SPECJALNE

Polski metal w 2025. Podziemne podsumowanie roku

Polski metal w 2025 podsumowanie roku

Co maniakom podziemia zaoferował polski metal w 2025 roku? Cykl końcoworocznych podsumowań oldschoolowego podziemia w polskim światku powoli staje się na naszych łamach tradycją. Dziś po raz kolejny zapraszamy do lektury artykułu poświęconego rodzimym płytom i zespołom z gatunku tych mniej znanych, mniej promowanych i mniej oczywistych niż wielkie gwiazdy, ale wcale nie gorszych, a często znacznie ciekawszych pod względem artystycznym.

Czytaj też: Rock i Metal na żywo w 2026 – polecane koncerty w Polsce

Czym jest, a czym nie jest „polski metal w 2025 – oldskulowe podsumowanie roku”

To już trzecie podsumowanie roku „okiem oldskulowca”, które mam przyjemność dostarczyć czytelnikom MetalNews.pl. Teksty te nigdy nie miały być tylko suchą listą płyt pretendujących do miana „albumu roku”, a raczej nieco blogowym w charakterze luźnym opisem tego, co w danym okresie wydarzyło się w podziemiu. Ich celem jest przybliżenie Wam najciekawszych wydawnictw mijającego roku, które z różnych przyczyn mogły słuchaczom metalu umknąć w natłoku bardziej mainstreamowych premier – szczególnie jeśli chodzi o polski metal w 2025 roku.

To materiały od mniej znanych kapel, wydane przez mniejsze, niezależne wytwórnie, a jednak o bardzo wysokim poziomie muzycznym. Bo polski metal to nie tylko nazwy takie jak Behemoth, Nocny Kochanek czy reaktywowani niedawno Acid Drinkers. Jego solą są lokalne bandy, taśmy demo i koncerty w małych klubach – i o nich właśnie za chwilę przeczytacie, oczywiście z zastrzeżeniem, że to wyłącznie prezentacja subiektywnego gustu i własnego, ograniczonego doświadczenia.

W momencie, gdy piszę te słowa, serwis Encyclopaedia Metallum: The Metal Archives wskazuje, że w 2025 r. polskie zespoły wypuściły niemal 500 studyjnych albumów, mini-albumów, splitów i demówek. To ogrom muzyki, z której przesłuchałem pewnie tylko ułamek, więc istnieje duża szansa, że na niniejszej liście nie znajdzie się jakieś zasługujące na to wydawnictwo. Jeśli tak się stanie, koniecznie podajcie swoje propozycje w komentarzach – w końcu to Wy także współtworzycie obraz tego, czym jest polski metal w 2025 roku!

A.D. 2024 był w polskim metalu rokiem krótkiej formy. Wyszła wówczas masa fenomenalnych mini-albumów, demówek i splitów, a za wydawnictwo roku ostatecznie uznałem EP-kę zespołu Hydra „Into the Night”. Z kolei rok 2025 to triumfalny powrót longplaya, ale inne formaty również w tym tekście znajdziecie. Zacznijmy jednak od długogrającego albumu roku.

Aquilla na Varsovia Metal Fest
Aquilla na Varsovia Metal Fest

Aquilla „Sentinels of New Dawn” – płyta roku w polskim metalu!

Wydana 31 października płyta „Sentinels of New Dawn” nie pozostawiła wątpliwości co do tego, komu powinien przypaść tytuł albumu roku. Warszawscy heavy metalowcy wydali swój najlepszy materiał od czasu debiutanckiej EP-ki „The Day We Left Earth” sprzed ośmiu lat i w kategorii tradycyjnego grania po prostu pozamiatali wszelką konkurencję. To idealnie oldschoolowy heavy metal, w którym Aquilla miesza różne wpływy tradycyjnego grania – czuć w nim trochę brytyjskiej nowej fali, a także sporo niemieckiej szkoły speed/power metalowej. Powiem szczerze, ten album znacznie bardziej przypomina mi najlepsze dokonania Helloween niż najnowsza płyta Helloween!

Piękne granie, równie czadowe, co melodyjne, ciężkie i szybkie, ale też przebojowe i wciągające, w dodatku okraszone specyficznymi tekstami w konwencji opowieści science-fiction, którą zespół konsekwentnie rozwija od początku kariery. „Sentinels of New Dawn” to pierwszy studyjny materiał, jaki Aquilla nagrała po zmianie wokalisty. Choć polubiłem ten zespół jeszcze gdy za mikrofonem stał Blash Raven, to Captain Paradox udowodnił, że pomimo iż jego głos jest nieco inny, doskonale wpisuje się w pomysł i wizję grupy. Dla miłośników retro heavy metalu ociekającego klimatem lat 80. ten album to pozycja obowiązkowa.

Metallus – klasyczny polski doom metal w natarciu

Pierwszy album tego doom metalowego trio znalazł się w moim podsumowaniu 2023, gdzie przyznałem mu tytuł „debiutu roku”. Ten epicki dwupłytowy kolos udowodnił, że tradycyjny doom ma się w naszym kraju całkiem nieźle, zaś tegoroczna „dwójka” tylko wzmocniła to przekonanie, a także ugruntowała pozycję Metallusa na podziemnej scenie. To materiał krótszy od poprzednika, ale dojrzalszy, bardziej zwarty kompozycyjnie i dopracowany brzmieniowo. No i pełen hitów idealnych do wspólnego śpiewania na koncertach.

No właśnie, co do śpiewania – Metallus ma dwóch wokalistów, z których jeden został już w tym zestawieniu wspomniany. Kacper Kuczyński, wcześniej znany m.in. z zespołu Boltcrown, tutaj występujący pod pseudonimem Hell’s Mage, to nie kto inny jak… Captain Paradox z Aquilli. Zdolna to bestia i chyba pierwszy przypadek w historii moich podsumowań roku, że jeden wokalista gości na liście z dwoma różnymi projektami.

Metallus stanowi część tzw. wielkiej trójki nowej fali polskiego doom metalu, obok zespołów Crossroad i Rosary. Ci ostatni również wydali w 2025 r. godną polecenia płytę. „The Broken Sacrament” to doom metal najtradycyjniejszy z możliwych, który na pewno przypadnie do gustu fanom gatunku. Mnie też się spodobał, ale nie urzekł aż tak bardzo, jak przepotężna EP-ka „Telestai” z 2022 r.

Species „Changelings” – techniczny thrash metal z duszą

Kocham thrash metal. Szczególnie ten rzeźnicki, brudny i bardziej stawiający na szybkość niż instrumentalną wirtuozerię. Moje ulubione polskie zespoły z tego nurtu: Crippling Madness, Hellfuck i Brüdny Skürwiel solidarnie w tym roku milczały, jeśli chodzi o nagrania studyjne (choć sytuacja zmieni się w 2026), dlatego tytuł thrashowego albumu roku wędruje do kapeli z całkiem przeciwnego krańca gatunkowego spektrum, progresywnych techników ze stołecznego Species.

Ich płyta „Changelings” to jeden wielki popis instrumentalnych umiejętności trójki młodych muzyków, którym nie jest obcy klasyczny amerykański thrash, eksperymenty Voivod, klimat późnego Death, progresywny charakter kompozycji Rush, a nawet iście jazzowe zagrywki. Panowie są fenomenalni technicznie, ale sama technika to nie wszystko – ile jest w końcu zespołów, które mają umiejętności, ale nie mają pomysłu na to, jak ich użyć?

Species ma na siebie pomysł i to odróżnia ich od wielu innych składów grających techniczny metal. Bo Species to nie tylko wirtuozerskie solówki i połamane perkusyjne rytmy, ale też dusza. „Changelings” jest niewątpliwie najważniejszym materiałem w ich dotychczasowym dorobku, bardzo pozytywnie ocenianym nie tylko w Polsce, ale i za granicą, a co dla mnie bardzo istotne – świetnie wyprodukowanym i w ten sposób naprawiającym brzmieniowe niedostatki poprzednich dokonań grupy, za którymi właśnie z tego powodu niezbyt przepadałem.

Species „Changelings” to moim zdaniem najlepsza tegoroczna płyta w polskim thrashu, ale kilka innych wydawnictw w tej kategorii także warto odnotować. Krakowskie Terrordome z bardzo solidnym „Plagued with Violence” zdaje się coraz dalej odchodzić od crossoveru na rzecz death/thrashowego grania i naprawdę dobrze radzi sobie w tej konwencji. Z kolei białostockie Lucille po czterech latach od wydania świetnej EP-ki „Too Proud to Beg for Mercy” powróciło z mocnym długogrającym debiutem „Dawn of Destruction” – obie pozycje warte są polecenia oldschoolowym thrasherom.

Klimorh – człowiek-instytucja polskiego black metalu

O tym, że polska scena metalowa black metalem stoi, chyba nie muszę nikogo przekonywać. Nasze kapele z tego nurtu święcą międzynarodowe triumfy, a każdego roku w podziemiu pojawia się co najmniej kilka bardzo ciekawych nowych nazw. Tym razem nie będzie jednak scenowych świeżaków, a ktoś, kto w czarnej muzie siedzi już od ćwierćwiecza i robi w niej rzeczy wybitne, nie zważając na trendy, popularność i wyniki sprzedaży płyt.

Tomasza „Klimorha” Klimczyka możecie kojarzyć przede wszystkim z długoletniej działalności w zespole Non Opus Dei, ale tutaj chciałbym poświęcić kilka słów jego młodszemu projektowi, Yfel1710. Kapela wydała w tym roku aż dwa nowe materiały: split z Dominance oraz własnego pełniaka „Black Metal Gnosis”, który jest dla mnie najlepszą płytą tego roku w kategorii „polski black metal”. Klimatycznie, oldschoolowo, bez udziwnień, ale też wcale nie prymitywnie, z dużym smakiem i fajnymi tekstami. Świetna premiera.

Warto tu wspomnieć, że poza swoją stricte black metalową twórczością Klimorh zaangażowany jest w bardziej eksperymentalny projekt Narrenwind, który w 2025 r. również wydał bardzo dobry album „Gorzkie plony”. Ta kapela także ma blackowe korzenie, ale z czasem ewoluowała w stronę bardziej progresywną, wykorzystując w swojej muzyce elementy elektroniki, a nawet zimnej fali i post-punka. Bardzo ciekawe, niebanalne i na swój sposób przejmujące granie.

Mówiąc o polskim black metalu i jego mariażu z punkiem nie można pominąć coraz mocniejszego na naszej scenie nurtu black punk. Nową płytę wydały największe tuzy tegoż, czyli Owls Woods Graves. Mimo niewielkiego stażu jest to już zespół uznany i dość popularny, więc nie jestem pewien, czy aby na pewno powinien znaleźć się w podsumowaniu „podziemia”, w końcu współtworzą go muzycy związani z tak wielkimi nazwami jak Mgła czy Medico Peste, ale nawet jeśli OWG jest już „za duże”, by na podziemie się kwalifikować pod względem popularności, to ich muzyka jak najbardziej podziemna pozostaje.

Na płycie „Strix” znajdziemy dziesięć numerów w konwencji „zblekowionego” hardcore punka, z których może żaden nie jest aż takim hitem jak „Antichristian Hooligan” z poprzedniego krążka, ale „The Flag Is Raised” czy „Black Flame in Our Hearts” niewiele mu ustępują.

O.D.R.A / Las Trumien Breslau Spleen – split roku na polskiej scenie

Tak jak zeszły rok stał EP-kami i splitami, tak ten zdominowały dla mnie albumy długogrające, ale i w dziedzinie krótkiej formy trochę się działo. W tej kategorii wydawnictwem roku jest dla mnie „Breslau Spleen” formacji O.D.R.A i Las Trumien. Więcej szczegółów o tym wydawnictwie znajdziecie w osobnej recenzji, tutaj więc opowiem o nim wyjątkowo krótko.

Uwielbiam Las Trumien i każde jego nowe dzieło jest dla mnie zawsze solidnym kandydatem, by znaleźć się w rocznym podsumowaniu płytowych premier. Tym razem panowie zaserwowali fanom pięć nowych przerażających opowieści o mordercach w muzycznym stylu, do jakiego zdążyli już przyzwyczaić – walcowatego sludge/doom metalu z licznymi hardcore’owymi wtrętami. Niby nic odkrywczego, a buja jak zwykle wyśmienicie. Na płycie znalazło się też pięć kawałków sludge’owej grupy O.D.R.A, wcale nie ustępujących jakością numerom Lasu.

Occult rock, grind, death metal – czyli Wij „Bluzg” i inni

Jeśli zaś chodzi o mini-albumy, sprawdźcie sobie bardzo nietypowy „Bluzg” od zespołu Wij. Ta formacja znana jest przede wszystkim z pięknego śpiewu wokalistki Tui Szmaragd i vintage’owego brzmienia poruszającego się gdzieś pomiędzy occult rockiem, proto-metalem, stonerem i psychodelią. W muzyce Wija na ogół dominują wpływy lat 70., ale jego najnowsze EP to absolutny eksperyment, jak zapewnia sam zespół – raczej jednorazowy. Na trwającym niespełna kwadrans „Bluzgu” znajdziemy sześć kawałków znacznie bliższych grind core’owi czy death metalowi niż wcześniejszym dokonaniom Tui i jej kompanów. Jest to zupełnie inne, ale wciąż bardzo dobre granie. No i jeden z numerów został zaśpiewany po japońsku!

Skoro już o death metalu wspomniałem, muszę szczerze przyznać, że w tym roku jakoś niespecjalnie zasłuchiwałem się w tym akurat podgatunku muzyki metalowej. Jeśli chodzi o polski metal w 2025 r., królowało u mnie bardziej klasyczne i mniej ekstremalne granie, co oczywiście nie znaczy, że nie wyszły w rodzimym podziemiu jakościowe materiały spod znaku metalu śmierci. Zwróćcie szczególną uwagę na: Toughness „Black Respite of Oblivion”, Pandemic Outbreak „Torment Beyond Comprehension” oraz aż dwa krążki pomorskiego Frightful: premierowe „What Lies Ahead” oraz stanowiące kompilację starszych utworów „Born After Astral Rites”.

Rok 2025 na żywo – czyli siła podziemia tkwi w koncertach

Na koniec każdego rocznego podsumowania kilka słów poświęcam koncertom i festiwalom pod hasłem „polski metal” i nie inaczej będzie tym razem. Muzyka metalowa stworzona jest do odbierania jej na żywo i właśnie dzięki koncertom żyje, szczególnie obecnie, w erze internetowego streamingu i fatalnej sprzedaży fizycznych nośników. Tak jak cieszy mnie fakt, że gwiazdy światowego formatu wypełniają w Polsce hale i stadiony, tak zawsze powtarzam, że esencją sceny są lokalne kapele i małe kluby, zatem do ich wspierania gorąco zachęcam.

W tym roku na koncertowej mapie szczególnie kilka inicjatyw mocno zaznaczyło swoje miejsce. Pierwsza to Riders of Doom, która zorganizowała aż trzy edycje swojej imprezy w stołecznym VooDoo Club. Ekipa związana z wymienionym już wcześniej w tym tekście zespołem Metallus tworzy cykl koncertów, na którym występują gwiazdy polskiej i światowej sceny tradycyjnego doom metalu. Gościli już m.in. Cardinal’s Folly i The Temple, a w 2026 r. zapraszają kultowy fiński Lord Vicar.

W tym samym miejscu odbywa się też Metal Kommando Fest – klubowy mini-festiwal, który zawsze stawiam za wzór metalowej imprezy w duchu DIY, zarówno pod względem organizacyjnym, jak i doboru występujących zespołów. W tym roku MKF zmierzyło się nawet z wyzwaniem zrobienia edycji dwudniowej, która wypadła bez zarzutu, ale organizatorzy zdecydowali się jednak nie kontynuować tej formuły i w maju 2026 r. zapraszają ponownie na jeden wieczór z ekstremalnym metalem. Szczegóły wkrótce.

Na koniec wielkie słowa uznania za upór i ciągły rozwój należą się Until Death Takes Us – co zaczęło się jako jednoosobowa inicjatywa organizowania cyklicznych koncertów Warszawie, rozprzestrzeniło się na inne miasta i urosło na tyle, by ogarniać całe trasy i sprowadzać do Polski świetne, a niezbyt popularne kapele z zagranicy. Dzięki UDTU mogliśmy zobaczyć i usłyszeć na naszej ziemi Włochów z Kurgaall, duńskie Maceration, fińskie Black Mass Pervertor czy Humiliation z dalekiej Malezji.

Zawsze były to niezapomniane występy, od maniaków dla maniaków, nawet jeśli nie zawsze frekwencja na nich dopisywała. I o to w sumie chodzi. Dzięki takim inicjatywom widać wyraźnie, że polski metal w 2025 roku to nie tylko płyty i premiery, ale przede wszystkim ludzie, pasja, scena i energia płynąca z koncertów.

Podobne artykuły

Motörhead: reedycja 6 albumów z okresu 1995-2001 już 29 marca w sprzedaży

Szymon

Koncertowe szaleństwo w 2022. Na co czekamy w tym roku?

Martyna Kościelnik

Wszystko umiera – 20. rocznica wydania „World Coming Down” Type O Negative

Paweł Kurczonek

Zostaw komentarz