Katowicka formacja Furia to zespół, którego raczej nie trzeba przedstawiać miłośnikom polskiego podziemia. Założona w 2003 roku grupa zyskała dużą popularność mimo minimalistycznego podejścia do autopromocji.
Zespół charakteryzuje się eksperymentalnym podejściem do muzyki. Mimo, iż pierwotnym nurtem, w którym obracał się Nihil i jego ekipa jest black metal, trudno przypiąć im tak jednoznaczną łatkę. Dowodem alternatywnego podejścia do ogólnego pojęcia, czym jest metal, jest chociażby wydana w 2021 roku płyta „W śnialni”. Krążek ten wywołał skrajne reakcje wśród fanów grupy. Bardzo teatralna, pełna symboliki i trudna w odbiorze. Kojarzyła się bardziej ze słuchowiskiem radiowym niż faktycznym albumem muzycznym.
Warto wspomnieć również o tym, że lider zespołu, Michał „Nihil” Kuźniak w swoich tekstach nawiązuje przede wszystkim do krajobrazu i architektury Górnego Śląska, który określa mianem „baśniowej krainy”. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego dzieła Katowiczan zatytułowanego „Huta Luna”, który spróbuję rozłożyć na czynniki pierwsze. Zapraszam do lektury.
Czytaj również:
- Recenzja Dopelord – “Songs for Satan”, czyli płyta dojrzała i przemyślana
- Recenzja Owls Woods Graves “Secret Spies of the Horned Patrician”
- Cavalera – recenzje „Morbid Visions” i „Bestial Devastation”
Furia „Huta Luna”. Na początek garść informacji
Już w najbliższym czasie odbędzie się premiera szóstego, pełnometrażowego wydawnictwa Nihila i jego ekipy. Album zatytułowany „Huta Luna” ukaże się dokładnie 10 października 2023 roku. Za wydanie krążka odpowiada oczywiście wytwórnia Pagan Records. Materiał składający się na najnowsze dzieło Furii został zarejestrowany w należącym do Nihila, katowickim Czyściec Studio. Za mix i mastering również odpowiada nie kto inny jak lider formacji.
Przy okazji warto wspomnieć, że w ramach promocji nowego albumu, Furia zapowiedziała jesienną trasę koncertową. Jest to nie lada wydarzenie, bowiem ostatni raz na żywo można było zobaczyć ich w Warszawie podczas imprezy „Merry Christless” w 2019 roku. Niemałym zaskoczeniem okazała się również informacja, że Katowiczanie wystąpią podczas minionej edycji Summer Dying Loud Festival w Aleksandrowie Łódzkim. Niestety nie mogłam uczestniczyć w tej imprezie, więc nie powiem Wam czy wówczas Furia zagrała kawałki pochodzące z nowego albumu. Pamiętam jedynie, że w trakcie „Merry Christless”, Panowie zaprezentowali niezwykły i wyjątkowy set, podczas którego zagrali numery, które nigdzie wcześniej nie były publikowane.
Jeżeli jesteście zainteresowani wzięciem udziału w którymś z koncertów jesiennej trasy Furii, to radzę się spieszyć z zakupem biletów i bacznie obserwować media społecznościowe wytwórni Pagan Records. To tyle jeżeli chodzi o ogłoszenia parafialne. Teraz przejdę do samej recenzji, w której postaram się rozłożyć na czynniki pierwsze zawartość płyty „Huta Luna. Zapraszam do lektury.
Furia „Huta Luna”. Znajdziesz. Wnikniesz. Zrozumiesz i znikniesz?
Długo zastanawiałam się w jaki sposób powinnam podejść do najnowszego wydawnictwa Furii. Mimo, że „W śnialni” jest albumem o wiele trudniejszym w ogólnym odbiorze, tak pod kątem interpretacji „Huta Luna”, bije ostatni album na łeb. Jak zazwyczaj lubię doszukiwać się w tekstach drugiego dna, tak w przypadku najnowszego dzieła Nihila i spółki niemal sobie odpuściłam. Niestety dla Was, chęć pojęcia tego jaką wartość niesie ze sobą treść znajdująca się w warstwie lirycznej zwyciężyła. Ot, wniknęłam w zawartość tego tajemniczego tworu.
Nie będę ukrywać, że zrozumienie przekazu zajęło mi chwilę, ale myślę że warto było dać sobie czas na przemyślenia. Oczywiście dopuszczam do siebie możliwość, że moje odczucia względem tego albumu mogą różnić się od tego, co chcieli nam przekazać muzycy. Niemniej spróbuję Wam przybliżyć o co w tym słownym i muzycznym kotle chodzi.
Trve Norwegian Black Metal made in Katowice
Zacznę jednak od samej muzyki. Tak jak czytamy w opisie, który można znaleźć za pomocą popularnej wyszukiwarki internetowej, „Huta Luna” jest gwarantem solidnej dawki black metalu w prawdziwie norweskim stylu charakterystycznym dla początku lat 90. Nie jestem jednak pewna czy mogę w pełni zgodzić się z tą zapowiedzią. Owszem, instrumentalnie Furia serwuje nam solidną dawkę blacku i ładnych melodii, które mogą kojarzyć się z twórczością legend skandynawskiego black metalu w stylu Mayhem czy Watain. Całość oczywiście podbita jest bardzo dynamiczną sekcją rytmiczną obfitującą w solidne blasty. Niby wszystko się zgadza. Nawet brzmienie albumu sprawia wrażenie nagranego w starej piwnicy, której ściany wytłumione są wytłoczkami po jajkach. No niby jest trve i każdy fan surowego, oldschoolowego blacku powinien być zadowolony, ale… czy aby na pewno? I tu zacznie się moja ulubiona i jednocześnie najtrudniejsza część analizy tego albumu.
Pagan Records na Facebooku: https://www.facebook.com/paganrecords
Huta Katowice, noc i bezsenność
Teraz pozwolę sobie wyjaśnić czymże jest tytułowy obiekt. Zanim zabrałam się do recenzji, przesłuchałam wszystkie dostępne wywiady, które zostały przeprowadzone z Nihilem. W jednym z nich wyjaśniono, że Hutą Luna lider Furii, nazywał Hutę Katowice. Potężna kondygnacja, która pracuje non stop, przetapiając hektolitry stali, żelaza i innych metali. Bardzo charakterystyczna obiekt dla naszego, śląskiego krajobrazu.
Jak wspomniałam na początku tekstu, śląski pejzaż stanowi niespożyte źródło inspiracji dla zespołu. Tak naprawdę, żeby zrozumieć warstwę liryczną znajdującą się na krążku „Huta Luna”, trzeba być mieszkańcem aglomeracji. Dla mnie, jako rodowitej Katowiczanki, przekaz jest w miarę spójny. Nie wdając się w szczegóły specyficznego, katowickiego klimatu, który charakteryzuje mieszanina secesji, nowoczesności, PRL-u i industrialności, musicie mi na słowo uwierzyć, że „Huta Luna” najprawdopodobniej jest o nocnym życiu Śląska. A w zasadzie jego braku. Wiem, że jeśli chodzi o teksty znajdujące się na najnowszym dziele Furii, są one bardzo oszczędne. W pierwszym momencie mogą wydawać się bezsensowne. Jednak jeżeli przyjrzeć się tym strzępom myśli, powtarzanym frazom i swoistej fraktalności, całość nabiera znaczenia. Przynajmniej dla mnie.
Pierwsze skojarzenia oscylują wokół długich, bezsennych nocy spędzonych we własnym mieszkaniu znajdującym się w obleśnej, obskurnej kamiennicy. W takich budynkach skrzypi i trzeszczy dosłownie każda deska, co w nocy potrafi wywołać dreszcz niepokoju i nieuzasadniony lęk. Do tego dodajmy dochodzące zza okna dźwięki teoretycznie śpiącego miasta, które usłyszeć można w wieńczącym album „Księżyc, czyli Słońce”. Z kolei kawałek „Spanie polskie” idealnie oddaje stan trwania w letargu i gnicia w łóżku w oczekiwaniu na upragniony sen, który zazwyczaj przychodzi o świcie.

Fot. Radek Krzyżowski
Kołtuneria i Pomnik Nicości
Nie mogę odpuścić sobie jeszcze jednej kwestii, która bardzo mnie intryguje. Nie wiem czemu, ale odnoszę wrażenie, że w utworze „Na koń”, Nihil w nieco prześmiewczy sposób odnosi się do pewnego youtubera, znanego ze skrajnie nacjonalistycznych poglądów, wulgarności i sympatyzowania z pewną ekstremalnie prawicową partią polityczną. A może chodzi o Ruch Autonomii Śląska, dzięki któremu na Placu Wolności w centrum Katowic zlikwidowano pomnik Żołnierzy Radzieckich na poczet… No właśnie. Na poczet pustego postumentu, który tak sobie stoi od 2014 roku. Przykro mi to przyznać, ale RAŚ trochę kojarzy się z bezmyślnym paranacjonalistycznym zacietrzewieniem światopoglądowym, którego idea jest nie do zrealizowania.
Nie wiem jakich rozmów lub działań świadkiem bądź uczestnikiem był Nihil przechadzając się wieczorową porą po Placu Wolności, ale faktycznie musiało to być coś w rodzaju nieprzemyślanego rzucania się z motyką, w tym przypadku, na księżyc. W tym momencie pozwolę sobie postawić kropkę i zostawić Was z tą myślą sam na sam.
Furia „Huta Luna”. Co znajdziemy na płycie?
Szósty album studyjny Furiito prawie godzinna podróż po Śląsku i Kraju Gnijącego Jabłka. Na najnowszy materiał stworzony przez Nihila i jego załogę składa się aż 10 premierowych kompozycji. W moim odczuciu albumu słucha się od początku do końca. Nie wiem, czy jestem w stanie wyłonić swoich ulubieńców. Tak jak wcześniej wspomniałam, na krążku znajdują się utwory, które zwyczajnie mnie intrygują i których faktyczne znaczenie staram się zrozumieć. Na pewno jest to wspomniany we wcześniejszym akapicie „Na koń” oraz „Zamawianie wirujących Sarmatów (czwarte)”. Bardzo podobają mi się również otwierający album „Zamawianie trzecie” oraz „Swawola niewola”. Z kolei zamykający krążek „Księżyc czyli Słońce” nie każdemu przypadnie do gustu. W zasadzie można to potraktować jak dźwięki relaksacyjne, które mają na celu wprowadzić Słuchacza w sen. W moim odczuciu, cały album ma służyć wewnętrznemu wyciszeniu. To w zasadzie tyle jeżeli chodzi o zawartość tego wydawnictwa.
Furia „Huta Luna”. Brzmienie i okładka
Jak pisałam wcześniej, instrumentalnie „Huta Luna” to kawałek solidnego acz wtórnego black metalu, który znamy ze skandynawskiej sceny. Są jednak na nowej płycie Furii pewne elementy, które czynią ją charakterystyczną. Ani złą, ani dobrą. Po prostu odbiegającą od ogólnie przyjętych norm dla ekstremalnego grania. Partie wokalne nie są typowym, blackowym darciem mordy. Oczywiście pojawiają się, ale jednakże ustępują miejsca melorecytacjom. Nota bene wypowiadane frazy, czy chóralnie wykrzykiwane zdania mają dość teatralny wydźwięk. Tak prawdę mówiąc, w ogóle mnie to nie zaskakuje, zwłaszcza, że powszechnie wiadomo jakim miłośnikiem sztuki teatralnej jest Nihil. No i oczywiście gdzieś z tyłu czuć posmak grozy i psychodelików. Zwłaszcza w utworach „Maska masce”, „Swawola niewola” oraz „Wracaj”.
Odnośnie spraw stricte technicznych. „Huta Luna” jest albumem nagranym jak najbardziej poprawnie. Zastanawiam się tylko czy dość głuche brzmienie materiału jest efektem zamierzonym czy raczej wypadkiem przy postprodukcji. Trudno ocenić. Furia jest po prostu Furią i cholera wie jaki mieli konkretnie pomysł na ostateczne brzmienie całej płyty.
Na koniec warto wspomnieć, że autorem grafiki zdobiącej krążek, jest basista Furii, Kamil „Sars” Staszałek. Nie mam bladego pojęcia cóż przedstawia ów artwork, ale to dlatego, że po prostu nie widzę. Dajcie znać w komentarzach czy Sars się postarał, gdyż jestem ciekawa jak mu to wyszło.
Zamów album „Huta Luna” zespołu Furia: https://www.pagan-records.com/pl/p/FURIA-Huta-Luna-CD-PRE-ORDER/13355

Lista utworów:
1. Zamawianie trzecie
2. Swawola niewola
3. Na koń!
4. Wracaj
5. Idź!
6. Spanie polskie
7. Zamawianie wirujących Sarmatów (czwarte)
8. Maska masce
9. Gore!
10. Księżyc, czyli Słońce
5 komentarzy
Czekamy na ten i poprzedni album aż się pojawią na streamingach.
Zaintrygowałaś mnie tą recenzją. Na pewno przesłucham ten album kilka razy przy lampce wina i świeczce. 🙂
Jak dla mnie to na okładce jest jakiś gość, na pewno Ślązok, a prawdopodobnie Nihil, a w tle ciepie żarem huty albo surówki, który stapia się z postacią. Może to być też płonący hasiok.
No cóż, właśnie słucham po raz pierwszy. Na pewno nie ostatni, ale co nasuwa mi się przy pierwszym zapoznaniu?
1. Niekończące się blasty i bardzo krótkie utwory. W zasadzie cały album, z wyłączeniem kompozycji nr 10 (trwającej prawie tyle samo, ile poprzednie dziewięć kawałków włącznie), która jest ambientowym oddechem po prawie półgodzinnym rozjeżdżaniu ścianą gitar i perkusji, to maksymalnie czterominutowe kawałki, pędzące z prędkością Magleva.
2. Nie zauważyłem piwniczności brzmienia, ale może dlatego, że lubię kombinować z equalizerem i odpaliłem płytę na słuchawkach. Kwestia gustu IMO.
3. Teksty jak zwykle popieprzone.
4. Album to zwarta, jednorodna masa, która owszem, melodyjnością gitar i urozmaiceniem wokali (w zasadzie bez blackowego skrzeku) wprowadza nieco oddechu w ścianę dźwięku, ale dla osób nie mających styczności z blackiem (lub znajacym zespół tylko z „Księżyc Milczy Luty”) mogą być czynnikiem nie do pokonania.
5. Znam Furię od czasów debiutu, w zasadzie tylko „W śnialni” ewidentnie mi nie podeszło. Tę płytę traktuję jako prześmiewczy prztyczek w nos wszystkich, którzy zjechali zespół za tę EP-kę (coś na zasadzie, „nie podoba się Wam eksperyment, to macie klasyczny black, pieprzone ortodoksy” i lepa na twarz w postaci prawie 30 minut sieczki). Oczami wyobraźni widzę śmiejącego się pod nosem Nihila, który widzi kolejne osoby, odtwarzające „Hutę Luna” z rosnącym na twarzy znakiem zapytania i WTF w głowie.
Podsumowując – płyty zdecydowanie nie polecam osobom, które nie miały wcześniej styczności z black metalem, a Furię znają wybiórczo (a zwłaszcza, jeśli słyszeli tylko „Księżyc Milczy Luty”). Mogą czuć się rozczarowane.
Reszcie, w tym sobie, życzę cierpliwości i dużo pokładów skupienia – tej płyty lepiej nie słuchać w trakcie robienia „czegokolwiek” przeleci przez Was, jak pociąg przez stację bez zatrzymania i nie będziecie mieć szans, żeby zapoznać się z zawartością.
przecież to jest oczywiste, co przedstawia artwork. to jest hutnik stojący przy piecu hutniczym