Niedawno, podczas dyskusji ze znajomymi usłyszałam, że polski black metal zaczyna zjadać własny ogon. Przez moment pomyślałam, że faktycznie może tak być i nasze rodzime zespoły nie są w stanie przeskoczyć poprzeczki, którą same sobie zawiesiły. Można wręcz odnieść wrażenie, że w polskim podziemiu powiedziano już wszystko. Jak to w takich sytuacjach bywa, nastąpił niespodziewany zwrot akcji.
Mniej więcej miesiąc temu dotarła do mnie paczka od nieznanego mi nadawcy, posługującego się inicjałami TB. W kopercie znalazłam płytę z krótką notką, że data premiery wyznaczona jest na 1. grudnia 2022 roku i to było tyle z podanych mi informacji. O tym, co znalazłam w puszce Pandory jaką jest „Rojenie” projektu Choroszcz, dowiecie się z niniejszej recenzji. Zapraszam do lektury.
Przeczytaj też: Recenzja płyty „Kamienie” zespołu Gorycz
Poznań, podlaski szpital psychiatryczny i ich wspólny mianownik
Zanim przejdę do ogólnej oceny zawartości albumu wspomnę tylko, że Choroszcz jest projektem jednoosobowym. Patrząc po danych nadawcy, TB najprawdopodobniej pochodzi z Poznania, lecz prawdę zna tylko on sam. Mimo przeprowadzonego śledztwa nie jestem w stanie na sto procent określić personaliów autora tego nietuzinkowego konceptu.
Drugą sprawą, która poniekąd pomoże zrozumieć ideę, która prawdopodobnie przyświecała muzykowi podczas tworzenia materiału, jest samo zestawienie nazwy zespołu oraz tytułu debiutanckiego albumu. No… nie jest ono przypadkowe. Jeżeli ktoś się nie orientuje, to właśnie w Choroszczy znajduje się największy szpital psychiatryczny w Polsce. I to jest właśnie klucz do zrozumienia tego projektu.
Warto wspomnieć, że nazwę tej miejscowości niejednokrotnie przywoływał pewien pan znany z noszenia idiotycznych sweterków, zawsze, kiedy próbował kogoś publicznie znieważyć. W ramach ciekawostki dodam jeszcze, że w 1941 roku hitlerowcy dokonali rzezi na pacjentach placówki, rozstrzeliwując w pobliskim lesie ponad 400 chorych i ułomnych osób. Także historia tego miejsca ma swój tragiczny zwrot. To tyle w ramach wstępu. Teraz przejdę do konkretów.
Choroszcz „Rojenie”, jak wizyta w umyśle schizofrenika
Powiem tak. Biorąc ten album do ręki podejrzewałam jaki charakter może mieć znajdujący się na nim materiał. Długo zwlekałam z jego odsłuchem a wkładając płytę do odtwarzacza nie miałam specjalnych oczekiwań. Przyznam, że jestem już trochę zmęczona awangardowym, przeintelektualizowanym blackiem w stylu Kłów, Furii czy Odrazy. Męczy mnie też absurdalna stylistyka Gruzji i jej pochodnych, a właśnie takiego grania spodziewałam się po Choroszczy. I wiecie co? Trochę się pomyliłam, a trochę miałam rację.
W pierwszej kolejności chciałam wyjaśnić, co udało mi się przewidzieć. Mianowicie chodzi o teksty, które w mojej ocenie są delikatnie mówiąc, niezrozumiałe i nielogiczne. Liryki wyglądają jak zapis epizodów schizofrenicznych lub abstrakcyjnych wizji po nadużyciu opioidów przez autora projektu. Raczej nie należy doszukiwać się w nich głębszego sensu. Chociaż oczywiście mogę się mylić. Dla przykładu zamieszczam fragment kawałka „33”:
„Obok siebie
Cztery nabrzmiałe brzuchy
Nie mogę ich policzyć”
No nie wiem. Chyba to wykracza poza moje granice abstrakcji i choćbym bardzo się starała, nie dam rady dojść do tego co TB miał na myśli. Przynajmniej nie bez wspomagania, choć i to nie gwarantuje sukcesu. Być może faktycznie moja koncepcja odnosząca się do schizofrenii lub odrealnienia jest słuszna. Z mojej perspektywy taki zabieg pasowałby do tego jak odbieram projekt Choroszcz i tego z czym mi się kojarzy.
Muzyczne szaleństwo na miarę Igorrra?
Jak zauważyliście nie napisałam, że warstwa liryczna jest jakąś szczególną wadą tego materiału. Powiem więcej. Mimo, że jest naprawdę absurdalna, podkreśla jego charakter. Choroszczy nie da się jednoznacznie wrzucić do szufladki z napisem „black metal”, choć to właśnie ten podgatunek zdaje się być muzycznym rdzeniem tego projektu. TB zabierając nas w niezwykłą podróż, jaką jest jego „Rojenie”, potrafi niespodziewanie zboczyć z blackowego kursu w stronę doomowego brzmienia, death metalowych riffów czy grindcore’u a nawet power metalowych zagrywek.
Materiał jest bardzo gęsty i intensywny. Galop trwa od początku do samego końca. Praktycznie bez chwili wytchnienia. Być może szansa na oddech pojawia się przy numerze „Tu była dziura, już zniknęła”, lecz w jego trakcie dzieją się inne rzeczy. Co konkretnie, to zachowam dla siebie. Najlepiej sami sprawdźcie.
Bardzo podoba mi się jak w trakcie całego odsłuchu zmienia się brzmienie albumu. Od piwnicznego oldschoolu, po bardziej mechaniczne i industrialne barwy. Ten cały kalejdoskop dźwięków tworzy naprawdę spójną i przyjemną całość. Mimo, że nie ma tu mowy o jakiejkolwiek wirtuozerii, TB zdradza, że jest doświadczonym muzykiem i umie bawić się dźwiękiem. Debiut Choroszczy kojarzy mi się z twórczością Gautierra Serre stojącego za formacją Igorrr.
Chociaż w przypadku „Rojenia” nie uświadczymy ani odrobiny cech charakterystycznych dla breakcore’u, to jego zawartość ma podobną energię, której nośnikiem jest geniusz zakrawający o szaleństwo. Choć oczywiście może być i tak, że Choroszcz jest projektem stworzonym wyłącznie dla żartu, a ja dałam się na ten żart nabrać i doszukuję się w tym wydawnictwie rzeczy, które nie istnieją.
Choroszcz „Rojenie”. Gdzie jeszcze się pomyliłam?
Poza dobrym ogólnym wrażeniem wydawnictwo zaskakuje dbałością o szczegóły. Bardzo podoba mi się niepokojący, ociekający smołą klimat w jakim utrzymany jest cały materiał. W kompozycje zostały wplecione krótkie, nienachalne melorecytacje, czy niskotonowe efekty psychoakustyczne rodem z Silent Hill. Moją uwagę przykuło również instrumentarium. Tak jak wspomniałam wcześniej, może nie jest to pokaz nie wiadomo, jak wyszukanych umiejętności, ale jest kilka rzeczy, którym warto poświęcić chwilę.
Pierwszym co najbardziej rzuca się w uszy to wyrazista, mocno przesterowana linia basu. Zdaje się być ona rdzeniem każdego utworu i poniekąd definiować charakter danej kompozycji. Momentami brzmi bardzo surowo a za chwilę zaskakuje bardziej industrialną barwą. Nie mam pojęcia, czy efekt był zamierzony, czy to kwestia masteringu, ale końcowy efekt jest przyjemny. Partie gitar również nie rozczarowują. Mimo, że bazą są wściekłe, ale jakże oklepane riffy, to TB postarał się, aby nie brzmiały one nudnie. Jakkolwiek to zabrzmi, w tej całej kakofonii jest melodia, która potrafi zharmonizować pozorny chaos. No i wokal. Absolutnie nie ma się do czego przyczepić. Podoba mi się to, że nie dominuje on nad instrumentami tworząc z nimi spójną całość. Moim zdaniem wchodzi niemal jak złoto.
Co znajdziemy na płycie „Rojenie”?
Na debiutancki album projektu Choroszcz składa się 6 kompozycji, które tworzą niespełna 40-minutowy materiał. TB zabierając nas do swojego świata od początku do końca nie daje nam chwili na wytchnienie. „Rojenie” jest krążkiem, którego słucha się od początku do końca. Nie będę ukrywać, że ta przygoda może być odrobinę męcząca i przed kolejnym odsłuchem wymagana jest chwila przerwy by nieco ochłonąć.
Jeżeli miałabym wymienić utwory, które zrobiły na mnie najlepsze wrażenie, to na ten moment jest to promująca wydawnictwo „Ubrda” oraz wcześniej wspomniany „33”, którego tekst jest dla mnie prawdziwą zagadką.
Sprawy techniczne, czyli brzmienie i okładka albumu „Rojenie”
Jako, że poświęciłam dość dużą część tekstu na szczegółowy opis instrumentarium, to raczej nie ma sensu, abym powtarzała, to co napisałam wcześniej. Wytłumaczę tylko dlaczego pominęłam kwestię perkusji. Jeżeli czytacie moje recenzje, to może kojarzycie fakt, że mam absolutnego jobla na punkcie dynamicznej, ciężkiej sekcji rytmicznej. Lubię, kiedy w bębny uderza człowiek. W tym przypadku mam podejrzenia, że TB zdecydował się albo na elektronikę, albo na automat. Wybaczcie, ale tego drugiego nie uznaję, choć szanuję pracę jaką trzeba włożyć w jego zaprogramowanie. Jeśli się mylę, i za bębnami zasiadł autor projektu, to przepraszam.
Przypomnę tylko, aby odsłuchując ten materiał, cały czas mieć na względzie fakt, że stworzyła go jedna osoba. I to niemalże od A do Z. TB jest również autorem grafiki znajdującej się na okładce płyty. Z kolei miksem i masteringiem, który brzmi całkiem nieźle, zajął się niejaki Paweł Kudelski. Warto wspomnieć, że „Rojenie” zostało wydane niezależnie od wytwórni płytowych i jest de facto dziełem jednego artysty. Na dodatek całkiem udanym.
Płyta „Rojenie” na platformie Bandcamp: https://choroszcz.bandcamp.com/album/rojenie

Lista utworów:
- Dziura
- Ubrda
- Rojenie
- Tu była dziura, już zniknęła
- 33
- Blazar