RECENZJE

Recenzja Suffocation – „Hymns of the Apocrypha”. Totalne rozczarowanie ?

Recenzja Suffocation Hymns of the Apocrypha

Nowojorska formacja Suffocation pod dowództwem gitarzysty Terrance’a Hobbsa i wokalisty Franka Mullena zmieniła death metal na zawsze. W 1991 roku, gdy Roadrunner Records zdecydowali się tym dzieciakom ufundować współpracę ze Scottem Burns’em przy ich pierwszej płycie, kompletnie nikt się nie spodziewał, jak bardzo wyjątkowe będzie „Effigy of the Forgotten”.

Czytaj też: Suffocation zagra koncert w Polsce w 2024 roku

Płyta mocno odbiegała od ówczesnych standardów grania, miała dość czysty mastering, ale jednocześnie produkcję typową dla Scotta Burns’a: mięsiste, tłuste brzmienie, które tym razem musiało współgrać z nisko nastrojonymi gitarami, ciężkimi riffami przeplatanymi „slamowymi” breakdown’ami, do tego z technicznie wyszlifowanymi partiami perkusyjnymi i brutalnymi, głębokimi gutturalami Franka Mullena, wówczas kompletną nowością na scenie. Taki stan rzeczy doprowadził do powstania nowego gatunku, technical/brutal death metalu.

Pomijając już jednak późniejszą historię napierdalaczy z Nowego Jorku przepełnioną zawirowaniami i wieloma zmianami w składzie, w 2018 roku po wydaniu płyty „…of the Dark Light”, z zespołem pożegnał się Frank Mullen, tłumacząc się skupieniem na sprawach rodzinnych i wymęczeniem, mówiąc że „chciałby dać szansę młodszemu pokoleniu na zaistnienie”. Na tym etapie do zespołu dołącza Ricky Myers, który w Suffocation zalicza swój debiut jako wokalista – równocześnie udziela się w kilku różnych projektach (między innymi Disgorge) jako perkusista. Zaczyna się nowy etap w historii zespołu.

Suffocation przez ostatnie 6 lat utrzymuje się głównie z działalności koncertowej, podczas której nowy nabytek nowojorczyków pokazuje swoje pazury; ogólnie został bardzo ciepło przyjęty zarówno przez fanów, jak i byłych członków zespołu. Sprawia to, iż fani z entuzjazmem czekają na nowości ze strony Suffocation – te pojawiają się już we wrześniu 2023. Zespół ujawnia tytuł, okładkę i listę utworów, niedługo potem pojawia się w internecie utwór „Perpetual Deception”. Ostatecznie cała płyta ukazuje się 2 listopada nakładem Nuclear Blast Records.

Inne nasze recenzje:

  1. Cannibal Corpse – „Chaos Horrific”
  2. Furia – „Huta Luna”
  3. Cavalera – recenzje „Morbid Visions” i „Bestial Devastation”

Okładka „Hymns of the Apocrypha” budzi skojarzenia z najlepszymi latami zespołu

Bez wątpienia czymś, co mocno przyciąga uwagę jest okładka stworzona przez… nie, wcale nie Dana Seagrave’a. Mimo to przyznać musicie, że jak patrzycie na tą piękną grafikę, kojarzy wam się z najlepszymi latami zespołu. Na niej widzimy krajobraz niczym z innego świata, zdecydowanie przywołujący na myśl prace Dana, kolorystycznie nawiązuje jednocześnie do EP „Despise the Sun” oraz czwartego pełniaka „Souls to Deny”, którego okładkę stworzył właśnie Seagrave.

Tymczasem twórcą grafiki zdobiącej najnowszą płytę Suffocation jest grecki malarz i muzyk, Giannis Nakos. Przeglądając jego prace i zespoły, którym je wykonywał byłem zaskoczony, że artysta nie jest bardziej rozpoznawalną postacią wśród legendarnych kapel i tworzy swoje prace głównie mniej znanym zespołom skrytym w podziemiu. Choć czy powinno mnie to dziwić, gdy młodych talentów jest tak dużo, że część z nich ginie w cieniu? Niestety, jak się okaże, okładka jest jedną z większych zalet „Hymns of the Apocrypha”.

Problematyczna zawartość nowej płyty Suffocation

Próbowałem. Naprawdę próbowałem podejść do tego albumu z optymizmem, że to może ja mam coś nie tak z banią i faktycznie powinienem wybrać się do psychologa, żeby mnie troszkę naprostował. Przy pierwszym odsłuchu ledwo wytrzymałem do końca, tak mnie ta płyta wymęczyła. Przy drugim podejściu wcale nie było prościej. Później odsłuchiwałem album wyłącznie w celu omówienia go, bez większych emocji. Próba cieszenia się z niej byłaby tylko zbędnym sileniem się na coś, co nigdy nie nastąpi.

Na pierwszy rzut uchem ciężko mi było właściwie określić, co jest z tą płytą nie tak. Jest brutalnie, technicznie, wokalnie wydaje się spoko – wszystko jest jakby na swoim miejscu, zatem o co chodzi? Fanom się podoba, ale sam słyszę, że serio coś z tą płytą nie gra, tylko nie wiem konkretnie co. Musiałem dokładniej zagłębić się w temacie i pobrudzić trochę w tym błocie.

„Hymns of the Apocrypha” brzmi strasznie chaotycznie, jakby koncept na tą płytę został nie do końca przemyślany. Mimo lawiny brutalnych riffów, większość z nich jest totalnie z czapy ze sobą przemieszana, jakby Terrance nie miał w ogóle pomysłów na to, jak te wszystkie utwory mają konkretnie brzmieć. Riffów jest mnóstwo, jednak większość napisana w bardzo ograniczonych motywach. No, są dwa kwiatuszki wyróżniające się na tle reszty, mianowicie „Perpetual Deception” i „Dim Veil of Obscurity”, które najpewniej zostały najbardziej przemyślane wśród tej całej pulpy trwającej 41 minut.

Zdecydowanie zabrakło mi tu tych motywów, które uczyniły „Pierced from Within” i „Souls to Deny” wyjątkowymi w moich oczach, mianowicie tego niepokojącego, horrorowego klimatu, który gdyby przełożyć na wersję akustyczną byłby idealnym soundtrackiem do filmów o wampirach, lub o seryjnych mordercach. I ja wiem, że nie ma sensu porównywać jakiejkolwiek współczesnej płyty Suffocation do klasyki, ale jednak obecność Douga Cerrito i Mike’a Smitha potrafiła nadać tego ostatecznego szlifu albumom. Może gdyby Terrance nie napisał całej muzyki w pojedynkę na najnowszej płycie, to sytuacja wyglądałaby nieco inaczej.

Suffocation 2023
Zespół Suffocation
Fot. Materiały promocyjne

Kilka słów o pozostałych elementach muzyki

Partie perkusyjne to zdecydowanie największy plus albumu, tutaj nie ma się do czego przyczepić. Suffocation dobierając do składu perkusistów zdecydowanie ma nosa, gdyż Eric Morotti to kolejny świetny, techniczny pałker w obozie nowojorczyków obok legend pokroju Mike’a Smitha i Kevina Talley’a, oraz Davida Culrossa i Douga Bohn’a. Pałowanie Erica to istny majstersztyk nawiązujący do najlepszych lat Suffocation – przynajmniej słychać, że niczym Mike Smith próbuje rozgrzebywać motywy typowe dla zespołu i z nich korzystać tak, aby ulepić na ich podstawie coś sensownego.

Zaś jeśli chodzi o wokale, coś mi tu nie pasuje. Do Ricka Myers’a nic nie mam, na koncertach wypadał naprawdę cudownie jak na świeżaka – liczyłem na to, że równie świetnie zaprezentuje się studyjnie, jednak dokucza mi wrażenie, że jego partie zostały dziwnie usztucznione. Słychać w nich ma taki dziwny pogłos, który jest najmocniej dostrzegalny w momentach solowych. Do tego jego ścieżki zostały schowane mocno z tyłu za i tak już skrytymi gitarami. W teorii miał brzmieć jak najbardziej złowieszczo, w praktyce brakuje w nim mocy trzęsącej głośnikami.

Również Frank Mullen na ostatnim utworze (tak, wystąpił na remake’u „Ignorant Deprivation”) wypadł nie najlepiej. Początkowo myślałem, że to może dlatego, iż przez 5 lat emerytury mógł stracić swoje dawne umiejętności, przez co jego głos nie ma mocy. Jednak to nie jest to – produkcja skutecznie wykastrowała legendę z jej furii, gdyż sam w sobie Frank nadal ma parę. Zresztą, tak samo jak Ricky, o czym już wcześniej mówiłem.

[newsletter]

Producenci, nie bądźcie jak Christian Donaldson!

Produkcyjnie „Hymns of the Apocrypha” jest zrujnowane i to z najwyższą dokładnością, niczym nasza stolica po Powstaniu Warszawskim. Miałem wręcz wrażenie, że koncepcje Terrance’a i Christiana Donaldsona ze sobą kolidowały, przez co do brutalnych riffów i blastowania została wpieprzona bezpłciowa produkcja – strasznie brakuje tutaj mięsistości w brzmieniu uwypuklającej gitarowe partie i robiąca z garów buldożer (tak, mimo świetnych partii perkusyjnych, ich brzmienie jest spłaszczone), a bas nagłaśniając tak dobrze, że słychać każdy pomruk.

A no właśnie, o partiach basowych w ogóle ciężko wspominać, gdyż reszta instrumentów skutecznie je zasłoniła powodując, że gdyby Derek Boyer nie wystąpił na płycie i nikt nie nagrałby basu, to różnica byłaby znikoma, wręcz niezauważalna. Wokal również został mocno zasłonięty, przez co wygar Ricky’ego jest słabszy, niż powinien faktycznie być. Każda ścieżka na tym albumie brzmi na tyle sterylnie, że prędzej sprawdziłaby się w zespołach pokroju Fear Factory, Metallica, AC/DC, lub Dragonforce, gdzie czyste brzmienie wpływa pozytywnie na odbiór, ale nie tutaj!

Rany boskie, przecież to jest brutal death metal! Christian Donaldson będąc tyle lat producentem powinien mieć świadomość tego, że idealnie czysty mastering i gładkość nie należą do domeny muzyki ekstremalnej! Już „…of the Dark Light” lepiej brzmiało, choć nie była to płyta wysokich lotów. Ciężko mi to powiedzieć, ale nawet „Breeding the Spawn” zostało lepiej wyprodukowane, choć ówczesne przymusowe standardy nowojorczyków częściowo ich skłóciły. Album brzmiał przestarzale, a nadal dawał srogie wciry; tutaj tego nie ma! Jakim cudem ktoś z zespołu nie zauważył, że producent odwala fuszerkę i nie powiedział stanowczo „nieee, to brzmienie jest bez wyrazu, weź to zmień”?

Suffocation Hymns From The Apocrypha album
Suffocation album „Hymns From The Apocrypha”

Lista utworów:

1. „Hymns from the Apocrypha”
2. „Perpetual Deception”
3. „Dim Veil of Obscurity”
4. „Immortal Execration”
5. „Seraphim Enslavement”
6. „Descendants”
7. „Embrace the Suffering”
8. „Delusions of Mortality”
9. „Ignorant Deprivation”

Podobne artykuły

Recenzja: Kingdom – Sepulchral Psalms from the Abyss of Torment

Michał Bentyn

Furia „Huta Luna”. Dobranocka o bezsennych nocach na Śląsku (Recenzja)

Marta Trela

Mocny przekaz – recenzja „Vote is a Bullet” Virgin Snatch

Szymon

10 komentarzy

PI Grembowicz 7 listopada 2023 at 09:41

A czy te plusy i minusy to nie powinny być na odwrót!?
Bo tak mi coś…
Real Life of Music

Odpowiedz
Żuk/Jastrzębie Zdrój 9 listopada 2023 at 18:58

Frank Mullen niby pożegnał się z zespołem w 2018roku ale w 2019 pojechał jeszcze na trasę do Japonii, Rick Myers nie zaliczył debiutu wokalnego w Suffocation gdyż wcześniej pełnił rolę wokalisty w Serpents Whisper ,a jeżeli nie słyszysz na tej płycie basu to zapraszam do mnie na odsłuch ze wzmacniacza Pioneer A-407R z kolumnami Klipsh RP250F: bas jest słyszalny dosyć często i całkiem ciekawe dźwięki Boyer tutaj przygrywa. Jeżeli słuchasz z walkmana to czas zmienić sprzęt.

Odpowiedz
łoś super ktoś ;) 10 listopada 2023 at 17:29

typie słuchaj uszami a nie dupą 😛

Odpowiedz
karol 11 listopada 2023 at 23:56

sam jesteś rozczarowanie dziennikarzyno

Odpowiedz
Trampek 12 listopada 2023 at 01:45

Nie słucham suffo poza despise i raz na dekadę debiutu. Mówię przeczytam recke. Sorki, ale nie ma to jak recenzje w chaos valut. Treściwe, konkretne. Bez lania wody. Przemysł to. Przeczytałem jeden akapit i reszty mi się nie chce czytać. Po co jak muza mi nie leży a tekst usypia. Odwrotnie niż we wspomnianym chaosie. Mimo, że recenzowana muza mi nie siadła, to czyta się przyjemnie.

Odpowiedz
Troll 12 listopada 2023 at 08:56

Dobre sobie 😀
Jeżeli to jest dla Ciebie rozczarowaniem,to wróć do sluchania Gruzji na discmanie,a nie bierz się za coś,o czym nie masz bladego pojęcia…

Odpowiedz
Mariusz K 12 listopada 2023 at 09:22

Nie był bym aż tak krytyczny, ale mam podobne odczucie. Brakuje mi w produkcji tej płyty pierwotnej agresji. Liczę że 14 lutego utwory z tej płyty odkryją pełny potencjał, ponieważ Suffocation na żywo to najlepsza maszyna tortur jaką znam. PS Takie walentynki to ja rozumiem!!!

Odpowiedz
Alicja 3 grudnia 2023 at 11:17

Po pierwszych dwóch przesłuchaniach miałam co do zasady podobne odczucia… Wtórne i męczące. To samo granie co na poprzednich 2-3-4 płytach, tylko jeszcze bardziej generyczne. Więc „odpolubiłem” płytę na Spotify i poszedłem dalej…

Ale po 2-3 dniach trafiłam na tą recenzję, która jest bez porównania gorsza. Jeżeli „Hymns…” jest wtórne, to ten zlepek ochłapów zdań skleconych w bezmyślną całość jest nieporównywalnie gorszy. Ta recenzja jest tak obrzydliwa, jak gnijący tatar albo pierś z kurczaka pozostawiona w sierpniowym słońcu na blacie kuchennym na 2 tygodnie. Mój wstręt do tego prymitywnego, nikoforowego zdanioklepa był tak wielki, że postanowiłam wrócić do płyty z czystej przekory.

Słucham tego od +2 tygodni non stop. To zdecydowanie nie jest dobra płyta, ale z pewnością nie jest zła. Jeśli poświęci się jej odpowiednio dużo uwagi, okaże się całkiem znośna. Znośna do tego stopnia, że chyba mam na liczniku więcej przesłuchań niż genialne „Make them beg…” Dying Fetus czy „Unholy Defication” Incantation, które są absolutnymi topkami w świecie death metalu, wydanymi w tym roku.

Jakby ktoś – tak jak ja, chciał przymierzyć się do najnowszego Suffo od nowa, na start polecam „Descendants”, „Immortal Execration” i „Dim Veil…”. Szczególnie ten pierwszy udał się bardzo dobrze i jest jednym z lepszych utworów zespołu od lat.

Podsumowując, płyta z pewnością nie jest dobra, ale zasługuje na solidne 3+ Daleko jej do w/w płyt Dying Fetus, Incantation czy nowego Cryptopsy, ale na pewno nie zasługuje na taką defekację jaką „uraczył” nas człowiek podpisujący się jako Adrian Kardasz. Jedyne co udowodnił powyższym wpisem to to, że nie każdy powinien pisać rzeczy i publikować ich w internecie. Jeżeli podane nazwisko jest prawdziwe, to oznacza że prawdziwe życie tego człowieka zasługuje na współczucie. Bardziej wartościowa byłaby recenzja wygenerowana przez ChatGPT.

Odpowiedz
Piotr 3 grudnia 2023 at 20:32

Nie wiem kto pisze takie anty recenzje,ale to mi wyglada na jakąś prowokacje haha.Suffo nagrało jedną z najlepszych płyt w swojej karierze album przemyślany od poczatku to ostatniego brzmienia,ktore swoją droga urywa łep.To muzyczne monstrum to monolit,technika muzyków na najwyższym światowym poziomie.

Odpowiedz
Niklot 15 stycznia 2024 at 21:51

…ale przecież Dead z Mayhem powiedział, że death jest kaputt. co w zasadzie potwierdził Scott Burns odchodząc z branży… To powinno rozwiać wszelkie wątpliwości, ale dla zasady można jeszcze przytoczyć łacińską maksumę „de gustibus non est disputandum”…

Odpowiedz

Zostaw komentarz