RECENZJE

Narbo Dacal – „Elysium Now”. Recenzja debiutanckiej płyty

Narbo Dacal recenzja albumu Elysium Now
Koncert zespołu Faun

24 listopada miała miejsce premiera debiutanckiej płyty “Elysium Now” zespołu Narbo Dacal z Krakowa. Po wydanej rok wcześniej EP-ce oraz serii klubowych i festiwalowych koncertów grupa dorobiła się wreszcie debiutanckiego longplaya, zarejestrowanego w studiu No Solace pod okiem Mikołaja Żentary, czyli po prostu M. z zespołu Mgła. Co z tej współpracy wyszło, dowiecie się poniżej.

Sprawdź też inne nasze recenzje płytowych nowości od polskich zespołów metalowych:

Sam zespół Narbo Dacal swoją muzykę definiuje jako “(be)witching metal”, jednocześnie przyznając się do inspiracji bardzo różnymi gatunkami, od folku i progresji po sludge, doom oraz black metal. I choć brzmi to co najmniej enigmatycznie, a dla niektórych pewnie wręcz niestrawnie, zadziwiająco dobrze oddaje charakter muzyki krakowskiego trio. A jaki ten charakter jest? Zacznijmy od początku…

Sześć utworów na pierwszym wydawnictwie Narbo Dacal

Początek ten, podobnie jak cała twórczość Narbo Dacal, jest eksperymentalny i nieoczywisty. Płytę “Elysium Now” otwiera bowiem najdłuższy na albumie, aż ośmiominutowy walec zatytułowany “Passion Flower”. Pierwsza minuta to potężne, powolne sludge/doomowe riffowanie, do którego później dołącza zadziwiająco delikatny wokal Elizy “Eli” Ratusznik. Utwór rozkręca się powoli, by w drugiej połowie zmienić w niemal black metalową jazdę i ostatecznie zakończyć nagłym wyciszeniem. No, czegoś takiego się nie spodziewałem, Narbo Dacal zadało naprawdę mocny cios na otwarcie płyty.

Po najdłuższym “Passion Flower” zespół raczy nas z kolei dwiema najkrótszymi na krążku kompozycjami. “Roses” i “Devil’s Snare” to także single promujące cały album, których można było wysłuchać jeszcze przed jego premierą. Szczególnie przypadły mi do gustu “Róże” – przebojowy, dynamiczny numer z ciężką gitarą, szybką blackową perkusją i wokalem przypominającym jakąś nawiedzoną wyliczankę, przechodzący od monotonnej melorecytacji do momentami wręcz histerycznego wrzasku. Podobny poziom prezentuje drugi z singli, tylko że w “Devil’s Snare” znajdziemy więcej doomowej atmosfery w warstwie instrumentalnej, sabbathowską gitarę i chyba nawet jeszcze bardziej pokręcone wokalizy.

Czwarty w kolejności numer “The Vase” to lekka zmiana klimatu. Zaczyna się prostym, industrialnie brzmiącym riffem podbitym pulsującą sekcją rytmiczną, przywodząc na myśl daleko idące skojarzenia z Killing Joke. Potem przeradza się w sludge’ową ścianę instrumentalnego hałasu, nad którym znów góruje charakterystyczny głos Eli.

Piątka na trackliście, “The Last Straw”, to moim zdaniem najsłabszy utwór na płycie i jednocześnie jedyny, który po prostu mi się nie podoba. Mało w nim dynamiki, za to sporo dziwnych dźwięków, post-metalowego charakteru i wkurzających, brzęczących blach w partiach perkusyjnych. Na szczęście po nim dostajemy jeszcze bardzo fajny, drugi pod względem długości numer “Forget Me Not”, który udanie wieńczy “Elysium Now”.

Narbo Dacal
Narbo Dacal
Fot. Materiały promocyjne

Oczywiste inspiracje, nieoczywiste brzmienie na płycie „Elysium Now”

Ale zaraz, jak to? Tylko sześć kawałków, w dodatku dwa znane już wcześniej? To ma być longplay? Ano tak, bo na płycie mimo niewielkiej liczby utworów dostajemy ponad 40 minut muzyki. I to muzyki ciekawej, oryginalnej i nietuzinkowej, choć też niełatwej w odbiorze. Na “Elysium Now” dobrze słychać inspiracje Narbo Dacal, ale są to inspiracje często z zupełnie różnych bajek gatunkowych.

W warstwie instrumentalnej dominuje sludge/doom i black metal, ale sporo jest też fragmentów spokojnych i industrialnych czy odchyłów w stronę progresywno-post-metalową. Mimo takiego misz maszu stylistycznego zespół ma własne charakterystyczne brzmienie. Utwory są zróżnicowane, często nawet poszczególne fragmenty jednego kawałka potrafią być od siebie bardzo dalekie, ale przez całą płytę słychać, że wykonuje je ten sam zespół, a album jest wewnętrznie spójny, choć różnorodny.

Dobrą robotę robi gitarzysta Grzegorz “Drut” Włodek, choć czasem mam wrażenie, że jego instrument bywa schowany gdzieś w miksie i jakby przytłumiony. Niby jest to wada, ale z drugiej strony, bardziej drapieżne i soczyste brzmienie mogłoby obedrzeć kompozycje Narbo Dacal z ich charakterystycznego, niepokojącego klimatu, a jest on jedną z najważniejszych cech definiujących muzykę zespołu.

Świetnie za perkusją sprawdza się Bartek Kliś, jego praca robi naprawdę wielkie wrażenie. Zarówno w ekstremalnych metalowych galopadach, jak i w bardziej groove’owych fragmentach prezentuje się bardzo dobrze. Wszechstronność bębniarza Narbo Dacal niespecjalnie dziwi w kontekście faktu, że niedawno dołączył do Owls Woods Graves, a jego umiejętności mogliśmy podziwiać choćby na koncertach podczas ostatniej trasy OWG z Furią. Tam udowodnił, że zarówno black metal, jak i bujające rock’n’rollowe rytmy to dla niego nie pierwszyzna. Sekcję rytmiczną Narbo Dacal dopełnia bas obsługiwany przez Elizę, której teraz poświęcę kilka słów więcej.

[newsletter]

Wiedźmie kwiaty, czyli o wokalach i tekstach

W utworach z “Elysium Now” na tle gitarowego jazgotu wybija się kobiecy głos. Różnorodny, czasem spokojny i wręcz romantyczny, czasem agresywniejszy, zbliżający się do ryku, jakiego nie powstydziłoby się wielu facetów drących się na co dzień w ekstremalnych metalowych zespołach – zawsze jednak klimatyczny, transowy, wręcz hipnotyzujący.

Wyczuwam u Eli mocny vibe Karyn Crisis’ Gospel of the Witches – a że głos pani Crisis to moim zdaniem najlepszy damski wokal w muzyce metalowej, porównanie to należy traktować w kategoriach jak najbardziej pozytywnych. Podobnie jak Karyn, wokalistka Narbo Dacal potrafi śpiewać delikatnie i poruszająco, wyrazić głosem cały wachlarz emocji, a kiedy trzeba – dorzucić do pieca i podkręcić tempo.

Nie da się ukryć, że to właśnie połączenie jej eterycznego wokalu z ciężarem instrumentów jest znakiem rozpoznawczym zespołu. Jest to jednak połączenie, które nie każdemu podpasuje – mnie też nie urzekło od razu, powodując początkowo chyba zbyt duży dysonans, ale każde kolejne przesłuchanie “Elysium Now” sprawia, że w pewnym momencie nie można już sobie wyobrazić tych utworów śpiewanych innym głosem. Eli tworzy prawdziwie oniryczny klimat i niczym rzucająca zaklęcia wiedźma przejmuje kontrolę nad mózgiem słuchacza. W końcu nazwa “(be)witching metal” zobowiązuje, prawda?

A o czym owa wiedźma właściwie śpiewa? Otóż motywem przewodnim płyty (a nawet jej okładki, narysowanej przez Natalię Rak i kojarzącej mi się stylistycznie z grafikami Paradise Lost z okresu między “Shades of God” a “One Second”) są rośliny, a w szczególności kwiaty. Eliza używa motywów takich jak passiflora (“Passion Flower”), datura (“Devil’s Snare”) róże (“Roses”), niezapominajki (“Forget Me Not”), źdźbła słomy (“The Last Straw”) czy nawet wazony (“The Vase”) w sposób poetycki i niejednoznaczny.

 

One for love, one for hope
One for tears, forget me not
One for dry promises – the epitaph of desires
Who are these roses for?
What good is this bunch of thorns?

 

Teksty Narbo Dacal są dość emocjonalne, traktują o miłości, rozczarowaniu czy zapomnieniu, ale nie zawsze w sposób oczywisty. Są otwarte na różne interpretacje, a jednocześnie nieprzeintelektualizowane i po prostu wpadające w ucho oraz łatwe do zapamiętania. Nie jest to często spotykana cecha i choć przyznam, że nie zawsze odnajduję się w tego typu lirykach, nie mogę ich nie docenić od strony literacko-warsztatowej.

Dobry debiut, ale czy idealny?

Przed premierą “Elysium Now” mój kontakt z muzyką Narbo Dacal był raczej znikomy. Na zeszłoroczny mini-album grupy zupełnie nie zwróciłem uwagi. Miałem okazję widzieć ich na żywo gdy w Warszawie supportowali Las Trumien i Hydrę, ale do klubu dotarłem tuż przed końcem ich występu i słyszałem może ze dwa kawałki stojąc w kolejce do baru.

Tymczasem, ku mojemu zaskoczeniu, wydany nakładem Piranha Music debiutancki długograj krakowskiego tercetu to bardzo solidna płyta! Jestem prostym, konserwatywnym metalowcem i lubię muzykę mieszczącą się w uświęconych tradycją ramach gatunkowych. Narbo Dacal zdecydowanie poza te ramy wykracza, łącząc style pozornie trudne do połączenia, ale robi to bezpretensjonalnie, a ich eklektyzm nie jest przegięty i nie sprawia wrażenia udziwniania na siłę. Eliza to fantastyczna wokalistka, Drut i Bartek też robią swoje, choć brzmienie ich instrumentów nie we wszystkich utworach mi odpowiada.

Nie będę ukrywać, że nie od razu weszła mi ta płyta. “Elysium Now” wymaga osłuchania się, oswojenia i zaakceptowania nietypowego stylu, ale jak już się załapie, o co w tej muzyce chodzi, jest naprawdę dobrze. Pierwszy longplay Narbo Dacal może nie jest debiutem roku 2023 (sorry, w moim prywatnym rankingu ten tytuł od dawna jest już zarezerwowany dla zespołu Metallus i jego doomowego kolosa “Funeral of the Sun”), ale kandydatem do podium na pewno. A że jestem bardzo ciekaw, jak utwory z niego wypadną na żywo, kolejnego koncertu Narbo Dacal (przyszłoroczna trasa z zespołem WIJ zbliża się wielkimi krokami!) już na pewno nie przegapię. Wam też obecność na tych imprezach polecam.

Narbo Dacal album Elysium Now
Narbo Dacal album „Elysium Now”

Lista utworów:

1. “Passion Flower”
2. “Roses”
3. “Devil’s Snare”
4. “The Vase”
5. “The Last Straw”
6. “Forget Me Not”

Podobne artykuły

Recenzja: Saltus – Opowieści z przeszłości…

Michał Bentyn

Recenzja: Blindead – Absence

Tomasz Koza

Recenzja: Furia „W śnialni”. Przecież Apokalipsa już trwa…?

Redakcja

Zostaw komentarz