Ósmy studyjny krążek w wykonaniu Mikaela Åkerfeldta i jego ekipy wprowadzający dobrą dawkę tego samego… a jednak niekoniecznie. Opeth i krążek „Damnation” utrzymany w klimacie rocka progresywnego, przy „Ghost Reveries” wraca poniekąd ugruntowanego stylu, łączącego agresywność death metalu i łagodności progresywnego brzmienia. Dostrzegamy tutaj postęp w stosunku do liczby unikatowych aranżacji – artyści weszli poziom wyżej mieszając jeszcze bardziej ze sobą obydwa gatunki. Uprzednio znana koncepcja dzielenia utworu na sekcje ukazującą tą bardziej brutalną twarz muzyki i te charakteryzującą się stoickim spokojem zaciera się, a elementy każdego z nich z wysokim wyselekcjonowaniem wplątywane są w tym samym momencie co redefiniuje pojmowanie muzyki granej przez Opeth.
Z utworów wręcz bije instrumentalna różnorodność, ciągle coś się dzieje.
Na pierwszy plan rzuca się aranżacyjna głębia, Szwedzi odeszli od rozciągania zindywidualizowanych sekcji pokazujących wysoki kunszt jednego z artystów na rzecz zbudowania muzycznej współpracy. Ta jest bardzo szeroka i „za porozumieniem stron” – żaden z instrumentów nie pojawia się w niedomiarze a ich brzmienie jest szerokie przez co każdy kolejny utwór posiada inny wydźwięk oraz barwę. Nie znaczy to że obeszli się od tych spokojniejszych momentów – dalej są i mają się dobrze, lecz mówimy tutaj o redefiniowaniu ich brzmienia oraz znaczenia dla budowania atmosfery. Przede wszystkim nie są aż nadto wyrwane z kontekstu, mniej w nich pojmowania jako pauzy a więcej budowania klimatu i przygotowaniu słuchacza na więcej.
Czego dowiadujemy się z tej płyty?
Co byś nie grał i jak dużo motywów zostało wykorzystanych przez ciebie czy w całym gatunku – dalej jest miejsce aby pokazać coś nowego, abyś mógł zaskoczyć słuchacza i ogólny efekt wyszedł na bardzo wysokim poziomie. Tą płytę mógłbym uznać za stosowny punkt odniesienia dla poszerzenia horyzontów – fani progresywu z pewnością docenią deathmetalową naleciałość a lubujący się w ostrzejszym graniu, na pozór obcym gruncie, uchwycą fakt iż płyta posiada duchowość z im znanego podwórka. Ci drudzy dostrzegą mogą dostrzec mankament płyty – mogłoby być więcej pikanterii, nieoczekiwanego machnięcia ostrym pazurem w spokojniejszych momentach.
Osobiście uważam tą płytę za „must listen”, swoisty kamień milowy w muzyce. Obojętnie czego słuchasz na co dzień, są takie rzeczy które trzeba znać, starać się zrozumieć kunszt muzyczny i mieć świadomość że takie dokonania tworzą klasykę gatunku.
Na koniec myślałem o wyszczególnieniu najlepszego utworu, ale nie potrafię – płyta za dobrze wychodzi jako całość.
Tracklista:
1. Ghost of perdition
2. The Baying of the Hounds
3. Beneath the Mire
4. Atonements
5. Reveries/Harlequin Forest
6. Hours of Wealth
7. The Grand Conjuration
8. Isolation
Autor recenzji: Hubert Onisk