30 października dzięki agencji Winiary Bookings stolicą zawładnęły dźwięki spod znaku stoner/doom. W klubie Hydrozagadka pierwszy z trzech polskich koncertów swojej aktualnej trasy zagrał największy zespół ukraińskiej sceny tego gatunku, Stoned Jesus, wspierany przez rodzimych tytanów z Dopelord oraz świeży fiński projekt The Abbey. Jak było? Sprawdźcie w poniższej relacji.
Czytaj też: White Ward w Polsce. Relacja z koncertu w Warszawie (23.04.24)
The Abbey i cmentarne perypetie
Czy można sobie wyobrazić lepszy termin na koncert smolistej, ciężkiej muzyki niż okolice Halloween – święta wszystkiego, co straszne i złe? Tak i nie. Klimat tego okresu niewątpliwie sprzyja słuchaniu doom metalu na żywo, ale nie ułatwiają tego problemy transportowe. Czas przed Wszystkich Świętych w dużych miastach oznacza objazdy, zwężenia ulic przy cmentarzach i zmienione rozkłady jazdy komunikacji miejskiej. W moim przypadku zaowocowało to spóźnieniem na koncert otwierającego wieczór The Abbey.
Do klubu na warszawskiej Pradze dotarłem gdy Finowie schodzili już ze sceny, a z zasłyszanych opinii o ich występie wiem, że w ciągu nieco ponad pół godziny zaprezentowali solidny doom metal zagrany według najlepszych tradycyjnych wzorców i doprawiony szczyptą psychodelicznej atmosfery. Opis brzmi bardzo zachęcająco, więc przy następnej okazji postaram się ich nie przegapić!
Lista utworów The Abbey według serwisu Setlist.fm
Dopelord – uzależnieni od czarnej magii
Po szybkiej przepince i zmianie scenografii na deskach Hydrozagadki zameldowali się lokalsi z Dopelord, oczywiście wchodząc na nie przy dźwiękach piosenki Teda Lucasa „It Is So Nice To Get Stoned”. O tym, że jest to aktualnie największy zespół polskiej sceny stoner/doom nie trzeba chyba nikogo przekonywać, podobnie jak o tym, że na żywo prezentuje się równie dobrze, o ile nie lepiej niż na płytach.
Koncertem przed Stoned Jesus panowie potwierdzili swoją pozycję po raz kolejny. Zero nudy, zero wypełniaczy, same hity w setliście, miażdżące riffy, odjechane solówki (jedną z nich Mroku odegrał z pomocą butelki piwa Kozel) i tona diabelskiego klimatu – czego chcieć więcej? Były oczywiście typowe dla zespołu długaśne walce, ale nie zabrakło i szybkich strzałów. Przy dźwiękach „Headless Decapitator” i „Green Plague” licznie zgromadzona na sali publiczność ruszyła do żywiołowego tańca, podobnie jak na jednym z największych koncertowych hymnów Dopelord o wiele mówiącym tytule „Hail Satan”.

Zespół wydał w zeszłym roku nowy album i warszawski koncert był dla mnie pierwszym spotkaniem na żywo z tym materiałem. Swój występ panowie otworzyli singlowym numerem „The Chosen One”, który jednocześnie okazał się jedynym zagranym tego wieczoru utworem z płyty „Songs for Satan”. Poza nim postawili na sprawdzone starsze kompozycje, które wykonują na żywo już od lat. Nie było więc może żadnego elementu zaskoczenia, ale nie zamierzam na to narzekać, bo to, co usłyszeliśmy, wyszło świetnie jak zawsze.
Stali bywalcy ostatnich koncertów Dopelord pewnie nie obraziliby się za lekkie odświeżenie setlisty, ale z drugiej strony po co zmieniać coś, co wyśmienicie działa? Gdy ma się na koncie takie bangery jak „Addicted to Black Magick”, „Reptile Sun” czy „Doom Bastards”, nie można ich tak po prostu sobie nie grać. Sam byłem już na bardzo wielu koncertach tej grupy i każdy z nich był co najmniej dobry, ale muszę przyznać że ten w Hydrozagadce plasuje się w ścisłej czołówce. Naprawdę rewelacyjny gig.
Lista utworów Dopelord według serwisu Setlist.fm
Stoned Jesus – monumentalne góry i tańczące roboty
Dopelord zagrał dla wypełnionej niemal po brzegi sali i gdy wydawało się, że do Hydrozagadki szpilki się już nie wciśnie, tłum oczekujący na Stoned Jesus jeszcze bardziej zgęstniał. Atmosferę w środku można było kroić nożem, zwłaszcza że Ukraińcy dość długo instalowali się na scenie i występ rozpoczęli z lekkim opóźnieniem. Ale za to jaki był za występ!
Stoned Jesus zaczęli od leniwego „Bright Like the Morning” ze swojego drugiego, chyba najbardziej znanego longplaya „Seven Thunders Roar”, by potem zabrać publikę na trwającą grubo ponad godzinę bujającą, psychodeliczno-riffową podróż po świecie stoneru. W spektrum tej muzyki studyjna twórczość Stoned Jesus stoi bliżej strony rock’n’rollowej niż czysto doom metalowej, ale na koncercie zabrzmiała zaskakująco ciężko, co było dla mnie miłą niespodzianką.
W Hydrozagadce usłyszeliśmy sporo materiału z ostatniej płyty „Father Light”, ale nie zabrakło też największych hitów zespołu, w tym monumentalnego „I’m The Mountain” czy dynamicznego, porywającego do tańca „Here Come The Robots” na sam koniec, a także kilku muzycznych cytatów i nawiązań, m.in. dość nieoczywistego coveru „Buried Alive by Love” z repertuaru HIM.
Brzmiało to wszystko fajnie i ludzie bawili się doskonale, nawet pomimo lekkich problemów technicznych – początkowo nagłośnienie w klubie trochę ześwirowało, aby uspokoić się w późniejszej części koncertu Stoned Jesus. Sam zespół chyba też rozkręcał się z czasem, a energetyczna końcówka występu podobała mi się dużo bardziej niż jego początek. Ogólnie był to jednak koncert dobry, z paroma momentami wręcz świetnymi.
Lista utworów Stoned Jesus według serwisu Setlist.fm