WYWIADY

Wywiad: Alex Skolnick (Testament)

testament
Koncert zespołu Faun


Z gitarzystą Testament, a także wielu innych projektów pobocznych, nie tylko tych metalowych, spotkałem się na zapleczu warszawskiego klubu Progresja, tuż przed środowym koncertem grupy. Po krótkiej chwili oczekiwania, do pokoju w którym przebywałem wszedł główny sprawca całego zamieszania i po zaczerpnięciu solidnego łyka kawy, przystąpił do odpowiadania na moje pytania. Zanim na dobre się rozkręciliśmy, do pomieszczenia weszła pani manager (prywatnie żona Chucka Billy’ego) i dała znać, że trzeba pomału kończyć. Na szczęście i tak udało mi się przetrzymać Alexa nico dłużej niż ustawowe 15 minut, a zapis naszej rozmowy przeczytacie poniżej.

– W zeszłym roku Testament świętował 30-lecie swojej działalności, teraz ponownie występujecie, znowu też możemy zobaczyć was w Polsce. Czy po tylu latach życia w trasie coś was jeszcze potrafi zaskoczyć na koncertach?

– Tak, każda trasa przynosi jedną czy dwie niespodzianki. Na nasz koncert składa się wiele różnych elementów, tak więc jest wiele miejsc, gdzie coś może pójść nie tak. Chociażby wczoraj! Podczas każdego występu gram swoją solówkę na gitarze i jest w niej jeden moment, w którym bardzo mocno naciągam struny, w stylu Jimmy’ego Page’a z solówki w „Whole Lotta Love”. Wczoraj akurat miałem poważne problemy z progami, przez co w ogóle nie mogłem naciągać tych strun, także jak widzisz, zawsze może pojawić się „coś”. Przez większość wieczorów jest oczywiście spokojnie, ale to tak naprawdę nigdy nie jest do końca przewidywalne, zawsze mogą pojawić się jakieś niespodzianki. Zawsze pojawiają się też nowe twarze na widowni, praktycznie na każdym koncercie spotykam osoby, które pierwszy raz przyszły zobaczyć Testament.

– A gdybyś miał wskazać najważniejszy twoim zdaniem moment w historii zespołu, jakieś przełomowe zdarzenie albo album, który zmienił wszystko?

– Hmm… (długo się zastanawia – przyp. red.) myślę, że była to nasza pierwsza trasa, podróżowanie po całych Stanach z Overkill oraz po Europie z Anthrax.

– 87, 88?

– 87, tak… myślę, że ta trasa zrobiła sporą różnicę. Koncertowanie każdego dnia wprowadza cię na zupełnie inny poziom profesjonalizmu – to jak wskakiwanie do głębokiego basenu. Kiedy jesteś zespołem znanym tylko lokalnie grasz jeden koncert w miesiącu, jak masz szczęście to kilka, ale nie ma to żadnego porównania z graniem pięciu, siedmiu czy dziesięciu sztuk z rzędu. To jest ogromna różnica, no i my zaczęliśmy w końcu tak grać rok w rok. Jeżeli chodzi zaś o późniejszy etap w historii zespołu, to był to moment, kiedy ponownie wróciliśmy do wspólnego występowania i pojechaliśmy w 2008 albo 2009 w trasę z Heaven And Hell, Judas Priest i Motörhead. Poczuliśmy wtedy, że jesteśmy znowu w grze, że ponownie stanowimy grupę „na pełen etat” (śmiech). Wyszło to wtedy świetnie

– Padła nazwa Anthrax, a tak się składa, że zespół ten wiąże się częściowo z moim kolejnym pytaniem. Chciałbym poruszyć temat Wielkiej Czwórki thrash metalu. Wiele osób uważa i nie boi się tego mówić na głos, że to właśnie Testament powinien znaleźć się w tej grupie, i że to wy powinniście obok Metalliki, Slayera i Megadeth współtworzyć Wielką Czwórkę. Powiedz, co myślisz o tym osobiście i czy w ogóle zawracasz sobie głowę tego typu rzeczami i klasyfikacjami?

– Nie, szczerze mówiąc w ogóle nie myślę o takich rzeczach i nie mam żadnego z tym problemu. Metallica jest jednym z najlepszych zespołów na świecie, są grupą stadionową, grają w tej samej lidze co Bruce Springsteen…

– U2…

– U2, tak. I Madonna (śmiech) Tak naprawdę więc powinna być „Wielka Jedynka” (śmiech). Co do Anthraxu… wiesz, pierwszy album Metalliki, „Kill ‘Em All”, wyszedł w 1983, chwilę później ukazał się premierowy Anthrax, a zaraz potem pojawiło się też Megadeth, bo przecież Dave Mustaine musiał gdzieś się wyżyć i ulokować swoją energię po „separacji” z Metalliką (śmiech). Tymczasem pierwszy występ Testament, kiedy mnie nie było jeszcze nawet w zespole, odbył się przed Slayerem, który już wtedy koncertował i wydawał płyty. Ja dołączyłem do zespołu w liceum i już wtedy miałem płyty Metalliki, Anthrax, Megadeth czy Slayer, nie mam więc żadnego problemu z tym, że to te grupy tworzą „Wielką Czwórkę” – to oni byli pierwsi, więc w ogóle nie ma o czym mówić. Jeżeli już, to moglibyśmy stworzyć zestawienie zespołów z następnej generacji – Testament, Overkill, Exodus czy Death Angel, którzy swoją drogą są cały czas bardzo „młodzieńczy”, przypominają mi bandę dzieciaków, jakimi wszyscy byliśmy w tamtych czasach (śmiech).

– Pozwól, że przejdę teraz do pytania o wasz najnowszy album, „Brotherhood Of The Snake”, ponieważ chciałbym poznać twoją opinię na temat jednej rzeczy. Czytałem niedawno wywiad z Chuckiem Billy, w którym powiedział, że praktycznie nie miałeś żadnego wkładu w proces tworzenia ostatniej płyty, ze względu na projekt Metal Allegiance oraz twój zespół jazzowy. Przez to między innymi, Eric Peterson musiał zająć się wszystkim sam. Jak to skomentujesz? Nie chciałbyś wywierać większego wpływu na kształt kompozycji na płytach Testament?

– Hmm, to nie do końca tak było. Jest na albumie jedna piosenka „Neptune’s Spear”, którą w dużej mierze ja napisałem, w środku jest partia gitary z klasyczną harmonią, którą sam wymyśliłem. Jestem też dodatkowo współodpowiedzialny za jeszcze jeden kawałek… Przy tworzeniu każdej płyty wysyłam chłopakom zbiór różnych pomysłów i patentów, problemem w tym wszystkim jest chyba jednak głównie organizacja. Od kilku lat jest tak, że nagle pojawia się pomysł że trzeba zrobić nową płytę i od razu tworzy się mega zamieszanie, trzeba ją nagrać jak najszybciej. W przypadku „Brotherhood Of The Snake”, ta pogoń była jeszcze większa niż przy poprzednich albumach – przedstawiłem swoje pomysły, a Eric stwierdził, że ich nie wykorzysta. Szczerze mówiąc, nie chcę, żeby taka sytuacja powtarzała się za każdym razem ale mogę to zrozumieć, ponieważ… wiesz, ja mam dodatkowo całą karierę poza Testamentem, jestem na przykład gitarzystą i producentem w Metal Allegiance. Rozumiem, że Eric chciał być głównym autorem materiału. Pamiętam, że Chuck chciał użyć jednego z moich pomysłów ale gdzieś to potem uciekło i nic z tego nie wyszło. Czasami jest z tym ciężko, również z tego powodu, że nie ma mnie w takich momentach z zespołem. A kiedy nie ma mnie w chwilach tego największego pędu i natłoku pracy, to moje nagrania gdzieś giną. Cóż, tak to właśnie wyglądało przy produkcji nowego albumu, nawet rozmawialiśmy o tym kiedyś z Ericiem, nie mam z tym problemu ale przy następnej płycie, powinno to wyglądać jednak zdecydowanie inaczej. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce.


Vmw1IUA


– Jak zapewne wszyscy dobrze wiedzą, jesteś nie tylko gitarzystą metalowym, ale także jazzmanem. Co w takim razie jazz i znajomość tego gatunku daje ci, kiedy grasz metal i piszesz metalowe kawałki, a z drugiej strony – w jaki sposób metal i doświadczenia wyniesione z grania ciężkiej muzyki mogą sprawić, że będziesz lepszym gitarzystą jazzowym?

– Oh, to jest dobre pytanie… wiesz, lubię myśleć o sobie, że jestem wszechstronnym gitarzystą. Ostatnio brałem udział nawet w koncercie charytatywnym w związku z huraganem w Texasie, gdzie grałem piosenkę Steve Ray Vaughana (amerykański gitarzysta bluesowy – przyp. red) i wyszło to świetnie. Tamtego wieczoru poczułem się jak gitarzysta blues’owy. Nagrałem też album z gatunku world music, zatytułowany „Planetary Coalition”, gdzie gram akustycznie, jak widzisz więc lubię grać w różnych stylach, w różnych sytuacjach, z różnymi muzykami oraz używając różnego rodzaju sprzętu – nie użyłbym tego samego, z którego korzystam w Testament, nagrywając kawałki z moim jazzowym trio. Myślę, że taka wszechstronność może otworzyć człowieka na wiele ciekawych pomysłów, umiejętności muzyczne które musisz posiadać, szczególnie jeżeli chcesz improwizować, aby grać jazz sprawiają, że jesteś znacznie szybszy, masz lepszy słuch i łatwej przychodzą ci do głowy różne pomysły. Kiedy gram metalowy riff, przychodzi mi to obecnie z większą łatwością, bowiem mam za sobą doświadczenie w improwizowaniu. Nie mam problemów z kombinowaniem i szukaniem innych dróg do osiągnięcia celu. Czasami gdy gram czyste, jazzowe akordy włączam przester i sprawdzam jakby to brzmiało w metalowej wersji, tak więc bardzo często „pożyczam” różne pomysły i patenty z jazzu. Co ciekawe, grając jazz również można się inspirować kwestiami technicznymi wywodzącymi się z metalu. Jeżeli spojrzysz na historię metalowych gitarzystów, szczególnie tych z okresu w którym ja dorastałem, czyli Eddie Van Halen, Randy Rhoads, Uli Roth, Michael Schenker, wczesny Gary Moore – ich technika była tak zaawansowana, tak znakomita… Kiedy grasz jazz, a masz za sobą doświadczenia wyniesione ze świata metalu czy hard rocka, to dają ci one zupełnie nowe narzędzia do tworzenia muzyki.


↘Bądź jak Twoi znajomi, bądź na bieżąco.


– Twoja wszechstronność oraz liczne muzyczne wycieczki i poszukiwania sprawiły, że możesz pochwalić się udziałem w wielu różnych projektach. Współpracowałeś z różnymi artystami, chociażby niedawno w Metal Allegiance czy wcześniej, przez moment, z Ozzy Osbournem. Czy są jeszcze jacyś muzycy, z którymi wyjątkowo chciałbyś nagrać wspólny projekt? Gdybyś mógł stworzyć teraz nową supergrupę, złożoną z dowolnych artystów – żyjących bądź też już nie – to kto wchodziłby w jej skład?

– Wow, to naprawdę trudne… na perkusji najprawdopodobniej byłby John Bonham z Led Zeppelin. Im więcej mam muzycznego doświadczenia, tym bardziej doceniam rolę bębnów, bębny są niemal wszystkim. Perkusja w Led Zeppelin jest czymś niesamowitym. Na basie dałbym Jaco Pastoriusa (legendarny amerykański basista jazzowy – przyp. red.), ostatnio nawet Rob Trujillo wyprodukował o nim film, co jest super sprawą. Hmm… na klawiszach Jon Lord, który sprawił, że instrument ten stał się „cool”. Klawisze nie są może jakieś kluczowe w graniu heavy metalu, ale nie jesteś w stanie wyobrazić sobie brzmienia Deep Purple bez Jona Lorda.

z7GFH48

– Na gitarze oczywiście Alex Skolnick…

– Tak jest, oczywiście (śmiech)

– …został nam więc jeszcze wokalista.

– Hmm… (po dłuższej chwili zastanowienia – przyp. red.) myślę, że byłby to David Bowie. Bardzo zróżnicowany, kochający wiele różnych gatunków artysta. Uwielbiał heavy metal, uwielbiał jazz, jego ostatnia płyta „Blackstar” została przecież nagrana ze wspaniałymi muzykami jazzowymi. Myślę, że on odnalazłby się we wszystkim i znakomicie poradziłby sobie z muzyką, którą grałby nasz zespół – cokolwiek by to nie było.

– Oh, z pewnością. Bardzo chciałbym usłyszeć waszą płytę.

– Oj ja też, ja też… (śmiech)

– Dzięki wielkie za rozmowę!

– Dziękuje bardzo

Fot. Materiały promocyjne

Podobne artykuły

Samael: Vorph na temat „Hegemony” (wywiad)

Agata Laszuk

Wywiad z Markiem Tornillo. Wokalista Accept o AI i nowym albumie „Humanoid”

Martyna Kościelnik

Wywiad: Dariusz „Daray” Brzozowski (Dimmu Borgir)

Tomasz Koza

Zostaw komentarz