RELACJE

Relacja z koncertu Opeth i The Vintage Caravan, A2 – Wrocław, 17.09.2022

Opeth 2022
Koncert zespołu Faun

Tej grupy nie trzeba przedstawiać fanom ciężkich brzmień. Progmetalowa formacja w połowie września odwiedziła Polskę na dwóch koncertach. Opeth wystąpił w Warszawie i Wrocławiu w towarzystwie rockowej grupy The Vintage Caravan. Zajrzeliśmy do wrocławskiego Centrum Koncertowego A2, by sprawdzić, w jakiej kondycji zaprezentują się oba zespoły.

Na pierwszy ogień – The Vintage Caravan

Słowo „ogień” jest w przypadku islandzkiej grupy jak najbardziej trafione. The Vintage Caravan od pierwszych dźwięków rozognili i rozbawili publiczność zgromadzoną we wrocławskim A2. Trio podczas koncertów u boku Opeth promuje swój piąty album zatytułowany „Monuments”. Grupa rozpoczęła występ od dwóch kawałków z tej płyty, by później przejść do starszych kompozycji. A te zostały zagrane iście po mistrzowsku.

Ekipa The Vintage Caravan pokazała, jak należy grać żywiołowego rocka. Gitarzysta grupy, Óskar Logi Ágústsson, szalał po scenie wywijając „wiosłem” na wszystkie strony. Nie ustępował mu grający na basie Alexander Numason, który również miotał się po scenie jak zwariowany. Wiem, mało wyszukane określenia, ale wielokrotnie podkreślałem w relacjach, że ogromną przyjemność sprawia mi oglądanie na scenie osób, które bawią się tym, co robią. I we wrocławskim A2 widziałem, że ekipa The Vintage Caravan bawi się przednio. Myślę, że niejeden stary wyjadacz może z zazdrością patrzeć na energetyczne show w wykonaniu islandzkiego zespołu.

Podobnego zdania była publiczność zebrana pod sceną. Gdy wybrzmiały ostatnie dźwięki wieńczącego koncert utworu „Expand Your Mind”, fani nie mieli zamiaru wypuszczać grupy ze sceny. W tym miejscu bardzo żałowałem, że zespół nie dostał więcej czasu antenowego. Te trzy kwadranse minęły mi w okamgnieniu. I wiem, że kolejnych występów formacji po prostu trzeba wypatrywać. Po koncercie we Wrocławiu mam ogromny niedosyt i liczę, że przy następnej okazji panowie zagrają przynajmniej jeszcze raz dłużej.

A po koncercie zespół wyszedł do fanów na wspólne zdjęcia. Z wrocławskiego klubu można było wyjść również z płytą podpisaną przez grupę.

Nadchodzi uczta – Opeth

Opeth pojawił się na scenie punktualnie o 20:45. Koncert zaczął się od dwóch utworów z ostatniej płyty zatytułowanej „In Cauda Venenum”. Co ciekawe, Mikael zaśpiewał je w języku ojczystym. Osobom nieobeznanym z twórczością Opeth wyjaśniam, że wspomniany krążek został wydany w dwóch wersjach językowych – angielskiej i szwedzkiej.

Myślę, że wybór utworów, które grupa zaprezentowała we Wrocławiu zaskoczył wielu fanów. Gdy jechałem na koncert, po drodze słuchałem krążka „Ghost Reveries”. Powiedziałem wtedy, że super by było, gdyby jakimś cudem zagrali „Reverie/Harlequin Forest”. Marzenia jednak się spełniają. Nie wierzyłem własnym uszom, gdy grupa dowodzona przez Mikael Åkerfeldta zaczęła grać właśnie ten utwór. Równie ogromną radość wywołał u mnie „Moon Above, Sun Below”, który na żywo zabrzmiał dużo ostrzej, niż na płycie. Krążek „Pale Communion”, ze swoim retro-brzmieniem, ma gitary zepchnięte nieco na dalszy plan. Na koncercie, wyeksponowanie „wioseł” sprawiło, że kompozycja nabrała zupełnie innego charakteru.

A to nie koniec zaskoczeń. Myślę, że największą niespodzianką było włączenie do setlisty kawałka „Nepenthe” z albumu „Heritage”. Uważam, że to wybitnie niekoncertowa kompozycja, ale bardzo ją lubię i cieszę się, że miałem okazję usłyszeć ją na żywo. A przy okazji, zgadzacie się z opinią Mikaela, który podczas koncertu powiedział, że ludzie nienawidzą płyty „Heritage”? Waszym zdaniem ten album faktycznie jest niewypałem?

Poczucie humoru lidera Opeth

Osobny akapit należy poświęcić niemal legendarnemu gadulstwu Mikaela Mikael Åkerfeldta. Wiem, że niektórym to przeszkadza, ale ja bardzo doceniam fakt, że po tylu latach liderowi formacji ciągle chce się rozmawiać z publicznością. Że nie jest jego celem jak najszybsze odegranie materiału i pójście spać. We Wrocławiu Mikael z ogromną swobodą sypał kolejnymi żartami, wdawał się w rozmowy z fanami i widać było, że dobrze się przy tym bawi.

Choć jeden z żartów, trzeba przyznać, miał bardzo ciężki kaliber. Zespół zaczął grać utwór „Face Of Melinda”, a po jakiejś minucie Mikael przestał grać i stwierdził, że „trzeba się było nauczyć”. Nie wierzę w to, że tak doświadczony muzyk faktycznie nie potrafi zapamiętać własnej kompozycji. Zwłaszcza, że jego córka ma na imię Melinda i nie ma takiej opcji, by tak ważny dla siebie utwór Mikael potraktował po macoszemu. Fakt faktem, że do kawałka grupa nie podeszła po raz kolejny, tylko przeszła płynnie do następnego punktu programu.

W swoich żartach Mikael często odnosił do własnych umiejętności kompozytorskich i muzycznych. Nie inaczej było przed niesamowitym „Deliverance”, którym zespół kończy swoje koncerty. Wokalista i gitarzysta formacji podczas zapowiedzi stwierdził, że to kawałek, który raczej większości fanom odpowiada.

„Wyjdziecie z koncertu i powiecie 'byli do dupy, ale ten jeden kawałek był spoko’.” – żartował Åkerfeldt

Opeth spędzili na scenie prawie dwie godziny

Myślę, że żaden fan nie wyszedł z klubu zawiedziony. Oczywiście można marudzić, że nie zagrali „Ghost Of Perdition”, czy „Demon Of The Fall”. Pod tym względem nigdy nie dogodzi się każdemu i choć również mam w głowie kilka kompozycji, których mi zabrakło, nie będę narzekał. Zestaw utworów, które wypełniły koncert był zaskakujący, a właśnie na zaskoczeniu mi najbardziej zależy. Z tego powodu nie przepadam za koncertami, na których grupy grają w całości swoje płyty. Wiadomo wtedy czego się spodziewać za chwilę i traci się pewna magia i niepowtarzalność.

A jeżeli ktoś zastanawia się, jak za bębnami poradził sobie Waltteri Väyrynen, który do grupy dołączył dosłownie przed chwilą, spieszę z informacją, że nie ma powodu do jakichkolwiek obaw. Choć wrocławski występ był dopiero czwartym z udziałem młodego perkusisty, wszystko brzmiało, jakby muzyk urodził się w tym zespole.

Bardzo żałowałem (zapewne nie tylko ja), że muzycy Opeth nie wyszli, choć na chwilę, do fanów. Miałem nadzieję, że uda się wrócić z koncertu z podpisaną płytą, tak się niestety nie stało. Może następnym razem…

Opeth + The Vintage Caravan w A2

Z przyczyn czysto formalnych wspomnę jeszcze o nagłośnieniu i kwestiach organizacyjnych. The Vintage Caravan brzmieli gęsto i masywnie. Ogromny szacun za rewelacyjne wyciągnięcie basu, który nie dudnił, a jednocześnie był doskonale słyszalny. Dla mnie bomba! Uważam, że islandzka formacja była nagłośniona lepiej, niż gwiazda wieczoru. W przypadku Opeth, w głośniejszych fragmentach traciły się klawisze, a i ciut bardziej wyeksponowałbym „stopy” perkusji. Ale to detale, uważam, że całość brzmiała bardzo dobrze.

Nie wiem czy to szacunek do fanów, czy sztywne ramy czasowe (wierzę, że to pierwsze), ale na podstawie sobotniego koncertu można by regulować zegarki. Oba zespoły wychodziły na scenę idealnie o czasie, nie było żadnego poślizgu, żadnych poprawek, ani pół minuty pierwszych utworów nie poszły na straty i na dociągnięcie brzmienia. Życzyłbym sobie i innym uczestnikom, by wszystkie koncerty zawsze tak wyglądały.

Na koniec dziękuję obu grupom za rewelacyjne występy, a Knock Out Productions za zaproszenie. Do następnego!

Setlista The Vintage Caravan:

01. Whispers
02. Crystallized
03. Reflections
04. Innerverse
05. Sharp Teeth
06. On The Run
07. Expand Your Mind

Setlista Opeth:

01. Svekets prins
02. Hjärtat vet vad handen gör
03. The Leper Affinity
04. Reverie/Harlequin Forest
05. Nepenthe
06. Hope Leaves
07. Moon Above, Sun Below
08. The Lotus Eater
09. Face Of Melinda
[zespół zagrał tylko początek utworu i przerwał po ok. minucie]

10. Allting tar slut
11. Sorceress
12. Deliverance

Fot. facebook.com/Opeth

Podobne artykuły

Hołd dla Pantery – relacja z koncertu Philipa Anselmo & The Illegals, Warszawa 14 lipca

Szymon

Relacja z koncertu Piołun, Yfel 1710, Maruntuka w Warszawie

Piotr Żuchowski

Szwedzki potop dźwięku. Meshuggah zagrała w Warszawie

Albert Markowicz

Zostaw komentarz