Grecki thrash metalowy zespół Suicidal Angels wydał niedawno płytę zatytułowaną „Profane Prayer” i wraz z grupami Crimson Fire oraz Fusion Bomb wyruszył w trasę koncertową „Profanation Over Europe”, w skład której weszły również dwa występy w naszym kraju. O tym, jak przybysze z południa kontynentu „sprofanowali” Warszawę, pierwszy z polskich przystanków swojej wyprawy, przeczytacie w poniższej relacji.
Czytaj też: Relacja z koncertu Thrashing Carnival (09.02.2024). Karnawał nie tylko thrashowy
Crimson Fire – rock’n’rollowe zaskoczenie
Gdy w niedzielę 10 marca stawiłem się w warszawskim VooDoo Club, na scenie produkowali się już muzycy ateńskiego Crimson Fire. Ich twórczość studyjną znałem bardzo pobieżnie, ograniczając się do przedkoncertowego odsłuchu najnowszej płyty „Another Dimension”. Przyznam, że spodziewałem się otrzymać od Greków dawkę dość genericowego power metalu odbitego od sztancy opracowanej przed laty przez zespoły takie jak Edguy czy Stratovarius. Czyli, najkrócej rzecz ujmując, niby spoko, ale nic specjalnego.
Tymczasem Crimson Fire zaprezentowało się na żywo zgoła inaczej i dużo lepiej niż się spodziewałem. Najlepszym podsumowaniem klimatu, jaki zespół wytworzył na żywo, będą nazwy kapel, których logotypy dumnie prezentowały się na koszulkach jego muzyków: The Rolling Stones, Def Leppard i Mötley Crüe. Owszem, było tu sporo heavy/powerowego grania, ale przede wszystkim solidna dawka radosnego rock’n’rolla, miejscami bardzo mocno ocierającego się o kiczowaty glam z lat 80.
Nie jest to bynajmniej zarzut! Lekka, przebojowa muzyka w wykonaniu Crimson Fire przyjemnie bujała, a myślę, że bujałaby jeszcze bardziej, gdyby Grecy mieli więcej czasu, by się rozkręcić i nie występowali jako „otwieracz” wieczoru. Mimo wczesnej pory ich koncert podziwiała całkiem spora grupa fanów, która zgotowała zespołowi naprawdę ciepłe przyjęcie. Widać było, że panowie przekonali do siebie warszawską publiczność, która być może tak jak ja, dotychczas znała ich słabo i po koncercie również nie spodziewała się wiele. Oczywiście Crimson Fire nie odpaliło żadnych muzycznych fajerwerków, ale ich energia, przebojowe kompozycje, chwytliwe melodie, fajne gitarowe solówki i przede wszystkim fura klimatu starego hard rocka złożyły się na udany początek imprezy.
Fusion Bomb – thrashowa bomba z Luksemburga
Następna grupa w rozpisce, Fusion Bomb z Luksemburga, zameldowała się na scenie zgodnie z opublikowaną wcześniej czasówką wydarzenia, punktualnie o 20:05. No i proszę państwa, co to był za występ! Kwartet z miejscowości Noertzange zaserwował jakościowy crossover thrash, mocno ciążący w stronę hardcore punka. Ich twórczość porównałbym do naszych rodzimych zespołów Terrordome i Tester Gier, a z zagranicy choćby Municipal Waste, ale w tej punkowo-metalowej mieszance znalazło się też miejsce na ukłony w stronę Exodus, niektórych dokonań Anthrax czy nawet dalekie echa Pantery.
Fusion Bomb zagrali naprawdę porywająco, a ich poczynaniom od pierwszego do ostatniego kawałka towarzyszył konkretny moshpit pod sceną. Wprawdzie miałem wrażenie, że gdzieś w połowie występu zarówno zespół, jak i publika musieli na chwilę trochę zwolnić tempo, ale wynikało to wyłącznie z tego, że po prostu wszyscy na sali potrzebowali złapać oddech po tym, co działo się na niej przez pierwsze 20 minut. Zgodnie ze swoją nazwą, Fusion Bomb po prostu zrzuciło termojądrową bombę na VooDoo Club i zasiało absolutne muzyczne zniszczenie. Tak powinno się grać thrash metal!
Zespół istnieje od 2010 r. i ma w dorobku kilka małych wydawnictw oraz tylko jeden album długogrający, i to właśnie kompozycje pochodzące z niego zdominowały setlistę Fusion Bomb. Usłyszeliśmy więc m.in. tytułowe „Concrete Jungle”, „Nyctophobia”, „Zest of Scorn” czy wieńczące czterdziestominutowy występ „Slam Tornado”. Tytuł tego ostatniego kawałka najlepiej opisuje muzykę zespołu, a także przyjęcie, z jakim się spotkał ze strony polskiej publiczności. Czyste szaleństwo, jadowite riffy, ultraszybka perkusja, a przede wszystkim bezpretensjonalna energia i widoczna radocha z grania – dla mnie bomba!
Suicidal Angels – Hellenic Thrash Metal
Choć po thrashowej eksplozji, jaką był występ Fusion Bomb, prawie nie było już co w VooDoo zbierać, czekaliśmy jeszcze przecież na gwiazdę wieczoru. Ateńczycy z Suicidal Angels to w końcu zasłużona ekipa z ponad dwudziestoletnim stażem i jedni z pierwszych przedstawicieli Nowej Fali Old Schoolowego Thrash Metalu.
Maszyna ruszyła około 21:15, czyli chwilę przed planowanym czasem. No i zaczęło się od lekkiego falstartu, bo początkowo koncert był dość słabo nagłośniony. Poza perkusyjnym beatem nie było słychać za wiele, a zarówno gitary, jak i wokal Nicka Melissourgosa niknęły pod dudniącymi dźwiękami sekcji rytmicznej. Na szczęście realizator zareagował bardzo szybko i zanim jeszcze wybrzmiał do końca otwierający zarówno koncert, jak i ostatnią płytę numer „When the Lions Die”, jakość dźwięku znacznie się poprawiła.
Grecy postawili na repertuar z dwóch ostatnich albumów, czyli dopiero co wydanego „Profane Prayer” oraz „Years of Aggression” z 2019 r. i to właśnie numery z tych wydawnictw przeważały w setliście Suicidal Angels. Pewnie nie wszyscy fani zespołu się ze mną zgodzą, ale uważam, że to bardzo dobry ruch, bo nowe materiały Aniołów są naprawdę mocne i, prawdę mówiąc, przekonują mnie zdecydowanie bardziej niż te najwcześniejsze. Najbardziej ucieszyło mnie wykonanie fantastycznego „The Return of the Reaper” z ostatniej płyty, ale też „Crypts of Madness” czy tytułowy utwór z „Years of Aggression” były nad wyraz potężnymi strzałami. Z rzeczy starszych usłyszeliśmy m.in. „Bloodbath” oraz zamykające wieczór „Capital of War”.
Mówi się, że Suicidal Angels to jeden z tych zespołów, którym zawdzięczamy odrodzenie klasycznego thrash metalu w XXI wieku po raczej kiepskiej dla gatunku końcówce poprzedniego stulecia. I choć faktycznie Grecy kłaniają się stylistycznie wielkim kapelom z dawnych lat, grając mocno w duchu Kreatora i Sodom, to jednak nie są tylko kopistami i nadają tej niezbyt oryginalnej przecież muzyce swój indywidualny sznyt.
W melodyjnych partiach gitar oraz solówkach słychać specyficzne harmonie, tak charakterystyczne dla black metalowych zespołów z Hellady, które zwykle udanie łączą ekstremę z przebojowością, jak np. Yoth Iria, która zaledwie dwa tygodnie wcześniej zagrała w Warszawie bardzo fajny koncert jako support Samaela. To naprawdę zadziwiające, że można wychwycić takie podobieństwa między kapelami pochodzącymi z tych samych rejonów geograficznych, nawet jeśli prezentują dość odległe od siebie oblicza ciężkiej muzyki. Greckie zespoły niewątpliwie posiadają własny unikalny styl grania metalu, niezależnie od tego, czy chodzi o black czy thrash.
Suicidal Angels zabrali licznie zgromadzoną w VooDoo publiczność na wycieczkę w muzyczną przeszłość, lekko tylko unowocześnioną dość czystym, selektywnym brzmieniem. Duch przełomu lat 80. i 90. unosił się nie tylko na scenie, ale i przed nią. Energiczny moshpit przez cały koncert? Był. Ludzie wbijający na scenę i przewracający statywy mikrofonów? Także byli. Skoki w tłum i noszenie na rękach? Jak najbardziej. Irytujący pijany koleś bez koszulki, próbujący wciągać w młyn wszystkich dookoła? A jakże!
Podsumowując, 10 marca w Warszawie Suicidal Angels dali naprawdę dobry występ w oldschoolowym stylu, który po prostu nie mógł się nie podobać, choć moim zdaniem to jednak Fusion Bomb skradli show tego wieczoru. Ogólnie całość imprezy stała na wysokim poziomie, zarówno muzycznym, jak i organizacyjnym. Nieliczne problemy rozwiązywano szybko i sprawnie, dopisała również frekwencja. Jestem częstym bywalcem VooDoo Club i przyznam, że nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem to miejsce tak nabite ludźmi na metalowym koncercie.
Na pewno spora w tym zasługa promocji ze strony agencji Winiary Bookings, która wyrasta na czołową firmę organizującą w Polsce koncerty metalowych zespołów. To oni odpowiadali za odbywający się w Warszawie zaledwie dzień po Suicidal Angels gig Carpathian Forest (relacja wkrótce!), a w najbliższych miesiącach czekają nas jeszcze obsługiwane przez nich występy choćby Enslaved, Angelus Apatrida, Rage czy Truckfighters. O części z tych koncertów na pewno jeszcze na naszych łamach przeczytacie.