W szeregach Dream Theater zapanowało poruszenie. Ale bynajmniej nie jest to jakaś drama czy pierwsze spory ze starym nowym członkiem grupy Portnoyem. Wręcz przeciwnie. Zespół wziął się za prace nad materiałem na nową płytę, którą z tego, co można wyczytać i zrozumieć z hashtagów w postach muzyków, formacja planuje wydać jeszcze w tym roku.
Będzie to szesnasty album Dream Theater. Ostatni – „A View From The Top Of The World” – powstał w 2021 roku. Pandemia zahamowała prace i możliwości na kolejne lata, ale skoro echa tej zgrozy już są za nami, a zespół dokonał roszad w składzie, nic nie stoi na przeszkodzie, by wrócić do gry.
Czytaj też:
- Nie żyje Charlie Dominici. Były wokalista Dream Theater miał 72 lata
- Jak zacząć przygodę z Dream Theater? James LaBrie podpowiada
- Koncert Dream Theater odwołany ze względów bezpieczeństwa
Powrót Mike’a Portnoya do Dream Theater
Progresywny świat zatrząsnął się w posadach, kiedy w ubiegłym roku w październiku zespół ogłosił powrót wieloletniego, długo wyczekiwanego z powrotem w szeregach grupy perkusisty Mike’a Portnoya. Zarówno fani, jak i sami muzycy, nie kryli się z radością i zadowoleniem, że formacja wraca do swojego – powiedzmy – pierwotnego składu, a co najmniej do składu, który bez wątpienia wypracował markę Dream Theater. Jednakże czyjś powrót najczęściej wiąże się z czyimś odejściem. Zatem radość przeplatana była ze smutkiem, że – by ukochany perkusista mógł wrócić – ten, który przez ponad dekadę wiernie go zastępował – z kolei musiał ustąpić mu miejsca.
Mike Mangini jednakowoż przyjął to z godnością. Sam Portnoy również obawiał się konfliktu.
Dobrze było być częścią tak świetnie poprowadzonej sprawy. Bez dramy, bez brzydkich słów, z gracją i godnością. Wyszło świetnie i składam pokłony Mike’owi, że tak to przyjął, bo nigdy nie jest łatwo usłyszeć, że chcą Cię kimś zastąpić. Ja osobiście nie mogę sobie tego wyobrazić. On poradził sobie z tym świetnie i jego wypowiedź publiczna po tym wszystkim była pełna klasy.
Miło było obserwować, jak dobrze to przyjął, bo bałem się tego trochę. Ale nie mogło wyjść lepiej. Ja przyjaźniłem się z Manginim jeszcze zanim wróble zaczęły ćwierkać o jego graniu w Dream Theater. Poznałem go, kiedy on grał w Extreme w latach 90. Ja też nigdy nie miałem żalu, że to on przyjął moją posadę. Jak mógłbym? To była świetna okazja dla niego. Więc cieszę się, że nic z tych rzeczy nie stanęło między nami na przestrzeni tych wszystkich lat.
Jak doszło do powrotu Portnoya do Dream Theater?
Minęło czternaście lat od mojego odejścia i myślę, że – jak głosi znane powiedzenie – czas leczy rany. Od kilku lat powoli rozpalałem moją relację z chłopakami z zespołu, zaczynając od Johna Petrucciego. Połączyliśmy się jakoś pięć, sześć czy siedem lat temu. Nasze żony grały w jednym zespole, zanim w ogóle je poznaliśmy. Nasze dzieci razem dorastały. Moja córka i córka Johna wynajmują razem mieszkanie w Nowym Jorku już od 5 lat. Więc nasze rodziny wciąż były blisko.
Zatem John i ja połączyliśmy się najpierw ponownie na poziomie osobistym. A zawodowo zaczęło się to budzić w trakcie pandemii, kiedy żadne z nas nie mogło koncertować. John postanowił wtedy nagrać album solowy i zapytał, czy chciałbym go stworzyć razem z nim. Zatem to był pierwszy krok – zagrałem na tym albumie. A po kilku miesiącach nagraliśmy kolejną płytę jako Liquid Tension Experiment razem z Johnem i Jordanem Rudessem. W kolejnym roku pojechałem z Johnem w trasę promującą jego płytę, a zespół naszych żon grał z nami jako support. Zatem zaczęło się na poziomie prywatnym, a skończyło na muzycznym. A wisienką na torcie było spotkanie się z Jamesem LaBriem, z którym nie rozmawiałem i nie miałem żadnego kontaktu od dziesięciu lat.
Relacja Mike’a Portnoya z Jamesem LaBriem
Poszedłem na koncert Dream Theater w Nowym Jorku dwa lata temu i to był pierwszy raz, kiedy widziałem ich na żywo od mojego odejścia oraz pierwszy raz, kiedy spotkałem się z Jamesem. I bez żadnej ściemy powiem, że po pięciu sekundach, kiedy tylko się zetknęliśmy, rzuciliśmy się sobie w ramiona, przybijaliśmy sztamę, składaliśmy kumpelskie pocałunki i w moment oboje poczuliśmy, że wszystko złe, cała drama, która stała między nami przez te lata, po prostu się rozpłynęła. To było nieuniknione, że znów się zakumplujemy, że to wszystko wróci. Potrzebowaliśmy tylko impulsu. Wtedy absolutnie żadne z nas nie planowało tego, co wydarzyło się rok później.
Gdybyście zapytali mnie pięć lat temu, czy wróciłbym do Dream Theater, nie byłbym taki skory do przyklaśnięcia. Ale z czasem pomyślałem, że może tak musi być. Wydaje mi się, że jesteśmy w dobrym momencie życia i w dobrym wieku na tę decyzję. Kiedy zakładaliśmy Dream Theater, mieliśmy po 20 lat. Kreowaliśmy wizerunek zespołu kiedy osiągaliśmy 30, 40 lat. Teraz mamy po 50, 60 i wydaje mi się, że już za mało czasu nam zostało, by odmawiać spędzania go z ludźmi, których kochasz, uwielbiasz, robiąc z nimi muzykę, która jest częścią Twojego serca i duszy.
Jaka będzie pozycja Mike’a Portnoya w zespole?
No, wiadomo, że perkusisty. Ale poza tym muzycy często obejmują też inne role, które poniekąd odwrócą się po powrocie Portnoya.
Rozmawialiśmy o tym z Johnem Petruccim. Bo my do tej pory nawet nie poruszyliśmy kwestii prawnych czy finansowych względem mojego powrotu. Wiemy tyle, że się uwielbiamy i znów chcemy razem grać. Ale jaka będzie nowa dynamika zespołu? Przez 25 lat ja i John byliśmy odpowiedzialni za produkcję płyt. Kierowaliśmy tą grupą razem. Byłem odpowiedzialny za szereg decyzji i działań. Kiedy odchodziłem z zespołu, byłem u szczytu swojej obsesji na punkcie kontroli wszystkiego. Po moim odejściu, oni sami układali sobie te obowiązki na nowo. Zakładam, że od tamtego momentu John był odpowiedzialny za produkcję w pojedynkę. Zobaczymy, jak ustalimy to teraz. Ale myślę, że dziś jesteśmy starsi i mądrzejsi.
Kiedy odchodziłem, przesadzałem z tą kontrolą. Pierwszy to przyznam. Ale z czasem zacząłem odpuszczać. Przez te 14 lat mojej pracy solowej czy w projektach musiałem się nauczyć współpracować, jak czasem coś porzucić, jak osiągać kompromisy. Grałem sesyjnie z Avenged Sevenfold czy z Twisted Sister, wiec byłem dodatkowo zajęty innymi obowiązkami. Teraz musimy odnaleźć nowy sposób współpracy. Mam nadzieję, że uda mi się uzyskać jakąś kontrolę nad układaniem setlist na przykład, bo zawsze bardzo to lubiłem i to była moja rzecz. Ale nie potrzebuję już być odpowiedzialnym za wszystko. Np. szczęśliwy będę, kiedy nie będę musiał pisać tekstów. A wiele z nich jednak napisałem sam. Ważniejsze i ciekawsze byłoby dla mnie odpowiadanie za projekty okładek czy merch. Wierzę, że każdy znajdzie coś dla siebie w tej nowej starej sytuacji.
Projekty poboczne Portnoya
Wszyscy wiemy, że Portnoy to człowiek orkiestra i w niejednym zespole czy projekcie grał. Co zatem z jego pobocznymi muzycznymi działaniami po powrocie do Dream Theater?
Spędziłem w Dream Theater 25 lat. A potem 13 lat pracowałem nad innymi projektami i zespołami. Nagrałem ok. 50 albumów w różnych grupach. Nie mógłbym być bardziej usatysfakcjonowany moją produktywnością przez te wszystkie lata. Nie mógłbym sobie lepiej wyobrazić mojego życia w pracy po odejściu z Dream Theater. Zatem część tych projektów dalej widnieje w mojej przyszłości, ale Dream Theater zdecydowanie staje się teraz moim numerem jeden. To mój dom i mój priorytet.
Przez tych kilka pierwszych lat od powrotu na tym będę się skupiać najbardziej, nie chcąc się specjalnie odrywać. Nie mówię, że kończę wszystkie moje inne projekty, bo wrócę do nich. Przynajmniej do części. Ale na razie Dream Theater jest najważniejsze. Nie chcę mówić, że to mój projekt końcowy, ale biorąc pod uwagę nasz wiek zapewne tak będzie. Dlatego nie wyobrażam sobie, by swojej kariery nie zakończyć tam, gdzie ją zacząłem, z moimi braćmi. Trójka z nas założyła ten zespół, kiedy byliśmy nastolatkami w college’u. To takie poetyckie usprawiedliwienie, że powinniśmy razem wejść w ten zachód słońca i razem to zakończyć.
I wreszcie – co z nową płytą?
Portnoy zapowiedział kilka miesięcy temu, że praca nad materiałem ma się zacząć po nowym roku. Zespół znajduje się w studio już od dwóch tygodni. Pytanie, czy jest to burza mózgu i wstępne jammowanie, czy mają już coś konkretnego. Gdyż końcem minionego roku, kiedy muzycy ogłosili powrót Mike’a, nie mieli jeszcze wymyślonej wspólnie jednej nuty. Zatem albo ostro wzięli się do pracy od stycznia, albo to „po nowym roku” z lekkim opóźnieniem zaczyna się dopiero teraz.
John Petrucci, zapytany jak będzie brzmiała gitara na nadchodzącym albumie, odpowiada:
Dla mnie nagrywanie nowego materiału jest szansą na zrobienie czegoś nowego. Zawsze zastanawiam się, jak jeszcze nie grałem, czego jeszcze nie wymyśliłem, co mnie usatysfakcjonuje i co znajdzie moją ciekawość. I najczęściej, kiedy zaczynasz z takim podejściem, to wtedy dzieje się to samoistnie. Wymyślasz coś nowego, eksplorujesz, nie osiadasz na laurach. Zatem nie wiem jakie będzie brzmienie gitary na nowym albumie. To, czego nie mogę się doczekać, to wejście do studia. Zobaczymy wtedy jak nam idzie, jednocząc się po latach, odnawiając tę magię, która stworzyła ten zespół wiele lat temu. I myślę, że właśnie ta magia podyktuje nam kierunek, w jakim pójdziemy.
Możemy się zatem spodziewać kolejnych doniesień z backstage’u Dream Theater już wkrótce.
Źródło: Blabbermouth
Fot. https://www.facebook.com/officialjameslabrie/
1 komentarz
Wyśmienity tekst, poniekąd są one słowami muzyków z D. T.
A ja, poznałem ich 14 lat temu, przz przypadek, słucham najwięcej Trashu, ale wychowałem się gdy jeszcze takowej muzy nie było.
Jestem tylko nieco młodszy od najmłodszych, ale dopiero teraz sprawdziłem ile ma klawiszowiec, oj! badzo dobrze zakonserwowany, nie wygląda na swój wiek 😉
Doceniam ich niesamowite umiejętności, a co fajne, to to, że mają długie pióra, i nie wyłysieli, klawiszowcowi pasuje taka krótka fryzurka he he
Pozdrawiał Ἀχιλλεύς z Polski miasta Twierdzy -Zdobytej!