Zespół Dopelord, towar eksportowy polskiego stoner/doom metalu, dość często w ostatnim czasie gości na łamach naszego serwisu. I nic dziwnego, bo grupa jest naprawdę aktywna i daje powody do pisania o niej. Ledwie skończyli pierwszą część jubileuszowej trasy z Vaderem, a już ogłoszono jej kolejne przystanki w grudniu. Dopelord będzie też główną gwiazdą koncertu z okazji urodzin warszawskiego klubu Hydrozagadka 10 listopada, a w międzyczasie wyda swoją kolejną, piątą już płytę. Oficjalna premiera “Songs for Satan” 6 października, ale my już teraz mogliśmy dzięki uprzejmości zespołu zapoznać się z jej zawartością!
Czytaj też: Relacja z koncertu Dopelord przed Vaderem w warszawskiej Progresji
Mocne otwarcie na początku albumu “Songs for Satan”
Płytę “Songs for Satan” grupy Dopelord rozpoczyna krótkie, klimatyczne intro – noc, szum lasu, pohukujące ptactwo… i niespodziewany, momentalny atak ciężkiej, przesterowanej gitary, otwierający pierwszy kawałek na albumie, “Night of the Witch”. Jest to jeden z dwóch singli, który zespół udostępnił przedpremierowo i absolutnie nie dziwię się, że właśnie ten numer został wybrany, by promować nowe wydawnictwo. Jest tu, jak to zwykle u Dopelord, wolno i smoliście, ale jednocześnie mam wrażenie, że bardziej przebojowo niż zazwyczaj, a poszczególne instrumenty dostały w miksie trochę więcej przestrzeni, by w pełni wybrzmieć. Szczególnie dobrze słychać to podczas gitarowej solówki i szalenie chwytliwego, zapadającego w pamięć refrenu.
Oczywiście, jak to w stonerze bywa, inspiracje Black Sabbath w warstwie instrumentalnej są więcej niż oczywiste, ale również w wokalach w tym kawałku słyszę sporo Ozzy’ego, tylko że wymieszanego jeszcze z charakterystyczną manierą Papy Emeritusa z Ghost. To dodatkowo wzmaga paradoksalne poczucie “lekkości” tego numeru i sprawia, że mamy do czynienia z prawdziwym przebojem. Dopelord zawsze miał dobre “otwieracze” na swoich albumach, ale ten jest jednym z wybijających się.
Co dalej na nowej płycie Dopelord?
Drugi utwór i drugi już znany singiel – “The Chosen One”. Trochę szybszy, z fajnym wokalem i gitarami, choć trochę mniej chwytliwy niż poprzednik. Mimo to solidny strzał, nie ma do czego się przyczepić.
Swoistą tradycją płyt Dopelord jest to, że po naprawdę mocnym otwarciu albumu zespół trochę zwalnia i serwuje numer (lub numery) dłuższy, bardziej monotonny i w moim odczuciu po prostu nudny. Na płycie “Children of the Haze” było to “Dead Inside (I & II)”, na poprzedniej “Sign of the Devil” – utwór pod tytułem “Heathen”. I już chciałem napisać, że na “Songs for Satan” tę właśnie rolę spełnia “One Billion Skulls”, ale… Jak ten numer rośnie z każdym kolejnym odsłuchem! Jak wkręca się w mózg, gdy da mu się więcej niż jedną szansę! Ten najdłuższy na płycie utwór kroczy powolnie, dostojnie i nabiera mocy aż do refrenu, w którym Dopelord pokazuje jak dobrą robotę potrafią zrobić w takiej muzyce dwa wokale. A skoro wokale, to i teksty, przy których teraz na chwilę się zatrzymamy.
Piosenki dla Szatana, czyli kilka słów o tekstach
Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że członkowie Dopelord nigdy nie byli przesadnymi fanami Kościoła Katolickiego i religii w ogóle. Liryki zespołu zawsze były pełne okultyzmu, magii i diabła, ale na poprzednich płytach był to zwykle diabeł popkulturowy, znany ze starych horrorów i typowych metalowych tekstów. Filmowy, przerysowany, często seksualny, oczywiście prowokujący, ale traktowany nieco z przymrużeniem oka. Gdy w jednym ze swoich najwcześniejszych hitów, utworze “Addicted to Black Magick” z drugiej płyty, zespół śpiewał “Come to the Sabbath! Ride with the Devil!”, a na ostatnim albumie pojawił się tekst “Hail Satan! We are the order of the cult!” słuchacz wiedział, że to element estetyki i doom metalowej konwencji, a niekoniecznie poważna deklaracja ideowa.
Pomimo dość przaśnego i banalnego tytułu płyty mam wrażenie, że na niej, a zwłaszcza w utworze “One Billion Skulls”, żarty się skończyły. Chłopaki chyba nigdy w swojej karierze nie napisali kawałka tak otwarcie krytycznego w stosunku do religii, nie epatującego półnagimi czarownicami, pentagramami i kozimi głowami, a autentycznie rzucającego wyzwanie Kościołowi, jego hipokryzji i złym uczynkom, jakie przez całą historię ludzkości popełniano w jego imieniu. Zresztą oceńcie sami:
“In the eyes of a billion skulls
Reflected all the lies
Standing on the edge of time
I’m spitting in the face of god
I’m the stone from Satan’s slingshot
Thorn that pierced the temple of your god
Nail hammered through the holy hand
Foretelling it’s the end”
Być może to tylko moje zdanie, ale czy skojarzenia z obrazoburczymi tekstami z płyty “Ceremony of Opposites” Samaela nie są tu bardzo na miejscu?
Po “One Billion Skulls” dostajemy jeszcze dwa gitarowe numery. Okrutnie ciężki, transowy, do granic przesterowany “Evil Spell”, który jest tak naprawdę przewrotną, podszytą okultyzmem historią miłosną bez happy endu, oraz “Worms” – kolejny bardzo dosadny i dosłowny manifest antyreligijny (znów kłania się stary Samael, po prostu nie mogę wyzbyć się tego skojarzenia).
Ten kawałek w udany sposób powiela schemat kompozycyjny znany z największych przebojów grupy Dopelord, jak choćby “Doom Bastards” – wolny, miażdżąco ciężki początek, wyciszenie w środku i przyspieszenie zaraz po nim. Jest to też jednocześnie chyba najbardziej rzeźnicki numer na płycie, w całości brutalnie zaśpiewany przez Pawła Mioduchowskiego. Tym razem Piotr Zin, który w Dopelord odpowiada za czyste wokale, przeważające na “Songs for Satan” jak na żadnej wcześniejszej płycie grupy, postanowił trochę odpocząć.
Po “Worms” słuchacz też trochę odpoczywa od doom metalowej smoły i hałasu, ponieważ płytę piękną klamrą wieńczy miniatura “Return to the Night of the Witch” – odegrany na syntezatorze motyw z refrenu pierwszego utworu na płycie. Retro klimat tej zaledwie dwuminutowej kompozycji sprawia, że same nasuwają się skojarzenia z soundtrackami z horrorów z lat 70. i 80. John Carpenter by się nie powstydził!
Dobry album, ale czy najlepszy w dorobku Dopelord?
Od EP-ki “Reality Dagger” z 2021 r. czekaliśmy na jakąkolwiek nową muzykę Dopelord ponad dwa lata. Trzy na kolejną po “Sign of the Devil” płytę długogrającą. Pomijając intro i swoiste “outro”, dostaliśmy niby tylko pięć utworów, ale to wciąż prawie 40 minut premierowego materiału, który uważam za album bardzo solidny, choć moim zdaniem nie przebijający poprzednika.

Fot. Luxus Photo
Na “Songs for Satan” słychać, że zespół okrzepł na scenie i nie bez przyczyny jest jednym z najważniejszych przedstawicieli polskiego stoner/doom metalu, choć nie boi się eksperymentować i wychodzić miejscami poza tradycyjne ramy tego gatunku. Oczywiście to wciąż “Black Sabbath Worship”, ale zagrany z pomysłem i “lekkością”, której jest tu niewątpliwie bardzo dużo pomimo oczywistego ciężaru samej muzyki – głównie ze względu na podwójny wokal i bardzo dobrą produkcję całości.
Nowa płyta Dopelord to równy krążek, pozbawiony słabych utworów, ale porównując go z “Sign of the Devil” czuję lekki niedosyt. Na poprzednim albumie znalazły się kawałki, których zwyczajnie nie lubię, ale więcej też było chwytliwych bangerów, które z miejsca stały się koncertowymi hymnami grupy. Tutaj poziom kompozycji jest bardziej wyrównany, a utwory, może poza wspomnianymi na początku singlami promującymi płytę, nie wpadają łatwo w ucho, zyskują jednak z kolejnymi przesłuchaniami. Dodajmy do tego naprawdę potężne brzmienie, dobrą realizację, dzięki której wszystkie instrumenty mają w tej muzyce swoje miejsce i są dobrze słyszalne (tak, gitara basowa też) i mocne, dojrzałe teksty, a otrzymamy album, który po premierze na pewno zamiesza w stoner/doomowym światku, nie tylko w Polsce.
Dopelord na Bandcamp: https://dopelord.bandcamp.com/album/songs-for-satan
Fanpage zespołu: https://www.facebook.com/Dopelord666

Lista utworów:
1. Intro
2. Night Of The Witch
3. The Chosen One
4. One Billion Skulls
5. Evil Spell
6. Worms
7. Return To The Night Of The Witch