Z wokalistką Lacuna Coil spotkałem się na zapleczu Hali Stulecia, kilka godzin przed występem grupy na wrocławskiej 3-Majówce. Początkowo, w planach była konferencja prasowa z udziałem całego zespołu oraz dziennikarzy z różnych mediów, jednak – być może z powodu kilkudziesięciominutowej obsuwy czasowej – pozostałe redakcje ostatecznie zrezygnowały ze spotkania. Ja cierpliwie odczekałem swoje i w nagrodę dostałem 10 minut rozmowy z Cristiną Scabbią sam na sam w cztery oczy. Pomimo przeziębienia i zmęczenia podróżą, artystka chętnie i wyczerpująco udzielała odpowiedzi na zadawane przeze mnie pytania, wyraźnie rozkręcając się, kiedy zeszliśmy na tematy Woodstocku oraz Gwiezdnych Wojen. Całą rozmowę możecie przeczytać poniżej. Zapraszam!
Albert Markowicz: Zaglądałem niedawno do waszych ostatnich setlist z marcowych i kwietniowych koncertów i zauważyłem, że ponad połowa każdego setu, 6 – 7 kawałków, składa się z numerów z waszej ostatniej płyty „Delirium”. Wygląda na to, że musicie być z niej bardzo dumni?
Cristina Scabbia: Jak najbardziej! Oczywiście koncerty, o których mówisz, były z trasy promującej nowy album, więc musieliśmy zagrać kilka nowych rzeczy, ale fantastyczny był też odbiór tych numerów przez naszych fanów – zarówno tych nowych, jak i starych. Ludzie znali słowa i śpiewali nowe piosenki zaledwie kilka miesięcy od daty wydania „Delirum”, co było pewnego rodzaju nowością w porównaniu do naszych poprzednich płyt. Czasami potrzeba czasu, aby poznać nowe utwory, „poczuć” je, a tym razem było zupełnie inaczej. Widzieliśmy fanów, którzy śpiewali z nami wszystkie nowe teksty, nawet z tych numerów, które nie zostały wydane na singlach, więc płyta miała niewątpliwe bardzo dobry start. Kochamy nowe kawałki, wydaje mi się, że bardzo dobrze sprawdzają się na żywo, są bardzo intensywne i naładowane energią, a do tego świetnie komponują się ze starszym materiałem.
Albert Markowicz: Zgadzam się. Zawsze byłem ciekaw waszych inspiracji, oczywiście w każdej chwili mogę wejść na Wikipedię i przeczytać, że gracie „gothic rock” czy „gothic metal”, ale chciałbym cię zapytać o nie osobiście. Ja na przykład, szczególnie na ostatniej płycie, słyszę w waszej muzyce sporo Korna, szczególnie, jeśli chodzi o pewnego rodzaju groove czy też riffy i partie gitar.
Cristina Scabbia: Korn jest jednym z zespołów, które lubimy, ale słuchamy tak dużo różnorodnej muzyki – od Abby po ZZ Top – że trudno jest tak naprawdę wskazać kilka konkretnych zespołów, które miały wpływ na to, co robimy. Kiedy zaczynaliśmy prawie 20 lat temu, mrok, który słychać w naszej muzyce, inspirowany był przez takie grupy jak Paradise Lost czy Type O Negative, ale równie dobrze moglibyśmy wymienić tutaj Panterę, Clawfinger, Metallikę, Iron Maiden czy całą klasyczną szkołę grania metalu. Trudno więc precyzyjnie wskazać źródła naszych inspiracji, bowiem czerpiemy je praktycznie zewsząd, czasem nawet podświadomie. Jeżeli chodzi o samą muzykę, to musiałbyś pytać naszego basistę, Marco, bowiem on jest kompozytorem i pisze nasze kawałki. W przypadku warstwy lirycznej i wokalnej, za którą odpowiadam ja i Andrea, lubimy mówić o rzeczach, które znamy z życia, naszą podstawową inspiracją jest samo życie. Nie lubimy tworzyć jakichś dziwnych historii i śpiewać o czymś, o czym nie mamy pojęcia. Na naszej najnowszej płycie, motywem przewodnim jest szaleństwo, obłęd, zdrowie psychiczne – tematy, z którymi mieliśmy do czynienia, i to nawet z medycznego punktu widzenia. Odwiedziliśmy miejsca, w których leczy się ludzi z zaburzeniami psychicznymi, zobaczyliśmy jak to wygląda od środka, dzięki czemu mogliśmy się potem wypowiedzieć na ten temat.
Albert Markowicz: Jak wspomniałaś, zaczynaliście waszą przygodę z muzyką blisko 20 lat temu, oznacza to więc, że zbliżamy się do ważnej dla was i okrągłej rocznicy. Porozmawiajmy zatem chwilę o przeszłości. Pochodzicie z Włoch, kraju, który nie jest kojarzony z muzyką metalową, podobnie zresztą jak – dajmy na to – Hiszpania. Czy trudno było wam się przebić do szerokiej, międzynarodowej publiczności? Teraz jesteście popularni nawet w Stanach Zjednoczonych.
Cristina Scabbia: Szczerze mówiąc, nie było to w ogóle trudne – to się po prostu stało. Kiedy podpisaliśmy nasz pierwszy kontrakt płytowy, związaliśmy się od razu z międzynarodową wytwórnią, Century Media Records. Wytwórnia ta jest z Niemiec, ale akurat w naszym przypadku chodziło o ich amerykański oddział, i zaraz po zawarciu umowy ruszyliśmy w trasę z Moonspell, zanim jeszcze ukazała się nasza płyta. Moonspell już wtedy był całkiem znanym zespołem, a my, praktycznie bez żadnego jeszcze doświadczenia, już z nimi koncertowaliśmy. Momentem przełomowym był chyba dla nas Ozzfest z 2004 roku, dzięki któremu staliśmy się popularni w Stanach. Odróżnialiśmy się od innych grup występujących na tamtym festiwalu, przez co staliśmy się bardziej rozpoznawalni. Na fali tego zainteresowania, zyskiwaliśmy też coraz większą popularność w Europie, więc to też nie było tak, że mieliśmy jakieś wielkie ciśnienie, wielki plan na to, aby stać się sławnymi na całym Świecie. Nie umiem ci dokładnie powiedzieć jak to się wszystko stało, z jakiegoś powodu ludzie polubili naszą muzykę, koncerty oraz nas samych, i zaczęli wspierać to, co robimy. Jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwa, ale nie mam gotowej recepty na to, jak to się robi (śmiech).
Albert Markowicz: Mówiąc o Ozzfeście i innych wielkich festiwalach, nie mogę nie zapytać cię o wasz zeszłoroczny występ na festiwalu Woodstock..
– O Boże… To najbardziej szalone doświadczenie, w jakim brałam udział!
Albert Markowicz: …który jest jedną z największych imprez na Świecie, bardzo ważnym i cenionym wydarzeniem tutaj w Polsce.
Cristina Scabbia: Przyznam, że nie słyszałam wcześniej o tym festiwalu, i kiedy przed przyjazdem do Polski pytałam czego mogę się spodziewać, słyszałam że: „aa, to taki festiwal, 800 tysięcy ludzi…”, a ja na to: „CO?!”. Myślałam, że się przesłyszałam, że może miało być 80 tysięcy ludzi, ale kiedy zobaczyłam to miejsce, tę scenę, tę publiczność – odebrało mi mowę. To jedna z najlepszych rzeczy, jakie widziałam w całym swoim życiu. Nie spotkałam nigdzie aż tak dużej produkcji, tak potężnych świateł… śmieję się, że czułam się jakbym występowała w kuchence mikrofalowej, bo od tych wszystkich świateł było tak gorąco, że aż trudno w to uwierzyć. Coś niesamowitego.
Albert Markowicz: To prawda, scena robi wrażenie. Jest olbrzymia, głośna…
Cristina Scabbia: …a przy tym to wszystko jest tak dobrze zorganizowane! W Europie jest dużo popularnych festiwali, ale żaden z nich rozmachem nie może się równać z Woodstockiem.
Albert Markowicz: I do tego jeszcze wejście jest za darmo
Cristina Scabbia: Niesamowite. Dobra robota Polsko! (śmiech)
Albert Markowicz: Dzięki! (śmiech) Zmieniając temat – jak wszyscy dobrze wiemy, jesteś jedyną kobietą w zespole, powiedz zatem, co cię najbardziej denerwuje u twoich kolegów z grupy? Czy jest może coś, co oni notorycznie robią, czego ty już po prostu nie możesz znieść?
Cristina Scabbia: Szczerze mówiąc, nie przychodzi mi teraz do głowy nic konkretnego. W przeszłości, kiedy w autobusach można było jeszcze palić, Marco, a także nasz poprzedni gitarzysta oraz perkusista, kopcili niemiłosiernie i był to spory problem dla mnie i mojego głosu, strasznie mnie to wkurzało. Ale teraz raczej nie mam z niczym problemu… prawdopodobnie oni mają większy ze mną! Jestem kobietą i to niezbyt dobrze zorganizowaną, wożę ze sobą dużo rzeczy, które potem walają się po całym autobusie. Idę na zakupy, potem gdzieś coś położę i mówię: „tak tak, ogarnę to później”… czysty chaos. Myślę, że oni mogą mieć więcej problemów ze mną, niż ja z nimi.
Albert Markowicz: (Śmiech) Wiem też, że jesteś wielką fanką „Gwiezdnych Wojen”, tak samo jak i ja, chciałbym więc zapytać cię – gdybyś miała możliwość wystąpienia w filmie z tej serii, to kogo chciałabyś zagrać? Wybrałabyś ciemną czy jasną stronę mocy?
Cristina Scabbia: Ciemną! (śmiech) Czarne charaktery są zdecydowanie lepsze, nie tylko w Gwiezdnych Wojnach! Weźmy na przykład takiego Disneya, Czarownica, Królowa…
Albert Markowicz: To samo tyczy się też na przykład Batmana, gdzie mamy Jokera, Dwie Twarze…
Cristina Scabbia: Tak, to znaczy wiesz, Batman sam w sobie jest zajebisty…
Albert Markowicz: To prawda, wszystko co wiąże się z Batmanem jest zajebiste.
Cristina Scabbia: Batman wygląda jak złoczyńca, mimo że jest „tym dobrym”. Hmm… kogo chciałabym zagrać? Wiesz, kocham szturmowców… tak, mogłabym być szturmowcem! A przynajmniej takim, który trafiałby to celu! (śmiech). Myślę też o kobiecych postaciach, bardzo lubię Leię, mimo iż nie reprezentuje ciemnej strony mocy. Podobają mi się silne charaktery, kobiety z osobowością, mające coś do powiedzenia. Nie wiem jak wypadłabym w tej roli, ale to mogłoby być ciekawe. Na pewno nie chciałabym być Jar Jar Binks! Powinni usunąć go z całej tej sagi (śmiech). Tak, myślę, że Leia to dobry pomysł. I tak jestem zbyt niska, żeby zostać Darth Vaderem (śmiech).
Albert Markowicz: (Śmiech) Dziękuję bardzo za rozmowę!
– Dzięki, baw się dobrze na koncercie!
1 komentarz
dobre cycki 🙂