RECENZJE

Recenzja: Zakk Sabbath – „Vertigo”, czyli rzecz tylko dla fanów Black Sabbath

Zakk Sabbath Vertigo
Koncert zespołu TSA

Do coverowania utworów można podejść na dwa sposoby. W pierwszym pierwowzór traktuje się jedynie jako podstawę – wykorzystuje się tekst, główny motyw lub inne charakterystyczne elementy. Utworowi w większości nadaje się jednak całkowicie nowe brzmienie.

W drugim z przypadków odgrywa się oryginalny utwór nuta w nutę tak samo – bez żadnych swoich dodatków czy elementów obcych. Żaden ze sposobów nie jest ani gorszy, ani lepszy – oba mają też swoich zwolenników wśród słuchaczy.

W którą stronę poszedł Zakk Wylde, który pod szyldem Zakk Sabbath wydał niedawno album „Vertigo”, czyli odegrany od początku do końca debiutancki album Black Sabbath? I z jakim skutkiem? Zapraszamy do naszej recenzji!

[newsletter]

„Vertigo” – płyta z okazji półwiecza legendarnego albumu

Powstanie heavy metalu było procesem. Gdyby jednak wskazać jeden punkt na osi czasu, który można by uznać za prawdziwie przełomowy, bez większych wątpliwości byłby to 13 lutego 1970 roku. Wtedy na brytyjskim rynku ukazała się pierwsza płyta Black Sabbath – symboliczny początek całego heavy metalowego grania. Jak nietrudno wyliczyć w 2020 roku mija dokładnie 50 lat od tego wydarzenia.

Można więc uznać, że podstawy do nagrania „Vertigo” Zakk Sabbath miało naprawdę solidne. Co prawda album „Black Sabbath” nie jest dziś zapomnianym dziełem czy takim, które wymagani odkurzenia. Co to, to nie! To abecadło ciężkiego grania, a wielu słuchaczy wciąż chętnie do niego wraca. Krążek Zakka to zatem nie lekcja historii muzyki, a raczej oddanie hołdu legendzie.

Swoją drogą historia nagrania płyty „Black Sabbath” i w ogóle początków tego wyjątkowego zespołu są niezwykle ciekawe. Szerzej możecie o tym poczytać w naszym specjalnym artykule: 50 lat temu ukazał się debiutancki album Black Sabbath.

Zakk Sabbath oddaje hołd legendarnej kapeli

Skoro jest więc to hołd, Zakk podszedł do materiału źródłowego z jak największym szacunkiem. W praktyce oznacza to, że odegrał pierwszy album Black Sabbath niemal dźwięk w dźwięk. Tak przynajmniej może wydawać się po pierwszym czy pobieżnym przesłuchaniu.

W praktyce, zgodnie z relacjami muzyków Zakk Sabbath (oprócz Wylde’a są tam jeszcze basista Rob „Blasko” Nicholson oraz perkusista Joey Castillo), spędzili oni wiele czasu, śledząc nie tylko nagrania studyjne, ale przede wszystkim koncertowe z tamtych czasów.

Dzięki temu album „Vertigo” faktycznie ma nieco inny posmak. Tu i ówdzie dodany jest jakiś dźwięk, troszeczkę zmienione jest solo lub tempo. Trzeba być jednak uczciwym – są to różnice kosmetyczne, wręcz minimalne. Do wyłapania tylko dla największych „sabbathowych freaków”, którzy dźwięki swojej ulubionej kapeli znają na pamięć. I to właśnie z myślą o nich powstał ten krążek.

„Vertigo” brzmi świetnie!

Debiutancki album Black Sabbath broni się do dziś. Pomimo tego, że był nagrywany niemal w półamatorskich warunkach, a sesja trwała zaledwie jeden dzień, wciąż wraca się do niego z wielką przyjemnością. Wszystko za sprawą niezwykle udanych kompozycji. Na tym polu Zakk Sabbath miało łatwiej – odgrywając nuta w nutę oryginał, wiedzieli, że będzie świetnie.

Jedyne o co musieli tak naprawdę zadbać to brzmienie. To na „Vertigo” jest po prostu świetne. Tłuste i mięsiste – zawieszone między współczesną szkołą nagrywania ciężkiej muzyki a szacunkiem dla oryginału. W tamtych czasach nikt przecież nie wiedział, jak rejestrować takie dźwięki, a wszystko, co robili muzycy Black Sabbath, było w zasadzie pionierskie.

„Vertigo” słucha się zatem z wielką przyjemnością, a dla słuchaczy, którzy wychowani są na obecnym brzmieniu, może być to najlepszy dowód na to, jak wielką siłę mają kompozycje Black Sabbath sprzed 50 lat!

Przeczytaj inne recenzje metalowych albumów:

Zakk Sabbath nagrywa płytę dla najbardziej zagorzałych fanów

Nie ma się co oszukiwać, że album „Vertigo” odbije się bardzo szerokim echem w świecie muzycznym. To nie jest płyta, która ma narobić zamieszania czy zwrócić czyjąkolwiek uwagę. To krążek, który ani nie przypomina nikomu o fenomenie Black Sabbath (tego robić nie trzeba – to wiedza powszechna), ani nie jest tanią zagrywką komercyjną.

Najlepszym dowodem na to jest fakt, że jest dostępna jedynie w formie fizycznej. Zakk Sabbath nie można posłuchać na żadnym serwisie streamingowym, więc dostępność jest mocno ograniczona. Członkowie składu tłumaczą, że chcieli, aby obcowanie z albumem „Vertigo” było doświadczeniem jak najbardziej prawdziwym, wręcz namacalnym. A do tego strumieniowanie się nie nadaje. Szkoda, że w tym kontekście tak skromne jest wydanie. Kartonowy digipack bez chociażby minimalnej wkładki sprawia, że z tym „namacalnym obcowaniem” jest słabo.

Czym zatem jest płyta „Vertigo” Zakk Sabbath?

To wyraz największego szacunku i uznania dla jednego z najważniejszych zespołów w historii muzyki. To album nagrany przez fanów, a nie wyrachowanych i zimno kalkulujących gryzipiórków. I również dla fanów jest on przeznaczony.

Osoby, które znają każdy dźwięk debiutu Black Sabbath, będą zachwycone. Dla tych, którzy twórczość Black Sabbath znają pobieżnie lub wcale zalecam po pierwsze zastanowić się nad swoim życiem, a po drugie przesłuchać najpierw oryginalne wersje. Dopiero po tym uda się docenić „Vertigo”.

Zakk Sabbath okładka Vertigo
Zakk Sabbath – Vertigo (2020)

Lista utworów:

1. Black Sabbath
2. The Wizard
3. ASP/Behind The Wall of Sleep/N.I.B.
4. Wicked World
5. A Bit of Finger/Sleeping Village/Warning

Podobne artykuły

Godna uznania solidność – recenzja „Apocalypse” Primal Fear

Szymon

Rozczarowanie czy zachwyt? – Recenzja „Cease The Day” In The Woods…

Szymon

Recenzja: Deadpoint – The Art Of Deception

Tomasz Koza

Zostaw komentarz