawiązania do innych gatunków szeroko pojętego gitarowego grania.

Pull The Wire na koncercie w Warszawie
Pull The Wire na koncercie w Warszawie

Ten konglomerat inspiracji, z naciskiem na punk w swojej raczej weselszej odmianie, w połączeniu ze specyficznymi tekstami w ojczystym języku, sytuuje Pull The Wire blisko tego, co bywa często prześmiewczo nazywane „polskim rockiem z pazurem”. Ot, muzyka na Pol’and’Rock i studenckie juwenalia, akurat do wrzucenia w rozpiskę między Zenka Grabowskiego a Farben Lehre, jednak na stricte metalowych imprezach panowie niestety raczej nie mają czego szukać.

Nie oznacza to jednak, że acidowa publiczność przyjęła ich źle. Mimo że o tej porze Torwar dopiero się powoli zapełniał, zespół ewidentnie zgromadził pod sceną solidną grupę swoich fanów, którzy żywiołowo reagowali na każdy kolejny numer. Mnie takie granie przestało przekonywać dawno temu, ale nie mogę jednoznacznie wykluczyć, że gdybym wciąż był w liceum, to bym chętnie z nimi chwilę poskakał.

Pull The Wire przed Acid Drinkers
Pull The Wire przed Acid Drinkers

Zespół Turbo – ikoniczny gość specjalny koncertu Acid Drinkers

Nigdy za to nie przestał mnie przekonywać tradycyjny heavy metal, a zespół Turbo to przecież jedna z jego najjaśniejszych polskich gwiazd. Występując w roli gościa specjalnego Acid Drinkers dostali około czterdziestu minut na set i wypełnili go mieszanką najnowszych i najstarszych numerów ze swojego repertuaru.

Rozpoczęli od kawałków z „Blizn”, pierwszej od dwunastu lat studyjnej płyty z premierowym materiałem i jednocześnie pierwszej nagranej w obecnym składzie. Naprawdę fajnie to zabrzmiało, ale najlepsze miało jeszcze nadejść – później Turbo wykonało po jednym numerze ze swojego pierwszego i drugiego albumu, aby wreszcie przejść do wspaniałej, legendarnej, ikonicznej „Kawalerii szatana”, z której usłyszeliśmy trzy kawałki jeden po drugim. Na koniec jeszcze obowiązkowe „Dorosłe dzieci” i to wszystko – niesamowicie szybko zleciał ten czas.

Ostatni raz widziałem Turbo w akcji jakoś w okolicach premiery „Piątego żywiołu” i był to niestety koncert lekko rozczarowujący. Tym razem o rozczarowaniu nie ma mowy! Aktualny skład zespołu okrzepł i dojrzał, a wciąż grający w nim weterani, Wojciech Hoffmann i Bogusz Rutkiewicz, zachwycają formą i umiejętnościami. Ich najnowsza płyta wprawdzie mnie nie porwała, ale koncert złożony w dużej mierze z klasycznych utworów z lat 80. – jak najbardziej.

Setlista Acid Drinkers – sprawdzone hity i niespodzianka

Po kwadransie przerwy wreszcie pojawił się na scenie zespół, na który czekali wszyscy zgromadzeni w sobotni wieczór na Torwarze. A było ich sporo, bo zapełnili znaczną większość płyty hali, a także część trybun. Dokładnie 27 lat trzeba było czekać, żeby Acid Drinkers zaprezentowali się na żywo w stolicy w swoim klasycznym składzie, z Litzą na gitarze. No i muszę przyznać, że zaprezentowali się bardzo godnie.

Tomasz Titus Pukacki
Tomasz „Titus” Pukacki

Czuć było chemię między starymi kolegami z Acids oraz emanującą od nich szczerą radość z wspólnego grania. Łoili dobre 100 minut, w tym czasie odgrzewając swoje największe przeboje, od numerów z debiutu po płytę „High Proof Cosmic Milk”. Wykonali w sumie 19 kawałków, z czego aż 7 pochodziło z kultowego „Infernal Connection”. Absolutnie mnie to nie dziwi, bo ten album to hit na hicie i wcale bym się nie obraził, jakby zagrali go nawet w całości. Ale to nie koniec – usłyszeliśmy również świetny cover floydowskiego „Another Brick in the Wall, Part 2” oraz pewną niespodziankę na sam koniec występu.

Przed trasą zespół zapowiadał, że na żywo wykonywać będzie tylko utwory z lat 90. z płyt nagranych z Litzą w składzie, ale okazało się to nie do końca prawdą. Wieńczącą cały koncert wisienką na torcie było bowiem „Blues Beatdown” zagrane w hołdzie Olassowi, zmarłemu w 2008 r. byłemu gitarzyście Acids. Świetny gest.

Popcorn z Acid Drinkers
Popcorn z Acid Drinkers

Poziom muzyczny, techniczny i organizacyjny koncertu

Studyjne dokonania zespołu Acid Drinkers można oceniać różnie, ale koncertowo zawsze był on wulkanem rock’n’rollowej energii, nie schodzącym poniżej pewnego poziomu wykonawczego. I nawet teraz, 35 lat od debiutu i wracając do grania po dłuższej przerwie, poziom ten utrzymuje. Titus śpiewa ze swoim charakterystycznym akcentem i brzęczy na basie aż miło, Popcorn wycina melodyjne solówki, a Ślimak tak okłada swój zestaw perkusyjny, że kilka razy myślałem, że jego gary dosłownie zlecą z podestu, na którym były ustawione. No i Litza – 27 lat poza zespołem, zaangażowanie w wiele innych artystycznych projektów, często tak odległych stylistycznie od Acid Drinkers, jak tylko to możliwe, a jednak na scenie prezentuje się tak, jakby nigdy z tych Kwasów nie odszedł.

Warto dodać, że poza jakościowym występem samych muzyków, koncert był przyzwoicie zrealizowany od strony technicznej i organizacyjnej. Duża w tym zasługa ekipy Visual Production, której z tego miejsca serdecznie dziękujemy za akredytację na wydarzenie. Do pieca dała też stołeczna publiczność, która nie tylko stawiła się całkiem licznie, ale też przyjęła zespół iście po królewsku.

Scenowe kontrowersje i powrót Acid Drinkers do korzeni

Acid Drinkers zawsze byli kapelą nieco kontrowersyjną. Z jednej strony byli powiewem świeżości na rodzimej scenie przełomu lat 80. i 90. i jedną z nielicznych metalowych kapel z tamtego okresu, która z czasem zyskała bardziej mainstreamową popularność. Z drugiej strony „trve metalowe” podziemie zawsze Kwasów odrzucało – bo głupie teksty, bo dziwna maniera Titusa, bo Litza wierzy w Boga… I ja wiele zarzutów pod adresem tej grupy rozumiem, a z częścią nawet się zgadzam, ale całościowego wpływu Acids na nasz metal, zwłaszcza lat 90. i wczesnych 2000. nie da się nie docenić.

Można nie zgadzać się światopoglądowo z Robertem i śmiać z jego zaangażowania w oazowe projekty pokroju Arki Noego, ale tego, że jest dobrym gitarzystą, charyzmatycznym facetem i figurą ważną dla całego polskiego rocka, nie tylko metalu, odmówić mu nie można. Naprawdę cieszę się, że mogłem wreszcie zobaczyć na żywo Acid Drinkers z nim w składzie, bo była to bardzo udana sentymentalna podróż do dawno minionych czasów. Przed nami jeszcze trzy zapowiedziane halowe koncerty Kwasożłopów – jeżeli kiedyś też szaleliście pod sceną do dźwięków „Jokera” czy „Poplin Twist”, wybierzcie się do Wrocławia, Katowic lub Poznania – nie powinniście się zawieść.

Podobne artykuły

Inquisition i Demonical w Warszawie – relacja z koncertu (31.05.25)

Piotr Żuchowski

Babymetal w Polsce – kawaii metalowa uczta w Krakowie

Mateusz Lip

Relacja z koncertu Animate, Frontal Cortex, Art Of Illusion – Kraków 02.10.2021

Paweł Kurczonek

Zostaw komentarz