Każda premiera albumu wychodzącego spod szyldu Behemoth jest wielkim muzyczno-medialnym wydarzeniem. Zwłaszcza dla polskich fanów. Niewiele bowiem mamy rodzimych kapel, które grając muzykę ekstremalną przebiły się do globalnego mainstreamu i zdobyły rozpoznawalność na całym świecie.
Przypomnę, że albumy „The Apostasy” (2007), „Evangelion” (2009), „The Satanist” (2014) oraz „I Loved You At Your Darkest” (2018) znalazły się na liście amerykańskiego Billboardu w zestawieniu najlepiej sprzedających się albumów. Nie muszę chyba wspominać, że jest to ogromne wyróżnienie. W związku z powyższym, od blackened death metalowego Behemoth wymaga się dużo więcej, niż od każdej innej metalowej załogi z polskiego podwórka. Nie dziwi więc fakt, że zespół postanowił nie oszczędzać na promocji i produkcji najnowszego wydawnictwa zatytułowanego „Opvs Contra Natvram”.
Po sukcesie ostatniego pełnometrażowego albumu poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Zarówno producent jak i zespół zadbali, aby premiera krążka odbyła się z odpowiednią pompą i na światowym poziomie. Tak więc w dniu poprzedzającym publikację pełnego materiału, Behemoth uraczył nas streamingiem specjalnego koncertu, który został nagrany na dachu Sali Kongresowej w Pałacu Kultury i Nauki.
Oprócz tego mogliśmy podziwiać dopieszczone klipy nagrane do singla promującego krążek czy obietnicę imponującego, kolekcjonerskiego wydania na winylu. Jednym słowem, na bogato, ale czy gdańskiej formacji udało się utrzymać poziom wcześniej wspomnianych wydawnictw? A może jest to przerost formy nad treścią? O tym jak odbieram najnowsze dzieło Behemoth przeczytacie w niniejszej recenzji – felietonie. Miłej lektury.
CZYTAJ: RECENZJA PŁYTY MACHINE HEAD – „OF KINGDOM AND CROWN”
Czemu sprzeciwia się Nergal na płycie „Opvs Contra Natvram”?
Zanim przejdę do ogólnej oceny tego albumu, pozwolę sobie w pierwszej kolejności wyjaśnić jaka idea przyświecała Darskiemu podczas procesu tworzenia muzyki.
W dniu premiery pierwszego singla, pt. „Ov My Herculean Exile”, promującego najnowsze wydawnictwo blackened death metalowego Behemoth, lider zespołu opowiedział o swoim dziele w następujący sposób:
Tytuł albumu oznacza pójście pod prąd. To jakby negatyw wartości, moralności i etyki, którym się zdecydowanie sprzeciwiam. Ciągle zmagam się z destrukcyjnymi tendencjami w popkulturze – ograniczanie czy wręcz zakazywanie kultury, media społecznościowe i inne narzędzia, które moim zdaniem są bardzo niebezpieczną bronią w rękach ludzi, którzy nie są absolutnie kompetentni, żeby osądzać innych. Z perspektywy artysty uważam to za bardzo destrukcyjne, niepokojące i ograniczające. Pokazuję temu wszystkiemu środkowy palec.
Do tego cytatu wrócę na końcu recenzji. W ramach wstępu należy jeszcze wspomnieć, że materiał składający się na „Opvs Contra Natvram” powstawał w czasie pandemii. Jak wszyscy dobrze pamiętamy w latach 2020/2021 w Polsce miały miejsce wydarzenia, względem, których Darski nie pozostawał obojętny i które na bieżąco komentował w mediach społecznościowych. W tamtym okresie wokalista doświadczył również sytuacji, którym postanowił się otwarcie sprzeciwić. Mowa tu przede wszystkim o sądowej batalii, którą muzyk prowadził z konserwatywną organizacją katolicką Ordo Luris. Lider Behemoth został oskarżony o obrazę uczuć religijnych i skazany na karę grzywny. Po ogłoszeniu wyroku Darski założył organizację Ordo Blasfemia, która miała być pierwszym krokiem do walki o wolność słowa w przekazie artystycznym.
Krucjata Nergala przeciwko cenzurze trwa
Pewnie zastanawiacie się po co napisałam taki długi wstęp. Już tłumaczę. Mianowicie chciałabym, abyście zwrócili uwagę na to jakie czynniki miały wpływ na proces tworzenia całego materiału, składającego się na „Opvs Contra Natvram”. Zmiany w polskim prawie dyktowane przez katolicki dogmat, coraz większa cenzura kierowana ochroną chrześcijańskich wartości, a w końcu prawomocny wyrok skazujący wokalistę za obrazę uczuć religijnych. Biorąc pod uwagę stosunek Nergala do wiary i kościoła nie dziwi to, że lider formacji Behemoth postanowił dać upust swoim emocjom i frustracji.
Na „Opvs Contra Natvram” słychać tę wściekłość zarówno w tekstach jak i wokalu Nergala. To jest element, który jak dla mnie przemawia bardzo na plus dla tego albumu i jest jego największą wartością. Kolejnym elementem, który jest mocną stroną tego wydawnictwa, to solidna produkcja. Słychać, że na niej nie oszczędzano. Otwierający album „Post-God Nirvana” brzmi wręcz filmowo.
W tym momencie należy wspomnieć, że Behemoth zdecydował się na współpracę z doświadczonym inżynierem Danielem Bergstrandem, który zadbał o to, żeby „Opvs Contra Natvram” miał głębokie, wręcz trójwymiarowe brzmienie. Dodam, że Bergstrand pracował przy postprodukcji albumów, które wyszły spod skrzydeł zespołów takich jak Meshuggach, In Flames czy Dimmu Borgir. To właśnie do numerów tego ostatniego porównywane jest brzmienie nowego albumu Behemoth. Zwłaszcza kawałek „The Deathless Sun”, który był trzecim singlem promującym 12. wydawnictwo Nergala i jego ekipy.
[newsletter]
Estetyka „Opvs Contra Natvram” też jest w cenie
Skoro wspomniałam już o „The Deathless Sun”, to pozwolę sobie rozwinąć temat. Kolejną mocną stroną najnowszego dzieła Behemoth jest jego oprawa wizualna. W tej kwestii również nie oszczędzano. Zespół zadbał o to, żeby krążek cieszył nie tylko ucho, ale również oko. W związku z tym, do trzeciego singla promującego „Opvs Contra Natvram” otrzymaliśmy aż dwa teledyski, które bardziej niż standardowy wideoklip przypominają fragment horroru osadzonego w XIX-wiecznych realiach.
Poza filmowym klipem Behemoth zadbał o to, żeby ich najnowsze wydawnictwo leżąc na sklepowych półkach lub witrynach internetowych, od razu przykuwało wzrok. Szczególną gratką dla fanów okazał się limitowany do 666 sztuk przepastny Box, który wyprzedał się dosłownie w kilka chwil. O tym co można było w nim znaleźć przeczytacie poniżej:
Wyjątkowy box „Opvs Contra Natvram” Behemotha robi wrażenie. Co takiego zawiera?
Gdzie się podziała muzyka w tym wszystkim?
Jeżeli przebrnęliście przez mój długi wstęp i pierwszą część recenzji, być może zwróciliście uwagę na jedną rzecz. Do tego momentu pisałam absolutnie o wszystkim tylko nie o muzyce. I tak, uprzedzając jakiekolwiek oskarżenia o przerost formy nad treścią: z mojej strony był to efekt zamierzony, mający na celu oddanie charakteru „Opvs Contra Natvram”.
Dwunasty longplay Behemotha jest dopracowany i dopieszczony, zrealizowany na światowym poziomie. Niestety jest potwornie nudny. Przykro mi to stwierdzić, ale spośród 10 kawałków do gustu przypadło mi jedynie majestatyczne intro „Post-God Nirvana” oraz buntowniczy „Neo-Spartacvs”.
Wbrew krążącej opinii, za całkiem udany uważam również „The Deathless Sun”, który stylistyką przypomina mi kompozycje Fleshgod Apocalypse czy Septicflesh. Pozostałe utwory są po prostu zwyczajne i zachowawcze. Coś co niezmiernie drażni mnie w tym albumie, to solówki. Po pierwsze, thrashowa, surowa estetyka Slayera kompletnie nie pasuje do nieco podniosłego charakteru albumu, a po drugie, są one bezmyślnie wkomponowane w 3/4 każdego utworu. Zamiast urozmaicać kompozycje tylko przeszkadzają.
SPRAWDŹ TEŻ: UNIKALNY MERCH BEHEMOTH NA POMOC UKRAINIE
Co jeszcze nie zagrało na „Opvs Contra Natvram”?
We wcześniejszej części tekstu wspominałam, że największą wartością „Opvs Contra Natvram” są wyczuwalne w wokalu, autentyczne emocje, Nergala. Problem w tym, że kompletnie nie słychać tego w instrumentarium. Z całym szacunkiem do Inferna, Oriona i Setha, ale z mojej perspektywy brzmi to jak typowo rzemieślnicza praca. Jest bardzo poprawnie, ale bez tego ładunku, który słychać w głosie Darskiego.
Nie mam pojęcia, jaki stosunek do wszystkiego co dzieje się wokół Nergala mają pozostali członkowie zespołu, ale instrumentalnie wygląda to tak, jakby kompletnie nie czuli tego co ich kolega. Posunę się dalej. Brzmi to tak, jakby się od tego dystansowali. Nie mam pojęcia, jak obecnie wyglądają relacje między członkami grupy, ale moim zdaniem na „Opvs Contra Natvram” zabrakło nici porozumienia między muzykami.
Łyżka dziegciu w beczce miodu
Myślę, że to jest ten moment, w którym powinnam wrócić do cytatu Darskiego, który zamieściłam na początku tekstu. Dwunasty album grupy Behemoth miał być swoistym wyrazem sprzeciwu wobec pogłębiającej się cenzurze. Nergal w swojej wypowiedzi bezpośrednio odnosi się do social mediów, które mogą być niebezpiecznym narzędziem w rękach nieodpowiednich osób.
Ja się z nim zgadzam w stu procentach. Mam jednak z tą wypowiedzią pewien problem. Nie jestem w stanie potraktować tej deklaracji poważnie w kontekście osoby, która sama korzysta z platform społecznościowych w dość nieodpowiedzialny sposób. Czym innym jest podarcie Pisma Świętego na koncercie, na którym gromadzi się grono ludzi, reprezentujących prawdopodobnie bliźniacze poglądy, a czym innym jest zamieszczanie kontrowersyjnych nagrań w sieci, do której dostęp ma absolutnie każdy na świecie. Być może to właśnie ta nutka hipokryzji wylewająca się z ust Nergala wpłynęła nie tylko na mój osobisty odbiór „Opvs Contra Natvram”, ale i na cały proces produkcji tego materiału? W tym momencie pozwolę sobie przerwać i pozostawić Was z tą myślą sam na sam.
„Opvs Contra Natvram”, czyli co znajdziemy na płycie Behemotha?
Na najnowsze wydawnictwo Behemoth składa się aż 10 kompozycji, z których moim zdaniem tylko dwie są w miarę w porządku. Albumu słucha się bardzo wybiórczo. Tak jak wspominałam wcześniej, dla mnie jedynymi wartymi uwagi utworami są „Neo Spartacvs” oraz chwytliwe „The Deathless Sun”. No i oczywiście intro, które obiecuje bardzo wiele. Szkoda, że entuzjazm i ekscytacja kończą się wraz z pierwszymi nutami krótkiego „Malaria Vvlgata”. Niektórzy uważają, że to właśnie ten numer świadczy o tym, że Behemoth nie stracił formy i potrafi zagrać tak jak na „The Satanist”. No cóż… mnie ten kawałek potwornie znudził, tak jak i cały album.
Dużym zawodem okazał się również „Versvs Christvs”, w którym wokalnie udzieliła się Zosia z Obscure Sphinx. Gdybym o tym fakcie nie wiedziała, to bym w życiu nie zgadła do kogo należy damski głos. Szkoda, bo dziewczyna ma naprawdę fantastyczne możliwości, które w tym utworze zostały po prostu zignorowane. To w zasadzie wszystko co mam do napisania na temat zawartości najnowszego dzieła Behemotha.
Oficjalna strona zespołu: https://www.behemoth.pl/
Lista utworów na płycie Behemoth – „Opvs Contra Natvram”:
- Post-God Nirvana
- Malaria Vvlgata
- The Deathless Sun
- Ov My Herculean Exile
- Neo-Spartacvs
- Disinheritance
- Off To War!
- Once Upon A Pale Horse
- Thy Becoming Eternal
- Versvs Christvs
4 komentarze
Ja sobie nie przypominam, żeby Neo-Spartacvs był pierwszym singlem, ani nawet którymkolwiek. Recenzja słaba, bo opiera się na komunikatach prasowych, a nie na rzetelnej ocenie albumu. Do tego błędy świadczące o niedoinformowaniu autorki.
Polecam na drugi raz najpierw odrobić pracę domową, a później brać się za pisanie.
srednio sie zgadzam z finalna opinia niestety. wg mnie Behemoth bez Setha i jego solowek jest po prostu lepszy (Evangelion/Satanist/Opus..s vs. I loved… – jest roznica). album moim skromnym zdaniem nie jest nudny (BTW, moze zle go slucham: sluchawki i na okraglo w petli przez miesiac; az zapamietam kazdy dzwiek, niuans, kolejnosc 😉 polecam kazdemu). ilosc zastosowanych srodkow przekazu muzycznego w albumie jest przeogromna: ciezkie i szybkie bebny Inferno, wyraziste basy Oriona, udane solowki Setha, traby kompozycji Jasia Stoklosy, skrzypce, fortepian (!). dla mnie – wszystko spojne, wyraziste i jest – moim zdaniem – bardzo dobrze. wydanie graficzne – tez wysoki poziom. poki co – nadal zajezdzam. plecam kazdemu przesluchac kilka razy, a powyzsza opinie – zwerryfikowac samemu. I pamietajmy zasade „w d**** trzeba miec cudze opnie”… wlacznie z ta moja 😉 pzdr, d
to ze Panowie grać potrafią nie ma dwóch zdań …. na pierwszy plan wybiją się mocno partie peruksyjne i wokal. Natomiast jakoś to miętkie 🙂 dla mnie. Czyżby podążanie drogą Dimmu Brgerowa.
Zachęciłaś mnie tą recenzją. Płyta zajebista, wciąga od pierwszego odsłuchania.