RELACJE

Relacja z koncertu grupy D.R.I. Warszawa „strefą thrashu”

Relacja z koncertu D.R.I. w Warszawie

22 lipca odbył się pierwszy z dwóch tegorocznych koncertów w Polsce zespołu Dirty Rotten Imbeciles, czyli kultowego D.R.I. Crossoverowa ikona z Teksasu zagrała w warszawskim klubie Hydrozagadka, a my przygotowaliśmy dla Was krótką relację z tego wydarzenia.

Czytaj też: Podwójna dawka metalu. Zespoły Incantation i Hydra zagrały w Warszawie

Hardcore’owy Faul Techniczny udanie rozgrzał publiczność

Warszawska impreza, zorganizowana przez agencję Winiary Bookings, rozpoczęła się punktualnie o godzinie 20 od krótkiego, ale bardzo intensywnego występu rodzimego supportu, którym zarówno w stolicy, jak i dzień później w Zabrzu, był Faul Techniczny.

Kapela założona przez Owca, byłego wokalistę m.in. Testera Gier, to tradycyjny, wręcz stereotypowy hardcore punk ze wszystkimi zaletami i wadami swojej gatunkowej przynależności. Zagrali około pół godziny i emanowali ze sceny energią, która bardzo szybko udzieliła się publice. Zaserwowali krótkie, proste, bezpośrednie numery, pozbawione technicznych fajerwerków w warstwie instrumentalnej, natomiast mocno nacechowane ideologicznie od strony tekstowej.

Sam nie do końca lubię takie granie, zdecydowanie wolę hc bardziej „zmetalizowany” niż korzennie punkowy, ale nie mogę chłopakom odmówić tego, że z roli „rozgrzewacza” przed taką nazwą jak D.R.I. wywiązali się bez zarzutu, rozkręcając imprezę na parkiecie i dobrze przygotowując ludzi na występ gwiazdy wieczoru.

Słodko-gorzki koncert zespołu D.R.I. w dniu śmierci Ozzy’ego

Pod koniec setu Faulu Technicznego świat obiegła wiadomość o śmierci Ozzy’ego Osbourne’a. Właśnie temat pierwszego wokalisty Black Sabbath zdominował rozmowy fanów w przerwie między koncertami i zastanawiałem się jak tragiczne wieści wpłyną na atmosferę reszty wieczoru, wszyscy wszak wiedzieliśmy, że od tego dnia świat ciężkiego grania nie będzie już taki sam.

Wszelkie wątpliwości rozwiały się jednak, gdy tylko Teksańczycy wyszli na scenę. D.R.I. uczcili Księcia Ciemności porywającym koncertem, z którego sam Ozzy byłby dumny, przez dobre półtorej godziny okładając publikę crossover thrashem najwyższej jakości i na najwyższych obrotach.

Kawałki Dirty Rotten Imbeciles nie należą do najdłuższych, więc w ciągu swojego występu zmieścili ich sporo, kompozycje mniej oczywiste przeplatając największymi klasykami. Było więc m.in. „I Don’t Need Society”, „Violent Pacification”, „Tear It Down”, „Hooked”, „Thrashard”, „Acid Rain” czy fenomenalne „Beneath the Wheel”, zdecydowanie mój ulubiony utwór z ich repertuaru.

Klub Hydrozagadka zmienił się w prawdziwą „Strefę Thrashu”

Przyznam tutaj szczerze, że D.R.I. należy do tych klasycznych zespołów, których twórczość znam dość pobieżnie, a raczej szanuję za ogólny wkład w rozwój muzyki metalowej. Nie przepadam za ich najwcześniejszymi, najbardziej punkowymi dokonaniami, a polubiliśmy się dopiero na wysokości płyty „Crossover”, która zresztą częściowo dała nazwę całemu podgatunkowi, jaki reprezentuje. Szczerze uwielbiam za to opus magnum zespołu, kultowe „Thrash Zone” i właśnie na numery z tego krążka najbardziej czekałem.

Wypadły doskonale, co wcale nie znaczy, że inne kawałki, również z tych albumów D.R.I., z którymi jest mi znacznie mniej po drodze, wypadły gorzej. O nie, koncert Imbecyli był bardzo równym i bardzo mocnym pokazem siły i energii. Kurt Brecht i koledzy totalnie zawładnęli wypełnioną po brzegi salą klubu Hydrozagadka, porywając ze sobą tłum. Takiego moshpitu, jaki rozpętał się pod sceną, nie widziałem w Hydro co najmniej od zeszłorocznego koncertu Hirax i Exumer w tym samym miejscu, a takiej liczby stagediverów i crowdsurferów chyba jeszcze dłużej. Niesamowita energia i nieskrępowana zabawa – tak to powinno wyglądać zawsze.

Występ D.R.I. był jednym z najlepszych koncertów, na jakich byłem w tym roku. Fantastycznie wypadł sam zespół, na wysokości zadania stanęła warszawska publiczność, a i od strony technicznej czy organizacyjnej nie mam się do czego przyczepić. Być może marne to pocieszenie w obliczu śmierci Ozzy’ego, która niewątpliwie położyła się cieniem na tym wieczorze, ale pożegnaliśmy go godnie na swój crossover thrash metalowy sposób. Prince of Darkness, welcome to the Thrash Zone!

Podobne artykuły

Relacja – Max & Igor Cavalera, Warszawa 20 listopada 2019

Szymon

Relacja z koncertu Riot V (Warszawa, 08.05.24). Stal gromu uderzyła

Piotr Żuchowski

Relacja: Therion, Imperial Age, Null Positiv – Warszawa, 17.03.18

Szymon

Zostaw komentarz