SPECJALNE

Polski metal w 2024. Podsumowanie roku wg oldskulowca

Polski metal w 2024 podsumowanie
Koncert zespołu Faun

O dużych, popularnych zespołach piszemy na co dzień. W roku 2024 oczywiście królował (nomen omen) Kerry King z solową płytą, koncertem w Polsce i wieloma kontrowersyjnymi wywiadami. Reaktywował się Linkin Park. Solowy album wydał też pan Sokołowski z Nocnego Kochanka. Na dwa występy wpadła do Warszawy Metallica… Ale o żadnym z tych wykonawców nie przeczytacie w niniejszym podsumowaniu.

Zeszłoroczny tekst o polskim metalu okiem oldskulowego maniaka spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem, dlatego dziś ponownie zapraszam Was na wycieczkę po rodzimym podziemiu, tym razem AD 2024. Mało promowane, a świetne płyty, nieoczywiste koncerty, na które dotarli tylko najwięksi fanatycy, po prostu metalowy underground – bez udziwnień, bez kompromisów, bez komercji, za to ze szczerą pasją i okiem puszczanym w stronę tradycji gatunku, choć – przyznajmy szczerze – nie zawsze. Ale modnego, przystępnego, nowoczesnego granka to tutaj nie będzie.

Najlepsze wydawnictwo tego roku nie jest płytą długogrającą!

Jakoś tak się złożyło, że rok 2024 w polskim metalu obfitował w krótkie formy. Pojawiło się sporo ciekawych EP-ek, demówek i splitów, ale mój prywatny zwycięzca w kategorii „wydawnictwo roku” mógł być tylko jeden. To materiał, który nie tylko oceniłem najwyżej ze wszystkich krążków, jakie recenzowałem w tym roku, ale też najwyższa średnia nota, którą w ogóle przyznałem w recenzji odkąd piszę dla MetalNews.pl. Majstersztyk. Proszę Państwa, oto zespół Hydra oraz ich EP „Into the Night”.

Pleszewski zespół na pozycję w czołówce polskiej sceny stoner/doom zapracował już wcześniej dwoma bardzo dobrymi albumami, ale dopiero tegoroczna EP-ka to dla mnie wydawnictwo w pełni genialne. Niby tylko dwadzieścia minut z lekkim hakiem, niby tylko trzy nowe utwory, ale każdy wspaniały i każdy kolejny lepszy od poprzedniego. Klasyczny stoner/doom hołdujący latom 70. z Black Sabbath na czele, ale doprawiony też southernowym klimatem, chwytliwymi hard rockowymi solówkami i refrenami, które wchodzą w głowę od pierwszego przesłuchania. No bo kto powiedział, że metal nie może być przebojowy? Pozycja obowiązkowa, w sumie nie tylko dla oldschoolowców.

Hydra album Into the Night
Hydra EP „Into the Night”

Poza mini-albumem Hydry w 2024 wyszło w małym formacie jeszcze sporo dobra

Fanom black metalu na pewno należy polecić EP-kę „Rübezahl” formacji Terrestrial Hospice. Duet ten tworzą: Paimon z kultowego Thunderbolt i nie mniej znany w środowisku Inferno (tak, ten z Behemotha). Taki skład nie mógł nagrać niczego innego niż zimny, korzenny black metal bez zmiłowania. I znów jedynie 21 minut muzyki, ale słucha się tego przednio.

Terrestrial Hospice album Rübezahl
Terrestrial Hospice EP Rübezahl

O kapeli R.I.P. pisałem w zeszłorocznym podsumowaniu w kontekście jej działalności koncertowej, wreszcie nadszedł czas na wydawnictwo. W ustabilizowanym składzie, funkcjonując już jako pełnoprawny zespół, a nie jedynie poboczny projekt wokalisty Truchła Strzygi, panowie (udzielający się również m.in. w Chainsword, Species czy Dagger Maniac) popełnili „Promo Tape 24′”. Trochę EP-ka, trochę demówka, ale przede wszystkim solidny speed/thrash w duchu starych klasyków. No i „Ludzie nocnych jaskiń” – co to jest za hicior!

W oldschoolowym podsumowaniu roku nie można też nie poświęcić kilku słów Visterii. To jednoosobowy speed metal punkowy projekt, za którym stoi Honorata Antczak, która na wydawnictwie zupełnie nieoryginalnie zatytułowanym „Visteria” nagrała wokale i wszystkie instrumenty poza perkusją. Demko wyszło tylko na kasecie i z tego, co wiem, jest już wyprzedane, ale w planach jest drugi rzut, a w międzyczasie możecie całości posłuchać online na Bandcampie i YouTube. Piętnastominutowy strzał dla miłośników prostoty i brudu spod znaku Venom i Sabbat. Chyba nie da się już być bardziej staroszkolnym, jednocześnie będąc bardzo młodym.

Czy podziemie wciąż splitami stoi?

Splity, czyli łączone wydawnictwa nagrane przez najczęściej dwa, a czasem więcej zespołów, były domeną rodzącego się lata temu metalowego podziemia. 60-minutowa kaseta magnetofonowa, jedna kapela na stronie A, druga na stronie B – pamiętacie? Tak było, nie zmyślam. Ale czy takie materiały mają jeszcze rację bytu w połowie trzeciej dekady XXI wieku? Otóż nie tylko mają rację bytu, ale wychodzi ich całkiem sporo i to naprawdę wysokiej jakości! W 2024 r. polski metal obrodził w udane splity, ale jedno wydawnictwo zdystansowało absolutnie wszystkich w tej kategorii.

Materiał Actum Inferni / Gniew „Antidotum na życie” wyszedł 15 września i z miejsca pozamiatał konkurencję, mimo że zawiera jedynie dwa utwory, po jednym od każdego wykonawcy. Żeby było ciekawiej, zarówno Actum Inferni, jak i Gniew, to projekty Kamila „Draconisa” Pidzgorskiego, znanego również z Plagi – oba black metalowe i oba ukazujące nieco inne podejście do tego gatunku. Pierwszy stawia na rozbudowane gitarowe melodie, doprawiając je miejscami klasycznie heavy metalowym sznytem, drugi to granie nieco prostsze, ale bardziej energetyczne i siarczyste. Tym niemniej, oba świetne. Parafrazując klasyka, Draconis stworzył piękną rzecz.

Przy takiej konkurencji ciężko jest wypaść lepiej, ale polecam Wam też zwrócić uwagę na bardzo mocny wspólny materiał „Czerń północy” od zespołów Garota i Scrüda. Barbarzyński black/thrash z punkowymi naleciałościami w wykonaniu tych dwóch pomorskich załóg robi robotę.

Wielka trójka kategorii „polski longplay roku 2024”

No dobra, może i 2024 stał krótkimi formami, ale czas wreszcie na najlepsze długogrające płyty roku. Całe to zestawienie jest oczywiście totalnie subiektywne i zdaję sobie sprawę, że na pewno nie słyszałem wszystkich wartościowych albumów, które w tym roku wyszły, bo po prostu fizycznie nie da się przy obecnym natłoku nowej muzyki poznać wszystkiego. Nie zdziwię się też, jeśli jakieś podziemne perełki po prostu pominąłem, bo nie osłuchałem się z nimi wystarczająco dobrze, ale tutaj prezentuję Wam albumy, które najbardziej w tym roku przykuły moją uwagę i dostarczyły najwięcej przyjemności (kolejność alfabetyczna według nazw zespołów).

Przygotowując to podsumowanie siedziałem, przeglądałem The Metal Archives i głowiłem się nad tym, co spektakularnego wydarzyło się w 2024 r. w polskim klasycznym thrash metalu. Tak jak rok 2022 stał pod znakiem debiutu Hellfuck, tak jak w 2023 dostaliśmy świetną „dwójkę” Crippling Madness czy pierwszy Topór, tak w 2024 szału za bardzo nie było. Aż dopiero w grudniu, rzutem na taśmę wjechali cali na biało (czarno?) oni – czterech śląskich jeźdźców alkoholokalipsy, Brüdny Skürwiel. Bloger Maria Konopnicka w swoim wpisie o „Silesian Bastards” stwierdził, że „to nie będzie płyta roku 2024” i już z czystej przekory chciałem ten album w swoim zestawieniu umieścić i wcale nie byłoby to wyróżnienie na wyrost, ale on jest po prostu świetny!

Stara dobra szkoła speed/thrashu na blackowych sterydach, będąca kwintesencją metalu o metalu i dla metali. Nie ma kombinowania, nie ma eksperymentów, za to diabeł, piwo Żubr i miłość do klasycznej muzyki z lat 80. wylewają się z tych dziesięciu prostych acz dynamicznych kompozycji. „Silesian Bastards” to pełnometrażowy debiut Brüdnego Skürwiela, który do tej pory dość oszczędnie raczył publikę swoimi wydawnictwami, ograniczając się do demówek i jednego splitu, co może trochę dziwić jak na zespół o jedenastoletniej „karierze”.

Słowo „kariera” wziąłem w cudzysłów w pełni świadomie i celowo, bo ta kapela nigdy „kariery” zrobić nie chciała. W dotarciu do mainstreamowego słuchacza na pewno nie pomagała sama nazwa, ale i czysto muzycznie zespół zawsze szedł swoją drogą, nie zważając na trendy i nie podążając za tym, co aktualnie w metalu modne i „sprzedające się”. Choćby za to należy mu się docenienie, ale powtórzę – płytowy debiut BS po jedenastu latach działalności to naprawdę kawał jakościowego łomotu w starym stylu.

Nazwę Czort kojarzyłem już od dłuższego czasu, słuchałem ich nagrań, ale zdeklarowanym fanem tego zespołu zostałem tak naprawdę właśnie w minionym roku, po ich rewelacyjnym koncercie na wiosennej edycji festiwalu Metal Kommando Fest. Występem na żywo totalnie mnie urzekli, ale nie wiedziałem wówczas, że pracują nad kolejnym, trzecim w dorobku albumem.

Przesłuchałem przedpremierowy singiel „Oczyma monumentu” i, szczerze mówiąc, oczarowany nie byłem, ale premiera całości płyty „Monumenty” zmieniła moje postrzeganie nowej muzyki Czorta. To album pięknie płynący, którego zdecydowanie należy słuchać w całości. Czort gra black metal jaki lubię najbardziej – melodyjny, ale nie przesłodzony; klimatyczny, nie blastujący przez cały czas na złamanie karku, a potrafiący transowo zwolnić i pobujać. I z tekstami po polsku, które wokalista artykułuje w sposób agresywny, choć zrozumiały. To black metal rebeliancki i bluźnierczy, ale nie epatujący tanim „satanizowaniem” na pokaz, po prostu przeszywająco szczery.

Las Trumien gościł już w zeszłorocznym zestawieniu z albumem „Głód zabijania”, teraz powrócił ze swoim trzecim longplayem, zatytułowanym „Budowniczowie grozy”. Ta płyta to jeszcze więcej tego, za co uwielbiam ten zespół – tekstów o seryjnych mordercach i przeróżnych psychopatach polanych sludge/doom metalową smołą z porcją hard core’owej motoryki. Tej ostatniej jest na ostatnim albumie nawet więcej niż bywało wcześniej i choć Las Trumien nie odchodzi daleko od rdzenia swojego stylu, który zdefiniował fantastycznym debiutem z 2021 r., to coraz śmielej sięga po inspiracje spoza sceny stoner/doom/sludge. No i ta akustyczna ballada w środku albumu!

Na jakie jeszcze albumy z zeszłego roku warto zwrócić uwagę?

Jak wspomniałem, powyższe trzy albumy to dzieła polskich metalowców, które w tym roku zrobiły mi najlepiej, co absolutnie nie znaczy, że Wasze topki nie mogą wyglądać zupełnie inaczej. Rodzimy metal, zwłaszcza ten ekstremalny, obfitował w tym roku w naprawdę świetne rzeczy i każdy może wśród nich znaleźć coś dla siebie.

Black metal? Proszę bardzo: Arkona „Stella Pandora”, Death Like Mass „The Lord of Flies”, Deus Mortem „Thanatos” (na pewno znajdzie się na szczycie wielu innych zestawień), Kir „L’appel du vide”… Post-black i okolice? Świetny Dom Zły „Ku pogrzebaniu serc”. Death metal? Proszę bardzo – Deamonolith „The Monolithic Cult of Death” czy Deivos „Apophenia”. Z rzeczy lżejszych i bardziej klasycznych, choćby debiuty Bladestorm „Wrangler of Thunder” i Diving Stove „Atavism”. Krótko mówiąc – było grubo.

A co tam panie w muzyce na żywo?

W ostatnich artykułach dotyczących koncertów kilkakrotnie wspomniałem o panującej obecnie klęsce urodzaju, jeśli chodzi o muzykę na żywo. Konkurencja jest ogromna, imprezy często pokrywają się terminowo, właściwie nie ma w Polsce weekendu bez jakiegoś metalowego gigu, a fani muszą wybierać pomiędzy interesującymi ich wydarzeniami. Z jednej strony taka możliwość wyboru to prawdziwy luksus, z drugiej strony żal, że nie da się być wszędzie i na wszystkim.

Tu z pomocą przychodzą festiwale oferujące możliwość posłuchania wielu kapel w jednym miejscu w krótkim czasie. Na pytanie o najlepszy fest w Polsce odpowiedzią najprostszą i najbardziej oczywistą byłby Mystic Festival – impreza największa, najbardziej znana, ale przez to najbardziej mainstreamowa, z dużym odsetkiem nowoczesnych kapel, niekoniecznie mających wiele wspólnego z tradycyjnym metalem czy nawet metalem w ogóle. Nie znaczy to jednak, że ortodoksyjni maniax nie mają tam czego szukać – przeciwnie, na ostatniej edycji występy takich tuzów jak Bewitched, Blasphemy, Sodom czy Terrorizer, a z polskich zespołów choćby Hellfuck i Owls Woods Graves, były potężnymi strzałami.

Mystic to w kategorii „impreza roku” wybór bezpieczny i przewidywalny, ale wcale nie jedyny słuszny. Mamy przecież Black Silesia Open Air, który jest chyba najbardziej szanowanym festiwalem wśród metalowych tradycjonalistów, mamy Injure Grind Attack dla death/grindowych ekstremistów i całą masę mniejszych lub większych spędów plenerowych czy klubowych. Do tych ostatnich należy moja osobista impreza roku 2024, czyli Metal Kommando Fest.

W minionym roku odbyły się trzy edycje MKF, każda wyprzedana do ostatniego biletu, dobrze zorganizowana i udanie łącząca w składzie kapele z black/deathowej czołówki (Infernal War, Voidhanger, Azarath czy wspomniany już w tym tekście Czort) z tymi oddanymi heavy/speed/thrashowej tradycji (Hellhaim, Okrütnik, Gallower). Przełomową odsłoną okazało się listopadowe Metal Kommando VI – po raz pierwszy odbywające się na większej z dwóch sal tradycyjnie goszczącego festiwal warszawskiego VooDoo Club, z ponad trzema setkami fanów pod sceną i koncertami na absolutnie najwyższym poziomie. Niech rozwój tego festu stanie się wzorem dla wszystkich małych, niezależnych ekip organizujących metalowe koncerty w kwestii tego, jak zrobić imprezę DIY porządnie i profesjonalnie.

W tym miejscu należą się podziękowania nie tylko Filipowi z MKF, ale też wszystkim organizatorom koncertów i festiwali, imprez małych i ogromnych, którzy w roku 2024 udzielili naszej redakcji akredytacji medialnej, abyście na łamach MetalNews.pl mogli przeczytać relacje z tych wydarzeń. Widzimy się znowu wkrótce, bo koncertowy rok 2025 już zapowiada się co najmniej równie dobrze, co miniony!

Podobne artykuły

Z powrotem na szczycie – 30 lat „The Razor’s Edge” AC/DC

Paweł Kurczonek

Jedne z najbardziej zadziwiających riderów kapel metalowych

Tomasz Koza

Czyśćcie strzykawki – 30. rocznica wydania „Bleach” Nirvany

Bartłomiej Pasiak

4 komentarze

Marek 2 stycznia 2025 at 05:56

Sprawdzę sobie co poniektóre zespóły z twojej listy, dzięki za podsumowanie.

Odpowiedz
arekn 2 stycznia 2025 at 22:56

A ja proponuję z polskich płyt 2024 roku posłuchać katowickiego Planet Hell i ich świetnej Mission Three i Todestrieb pt. Corona Tenebra. metal to the grave

Odpowiedz
Wojtal 4 stycznia 2025 at 20:49

Osobiście polecić mogę bydgoski Bleeding Forest i ich pierwszy świeży album Revolution, kawał dobrego trash

Odpowiedz
Dark 6 stycznia 2025 at 14:52

Poroniec i jego „W połogu” też konkretnie pozamiatał!!!

Odpowiedz

Zostaw komentarz