Nad legendą thrash metalu, której nikomu przedstawiać nie trzeba – Slayerem – wisi widmo końca kariery. Puentą zamykającą ten rozdział w muzyce metalowej miałaby być trasa z Lamb of God, Anthrax, Testament i Behemoth.
Tom Araya już dwa lata temu mówił o ewentualności przejścia na emeryturę w tych słowach:
Jestem naprawdę wdzięczny, że to wszystko trwa od 35 lat; to naprawdę długo. Dla mnie. Kiedy zaczynaliśmy, byliśmy młodzi i niepokonani. Czas mijał, a ja zostałem głową rodziny. Loty w tę i z powrotem stały się cięższe do zniesienia. Teraz jest lepiej; spędzam z rodziną więcej czasu, na co nie mogłem sobie pozwolić, gdy moje dzieci dorastały… Po trzydziestu pięciu latach wracanie w trasę staje się coraz trudniejsze

Tom zdradził też inny powód, zmuszający go do refleksji nad zakończeniem grania:
Jest coś, co zmieniło mój sposób występowania i gry na basie. Po operacji karku nie mogę już więcej uprawiać headbangingu. A to coś, co było ważną częścią tego, co robiłem na scenie – granie połączone z headbangingiem. Odgrywało to dla mnie naprawdę wielką rolę. Nadal mogę grać, bawić się muzyką, ale to ograniczenie trochę mnie zmieniło.
Kerry King skomentował niedługo potem w niemieckim EMP Rock Invasion, że plany Toma odnośnie przyszłości zespołu są „dość niejasne”.
Muzyk został zapytany o swoją wizję przyszłości Slayera:
Nie wiem, co będę robił w ciągu następnych lat. Na pewno zamierzam grać. Mam nadzieję, że w tym samym zespole. Co innego miałbym robić? Zaraz po szkole średniej wyjechałem w pierwszą trasę.
Kerry został też zapytany czy w ogóle wyobraża sobie koniec Slayera.
Nie. Nie widzę. Zwłaszcza nie po czymś tak dobrym jak „Repentless”.
Źródło: blabbermouth.net / Fot. Materiały prasowe