RECENZJE

Recenzja: Warbringer – „Weapons of Tomorrow”, czyli niekanoniczny thrash metal

Recenzja płyty Weapons of Tomorrow zespołu Warbringer
Koncert zespołu Faun

Istnieją w świecie metalu takie zespoły, które są na tyle mocno zakorzenione w swoim stylu, że nikt specjalnie nie oczekuje od nich kombinowania, poszukiwania nowej drogi, czy eksperymentów. Do niedawna takim zespołem był dla mnie Warbringer. Thrashowa maszyna rodem z Kalifornii na swoich pięciu poprzednich płytach udowodniła, że na swoim poletku są faktycznie solidnymi fachowcami.

Dokładnie tej samej solidności bez ekstrawagancji spodziewałem się po ich najnowszej płycie, czyli „Weapons of Tomorrow”. Zespół jednak postanowił wystawić się nieco poza swoją strefę thrashowego komfortu i poszukać gdzieniegdzie nieco innego brzmienia. Co więcej, okazał się to krok w dobrym kierunku! Po szczegóły zapraszam do recenzji!

Początek „Weapons of Tomorrow” nie zwiastuje zmiany

Nowa płyta Warbringer nie zaczyna się jednak w stylu Alfreda Hitchcocka, czyli trzęsieniem ziemi. Wręcz przeciwnie, powiedziałbym nawet, że początek jest nieco zachowawczy. Dwa pierwsze numery, czyli „Firepower Kills” oraz znane z singla i teledysku „The Black Hand Reaches Out”, to dokładnie taki thrash metal, jakiego wszyscy fani spodziewaliby się po Warbringer. Szybki, wściekły, z wieloma świetnymi riffami oraz solówkami oraz gniewnym, chrapliwym wokalem Johna Kevilla.

I gdyby numery w podobnym stylu znalazły się dalej, uznałbym, że zespół wykonał więcej niż poprawną robotę i z czystym sumieniem wystawił 6,5/10, bo jednak takich kawałków kilka już w życiu się słyszało, więc nie są one w żaden sposób świeże czy zaskakując. Choć – żeby była jasność – jakości odmówić im nie sposób. Później jednak zaczyna być ciekawej!

Warbringer sięga po ekstremalne odmiany metalu!

Trzeci numer na „Weapons of Tomorrow”, czyli „Crushed Beneath The Tracks” atakuje bębenki potwornie przygniatającym riffem, który bez przeszkód mógłby znaleźć się na krążku, dajmy na to, Cannibal Corpse. Tak ciężko Warbringer chyba nigdy nie grało.

Death nie jest jednak jedyną odmianą ekstremalnego metalu, w którego stronę spoglądali muzycy Warbringer, nagrywając swoją najnowszą płytę. Inspirację black metalem słychać aż nadto w utworach takich jak „Heart of Darkness” czy „Notre Dame (King of Fools)”. Sposób konstruowania riffów, quasi-blasty czy wreszcie skrzeczący ni to growl, ni to normalny śpiew wokalisty, pozwalają poczuć chłód skandynawskich korzeni tej muzyki.

Czytaj inne recenzje:

Bardzo istotny jest również specyficzny nastrój grozy, który udaje się tymi utworami wytworzyć. W tym wszystkim zespół jednak nie zatraca swojej tożsamości. Nie kopiuje bezmyślnie oldschoolowego black metalu, tylko przetwarza go twórczo na swoje thrashowe potrzeby. Naprawdę dobra robota!

Warbringer… gra progresywnie?!

Na „Weapons of Tomorrow” uwagę zwracają również o wiele bardziej rozbudowane kompozycje niż wcześniej. Wystarczy tylko spojrzeć na tracklistę, żeby zobaczyć, że nie brakuje utworów powyżej sześciu czy nawet siedmiu minut. Sama długość to oczywiście niejedyny wyznacznik, ale muzycy Warbringer dbają o to, żeby ten czas wypełniony był w naprawdę ciekawy sposób.

Zmiany riffów, tempa, nastroju to chleb powszedni na „Weapons of Tomorrow”. Na szczególną uwagę zasługuje w tym kontekście kawałek „Defiance of Fate”. Początkowo wydaje się, że to rodzaj ballady, ale jednak już pierwsze przesłuchanie każe skłonić się raczej ku myśli, że jest to niczym soundtrack z jakiegoś filmu grozy. W tym numerze naprawdę udało się stworzyć fajny, niepokojący klimat – zarówno muzycznie, jak i nawiedzonym skrzeczącym szeptem wokalisty.

Utwór ma swoją dramaturgię, rozwija się w naprawdę ciekawą stronę. Po pierwszych dźwiękach myślałem, że Warbringer pójdzie w typową stronę, czyli zacznie łagodnie, ale końcówką będzie zagrana z pełną mocą. Tak się jednak nie stało. Pomimo tego, że intensywność się zdecydowanie zwiększyła, to jednak muzyka nie przeistoczyła się w zwykłą „łupankę”.

[newsletter]

Na „Weapons of Tomorrow” thrash metalowa norma jest wyrobiona!

Dla porządku warto odnotować też bardzo dobre, selektywne brzmienie. Okładka natomiast mnie nie przekonuje. Z jednej strony rozumiem trochę tę estetykę oldschoolowego sciencie-fiction. Dla mnie mimo wszystkie tego typu grafiki nie powinny raczej wychodzić poza zeszyty nastoletnich fanów filmów sci-fi. Jednak co kto lubi.

Na koniec trzeba podkreślić też dobitnie, że wciąż mamy do czynienia z rasową płytą thrash metalową. Fakt, Warbringer trochę bardziej kombinuje, poszukuje dalej i sięga głębiej. Wciąż jednak pozostaje zespołem stricte thrashowym i taka jest też jego najnowsza płyta. Jest to jednakowoż „śmieć metal” niekanoniczny.

Dzięki temu album „Weapons of Tomorrow” okazuje się niezwykle świeży, nienużący i zdecydowanie bardziej wart uwagi, niż gdyby był nagrany w starym stylu zespołu.

Oficjalna strona zespołu Warbringer: https://www.warbringermusic.com/

Warbringer płyta Weapons of Tomorrow
Warbringer – Weapons of Tomorrow (2020)

Tracklista „Weapons of Tomorrow”:

01. Firepower Kills
02. The Black Hand Reaches Out
03. Crushed Beneath the Tracks
04. Defiance of Fate
05. Unraveling
06. Heart of Darkness
07. Power Unsurpassed
08. Outer Reaches
09. Notre Dame (King of Fools)
10. Glorious End

Podobne artykuły

Ignora „Piąta Zasada”, czyli niezgodność produktu z opisem

Redakcja

Recenzja płyty Las Trumien „Budowniczowie grozy”. Nie każdy może dobrym być

Piotr Żuchowski

Rozczarowanie czy zachwyt? – Recenzja „Cease The Day” In The Woods…

Szymon

Zostaw komentarz