RECENZJE

Recenzja: „Whoosh!” – Deep Purple, ten zespół nie musi niczego udowadniać

Nowa płyta Deep Purple Whoosh
Koncert zespołu Faun

To naprawdę szokujące jak wielkie pokłady twórczego entuzjazmu wciąż drzemią w Deep Purple. Zespoły z ich stażem – ponad 50 lat na scenie! – decydują się raczej na wydawanie kolejnych kompilacji i okazjonalne trasy koncertowe.

Purpurowi wciąż jednak podążają swoją ścieżką. „Whoosh!”, czyli nowy,  21. album w dorobku grupy na pewno nie będzie tak przełomowy czy popularny, jak krążki z czasów świetności zespołu. Nie będzie to nowe „Machine Head”, czy „Perfect Strangers”, ale paradoksalnie to bardzo dobrze. Zespół nie żeruje na swojej dawnej sławie. Wręcz przeciwnie – wciąż udowadnia, że z dobrze znanych klocków jest w stanie zbudować coś ciekawego i godnego uwagi. „Whoosh!” bez wątpienia takie właśnie jest!

[newsletter]

Proste piosenki Deep Purple

Już pobieżna lektura spisu utworów nowej płyty Deep Purple skłania ku refleksji, że zespół poszedł bardziej w „piosenkowość” niż złożoność kompozycji i zdecydowanie jest to prawda. 13 numerów na nowej płycie trwa niewiele ponad 50 minut, a utwory faktycznie są bardziej skondensowane – nie ma niekończących się popisów solowych czy rozbudowanych partii instrumentalnych.

I od razu trzeba stwierdzić, że widać po tym wielką dojrzałość i samoświadomość. Na pewno żadną sztuką nie byłoby dla tak wybitnych artystów jak Roger Glover, Ian Paice, Don Airey, czy Steve Morse rozciąganie muzyki w nieskończoność. Powstrzymali jednak zapędy w tym kierunku i postawili przede wszystkim na jakość kompozycji. Dzięki temu mogę powiedzieć, że bez dwóch zdań jest to jednak z najbardziej przebojowych płyt Deep Purple od lat.

Muzycy Deep Purple nie muszą niczego udowadniać

Chcę być jednak dobrze zrozumiany – nie jest to w żadnym wypadku poprockowa papka w radiowym stylu. Utwory są niezwykle wysmakowane, pełne detali i niuansów, które dopiero po którymś przesłuchaniu zwracają uwagę. Popisy solowe – a tych nie brakuje ­– nastawione są raczej na cyzelowanie każdego dźwięku, które od razu zapadają w pamięć niż popis cyrkowej biegłości obsługi instrumentów.

Można odnieść wrażenie, że członkowie schowali już dawno swoje ego do kieszeni. Nie muszą w końcu już niczego indywidualnie udowadniać – teraz skupiają się na zespole i muzyce. Trzeba uczciwie oddać, że takie podejście do komponowania występuje u nich już od kilku płyt. Jednak na „Whoosh!” udało im się w tym osiągnąć prawdziwe mistrzostwo.

„Whoosh!” – cytaty z całej twórczości zespołu

Najnowsza płyta Purpurowych nie jest jednak w żadnym wypadku albumem innowacyjnym czy nowatorskim pod względem brzmienia. Dla fanów zespołu te dźwięki nie będą w sumie żadnym zaskoczeniem. Jednocześnie jednak zespół połączył tak wiele cytatów z własnej twórczości i kariery, że po pierwsze nie ma wątpliwości, że jest to płyta bardzo w stylu Deep Purple. Z drugiej strony nie jest w żadnym wypadku autoplagiatem czy powielaniem tych samych schematów.

Mamy zatem soczysty hard rock, w utworach takich jak singlowe „Throw My Bones”, „No Need to Shout” czy „The Long Way Round”. Nie brakuje lekko psychodelicznych i progresywnych dźwięków rodem z lat 70. – chociażby w utworach „Step by Step” lub „Dancing in My Sleep”. Wszystko przyprawione jest bluesowym luzem, ale również dozą jazzowej improwizacji. Po tych utworach po prostu słychać, że bardzo często są owocem wspólnego jamowania dobrych kumpli w przyjemnej atmosferze, a nie efektem zimnej kalkulacji i zaplanowanego działania.

Przeczytaj inne nasze recenzje:

Każdy z członków Deep Purple błyszczy na swój sposób

Wspomniałem już, że popisy instrumentalne czy solówki na „Whoosh!” nie sprawiają, że słuchacz otwiera usta ze zdziwienia, ale raczej zamyka oczy i zachwyca się nimi w skupieniu. Wysmakowana solówka Steve’a Morse’a w „Throw My Bones” zachwyca bluesową zadziornością.

Wspaniały dialog gitary i klawiszy w „Nothing At All” przywodzi na myśl bogato zdobioną, wręcz barokową muzykę dawną. Z kolei w „What The What” popis rock’n’rollowych umiejętności daje Don Airey, który swoimi klawiszami rozruszałby niejedną knajpianą potańcówkę. Po chwili dołącza się do niego Steve Morse i brzmi to naprawdę z niezwykłym polotem i lekkością. Słucha się tego świetnie.

Zresztą Aireyowi warto poświęcić jeszcze fragment. Na „Whoosh!” korzysta z całego repertuaru klawiszowych możliwości. Nie brakuje niepowtarzalnego i tak mocno kojarzonego z Deep Purple brzmienia klawiszy Hammonda.

Nie brakuje też klasycznego pianina, czy fragmentów nieco bardziej futurystycznych, kojarzących się z muzyką elektroniczną , jak w „The Long Way Round”. Sekcja rytmiczna Paice-Glover jest tym razem nieco bardziej schowana i dyskretna, jednak to tylko pierwsze wrażenie. Każda kolejna lektura „Whoosh!” uwypukla kolejne smaczki ich grania.

Ian Gillan – błyskotliwy obserwator naszej rzeczywistości

Błyszczy również Ian Gillan. Nie forsuje już swojego głosu jak dawniej. Śpiewa oszczędniej, bardziej zachowawczo, ale znów – idealnie wpasowuje się to w charakter kompozycji. Gdy trzeba, buduje emocje dyskretnym i pełnym emocji śpiewem, gdy trzeba, uruchamia znany rockowy pazur.

Jest również autorem wszystkich tekstów. Wyłania się z nich obraz człowieka, który jest bacznym obserwatorem rzeczywistości, ale jednocześnie przygląda się światu nieco z dystansu. Ze względu na jego wiek i bagaż doświadczeń życiowych taka stoicka postawa jest w pełni uzasadniona.

O czym śpiewa Gillan na nowej płycie?

O tym, że konflikty wynikają przede wszystkim z powodu naszych uprzedzeń („We’ra All The Same In The Dark”); że proste sprawy, które powinno rozwiązywać się dialogiem i edukacją, stają się zarzewiem poważnych konfliktów („No Need To Shout”); że wszystko ma swój czas i przemija, ale taka jest naturalna kolej rzeczy i nie ma sensu się tym przejmować („Nothing At All”); a także o tym, żeby nie zacietrzewiać się za bardzo i starać się patrzeć na pewne rzeczy z dystansem („Drop The Weapon”).

Ta rockowa grupa nie wywoła rewolucji – już nie musi

„Whoosh!” to w mojej ocenie świetna płyta. Jednocześnie jednak mam przekonanie, że w wielu przypadkach może być ona odebrana znacznie gorzej. Słuchacze, którzy oczekują od Deep Purple tylko muzyki, która wywołuje trzęsienie ziemi, na pewno będą zawiedzeni.

Nowa płyta Purpurowych jest zdecydowanie bardziej dyskretna i na swój sposób kameralna. Na pewno nie zabraknie też takich, dla których miejsce Deep Purple jest w muzeum. Owszem, nagrali kiedyś kilka wybitnych płyt, ale po co nagrywają je dalej? W zasadzie mają rację. Deep Purple płytą „Whoosh!” żadnej rewolucji nie zrobi. I dobrze, bo nie musi. Zespół nagrał ją, bo mógł i chciał – dla mnie te argumenty są w pełni przekonujące. Tak samo jak owoc tej pracy.

Oficjalna strona zespołu: https://deeppurple.com/

Okładka płyty WHOOSH zespołu Deep Purple
Deep Purple – WHOOSH! (2020)

Deep Purple „Whoosh!” lista utworów:

01. Throw My Bones
02. Drop the Weapon
03. We’re All the Same in the Dark
04. Nothing at All
05. No Need to Shout
06. Step by Step
07. What the What
08. The Long Way Round
09. The Power of the Moon
10. Remission Possible
11. Man Alive
12. And the Address
13. Dancing in My Sleep

Podobne artykuły

Recenzja: Martwa Aura – „Morbus Animus” (2020)

Marta Trela

Zgodnie z rytuałem Soulfly nie zawodzi – recenzja „Ritual”

Szymon

Arcydzieło czy zagłada? – recenzja Dragon „Arcydzieło Zagłady”

Paweł Kurczonek

3 komentarze

Dariush 10 sierpnia 2020 at 14:22

Świetna, merytoryczne recenzja- najlepsza jaką na temat tej płyty przeczytałem!

Odpowiedz
Patryk 11 sierpnia 2020 at 11:27

Też mi się bardzo ta recenzja podoba. Nie ma płakania i wylewania żali jak w innych recenzjach, że to już nie ten Deep Purple co kiedyś. Tutaj autor skupił się na merytoryce i bardzo dobrze. Jak dla mnie płytka jest mega. Kawał solidnej i świeżej produkcji zarówno jeśli chodzi o warstwę muzyczną jak i produkcyjną. Instrumenty brzmią fantastycznie.

Odpowiedz
Seba 26 sierpnia 2020 at 20:55

Bardzo dobra płyta bardziej skierowana do słuchaczy wychwytujących kunszt muzyczny, niż szukających fajerwerków, panowie mają po 75 lat i dają niezłego czadu. Recenzja płyty bardzo fajna.

Odpowiedz

Zostaw komentarz