Piątkowy wieczór w Gdańsku upłynął pod znakiem metalu najcięższego kalibru. Do stolicy Pomorza, a mianowicie do „nowej świątyni” – klubu B90, jak określił ją sam Nergal, zawitały 3 rodzime załogi by sprowadzić do miasta czarną polską jesień.
Na samym wstępie warto opowiedzieć co nieco o wspomnianej świątyni, czyli nowopowstałym klubie, w którym w ciągu 3 miesięcy działalności zagrały już takie legendy jakThe Raveonetts, D.O.A., Buzzcocks czy portugalskiMoonspell, a przed nami występ m.in. kultowego Ulver w lutym przyszłego roku. Co do wnętrza klubu, mogę określić je tylko jednym słowem – przeogromny. Według oficjalnych danych B90 jest w stanie pomieścić bagatela 1500 osób! Tego wieczoru nie ujrzeliśmy kompletu, aczkolwiek 1000 osób, które przyszło zobaczyć Behemotha w swoim rodzinnym mieście z pewnością robi wrażenie.
Jako pierwsi na scenę wkroczyła najbardziej tajemnicza formacja wieczoru sosnowiecki Thaw. Grupa wkroczyła na scenę punktualnie o 19 i dała 25-cio minutowy show dla fanów czekających na Nergala i spółkę. Czterech zakapturzonych muzyków i perkusista mieli za zadanie jako pierwsi rozbujać trójmiejską publiczność. Czy im się to udało? Na plus zdecydowanie wypada połączenie mrocznej noisowej muzyki z ich zdystansowaniem wobec publiki, które tworzy idealne połączenie i oddaje klimat ich nagrań studyjnych. Żeby jednak nie było tak kolorowo, black experimental noise jak Thaw sam określa swoją twórczość, niestety nie wyrwał mnie z butów. Dźwięki wytwarzane przez sosnowiecki kwintet i podobne grupy nigdy nie były najbliższe memu sercu. Nie można jednak było odmówić im zaangażowania, za które należy ich pochwalić.
Z zupełnie innym nastawieniem podszedłem do koncertu Obscure Sphinx, bowiem po przesłuchaniu singlowego „Lunar Caustic” miałem wysokie oczekiwania. Mogę stwierdzić bez cienia wątpliwości, że nie zawiodłem się, ba, występ Warszawiaków był lepszy niż się spodziewałem. Wokalistka zespołu aż kipiała energią, a jej czasami wręcz „spazmatyczne” ruchy nie mogły pozostawić nikogo obojętnym. Podobnie jak Thaw muzycy Obscure Sphinxprzez cały występ nie odezwali się ani słowem w kierunku publiczności. Nie powinno to jednak stanowić żadnego problemu, gdyż to co zaprezentowali na scenie zdecydowanie wystarczyło. W tym przypadku powiedzenie, że muzyka gdy jest dobra obroni się sama, sprawdziło się w 100 %. Post-metalowo/progresywne dźwięki wydobywające się z ich instrumentów zmiażdżyły publikę zgromadzoną w B90. Po zakończonym występie cały kwintet wyszedł na scenę i podziękował fanom za wspólny koncert, a ja udałem się na stoisko z merchem by zakupić ich najnowszy album „Void Mother”. Warto dodać, że nie byłem jedyny, gdyż musiałem postać dobrą chwilę by dostać płytę w moje ręcę, ponieważ przede mną kupiło ją kilka innych osób zachwyconych muzykąObscure Sphinx.
Po Obscure Sphinx przyszedł czas na gwiazdę wieczoru. Jak przystało na profesjonalistów Behemoth wkroczył na deski B90 punktualnie o 21:00. Nergal i spółka zaczęli swój występ mocarnym „Ov Fire and the Void”, po czym przeszli do nieśmiertelnego „Demigod”. Ekstremalne dźwięki w wykonaniu Behemoth w połączeniu z efektami pirotechnicznymi robiły piorunujące wrażenia. Ponadto brzmienie jakie zaserowali nam tego wieczoru panowie akustycy doskonale oddało poziom koncertowej mocy zespołu. Oprócz klasyków pokroju wspomnianego „Demigod” w B90 zabrzmiały m.in. pochodzący z najnowszej płyty zatytułowanej „The Satanist” kawałek „Blow Your Trumpet Gabriel”, legendarna „Kaka Demona” czyli „Decade of Therion”, „At the Left Hand of God”, „Chant for Ezkaton” czy bisowy „Lucifer” zamykający ostatni krążek Bestii „Evangelion” z 2009 roku. Nie sposób nie wspomnieć też o „podpaleniu” sceny przez muzyków formacji, które było swego rodzaju introdukcją do klasycznego „Christians to the Lions”. Na sam koniec jeszcze jedna rzecz. Wiele osób było zaniepokojonym brakiem powracającego do zdrowia Inferno. Trzeba jednak przyznać, że Krimh w roli jego zastępcy sprawdził się znakomicie i podobnie jak Nergal, Orion i Seth stanął na wysokości zadania.
Podsumowując, jak przystało na gwiazdę światowego formatu Behemoth nie zawiódł gdańskiej publiki i rozniósł B90 w pył. Mimo to moje serce skradł, a właściwie skradła Wielebna i jej towarzysze z Obscure Sphinx, którzy oczarowali mnie w ten czarny jesienny wieczór. Mam nadzieję, że dzięki takim koncertem jak ten i za sprawą drugiego krążka „Void Mother” będzie o nich głośniej. Wspaniały wieczór, znakomite miejsce. Pozostaje mi tylko czekać na więcej takich wydarzeń w Trójmieście.