Po latach sporów i starć sądowych, wdowa po Chrisie Cornellu wraz z jego lekarzem prowadzącym, doszli do porozumienia. Walka dotyczyła rzekomego przyczynienia się lekarza do popełnienia samobójstwa przez muzyka wskutek przepisywania mu silnych leków odurzających.
Dr. Robert Koblin rzekomo miał przepisać Cornellowi 940 dawek m.in. Lorazepamu, tabletek przeciwlękowych, w czasie ostatnich 20 miesięcy życia muzyka. Lekarz oskarżony był o nie poinformowanie pacjenta o skutkach ubocznych oraz o to, że zanim zdecydował się przepisać leki, nie zbadał Chrisa pod kątem ich potencjalnych potrzeb. Koblin podobno wiedział, iż jego pacjent jest skłonny do uzależnień, ale zbagatelizował tę wiedzę.
Porozumienie między rodziną Cornella a lekarzami
W pozwie napisane jest, iż mając do czynienia z tak silnymi lekami w nadmiernej ilości wiadomo było, że może to doprowadzić do zaburzeń myślowych, pomniejszonej percepcji i utraty samokontroli.
Lekarze muzyka upierają się jednak, że zrobili, co mogli, by uświadomić go o potencjalnych zagrożeniach. Cornell jednak sam prosił, by nie mówić mu wszystkiego o skutkach ubocznych. Dodatkowo osłaniają się oni prawem do błędu w sztuce lekarza, który mógł doprowadzić do śmierci Chrisa Cornella.
Ostatecznie oskarżenia żony muzyka i jego dzieci są bezzasadne i nieokreślone. Finalnie zatem doszło do ugody i pozostaje tylko kwestia rozwiązania spraw sądowych dzieci Cornella, które są nieletnie i za których odpowiedzialność bierze jego żona.
Przypomnijmy, Chris Cornell – wokalista Soundgarden, zmarł w 2017 roku w Detroit po koncercie zespołu. W jego krwiobiegu odnaleziono wiele substancji anty-depresyjnych, aczkolwiek nie to było ostatecznym powodem śmierci. Muzyk powiesił się i nie wiadomo, czy do tej decyzji przyczyniły się leki, które zażywał. Ta tajemnica chyba nigdy nie zostanie rozwiązana.
Fot. materiały promocyjne
Źródło: Loudwire