SPECJALNE

Top 10 black metalowych albumów w 2021

Top 10 black metalowych płyt w 2021
Koncert zespołu Faun

Nowy, potencjalnie lepszy rok 2022 już za pasem. W związku z tym, to najwyższy czas na muzyczne podsumowania. Jako że moją pasją jest black metal, który przyjmuję w za dużych dawkach, postarałam się wybrać dla Was 10 najciekawszych albumów, które ukazały się w 2021 roku. Od razu uprzedzam, że poniższe zestawienie ma charakter subiektywny i może budzić pewne kontrowersje. Zapraszam więc do lektury i zachęcam do dzielenia się w komentarzach Waszymi propozycjami oraz uwagami.

[newsletter]

1. Mānbryne „Heilsweg: O udręce ciała i tułaczce duszy”

Debiut projektu Mānbryne, to absolutny numer 1 tego zestawienia. Album pt. „Heilsweg: O udręce ciała i tułaczce duszy” ukazał się 9 kwietnia nakładem Malignant Voices i już w dniu premiery, stał się pretendentem do tytułu najlepszego wydawnictwa 2021 roku.

W recenzji, która ukazała się na łamach naszego portalu, wspominałam, że „Heilsweg: O udręce ciała i tułaczce duszy” zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że trudno będzie komukolwiek ją przeskoczyć. Zdania swojego nie zmieniam. Żadnemu innemu zespołowi się to nie udało. Prawdę mówiąc już opublikowany w listopadzie ubiegłego roku singiel pt. „Pustka, którą znam” zwiastował, że Mānbryne narobią sporo zamieszania w polskim podziemiu.

„Heilsweg: O udręce ciała i tułaczce duszy” jest albumem gęstym, mocnym, brudnym i niesłychanie bluźnierczym. absolutne 11/10. Polecam każdemu miłośnikowi black metalu i jednocześnie zachęcam do zapoznania się ze szczegółową recenzją tego wydawnictwa.

2. Kły „Chen”

O trzecim, pełnometrażowym wydawnictwie projektu Kły rozpisywałam się całkiem niedawno. Album ukazał się 22 września, w dniu Równonocy Jesiennej a za jego wydanie odpowiada wytwórnia Pagan Records.

„Chen” jest pierwszą częścią dyptyku, który opowiada o mrocznych zaułkach ludzkiej świadomości. Niesłychanie prawdziwy, przygnębiający i skłaniający do autorefleksji materiał, którego postprodukcją osobiście zajął się Nihil. Z resztą, rękę lidera Furii czuć niemal w każdym momencie tego krążka. „Chen”, tak jak w przypadku poprzednich albumów, przeznaczony jest raczej do samotnej kontemplacji.

Jeżeli mieliście problem z przyswojeniem „Wyrzyn”, to mogę zagwarantować, że „Chen” jest znacznie mniej obciążające intelektualnie i nie tak narkotyczne jak jego poprzednik.

 

3. Kły „Cienie”

Druga część dyptyku nagranego przez Kły, ukazała się 21 grudnia 2021 roku. Tak jak w przypadku „Chen”, data publikacji nie jest tu bez znaczenia, bowiem 21.12 to najkrótszy dzień w roku, Przesilenie Zimowe. Jeżeli słuchaliście „Chen” i czytaliście recenzje tego albumu na łamach naszego portalu, zapewne wiecie jakiego problemu dotyczy ten materiał.

Jako, że recenzja „Cieni” jest w przygotowaniu, na ten moment zdradzę jedynie, że mara staje się prawdą. Dodam jeszcze, że „Cienie” stanowią naprawdę mocny akcent przed długim spoczynkiem, na jaki wybierają się Kły. Czy ten sen będzie wieczny? Tego nie wie nikt.

 

4. Harakiri for the Sky „Mære”

Miejsce czwarte na mojej liście zajmuje najnowsze wydawnictwo austriackiego duetu Harakiri for the Sky. Album zatytułowany „Mære” swoją premierę miał 19 lutego 2021 roku.

Choć nie każdy lubi stylistykę jaką utrzymuje ten post black metalowy projekt, uważam, że ich piąty album studyjny zasługuje na szczególną uwagę. Powodem jest nie tylko solidna realizacja materiału, ale przede wszystkim tematyka jaką podejmuje. Już sama okładka, przedstawiająca rozrywanego ludzkimi dłońmi wilka, wskazuje, że nie będziemy mieli do czynienia z czymś lekkim i przyjemnym.

W jednym z wpisów jakie znalazły się na facebookowym profilu zespołu, wokalista grupy, JJ, zdradził, że album powstał na bazie jego bolesnych doświadczeń. Wydawnictwo jest przepełnione cierpieniem a utwór „And Oceans Between Us” aż kipi od emocji. Bardzo lubię, kiedy artyści potrafią umiejętnie przekuć swój ból w piękno i tak właśnie jest w przypadku „Mære”.

Warto wspomnieć, że w nagraniach gościnnie wziął udział Neige z Alcest i możemy go usłyszeć w numerze „Sing For The Damage We’ve Done.

 

5. Angrrsth „Donikąd”

Debiutancki album toruńskiego kwartetu Angrrsth to jedna z moich ulubionych pozycji na tej liście. Podopieczni wytwórni Godz ov War Productions zaprezentowali swój pierwszy, pełnometrażowy krążek pt. „Donikąd”, 17 kwietnia 2021 roku.

Przyznam, że początkowo nie byłam zachwycona tym wydawnictwem ze względu na przeciętną produkcje, niemniej zmieniłam zdanie, gdy usłyszałam cały materiał na żywo. Część z Was może mnie teraz przekląć, ale podczas koncertu z Rotting Christ, Angrrsth wypadli wręcz niesamowicie. Znacznie ciekawiej niż greccy bogowie metalu.

Album „Donikąd” zabiera nas w niespełna 40-minutową podróż do świata przepełnionego melancholią, doprawioną solidną dawką melodii, blastów i porządnego darcia mordy. Jest to kawał dobrego black metalu, momentami czerpiącego ze stylistyki charakterystycznej dla blackowych kapel tworzących w drugiej połowie lat 90.

 

6. Sznur „Dom Człowieka”

Kolejny polski zespół, zasługujący na uwagę, to pochodzący z Wałbrzycha Sznur. Projekt absolutnie bezkompromisowy, punktujący wady człowieczeństwa. Ich trzecie wydawnictwo, zatytułowane „Dom człowieka”, ukazało się 17 kwietnia, nakładem Godz ov War Productions.

Materiał, mimo że do samych kompozycji nie wnosi nic nowego, uderza niesłychanie mocnym przekazem. Solidna rzecz, przepełniona siarczystymi riffami, gęstymi blastami i plugawymi tekstami. Brutalny, wulgarny, ohydny i obrzydliwy. Taki właśnie jest „Dom człowieka”.

 

7. Yoth Iria „As the Flame Withers”

Debiutancki album pochodzącej z Aten formacji Yoth Iria od razu zaskarbił sobie sympatię miłośników greckiego, oldschoolowego black metalu. Z resztą nie ma się co dziwić, ponieważ za całym projektem stoją doświadczeni muzycy z Rotting Christ.

Pierwszy, pełnometrażowy krążek Greków pt. As the Flame Withers, premierę miał 25 stycznia 2021 roku i ukazał się nakładem wytwórni Pagan Records.

Muzycy Yoth Iria swój materiał zapowiadali jako majestatyczną kwintesencję greckiego black metalu z nutą nowoczesności. Panowie słowa dotrzymali i tak oto otrzymaliśmy melodyjny, trochę patetyczny materiał momentami przypominający stylistykę Iron Maiden zmiksowanego z Children of Bodom. Pozycja zdecydowanie warta uwagi, choć nie dla każdego.

 

8. Ethereal Shroud „Trisagion”

Premiera najnowszego wydawnictwa brytyjskiego projektu Ethereal Shroud, miała miejsce ok. trzy tygodnie temu. Album zatytułowany „Trisagion” ukazał się 10 grudnia i od razu skradł moje serce. Nie, nie jest to nic przełomowego i nadzwyczajnego. Słuchając tego krążka na ponad godzinę mogłam odpłynąć, wsłuchując się w dobrze znane mi patenty i ładne melodie. Ethereal Shroud, dali mi dokładnie to czego chciałam, czyli obfitą porcję wielowątkowego klimatycznego DSBM.

 

9. Darkthrone „Eternal Hails”

Na mojej liście nie mogło również zabraknąć klasyki. Darkthrone jest żywą legendą norweskiego black metalu, cały czas intensywnie się rozwijającą. Mimo że Fenris i jego ekipa mają już swoje lata, cały czas udowadniają, że to jeszcze nie czas, aby zakończyć karierę.

25 czerwca 2021 roku, światło dzienne ujrzał 19 album studyjny Norwegów, zatytułowany „Eternal Hails”. Po dość nieudanym „Old Star”, który ukazał się rok wcześniej, „Eternal Hails” okazał się niemałą niespodzianką.

Dużym zaskoczeniem okazało się przede wszystkim brzmienie albumu, mocno przypominające stylistykę Black Sabbath, okraszoną doomowym metrum i riffami. Najnowsze dzieło Darkthrone to pozycja warta uwagi, choć tak jak w przypadku Yoth Iria, nie do końca może przypaść do gustu miłośnikom nowocześniejszego grania.

Warto wspomnieć, że Fenris i jego ekipa, po 15 latach postanowili zmienić dotychczasowe studio nagraniowe na inne, aby móc wyciągnąć z „Eternal Hails” jak najwięcej.

 

10. Wolves in the Throne Room „Primordial Arcana”

Dziesiątkę najciekawszych black metalowych produkcji, jakie ukazały się w 2021 roku, zamyka najnowsze wydawnictwo amerykańskiej formacji Wolves in the Throne Room.

Album zatytułowany „Primordial Arcana” ukazał się 20 sierpnia, nakładem wytwórni Relapse Records. „Primordial Arcana” to doskonale zrealizowany atmospheric black metal, którego tematyka oscyluje w zakresie fantastyki, mitologii i innych wytworów ludzkiej wyobraźni.

Klimat krążka jest naprawdę magiczny, choć absolutnie nie jest słodki czy jarmarczny. Pokuszę się o stwierdzenie, że przypomina mi momentami wczesny Burzum, choć bezapelacyjnie ma w sobie więcej klasy i finezji. Tę pozycję kieruję przede wszystkim do fanów Coldworld, Summoning czy Agalloch.

Fotografia z nagłówka: materiały promocyjne Darkthrone

Podobne artykuły

Mayhem – „De Mysteriis Dom Sathanas”. Wyjątkowy box set z okazji 25-lecia

Filip Kowalczuk

„10,000 Days” grupy TOOL ma już 15 lat. Skąd wziął się tytuł?

Tomasz Koza

Żelazna Pięść uderza — reedycja „Iron Fist” Motörhead

Tomasz Koza

Zostaw komentarz