WYWIADY

Wywiad z zespołem Six Steps Forward. Co to znaczy „nowoczesny hardcore”?

Six Steps Forward
Koncert zespołu Faun

Krakowska formacja core’owa Six Steps Forward wydała pod koniec zeszłego roku mini-album „The Grim Verse”. Przy okazji jego premiery udało nam się porozmawiać z muzykami o tym wydawnictwie, początkach zespołu, ewolucji jego muzyki i kilku innych rzeczach. Zapraszamy do lektury wywiadu z SSF.

Inne wywiady z muzykami na naszych łamach:

„Cel był jeden: przeskoczyć kolejną poprzeczkę”

Piotr Żuchowski, MetalNews.pl: Cześć! Przyczynkiem do niniejszego wywiadu jest premiera EP-ki „The Grim Verse”, która ukazała się nieco ponad miesiąc temu, 9 grudnia. Jednak zanim wyszedł ten mini-album już trochę hałasowaliście na scenie, bo historia zespołu sięga 2012 roku. Zatem na początek przedstawcie się i opiszcie pokrótce jak to Wasze hałasowanie się zaczęło.

Six Steps Forward: Pomysł na założenie kolejnej krakowskiej kapeli HC kiełkował w głowach Barta i Krzysia (naszego pierwszego gitarzysty) już od paru lat. Szukaliśmy ludzi chętnych do gry i tak pojawili się Deny oraz Michał. Ostateczny skład SSF wykrystalizował się w żywieckiej kanciapie we wrześniu 2012 roku.

Na początku szukaliśmy swojego brzmienia, pisząc numery wręcz „na kolanie”, żeby tylko ruszyć z koncertami. Odbiór? Różny. Nasze granie nie było klasycznym hardcorem, do którego przyzwyczaiły już istniejące kapele. Było w nim mniej punka, za to więcej metalu, beatdownów i melodyjek – chcieliśmy trochę poeksperymentować.

Deny pracował wtedy w małym studiu nagraniowym w Żywcu i gdy tylko gasły światła, mogliśmy bawić się w nagrywanie. Tak powstało demo „Makes sense to me” (o którym lepiej, żeby mało kto pamiętał) oraz nasz pierwszy singiel „Dedicated”. Klip nagraliśmy totalnym DIY – u kumpla na domówce, wszystkim, co mogło nagrywać: telefonami, GoPro 2 (kiedy działało), dosłownie kurwa wszystkim. Bart poskładał to w całość w domu. „Dedicated” był już zapowiedzią tego, w którą stronę pójdzie nasze granie – chcieliśmy pozostać HC, ale z własnym twistem. Ludzie żartowali, szufladkując nasze granie jako „impericore”, bo chłonęliśmy wszystko, co wychodziło i o czym gadało się na koncertach.

W 2014 roku weszliśmy do pierwszego profesjonalnego studia – Waiting Room w Oświęcimiu (pozdro dla Maćka!) i nagraliśmy „The 3rd is the Hardest”. Mieliśmy już swój styl: zwrotka → refren → zwrotka → refren → breakdown (a jak się dało, to jeszcze wolniejszy breakdown! 😅). „T3ITH” wypuściliśmy DIY, podobnie jak singiel „The Finest”, do którego zrobiliśmy kolejny klip domowej roboty.

Lata 2014-2019 to czas zmian i zawirowań: roszady w składzie, stagnacja w pisaniu, problemy z próbami… Ale na początku 2020 roku skompletowaliśmy ekipę i zaczęliśmy pracę nad nowym albumem. Do zespołu dołączyli Kłapouchy (bas), Bullet (git) i Picora (perka).

W grudniu 2020 wydaliśmy album „Bomb the World”, który był już ograny na koncertach. Nagrania zrealizowaliśmy w Sound Stone Studio w Żywcu pod okiem Pawła Kurowskiego (pozdrowionka!), a album wydało Hardcore Tattoo Records (piona). Album promowaliśmy trzema singlami, między innymi nasz ulubiony „Man of Substance”. Chcieliśmy, żeby ten krążek był inny niż poprzednie – żeby pokazał, że nie zmarnowaliśmy tych sześciu lat. Po jego wydaniu wiedzieliśmy, co nam wyszło, a co można było zrobić lepiej. To pozwoliło nam podejść do „The Grim Verse” na spokojnie. Praca nad „The Grim Verse” zajęła nam trzy lata. Pogodziliśmy to z życiem osobistym, pracą, koncertami i kreatywnymi sesjami. Wiedzieliśmy, gdzie chcemy nagrać album, kto go zmiksuje i wyda. Cel był jeden: przeskoczyć kolejną poprzeczkę i zrobić coś, z czego naprawdę będziemy dumni. Uważamy ten krążek za przekroczenie swoich umiejętności, a o odbiorze tego albumu na pewno jeszcze pogadamy. 🙂

Logo zespołu Six Steps Forward
Logo zespołu Six Steps Forward

„Nie piszemy czysto hardcore’owych numerów”

Na Waszym profilu na Facebooku można przeczytać, że Six Steps Forward wykonuje „modern hardcore”. Przyznam, że jako zatwardziały metalhead, hardcore’a słucham mało, ale jak już, to kojarzę go głównie z klasycznymi ekipami z Nowego Jorku: Agnostic Front, Madball, Sick Of It All czy S.O.D. Co to znaczy grać „nowoczesny” hc?

To całkiem zabawna gra słów… Jak powiedzieć komuś, że wywodzisz się ze sceny HC i nazywasz swój zespół hardcore’owym, wprowadzając jednocześnie radykalne zmiany w brzmieniu i vibe’ie, romansując z nowoczesnymi elementami? Chyba właśnie tak: „SSF to zespół grający modern hardcore”.

Dla nas stylistyka ewoluowała i nie jesteśmy rygorystyczni w trzymaniu się HC/Punkowych schematów. Nie siedzimy z encyklopedią na kolanie, pisząc „czysto” hardcore’owe numery. Ważne jest to, że nasze ideały od początku istnienia SSF pozostały niezmienne. W naszej muzyce jesteśmy autentyczni – nie robimy groźnych min i nie udajemy, że wychowało nas trudne życie ulicy.

SSF, a szczególnie „The Grim Verse”, to megafon do przekazywania trudnych (często mrocznych) emocji, z którymi mieliśmy aż za dużo do czynienia i z którymi zdążyliśmy się już „zakolegować”. Mamy przy tym nadzieję, że nasza muzyka zwiększy świadomość odbiorców na temat poruszanych problemów tego świata.

Jeśli chodzi o wspomniane przez Ciebie zespoły, to są to klasyki gatunku, których oczywiście słuchaliśmy i szanujemy. Ale ich przesłania i historie trudno przełożyć na polskie realia – stąd potrzeba, by wypracować własny głos w tej stylistyce.

A zaczynaliście podobno jako grupa chłopaków zafascynowanych wesołym kalifornijskim pop-punkiem… Co poszło nie tak, że wylądowaliście na scenie hc?

Hahaha to nie tak 😀 Mieliśmy kiedyś ultra zajawkę na wesołe pop-punkowe „popierdywanie”, długie nazwy kapel i deskorolkowy vibe. Ale chcieliśmy obrać bardziej neutralny grunt niż pop-punk, żeby nie musieć później odpowiadać na takie pytania jak to. 😄

A tak serio – każdy w SSF dorzucał coś od siebie. To czysty przypadek, że więcej synergii znaleźliśmy w materiałach nastawionych na solidny wpierdol niż w cukierkowych brzmieniach. Tym niemniej, na poprzednich krążkach można wyłapać pop-punkowe naleciałości – to trochę taki ukłon w stronę naszej przeszłości.

PRZYDATNE LINKI:
Facebook | Instagram | Spotify | YouTube | Bandcamp

Six Steps Forward mini album The Grim Verse
Six Steps Forward mini-album „The Grim Verse”

„Chcemy, by parkiety na koncertach stały się składowiskiem emocjonalnych odpadów”

Ok, tyle lekcji historii, pogadajmy chwilę o Waszym najnowszym wydawnictwie. Słuchając „The Grim Verse” zauważyłem, że to dość eklektyczny materiał. Znajdzie się tu i bardziej tradycyjny hardcore punk, i trochę metalcore’a, a nawet czysto metalowe zagrywki, które bez problemu trafią do takich ortodoksów jak ja. Takie było od początku założenie czy po prostu wyszło w praniu?

Od początku. Bez dwóch zdań. Proces twórczy był dość skomplikowany. Deny i Bullet przynosili riffy, a my wybieraliśmy te najciekawsze, budując wokół nich formę utworu, dodając wokale i synthy, jeśli czuliśmy, że to podkreśli klimat. Z ciekawostek: „Trash” powstał na bazie perkusyjnej propozycji Picory, a tytułowy „The Grim Verse” zaczął się od synthów Kłapouchego i linii wokalnej Barta napisanej specjalnie pod ich melodię.

Po nagraniu roboczego dema wielokrotnie wracaliśmy do tych numerów, zmieniając ich strukturę lub dodając nowe elementy. To było spore wyzwanie – zmieniliśmy strojenie, technikę wokalu oraz podejście do budowy utworów, co było dla nas zupełnie nowym doświadczeniem.

Naszym celem było stworzenie albumu, który ma „utwór na każdą okazję”, dlatego różnorodność była dla nas kluczowa. Kiedy mieliśmy już całość, skupiliśmy się na dopracowaniu każdego utworu tak, by choć różnorodne, tworzyły spójną kompozycję. Musieliśmy porównać każdy kawałek z resztą, by wspólnie uznać, że praca nad materiałem jest skończona.

Nagrania zrealizowano w Heinrich Studio pod okiem Filipa Hałuchy. Facet zjadł zęby na ekstremalnym metalu, jako muzyk występował m.in. w Vesanii, Decapitated czy Masachist, a produkował lub miksował całą czołówkę polskiego ciężkiego grania od Saltus i Deus Mortem, przez Corruption, po Behemoth. Jak przebiegła Wasza współpraca i jaki miała wpływ na ostateczny kształt „The Grim Verse”?

Nagrywanie u Heńka to była jedna z najlepszych decyzji, jakie mogliśmy podjąć! Wiedzieliśmy, do kogo idziemy, i trochę się tym stresowaliśmy – gość ma łeb jak sklep. Znaliśmy Filipa zarówno z jego muzycznej twórczości, jak i działalności na YouTube, co tylko potęgowało tremę, bo kompletnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Nagrania przebiegły sprawnie i bez problemów, w przyjaznej atmosferze. co sprawiło że nasze obawy były kompletnie bezpodstawne! Zarejestrowaliśmy tam większość instrumentów, a Heniek nie tylko pomógł nam wszystko poskładać w całość, ale dorzucił też kilka świetnych pomysłów i podzielił się swoją realizatorską wiedzą. Totalnie polecamy tego allegrowicza! Nasz plan zakładał, że za mix i master odpowie Alex Britt, ale wciąż zastanawiamy się, jak „The Grim Verse” brzmiałby, gdyby Heniek wziął na siebie całość od A do Z.

Muzycznie mamy tu więc trochę „podmetalizowany” nowoczesny hardcore, a tekstowo? O czym traktują liryki Six Steps Forward?

Płyta powstawała w czasach pandemii, co samoistnie sprawiło, że teksty są bardzo osobiste. To był czas niepewności, dlatego na albumie wyraźnie odbijają się nasze lęki i obawy. Problemy egzystencjalne, strach o rodzinę, depresja, zwątpienie, utrata bliskich, tęsknota za przeszłością, dążenie do stabilizacji – tematów jest wiele.

Pisanie tych tekstów było dla nas zarówno oczyszczające, jak i trudne. Wiemy, że te problemy są „popularne” i nie czynią nas wyjątkowymi, ale – jak już wspominaliśmy wcześniej – chcieliśmy o nich opowiedzieć słuchaczom. Naszym celem było wysłanie jasnego sygnału: nie jesteście w tym sami.

Chcemy, żeby parkiety na naszych koncertach stały się składowiskiem emocjonalnych odpadów. Miejscem, gdzie każdy znajdzie przestrzeń, by zostawić choć część swoich negatywnych emocji i rozpocząć nowy dzień z mniejszym ciężarem na sercu.

Oczywiście, na płycie są też numery bardziej bezpośrednie, z solidną dawką czarnego humoru, ale… kto ma wiedzieć, ten wie.

„The Grim Verse” ukazało się nakładem wytwórni Upstate Records. Jak trafiliście pod skrzydła tego labelu i jak oceniacie dotychczasową współpracę?

Nasza współpraca z Upstate Records EU/UK to czysty przypadek. W 2020 roku, tuż przed wejściem do studia, dostaliśmy propozycję nagrania coveru Schizmy na składankę „Schizma Is a State of Fucking Mind”, współwydawaną przez Kubę, czyli „supreme commandera” Upstate Records EU/UK. Wzięliśmy na warsztat nasz ulubiony numer Schizmy – „Survival Of The Worst” – i zabraliśmy się do roboty.

Track zebrał dobre opinie, a Kuba od tamtej pory usilnie namawiał nas na współpracę z UR EU/UK. Ostatecznie przystaliśmy na propozycję, choć biedak nie miał pojęcia, że gatunkowo skręcimy o 180 stopni. Żył w niepewności, dopóki nie usłyszał gotowego mixu „Break Loose”. Na szczęście był zachwycony!

Współpraca z UR układa się świetnie – dbają o nas i, co równie ważne, tolerują nasze wybryki. Wiedząc, że tworzymy w naszym przekonaniu nasz najlepszy album, zależało nam na wsparciu promocyjnym i dystrybucji, żeby płyta nie zginęła w zalewie nowej muzyki. Dzięki współpracy z Upstate mamy teraz więcej możliwości, w tym także za granicą.

Pozdrawiamy gorąco Kubę, ekipę Ballkick oraz „szarą eminencję” naszego planu promocyjnego, Julię Markiewicz!

Czy było warto? Czas pokaże. Wrócimy do tego wywiadu za kilka lat i zobaczymy, jak się zestarzała nasza rozmowa.

„Six Steps Forward to zespół, który patrzy do przodu”

Sporo Waszych numerów jest dostępnych w sieci dzięki kanałowi Hardcore Worldwide na YouTube. A jak wygląda obecnie możliwość zakupu Waszych wydawnictw w formie fizycznej? CD, winyle? Planujecie może jakieś reedycje najstarszych materiałów?

To prawda, od samego początku publikowaliśmy nasze klipy na HCWW. Z czasem jednak nasza współpraca przestała nas satysfakcjonować. Nie chodziło o jakość serwisu, ale o to, że HCWW stał się ogromnym hubem muzyki niezależnej – często już nawet niezwiązanej z hardkorem. Wrzucając tam swoje video, zauważyliśmy, że po tygodniu pamięć o nim ginęła pod natłokiem nowych premier, których na HCWW pojawiało się nawet dwie dziennie.

Z perspektywy czasu widzimy, że sami sobie robiliśmy krzywdę. Odcinaliśmy sobie dostęp do kontroli nad promocją naszych klipów i jednocześnie zaniedbywaliśmy rozwój własnego kanału YouTube, który przez to pozostawał „nieodkryty” i niedopieszczony. Teraz jest tylko „nieodkryty” xD

Nie zrozum nas źle – nie uważamy, że HCWW to coś złego. Wręcz przeciwnie! Warto było zostawić po sobie ślad na HCWW, bo kiedyś była to jedna z niewielu furtek, by pokazać swoją twórczość poza granicami kraju. Wielu fanów, którzy poznali nas dzięki HCWW, jest z nami do dziś, i za to jesteśmy wdzięczni.

Obecnie status naszych CD wygląda następująco: „The 3rd Is The Hardest” – mimo reedycji – jest już niedostępne w formie fizycznej (chyba że uda Ci się znaleźć je w nielicznych distrach). Jeśli chodzi o EP-kę „Bomb The World”, mamy jeszcze trochę kopii w merchu, więc jak wpadniesz na gig zbić „piątkę”, chętnie Ci ją sprezentujemy!

Z fizycznymi wydaniami „The Grim Verse” mieliśmy trochę „przebojów”, ale celujemy, żeby były dostępne już w lutym tego roku. Oczywiście będziemy o tym krzyczeć na naszych socjalach. Płyty będzie można kupić na koncertach oraz w sklepie Upstate Records EU/UK.

Co do winyli czy kaset – na razie ich nie przewidujemy ze względu na koszty. Nie planujemy też reedycji starych wydawnictw, chyba że uznamy, że warto to zrobić jako fan service. Six Steps Forward to zespół, który patrzy do przodu, a nie „wafluje się” zbytnio przeszłością. Sorry not sorry 😀

Zostawmy już płyty. Żadna to tajemnica, że hardcore jest gatunkiem muzycznym, który w pełni uwalnia swoją energię podczas występów na żywo. Niedawno zagraliście na Drownfeście u boku m.in. Drown My Day i Czerni. Jak było? No i czy krystalizują się Wam już plany koncertowe na 2025 rok?

To był nasz pierwszy występ na Drownfeście, mimo że znamy się z ekipą Drown My Day i naprawdę się lubimy (hej, w końcu jesteśmy z tego samego miasta). Co roku przychodziliśmy tam jako widzowie, ale na jubileuszowej X edycji w końcu mogliśmy sami zagrać! Atmosfera była niesamowita, a line-up wręcz obłędny. Grzechem byłoby nie wspomnieć o fenomenalnym występie Drown My Day czy zabójczej energii Czerni – oba zespoły pokazały światowy poziom.

Zresztą, który zespół na tym evencie wypadł słabo? W naszym odczuciu żaden. SYNAPSA wjechała po nas jak czołg, My Own Abyss zaprezentowali świeże i błyskotliwe metalcore’owe cwaniactwo, a MORON, z którymi mieliśmy okazję grywać dawno temu, dali popis w swoim stylu, przenosząc nas z powrotem w czasy 2010–2015 – z nowym materiałem, który po prostu miażdżył. Na sam koniec Faust Again – powrót po latach był czystą przyjemnością dla każdego, kto ich pamięta z przeszłości. Ekskluzywny line-up i wydarzenie, nie zapomnimy go nigdy.

Na razie możemy pochwalić się jednym koncerciwem. W chorzowskim klubie Leśniczówka 7.02.2025 zagramy razem właśnie z Drown My Day i SYNAPSĄ, a po koncercie będziemy sobie opowiadać dowcipy o Ryśku Riedlu. Reszty planów na razie nie możemy zdradzić. Na pewno będziemy organizować trasę promującą „The Grim Verse”! Ale o wszystkim będziemy jeszcze krzyczeć!

„Mieszanka pięciu podobnych, ale różniących się gustów muzycznych”

Na koniec pobawmy się w małą wyliczankę. Trzy najbardziej wpływowe kapele lub konkretne albumy, które zainspirowały Was do grania tak, jak gracie, to…

Hola, hola!
Zanim jednak podamy top 3 albumy, podkreślmy ważną rzecz: obecne brzmienie zespołu to dokładnie to, do czego dążyliśmy od samego początku. Jednak brak warsztatu, wiedzy i funduszy sprawiał, że droga do tego miejsca była długa. Dodatkowo, brzmienie „The Grim Verse” to mieszanka pięciu podobnych, ale różniących się gustów muzycznych, które udało nam się scalić dzięki przyzwoitej produkcji. Proces twórczy trwał około trzech lat i każdego dnia dzieliliśmy się nową lub jeszcze nieodkrytą muzyką – to też wpływa na trudność jednoznacznego odpowiedzenia na to pytanie.

Ale jak już musimy coś wybrać, oto nasze top 3 albumy, które miały największy wpływ na „The Grim Verse”:

1. The Ghost Inside – Returners (2010)
Ten album towarzyszył nam od samego początku, jak drogowskaz. Punkowe d-beaty połączone z beatdownami i melodyjnymi gitarami, wszystko to w akompaniamencie jednostajnego midscreamu i kozackich gang vocali. Miód na uszy. Usłyszeć te numery na żywo to czysta ekstaza – nie wstydzimy się przyznać, że powodowało to u nas bezwstydne rumieńce.

2. Emmure – Eternal Enemies (2014)
Romans z beatdownowymi przygrywkami pchnął nas w objęcia deathcore’u, a Emmure w tamtym czasie było jednym z tych zespołów, które robiły na nas ogromne wrażenie. Mimo kontrowersji wokół Frankiego Palmeri, „Eternal Enemies” muzycznie był dla nas albumem totalnym. Był sztosem, który rozkurwiał nam głowy na kawałki.

3. Varials – Pain Again (2017)
Ten album to w miarę nowa miłość. Wpadliśmy na twórczość Varials stosunkowo niedawno, ale ich muzyka szybko stała się punktem odniesienia w naszych rozmowach. Pain Again to bez wątpienia solidny materiał, który zostawił ślad w naszym brzmieniu.

Trzy zespoły, z którymi jeszcze nigdy nie występowaliście na żywo, a chcielibyście pojechać z nimi we wspólną trasę i dzielić scenę?

Oczywistymi pozycjami są albumy z naszej wcześniejszej odpowiedzi – to nasza podstawa. Ale dorzucamy jeszcze Comeback Kid, The Acacia Strain, Jesus Piece, Oceans Ate Alaska, End It… i tak dalej, i tak dalej. Można by wymieniać w nieskończoność!

Nie mniej dla nas ważne jest, by grać czy chodzić na koncerty, by poznawać coraz to nowsze kapele i zakochiwać się w nich na żywo. Traski to fajna przygoda, a jeżeli się je dzieli z zajebistymi ludźmi, to już w ogóle petarda!

Trzy młode, współczesne zespoły, które ostatnio zrobiły na Was największe wrażenie?

Może nie młode, ale współczesne na pewno:

  • MORON
  • Ballkick
  • Last Penance

Wszystkie trzy bandy mają stosunkowo świeże materiały – sprawdźcie je koniecznie!

Wielkie dzięki za rozmowę!

Dziękujemy bardzo za gadkę!

Podobne artykuły

Wywiad: Johannes Andersson, Adam Zaars i Oscar Leander (Tribulation)

Dominika Kudła

Trivium: “Kiedy nagrywamy album, chcemy, by było to ważne wydarzenie” (wywiad)

Agata Laszuk

Down to the Heaven: „Codziennie jesteśmy jak zakładnicy”

Paweł Kurczonek

Zostaw komentarz