RELACJE

Inauguracja trasy zespołów Wij i Narbo Dacal. Relacja z koncertu (Warszawa, 12.01.24)

WIJ i Narbo Dacal relacja z koncertu w Warszawie
Koncert zespołu Faun

12 stycznia rozpoczęła się wspólna trasa koncertowa zespołów Wij i Narbo Dacal, promujących swoje nowe płyty, które ukazały się pod koniec zeszłego roku nakładem Piranha Music. Jak zaprezentowali się wykonawcy podczas inauguracyjnego występu w Warszawie, który był też oficjalnym release party drugiego albumu Wija pt. “Przestwór”? O tym dowiecie się z poniższej relacji.

Sprawdź też inne nasze relacje z koncertów polskich zespołów metalowych:

Mary – czarny horror punk

Wij i Narbo Dacal zagrają do marca łącznie 13 wspólnych koncertów, a na różnych etapach trasy gospodarzy wieczoru wspierać będzie inny support. 12 stycznia w warszawskim klubie Hydrozagadka był to lokalny zespół Mary, definiujący swoją muzykę jako “czarny punk z tekstami inspirowanymi polskim wiejskim horrorem”.

Chłopaki zaczęli punktualnie o 19:30 i w trakcie swojego trwającego około pół godziny setu zaserwowali całkiem już licznie zgromadzonej publiczności mocną dawkę bezkompromisowego, energetycznego punka, obficie podlanego black metalem i klimatem nieco groteskowych, krwawych opowieści grozy. Zespół odegrał w całości materiał ze swojego pierwszego mini-albumu “Mary” oraz dwa nowe utwory, pokazując się z naprawdę dobrej strony.

Krótkie, szybkie strzały, dużo blackowego brudu, jeszcze więcej czysto punkowej energii, śpiew na kilka głosów, fajne gitarowe solówki – oczywiście Mary nie odkrywają muzycznej Ameryki, bo kapel grających w podobnym stylu powstało w ostatnich latach niemało, ale słuchało mi się ich bardzo przyjemnie. Najbardziej obrazowo opisałbym twórczość zespołu jako wypadkową jadowitego czadu Owls Woods Graves i zimnej atmosfery Wielkiego Mroku, który zresztą na części koncertów tej trasy również się pojawi.

Niestety w Hydrozgadce trochę kulało nagłośnienie i odniosłem wrażenie, że wokale były nieco zbyt ciche w porównaniu z dość jazgotliwymi gitarami, bardzo mocno wysuniętymi na pierwszy plan. Mimo niedogodności technicznych trzeba młodym warszawskim black punkowcom oddać, że stanęli na wysokości zadania i dobrze sprawdzili się jako “otwieracz” wieczoru, ładując publikę naprawdę dużą dawką energii na resztę imprezy.

Narbo Dacal – transowa ściana dźwięku

Krakowskie trio Narbo Dacal swoją eklektyczną twórczość samo nazywa “(be)witching metalem”, w którym kłębią się elementy blacku, doomu, sludge’u, industrialu i kilku innych gatunków. Niedawno miałem okazję zrecenzować na łamach MetalNews.pl ich debiutancki longplay, “Elysium Now”, i byłem pod jego naprawdę dużym wrażeniem, zatem i występ Narbo Dacal był dla mnie najbardziej oczekiwanym koncertem wieczoru.

O godzinie 20:20 na scenie pojawili się: perkusista Bartek Kliś, gitarzysta Grzegorz “Drut” Włodek oraz dzierżąca bas wokalistka Eliza “Eli” Ratusznik. Rozpoczęli, podobnie jak na płycie, od “Passion Flower” i “Roses” – potężnych black/doomowych kompozycji, ciężkich, ale i dynamicznych, idealnie nadających się na otwarcie występu.

Pozostałą część setu wypełnił miks kolejnych utworów z albumu długogrającego oraz debiutanckiej EP-ki “Narbo Dacal”, w tym m.in. “Forget Me Not”, “Voices” i “Ice Pick”. Były więc i black metalowe galopady, i sludge/doomowe zwolnienia, i zupełnie odjechane, wręcz noise’owe wycieczki, czasem sprawiające wrażenie chaotycznych, jednak bardzo klimatyczne i transowe.

Narbo Dacal
Narbo Dacal
Fot. Materiały promocyjne

Pod względem instrumentalnym Narbo Dacal zaprezentowało się wybornie, szczególnie wielkie wrażenie robiła praca Bartka Klisia na perkusji. Już w recenzji płyty wspominałem jak bardzo podoba mi się jego styl bębnienia, ale oglądanie go na żywo to dopiero była przyjemność! Na podstawie uczestnictwa w koncertach Narbo Dacal oraz Owls Wood Graves, gdzie również za garami siedzi Bartek, z pełną odpowiedzialnością i bez grama przesady stwierdzam, że wyrasta on na absolutnie topowego drummera w polskim metalu.

Muzyka Narbo Dacal to jednak nie tylko instrumenty, ale też, a może przede wszystkim charakterystyczny głos Elizy. No i tutaj mam problem, bo niestety, podobnie jak w przypadku wcześniejszego koncertu Mar, wokal Narbo Dacal mógłby być przez akustyka zrealizowany lepiej. Delikatny, emocjonalny głos Eli, tak urzekający na płycie, na żywo często niknął za ścianą dźwięku wytwarzanego przez instrumenty. Tam, gdzie się przez nią przebijał, brzmiał dobrze, ale wolałbym słyszeć go wyraźnie przez cały czas.

Pomimo problemów z nagłośnieniem, 40 minut, jakie Narbo Dacal dostali od organizatora na zaprezentowanie swojego materiału, minęło w oka mgnieniu. Wciągająca, hipnotyczna muzyka krakowskiego zespołu w pełni obroniła się na żywo i porwała publiczność w Hydrozagadce. Ja tymczasem już czekam na jakiś ich dłuższy i lepiej zrealizowany koncert.

Lista utworów zespołu Narbo Dacal wg serwisu Setlist.fm: https://www.setlist.fm/setlist/narbo-dacal/2024/klub-hydrozagadka-warsaw-poland-23af581f.html

Wij – prawdziwa lekcja rock’n’rolla

Zespół Wij to na naszej scenie zjawisko bardzo ciekawe i niezwykle oryginalne. Na swoim debiutanckim albumie “Dziwidło” i dwóch EP-kach, grając w bardzo minimalistycznym składzie (wokal, gitara barytonowa, perkusja), trio oscylowało wokół occult rocka i prostego proto-metalu, muzycznie nawiązując głównie do lat 70., a tekstowo – do dawnych wierzeń, mitologii, przesądów oraz historii fantasy i science-fiction. Na wydanej w grudniu płycie “Przestwór” dołożyli do tej mieszanki sporo psychodelii, a same kompozycje stały się jednocześnie bardziej przebojowe. Przyznam, że początkowo nie do końca mi ten album podpasował, ale chciałem sprawdzić jak utwory z niego wypadną na żywo. No i wypadły doskonale.

12 stycznia 2024 r., punktualnie o 21:20 przy dźwiękach sabbathowskiego “A National Acrobat” na deski Hydrozagadki wyszli: perkusista Bob, gitarzysta Palec oraz wokalistka Maria Lengren, znana pod scenicznym pseudonimem Tuja Szmaragd. Po krótkim przywitaniu i zaproszeniu do zabawy rozpoczęli “Jutra nie ma” z mini-albumu “Przeklęte wody”, aby potem przejść do prezentacji najnowszego materiału.

Wij zagrał całą nową płytę z wyjątkiem jednego kawałka, dorzucając do tego trzy utwory z “jedynki” i jeszcze jeden ze wspomnianego wyżej EP. Usłyszeliśmy więc największe hiciory grupy, jak “Żmij” czy “Narwal”, wszystkie single z “Przestworu”, czyli “Oko”, “Lucyferynę” i “Porońca”, oczywiście nie zabrakło też obowiązkowego “W przymierzu z diabłem”, czyli przeróbki kultowego numeru Venom “In League with Satan”.

Wszystkie utwory, niezależnie od wydawnictwa, z którego pochodzą, zabrzmiały fenomenalnie. Wreszcie nie było problemu z nagłośnieniem wokalu, instrumentalnie też nie mam się do czego przyczepić. To aż zadziwiające jak “mięsisty” dźwięk może osiągnąć zespół grający tylko na jedną gitarę i perkusję!

Ciężar brzmienia, którego wbrew moim obawom nowym kawałkom nie zabrakło, to jedno, ale koncert Wija to przede wszystkim potężna dawka klimatu i energii. Tuja jest urodzoną frontmenką, której prezencja na scenie od początku porywa publikę do zabawy. Nie tylko świetnie śpiewa, ale ma niesamowity kontakt z fanami, każdą kolejną piosenkę zapowiada rzucając trochę światła na historię opowiedzianą w danym tekście i ogólnie po prostu sprawia wrażenie bardzo żywiołowej oraz bezpośredniej osoby.

Zespół WIJ
Zespół WIJ
Fot. Materiały promocyjne

Choć rzadko w kontekście utworów zespołów metalowych używam słowa “piosenka”, powyżej napisałem je w pełni świadomie i z premedytacją. Bo Wij gra po prostu fajne piosenki, które mogłyby spokojnie obronić się nawet w zupełnie niemetalowych aranżacjach instrumentalnych i spodobać się ludziom w ogóle nie słuchającym cięższej muzyki, a wychowanych np. na starym polskim rocku spod znaku Breakout i SBB. Ich niespełna godzinny występ na inaugurację trasy to był po prostu przebój na przeboju, potężna dawka nieskrępowanej rock’n’rollowej energii i czystej radochy z grania.

Po tym jak, zapowiadając ostatni w setliście kawałek “Z raju won”, Tuja powiedziała, że to “ostatnia szansa, żeby pójść w pogo”, pod sceną rozkręcił się naprawdę solidny młyn. Rozentuzjazmowana publiczność nie dała jednak Wijowi zejść ze sceny bez bisu, na koniec usłyszeliśmy więc jeszcze spontaniczne, nieplanowane wykonanie mojego ulubionego i jednego z najcięższych numerów z nowej płyty, “Brek Zarith”, zakończonego monumentalnym, iście doom metalowym zwolnieniem, które porwało całą salę do headbangingu i idealnie zwieńczyło koncert.

Chwilę po godzinie 22 było już po wszystkim. Z całą sympatią dla zespołów występujących wcześniej – Wij absolutnie pozamiatał i po prostu wygrał wieczór. Licznie zgromadzona w Hydrozagadce publiczność dostała od Tui i jej kolegów lekcję rock’n’rolla, którą zapamięta na długo. Dodatkowo cała impreza przebiegła wzorowo pod względem organizacyjnym, bez żadnych obsuw, a jedynym problemem technicznym było nienajlepsze nagłośnienie wokali pierwszych dwóch kapel. A że trasa Wij & Narbo Dacal dopiero się zaczęła i trwać będzie do pierwszego weekendu marca, koniecznie sprawdźcie czy ten, cytując Tuję Szmaragd, “cyrk śmierci” przejeżdżać będzie przez wasze miasto lub jego okolice. Jeśli tak – zjawcie się koniecznie na jego występie.

Lista utworów zespołu Wij wg serwisu Setlist.fm: https://www.setlist.fm/setlist/wij/2024/klub-hydrozagadka-warsaw-poland-2baf581a.html

Podobne artykuły

Relacja z Mystic Festival 2024. Warm Up Day i dzień 1

Piotr Żuchowski

Relacja: Death Angel w Polsce (Sonic Retribution Tour 2011), Warszawa – 01.04.2011

Tomasz Koza

Relacja z Varsovia Metal Fest. Kolejny dobrze rokujący mini-festiwal?

Piotr Żuchowski

2 komentarze

MRock 19 stycznia 2024 at 08:03

Wij bardzo intryguje. Ten wokal czasami irytuje, ale wwierca się w mózg. Tuja w tych okularach trochę przypomina panią od polskiego śpiewającą wiersze, a jednak nucę Panzerfurę czy Porońca cały czas. Nie mogę się od Wija uwolnić. Życzę im jak najlepiej aby publika im rosła i mieli siłę na walkę. Trudno karierę zrobić z taką muzyką.

Odpowiedz
Piotr Żuchowski 22 stycznia 2024 at 15:09

Tuja jest zawodową redaktorką i tłumaczką, więc skojarzenie literacko-polonistyczne dość trafne 🙂 no i w lirykach Wija operuje słowem tak, jak niewielu polskich metalowych tekściarzy potrafi.

Odpowiedz

Zostaw komentarz