RECENZJE

„Hate Über Alles” zespołu Kreator, czyli niedzielny obiad u mamy

Kreator Hate Uber Alles recenzja
Koncert zespołu Faun

Odwołując się do klasycznej niemieckiej literatury można zatytułować recenzję „Hate Über Alles”, czyli najnowszej płyty Kreatora jako „Na zachodzie bez zmian”. W zależności od tego, jak podchodzi się do najświeższej twórczości praojców niemieckiego thrashu, można to odbierać zarówno jako komplement, jak i uszczypliwą uwagę.

Mille Petrozza i spółka na już piętnastym w dorobku albumie zespołu nie zmieniają ani na jotę stylu, który wypracowali po kilku latach eksperymentów w latach 90. W tym miejscu można by w zasadzie skończyć tę recenzję.

Dla entuzjastów takiego grania to wystarczająca zachęta do wysłuchania, a dla malkontentów – do zignorowania wydawnictwa. Kreator zasługuje jednak na nieco głębsze pochylenie się nad jego twórczością. Zapraszam zatem po garść szczegółów.

Hate Über Alles to naprawdę udana płyta!

Twórczość Kreatora to niezwykle udane połączenie. Z jednej strony szalonych temp, zadziornych riffów i gniewnego oraz skrzekliwego wokalu Petrozzy. Z drugiej natomiast – wyjątkowo zgrabnych i przebojowych kompozycji, a także refrenów i zaśpiewów, które bez najmniejszych wątpliwości zdradzają hymnowy potencjał do wykorzystania podczas występów na żywo.

W taki opis idealnie wpisuje się kawałek tytułowy płyty. Całość zaczyna soczysty riff, który rozdziera ryk Petrozzy, refren to typowy skandowany Kreator. Potem jeszcze „slayerowa” solówka i mamy piękny thrash metalowy obraz w kreatorowym stylu! Całość nie daje wytchnienia – tempo jest iście obłędne! Zaczyna się naprawdę nieźle ta płyta – to trzeba powiedzieć bez najmniejszych wątpliwości.

Później nie jest gorzej! „Killer of Jesus” atakuje od początku niemiłosiernym pędem. W refrenie robi się jednak nieco wolniej i ciężej. To wraz z dojmującym tekstem nadaje całości mrocznego i niepokojącego charakteru. Późniejsze marszowe zwolnienie tempa pokazuje, że w swojej – bądź co bądź dość wąskiej specjalizacji – Kreator na „Hate Über Alles” pozostaje elastyczny i potrafi bawić się nastrojami czy klimatem. Podobne udane zabiegu zespół zastosował w zamykającym album utworze „Dying Planet”.

Hit na miarę „Headbanger’s Ball”

Najsmaczniejszym kąskiem na płycie jest w mojej ocenie singlowe „Strongest of the Strong”. To utwór zdecydowanie najbardziej przebojowy. Z powodzeniem mógłby stanąć w szeregu obok takich szlagierów jak „People of the Lie” czy „Phobia”.

Gdyby w MTV wciąż leciała muzyka to w programie „Headbanger’s Ball” z całą pewnością teledysk do tego kawałka chodziłby tam z dużą częstotliwością. Mamy tu wszystko, czego potrzeba! Galopujący riff – jest! Bujające tempo – odhaczone! Treść, która z pewnością uderza w czułe struny każdego metalowego brata i każdej metalowej siostry – obecna! W skrócie – nóżka sama tupie, a głowa bezwiednie wpada w bujando. Klawo!

Kreator wychodzi ze swojej strefy komfortu?

Wyjściem ze strefy komfortu można z kolei nazwać kooperację zespołu Kreator z niemiecką wokalistką popową Sofią Portanet. Wspiera ona grupę w utworze „Midnight Sun”. Mam – prawdę mówiąc – mieszane uczucia. Może to jest powodem mojej chłodnej oceny. Uważam, że o ile łagodny śpiew wprowadza intrygujący kontrast dla thrashowej nawałnicy, o tyle ale nie sprawia, że utwór staje się czymś więcej niż kolejnym poprawnym standardem Kreatora. I nie jest to raczej jej wina – utwór sam w sobie nie jest po prostu jakiś szczególny.

Co jeszcze usłyszmy na nowej płycie Kreatora?

Zresztą podobnie można powiedzieć o kilku innych utworach na „Hate Über Alles”.

„Crush the Tyrans”, „Become Immortal” czy „Conquer and Destroy” to taki dobry kanon w stylu Kreatora. Nie takimi kawałkami ten zespół wszedł na metalowy piedestał, ale w żadnym wypadku nie przynoszą mu one również wstydu. Ot, górne stany średnie, które dla wielu zespołów to szczyt możliwości. Dla Mille Petrozzy i kolegów to natomiast po prostu norma. Może z wyjątkiem „Pride Comes Before The Fall”, którego balladowe i rzewne fragmenty sprawiają, że warto wziąć aviomarin lub coś innego na mdłości. Ale to ogólnie niewielki wycinek całości. Ledwo, ale mimo wszystko do przełknięcia.

W ogólnym rozrachunku „Hate Über Ales” to album trochę w stylu” kolejny dzień w biurze”. I w żadnym wypadku nie należy traktować tego jako zarzutu. Za konsekwencję, upór i determinację w podążaniu wybraną ścieżką Kreatora należy podziwiać. Swój szczyt twórczości mają już raczej za sobą, ale daj Belzebubie każdemu tyle talentu, żeby bez wysiłku i z taką częstotliwością wydawać kolejne w sumie tak udane płyty.

Kreator okładka płyty Hate Uber Alles
Kreator okładka płyty „Hate Über Alles”

Lista utworów:

  1. Sergio Corbucci Is Dead
  2. Hate Über Alles
  3. Killer Of Jesus
  4. Crush The Tyrants
  5. Strongest Of The Strong
  6. Become Immortal
  7. Conquer And Destroy
  8. Midnight Sun
  9. Demonic Future
  10. Pride Comes Before The Fall
  11. Dying Planet

Podobne artykuły

Recenzja: Paradise Lost – The Plague Within

Tomasz Koza

Recenzja: Hereza – I Become Death

Michał Bentyn

Uzasadniona arogancja – recenzja „Adonai” AXIII

Redakcja

2 komentarze

Grzegorz 18 lipca 2022 at 19:43

album, w porównaniu do poprzedniego jest po prostu chuj*wy. A pani od muzyki pop to pierwszy, i mam nadzieję że ostatni, gwóźdź do trumny Kreatora

Odpowiedz
loth 22 lipca 2022 at 08:34

z wielkiej niemieckiej trojki to tylko sodom daje rade..kreator i destruction downfall..najslabszy muzycznie byl sodom ale pomysl na siebie i rzesza fanow zrobily swoje.

Odpowiedz

Zostaw komentarz