Podobno, co za dużo, to niezdrowo. Raz na jakiś czas trafi się zespół, który postanowi zaprzeczyć temu twierdzeniu. Już wyjaśniam o co chodzi. Recepta na muzykę według grupy Comin wygląda następująco: weź elementy wielu różnych gatunków, wrzuć wszystko do jednego worka, mocno wymieszaj i zaserwuj. Czy taki pomysł ma sens? Co kryje się za enigmatycznym tytułem płyty? Po prostu Człowiek, czy aż Człowiek? Rozkładamy album na czynniki pierwsze.
Słów kilka o polskiej grupie Comin
To założony w 2013r. wałbrzyski zespół, który określa swoją muzykę mianem „very metalu”, z racji trudności z zaszufladkowaniem – jak utrzymują sami członkowie formacji. Obecny skład skupia muzyków z kilku miast Dolnego Śląska. W 2015 roku grupa wydała swój pierwszy, imienny krążek.
Zespół dzielił scenę z takimi artystami jak Kat & Roman Kostrzewski, Acid Drinkers czy Nocny Kochanek. W 2018r. Comin wziął udział w festiwalu „Monster of Metal and Hardcore”. Grupa zdobyła także pierwsze miejsca na świdnickiej Truskawce w 2015r. oraz na przeglądzie PKROCK w Legnicy w 2018r.
Omawiany tu album pt. „Człowiek” jest drugim wydawnictwem w dorobku formacji. Ale starczy tej faktografii, pora posłuchać płyty.

Na wstępie rozprawmy się z jedną kwestią
Chodzi o twierdzenie, że muzykę grupy ciężko sklasyfikować i zaszufladkować. Gdy jakiś zespół stawia takie buńczuczne tezy, zwykle sprawiają one, że pojawia się u mnie nieco ironiczny uśmiech. Jednak w przypadku Comin nie ma się do czego w tym temacie przyczepić. „Człowiek” to bardzo zróżnicowany album. Muzycy chętnie sięgają w swoich kompozycjach po pomysły z przeróżnych półek. Dość typowe granie w stylu klasycznego „hejwi”, swobodnie przeplatają bardziej połamanymi motywami progresywnymi, znajdzie się tu też trochę thrashu, trochę rocka, trochę funku. Wprawne ucho wychwyci zapewne jeszcze inne inspiracje. Ale mniejsza o łatki. Pytanie brzmi, czy taki stylistyczny misz-masz ma w ogóle sens?
Przyjrzyjmy się bliżej płycie „Człowiek” grupy Comin
Album rozpoczyna „Kamień”. Energetyczny kawałek, w którym od pierwszych dźwięków, charakterystyczny styl zespołu jest wyraźnie zaakcentowany. Mocne, agresywne zwrotki przeplecione zostały melodyjnymi, rockowymi refrenami. W końcówce, słuchacz dostaje bardzo ładną solówkę. Również w tym utworze, już od pierwszych taktów, stojący za mikrofonem Grzesiek Stawicki pokazuje się od najlepszej strony. Z dużą swobodą łączy bardziej wściekłe wokale kojarzące się nieco z wokalizami Rafała Piotrowskiego (Decapitated), z melodyjnym śpiewem w klimatach radiowego rocka. Zresztą tego jest w muzyce zespołu całkiem sporo.
Co dobrego pokazuje Comin?
Utwór „W mordę” z powodzeniem mógłby trafić na którąś z płyt O.N.A. Ukazuje relację dwojga osób, w której głównym argumentem jest dłoń zaciśnięta w pięść. Może to relacja Jego i Jej, może rodzica i dziecka, nie to jest istotne. Istotny jest wydźwięk utworu. Ważne jest to, by ze sobą rozmawiać, bo to nie siła fizyczna powinna by najważniejsza, lecz słowo.
Omawianą płytę promuje utwór „Po grób”, który rozpoczyna się niespiesznie klimatycznym wstępem. Tekst ponownie można by włożyć w usta Agnieszki Chylińskiej:
„Bardzo dobrze wiesz, że to koniec jest
więc bez obaw powiem ‘proszę zostaw mnie’
Po co płaczesz, wiesz, że to koniec jest
Więc całuj mnie, aż po grób
Znalazłem w tym jakiś lek”
Słowa kojarzą mi się dość mocno z tekstem „To naprawdę już koniec”. Sporym zaskoczeniem jest prog-metalowy „połamaniec” w drugiej połowie kawałka.
Nieco mniej interesująco wypada ciąg dalszy „Człowieka”
W porównaniu z wcześniejszymi utworami, następny w kolejności „Horror” wydaje się być zaskakująco… zwyczajny. Co prawda wpada w ucho i buja energetycznym rytmem „pod nóżkę”, jednak stosunkowo mało w nim przeskakiwania po różnych stylach, do którego grupa zdążyła mnie przyzwyczaić. Osoby, którym ta stylistyczna mieszanina będzie przeszkadzać, powinny rozpocząć słuchanie płyty właśnie od tego kawałka. I być może te osoby, właśnie „Horror” uznają za najlepszy fragment albumu.
Jednak Comin szybko wraca na właściwe tory
Utwór tytułowy rozpoczyna się dość prostą galopadą, by szybko przejść do bardziej połamanych rytmów, a później do nagłego wyciszenia. Takiego „Człowieka” polubiłem i właśnie takiej muzyki oczekuję od zespołu. Chwilami w utworze słychać „amerykańskie” granie w stylu grupy IRA z czasów antycznych, gdy ten zespół potrafił dołożyć do pieca.
Równie interesująco wypada drugi singel z „Człowieka”
„Kłamca”, bo o nim mowa, to jeden z najbardziej zróżnicowanych utworów na płycie. Klimatyczny wstęp, niemal punkowe „patataje”, wsparte ostrym darciem mordy, trochę metalcore’a, trochę wyciszenia, trochę zepchnięcia gitar na dalszy plan. Słowem, do wyboru, do koloru.
Pora na jeden z najlepszych utworów na nowym albumie Comin
„Zmiany” rozpoczynają się agresywnym riffem brzmiącym, jakby wyciągnięto go z którejś płyty Meshuggah. Ta niepokojąca i ciężka kompozycja jest wyjątkowo dobrym podsumowaniem tej chwytliwej i interesującej płyty. Przeszkadza mi tu nieco nijaki wokal w bardziej melodyjnych fragmentach. Jakby Grześkowi zabrakło tu pomysłu na nieco ciekawszą wokalizę. Szkoda, bo mogła wyjść prawdziwa petarda.
O czym opowiada wydawnictwo „Człowiek”?
O życiu, o problemach dnia codziennego, o relacjach między ludźmi. Bardzo doceniam zespoły, które mają coś do powiedzenia w swoich utworach, Comin niewątpliwie takim jest. Teksty, które trafiły na album, nie są szczególnie wyszukane. Brak tu poetyckich opisów śniadego lica wybranki, brak filozoficznych rozmyślań, że „wehikuł czasu to byłby cud”. Zespół nie ukazuje w swoich utworach nadczłowieka, kogoś idealnego, silnego, odważnego, nieomylnego. Uważam, że właśnie ta przyziemność stanowi o wartości płyty.
Tu należy wspomnieć, że wszystkie teksty na albumie zostały napisane po polsku, co w moich oczach, jest dodatkową zaletą omawianej płyty. Przekaz, jaki niesie światu wałbrzyska grupa jest dzięki temu jasny i czytelny.
Wypada wspomnieć o okładce płyty
Uważam, że koresponduje ona z zawartością płyty bardzo zgrabnie. Widzimy tytułowego, anonimowego człowieka, który wciśnięty między dwie ściany (codzienność? problemy? zmartwienia?) zmierza do tylko jemu widocznego celu, który być może, gdzieś tam majaczy w oddali. Całość podpisana jest tajemniczym ciągiem cyfr.
No właśnie! Cały czas piszę o albumie per „Człowiek”, a na sugestywnej okładce, zamiast tytułu widnieją jakieś liczby. O co chodzi? O szerszy zamysł stojący za płytą, za jej szatą graficzną, sposobem wydania oraz jej zawartością. Nie będę wykładał wszystkich kart na stół i pozwolę Wam na samodzielne odkrycie konceptu kryjącego się za „23 45 32 11 33”.
Dla porównania sięgnąłem po debiutancki materiał grupy Comin
Byłem ciekaw, czy zespół rozwinął się przez te kilka lat. Odpowiedzieć mogę wyłącznie twierdząco. Muzycy rozbudowali swój charakterystyczny styl będący wypadkową kilku różnych gatunków, dopracowali kompozycje i brzmienie. Mini-album „Comin” był pod tym względem raczej przeciętny, brzmiał mętnie i nieselektywnie. Słowem – amatorsko. O brzmieniu krążka „Człowiek” można napisać sporo dobrego. Dźwięk jest przejrzysty i nowoczesny, poszczególne instrumenty nie tracą się w miksie. Uwagę zwraca bardzo ładne wydobycie gitary basowej, która na wcześniejszej płycie zespołu, ginęła niemal całkowicie w ścianie mętnych dźwięków. Na fejsbukową modłę – kciuk w górę.
Czego brakuje „Człowiekowi”?
Rozbudowania. Płyta kończy się po 35 minutach i uważam, że to zdecydowanie zbyt mało. Przy tak starannie przygotowanym materiale wręcz prosi się o przynajmniej dwa utwory więcej.
Jednolitości. Sądzę, że niektórym fanom mocniejszego grania będzie przeszkadzać brak spójności poszczególnych utworów, wynikający z nieustannego przeskakiwania pomiędzy różnymi gatunkami. Mam, w związku z tym, problem ze wskazaniem grupy docelowej „Człowieka”. Miłośnik rocka uzna tę płytę za zbyt mocną, a wielbiciel metalu – za zbyt radiową i „miękką”.
Podsumowanie, czyli jaką płytą jest „Człowiek”
Fajną. Tak po prostu. Wpadającą w ucho, melodyjną i mocną. Z niegłupimi tekstami, które są o czymś. Uważam, że jest to materiał, który dobrze sprawdzi się w samochodzie podczas monotonnej jazdy przez miasto, wyciągnie z marazmu i znudzenia, przyciągnie uwagę.
Nawet niezbyt wprawne oko zauważy, że ten sam element wpisałem w rubryce „plusy i minusy”, zarówno po stronie zalet, jak i wad płyty. To nie błąd. Ja tę różnorodność bardzo doceniam, ale niektórzy zapewne z tego powodu zrezygnują z odsłuchu. Ja nie zamierzam rezygnować, płytę chętnie dołączę do kolekcji i wystawiam jej równą, wysoką ocenę.
Comin gra w składzie:
- Grzegorz Stawicki – wokal
- Przemysław Niewiedział – gitara
- Piotr Pawlak – gitara
- Tomasz Pawlak – bas
- Tomasz „Puhy” Kulpa – perkusja
Przydatne linki
Oficjalna strona | Facebook | Instagram | YouTube
Tracklista „Człowiek”:
01. Kamień
02. W mordę
03. Po grób
04. Horror
05. Człowiek
06. Kłamca
07. Zmiany
1 komentarz