SPECJALNE

25. rocznica wydania płyty „Wolfheart” Moonspell – „Wszystkie wiersze mają w sobie wilki”

Artykuł o Moonspell Wolfheart 1995

Auuu! Ok, wilcze powitanie mamy już za sobą.

Jak nie trudno się domyśleć, ten tekst będzie miał związek z tymi groźnymi zwierzętami. Jednak raczej będzie mówił o pół-ludziach, pół-wilkach. Te tajemne stwory od setek lat pojawiają się w legendach, podaniach i tekstach kultury.

Horrory często są oparte na historiach osób, które na widok pełni księżyca przybierają postać wilka i grasują po okolicznych miejscowościach. W trakcie swej drapieżnej wędrówki posilają się napotkanymi zwierzętami, a smak ciała ludzkiego również nie jest im obcy. Twórcy kina często poruszali temat tych stworów z różnym skutkiem. Czasem wychodziły naprawdę warte uwagi dzieła jak np. „Amerykański wilkołak w Londynie”, a niestety częściej wychodziły filmy, z których wręcz wylewał się kicz i zażenowanie ze strony widza.

Kino kinem, ale czy jacyś muzycy zajęli się tym tematem? Ależ oczywiście! Nawiązania do wilkołaków można odnaleźć w piosenkach m.in. Ozzy’ego Osbourne’a („Bark at the Moon”), Metalliki („Of Wolf and Man”) czy Misfits („Wolfsblood”). Co ciekawe, dokładnie 25 lat temu został wydany album w całości poświęcony tej jakże przerażającej i fascynującej tematyce.

Czytaj także:

1989-1993 – era wyłącznego black metalu w twórczości Moonspell

Przed wydaniem tego albumu, zespół jeszcze nie był aż tak ważnym graczem na scenie metalowej, jakim jest obecnie. Przed tym wiekopomnym wydarzeniem, jakim niewątpliwie było wydanie debiutanckiej płyty dla zespołu, mieli już na koncie kilka pomniejszych wydawnictw.

Jednak cofnijmy się jeszcze dalej. Do 1989 roku, kiedy powstała grupa Morbid God, która trzy lata później zmieniła swoją nazwę właśnie na Moonspell. Jako ich debiut studyjny można określić piosenkę „Serpent Angel”.

Zdecydowanie więcej w obozie zespołu działo się na przestrzeni następnych dwóch lat. W 1993 roku ich dwa kawałki ukazały się na splicie pt. „Mortuary Vol.1”, w tym utwór „Goat on Fire”. Właśnie ten numer został również wydany na singlu, gdzie towarzyszył „Wolves from the Fog” (wilcze klimaty towarzyszyły im od samego początku).

Jeszcze w 1993 roku wydali pierwsze demo pt. „Anno Satanæ”, na którym oprócz wcześniej wspomnianych piosenek znalazły się jeszcze dwie inne. Wreszcie rok później Portugalczycy wydali mini-album pt. „Under the Moonspell”, na którym znalazło się pięć piosenek. Później zostały jeszcze wydane na splicie z grupą Daemonium. Część z piosenek z tej EP-ki w 2007 roku znalazło się na płycie „Under Satanæ”.

1 kwietnia 1995 roku Moonspell wydało debiutanckie „Wolfheart”

Do ukazania się tego albumu przyczyniła się niemiecka wytwórnia Century Media, która swoją siedzibę miała w Dortmundzie. Włodarze tej firmy podpisali z portugalską grupą umowę, która obligowała członków Moonspell do nagrania sześciu longplay’ów. W ten sposób do historii zespołu wkracza pewien Polak. To mieszkający we wcześniej wspomnianym mieście muzyk i producent – Waldemar Sorychta.

Jest to trochę zapomniana postać, ale bardzo zasłużona. W swojej karierze odpowiadał za produkcję wydawnictw m.in. Sodom, Lacuna Coil czy właśnie Moonspell. Razem z m.in. Davem Lombardo (ex-Slayer) współtworzył grupę Grip Inc., a w 2016 roku scenicznie wspomagał legendarny Overkill.

Współpraca Portugalczyków z Sorychtą nie skończyła się szybko. Muzyk brał udział w tworzeniu w sumie sześciu albumów zespołu. Jako ciekawostkę warto również podać, że w trakcie Metal Hammer Festival 1995 w Krakowie na scenie zaprezentowały się m.in. Moonspell i Grip Inc., czyli formacja ich producenta i perkusisty Slayera. Miało to miejsce zaledwie kilka miesięcy po wydaniu „Wolfheart”. W secie dominowały utwory właśnie z tego dzieła. Ich występ został zarejestrowany i tylko raz został puszczony w polskiej telewizji. Na szczęście w Internecie można odszukać nagranie z tego wyjątkowego wydarzenia.

Waldemar Sorychta nie był jedynym Polakiem, który współpracował z Moonspell

Zapewne wiele osób się zdziwi, ale naród polski miał bardzo duże znaczenie dla Portugalczyków w trakcie ich całej kariery. Ważną postacią zdecydowanie był Waldemar Sorychta, ale również inny człowiek związany z Polską przyczynił się do sukcesu Moonspell.

Człowiekiem, który praktycznie od czasów Morbid God współpracuje z zespołem jest Christophe Szpajdel, czyli belgijski grafik polskiego pochodzenia. Jego rodzice wyemigrowali do tamtego państwa jeszcze zanim się urodził. Ilustrator stworzył logo zarówno dla Morbid God, jak i Moonspell.

Jako ciekawostkę warto podać, że współpracował również z Metalliką, ponieważ stworzył logo dla nich, który pojawia się na samym początku teledysku do „ManUNkind”.

„Wolfheart” – wilcza brać i wieczny głód

Kultura na wszelaki sposób wysławiała się na temat wilkołaków. Moonspell również poszło za tymi trendami, ale jednocześnie postanowili zrobić to na swój sposób. Muzycy jednak nie sprzedali fanom prostych historyjek, którymi babcie mogą straszyć swoje wnuki przed snem. Postanowili w swoje teksty włączyć pewną intrygę i stworzyli z tych tajemnych stworów wielowymiarowe postacie, które mają swoje potrzeby i uczucia.

Na przykład w otwierającym płytę kawałku pt. „Wolfshade (A Werewolf Masquerade)” jest mowa o człowieku, który próbuje zrozumieć kobietę-wilkołaka, w którym się zakochał, a jednocześnie boi się o swoje życie. Oczywiście można odczytać to jako metafora toksycznego związku lub patologicznej rodziny. Jednak większość tekstów odnosi się bezpośrednio do tematu śmierci, strachu i niepewności. Przecież żaden wilkołak nie chodzi spokojnie spać, ponieważ pełnia księżyca zmienia całkowicie jego umysł i dziki instynkt przejmuje kontrolę nad wszystkim. Wyrwać ze szponów śmierci jest się bardzo trudno!

Upiorny romantyzm Fernando Ribeiro miał swoją kulminację na „Wolfheart”

Warto podkreślić, że Ribeiro, to człowiek bardzo oczytany. Do jego inspiracji należą m.in. Oscar Wilde, Paul Verlaine oraz Justo Jargon Padrón. Poezja to również jego mocna strona. Ma na swoim koncie kilka tomików wierszy. Własnymi siłami nawet przetłumaczył jeden na język angielski. Prowadzi również firmę, która wydaje albumy muzyczne oraz książki. Zresztą pierwszym dziełem literackim, jakie wydało przedsiębiorstwo było autorstwa Fernando.

Jego talent został udowodniony m.in. na płycie „Wolfheart”. Teksty, które są bardzo ważną częścią wydawnictwa można opisać jako opis miłości do strachu, a czasami opowieść o strachu wobec miłości. Oczywiście nie możemy brać tylko tych historii jako wilkołaczych legend oderwanych od naszej rzeczywistości. Całość ma metaforyczne znaczenie i daje do myślenia. Sama postać wilkołaka to przecież odzwierciedlenie tego, co spotykamy na co dzień. Odrzucenie i nienawiść prowadzą do dzikich i nieposkromionych mordów.

Uważam, że Fernando Ribeiro dobrze wykorzystał swoje zdolności i poprzez black/gothic metalową nutę dodatkowo stworzył otoczkę tajemniczości.

Markiz de Sade i portugalski folklor – głowa Ribeiro jest pełna pomysłów

Na płycie „1755” z 2017 roku tematyka wydaje się równie ciekawa, co na „Wolfheart”. Na ostatnim longplay’u Portugalczyków teksty jednak nie odwołują się do mistycznych stworów, a do wydarzeń historycznych. Mianowicie do trzęsienia ziemi, które miało miejsce właśnie w 1755 roku.

Ribeiro lubi zaskakiwać w swojej twórczości. Na debiutanckiej płycie można znaleźć powiązania z portugalskim folklorem. Chodzi o utwory „Treabaruna” i „Atægina”. Fernando postanowił znowu dać upust swoim poetyckim pasjom i w piosence „An Erotic Alchemy” wykorzystali fragment twórczości markiza de Sade.

Zresztą nie tylko dlatego ten numer jest wyjątkowy. Warto zagłębić się w tekst i łatwo tam odnaleźć ciekawy dialog, który jest prowadzony pomiędzy postaciami występującymi w tekście. W „An Erotic Alchemy” wyróżniają się świetnie wykorzystane klawisze, najlepiej na całej płycie.

Z „Wolfheart” pochodzi prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalna piosenka Moonspell – „Alma Mater”

W jednym z wywiadów Fernando Ribeiro został spytany o to, czy nie nudzi go granie tego utworu na prawie każdym koncercie:

„Alma Mater” nigdy nie była dla nas rutyną. Jeśli tak się kiedyś stanie, to lepiej będzie, jak spakujemy się i pójdziemy do domu. Granie jakiejkolwiek piosenki na żywo jest najlepszą rzeczą na całej trasie, która w większości to zmęczenie i pot. Utwory są bardzo ważne, i zawsze musisz się z nimi dobrze czuć. Obecność tłumów na koncertach nigdy nie była dla nas oczywista. Pamiętam, jak graliśmy „Alma Mater” przed występem Immortal na jednej z pierwszych tras i ich fani nawet nie mrugnęli, nie ruszyło ich to kompletnie. A jednak udało się nam zrobić z tej piosenki hymn śpiewany przez tysiące. Jak to może być dla nas nudne?”

Fernando Ribeiro

Przepiękna okładka z gryzącymi się wilkami wcale nie była pierwszą wersją!

Zapewne większość z nas kojarzy oprawę „Wolfheart” jako obrazek przedstawiający dwa wilki na białym tle w trakcie walki. Jednak istnieje jeszcze jedna alternatywna wersja. Na tej mniej znanej można dostrzec jakżeby inaczej – wilki! Tylko, że tym razem pojawiają się po prawej stronie obrazka.

Spośród groźnie wyglądających stworzeń najbardziej rzuca się w oczy to na samej górze. Przepiękny zwierz wyje w stronę pełni księżyca i oddaje hołd swojemu przekleństwu, jakim jest bycie wilkołakiem. W lewym górnym rogu okładki natomiast możemy zobaczyć logo autorstwa Christophe’a Szpajdla.

Natomiast cały cover wykonał Axel Hermann. Szczerze powiem, że wyszło mu to wspaniale. Ogólnie obydwie wersje okładek są genialne i należą do mojego ścisłego topu. Zdecydowanie jest to jedna z najmocniejszych stron debiutanckiego albumu portugalskiej grupy Moonspell pt. „Wolfheart”, którego świętujemy 25. rocznicę wydania!

Oficjalna strona Moonspell – https://www.moonspell.com/

Podobne artykuły

10 popowych hitów w wersji rockmetal (część 2)

Paweł Kurczonek

Powrót z kosza – 30 rocznica wydania „Trash” Alice’a Coopera

Bartłomiej Pasiak

Black Sabbath – The End: pożegnalny koncert na DVD i Blu-ray

Tomasz Koza

2 komentarze

Olo 1 kwietnia 2020 at 23:36

Cudowny album…pamiętam jak chodziłem do 3 – 4 klasy podstawówki, a mój starszy brat tłukł w nocy WOLFHEART na jamniku, a ja na łóżku obok chowałem się pod kołdrą z przerażenia (już sam początek Wolfshade mnie przyprawiał o gęsią skórkę, to samo było przy Vampirii). Oddech łapałem dzięki Lua D’Inverno (do dzisiaj mój instrumentalny numer 1) i tak oto dzięki niemu przeszedłem inicjację do świata metalu, a ten album zapisał się już wtedy w moim dziecięcym sercu na zawsze i tak pozostało do dnia dzisiejszego, choć kolejna dawka emocji strachu i fascynacji nadeszła rok później dzięki IRRELIGIOUS… Wielkie dzięki MOONSPELL…

Odpowiedz
Name 24 maja 2020 at 16:54

Kocham ten album wychowałem się na nim, to były piękne czasy lat 90tych gdzie chodziło sie na ogniska i słuchało moonspell , paradise lost czy my dying bride…, zdecydowanie numer jeden w dyskografii Moonspell chociaż Irreligious to również wybitne dzieło.

Odpowiedz

Zostaw komentarz