Robb Flynn to postać niezwykle polaryzująca i wzbudzająca skrajne opinie wśród fanów metalu. Czasem zdarza mu się jednak jednoczyć ludzi. Na przykład wtedy, gdy po wydaniu poprzedniej płyty Machine Head, czyli „Catharsis” w 2018 roku wszyscy zgodnie orzekli, że to straszne gówno.
Dziś wydaje się, że lider zespołu znów ma szansę zgrać opinie słuchaczy. Na szczęście z całkowicie przeciwnych powodów, bo najnowsze dzieło zespołu, czyli „Of Kingdom And Crown” to najlepszy album Machine Head od 15 lat, czyli od wydania kultowego „The Blackening”.
Krążek jest niezwykle różnorodny, pełnymi garściami czerpie z metalowej klasyki, ale nie unika też nowoczesnego grania, a wszystko to jest suto podlane machinehead’owym sosem, który sprawia, że całość jest spójna i niezwykle sycąca. Czujecie się zachęceni? Jeśli tak, to nie marnujcie czasu na czytanie tylko od razu lećcie słuchać!
CZYTAJ: WACŁAW „VOGG” KIEŁTYKA O NOWEJ PŁYCIE MACHINE HEAD
„Of Kingdom And Crown” czerpie z najlepszych wzorców
Już pierwszy numer na płycie, czyli „Slaughter The Martyr” budzi we mnie jak najlepsze skojarzenia. Łagodny, ale posępny wstęp z niezwykle klimatycznym śpiewem Flynna od razu przywodzi na myśl początek „The Blackening”. I faktycznie kawałek ten jest najbardziej w stylu wydawnictwa z 2007 roku. W żadnym wypadku nie jest jednak tanią kopią, a przez ponad 10 minut dzieje się w nim naprawdę dużo! Są porywające riffy, zmiany tempa i wspaniałe solówki. Jednym zdaniem – początek jest jak u Hitchcocka. Zaczyna się trzęsieniem ziemi, potem emocje jednak nie stygną.
SPRAWDŹ: MUZYCZNE INSPIRACJA ROBBA FLYNNA
Machine Head trzyma poziom!
Drugi numer, czyli „Choke The Ashes of Your Hate” to z kolei thrashowa jazda bez trzymanki. Tempo urywające głowę, tnące riffy i skandowany tekst znów przywodzą na myśl najlepsze momenty z kariery Machine Head. Trzeci na płycie „Become The Firestorm” łączy w sobie z kolei niesamowity ciężar z melodyjnymi wstawkami i prawdziwym metalowym tornadem solówek na zakończenie. Jak widzicie opisuje numer po numerze i w zasadzie każdym się zachwycam. Mógłbym tak zrobić do końca albumu, bo „Of Kingdom And Crown” to płyta niezwykle równa. Trzyma słuchacza za gardło od pierwszego do ostatniego dźwięku!
Różnorodność – opis w jednym słowie „Of Kingdom And Crown”
Co niezwykle istotne krążek jest bardzo różnorodny. Jest thrash, jest groove, jest współczesne granie łączące melodie z czadem, są skandowane linie wokalne i łagodny śpiew. W żadnym momencie jednak nie ma się poczucia, że wszystko to jest poupychane w utworach na siłę i rozłazi się one w szwach. Wręcz przeciwnie – wszystko tu do siebie pasuje! Weźmy najcięższe na płycie „Kill The Enemies”. Takiego groove’u nie powstydziłaby się Pantera! Jednak melodyjny refren i takaż solówka mocno zmieniają charakter tego kawałka. Nadają mu wielowymiarowości i głębi. To zdecydowanie jeden z najlepszych numerów na płycie!
Nowa płyta Machine Head brzmi świetnie!
Słychać też, że Robb Flynn patrzy na to, co dzieje się na metalowej scenie i stara się czerpać (w żadnym wypadku nie kopiować!) najlepsze patenty. „No Gods No Masters” brzmi jak Trivium w połączeniu z Meshuggah. Całość jednak spaja wspólny mianownik Machine Head i brzmi to bardzo dobrze. Skoro już padło to słowo, trzeba koniecznie napisać, że „Of Kingdom And Crown” jest wyprodukowane wspaniale. Brzmienie jest niezwykle klarowne, przestrzenne i selektywne. Słychać wszystkie niuanse i drobne smaczki, które w ogólnym rozrachunku budują niezwykły nastrój.
[newsletter]
Solówki Vogga to klasa sama w sobie!
Beneficjentem takiego stanu rzeczy Wacław „Vogg” Kiełtyka, który od 2019 roku pełni rolę wioślarza w Machine Head. Jego solówki są solą tej płyty. Czasem tną niczym piła mechaniczna, czasem są niezwykle podniosłe, ale nie brakuje momentów, w których są liryczne i na swój sposób kameralne. W każdym wydaniu to klasa sama w sobie!
Nie można zapomnieć o tym, że „Of Kingdom And Crown” to album koncepcyjny. Robb Flynn tłumaczył, że to historia dwóch antybohaterów, których w dystopijnej rzeczywistości czeka nieunikniona konfrontacja. Nie podejmuje się oceny, czy lider Machine Head jest dobrym scenarzystą. Nie da się jedna ukryć, że muzyka na nowym albumie zespołu jest na swój sposób filmowa, a nastrój dodatkowo budują dialogowane miniatury, które tu i ówdzie pojawiają się na płycie.
Czy to najlepsza płyta Machine Head?
Co mi niezwykle pasuje na „Of Kingdom and Crown” to również powstrzymanie się przed nadprodukcją muzyki. Być może poprzednia płyta zespołu, czyli „Catharsis” spotkałaby się z nieco lepszym przyjęciem, gdyby nie była stanowczo za bardzo przeciągnięta. Przypominam – trwała blisko 75 minut! Nowe wydawnictwo to rozsądna godzina, która w żadnym momencie się nie nudzi, ani nie dłuży. Gdybym na siłę miał się do czegoś przyczepić to byłby to nieco pretensjonalny zapis zarówno tytułu płyty oraz utworów. W żadnym wypadku nie wpływa to jednak na odbiór całości.
Dużo dobrych słów padło w tej recenzji na temat nowej płyty Machine Head. „Of Kingdom and Crown” w mojej ocenie zasługuje na nie jednak bez najmniejszych wątpliwości. To jak dotąd jedna z najlepszych płyt 2022 roku. To także najlepsza płyta zespołu od ponad dekady. Może jeszcze za wcześnie na takie słowa, ale zaryzykuję – to być może również najlepsza płyta Machine Head w ogóle.
Oficjalna strona Machine Head: https://www.machinehead1.com/
Lista utworów na płycie Machine Head – „Of Kingdom And Crown”:
- Slaughter The Martyr
- Chøke Øn The Ashes Øf Yøur Hate
- Becøme The Firestørm
- Øverdøse
- My Hands Are Empty
- Unhalløwed
- Assimilate
- Kill Thy Enemies
- Nø Gøds, Nø Masters
- Bløødshøt
- Røtten
- Terminus
- Arrøws In Wørds Frøm The Sky
4 komentarze
Gówno jakich mało! M H sie skończył po pierwszej płycie.
tak jak zgodzilem sie z wasza recenzja ostatniej plyty soulfly, tak w przypadku machine head, mysle ze pisał to wielki fan MH, bo plyta jest jedynie średnia, zbyt delikatna, a szczerze myslalem, ze nasz rodak mocno namiesza, cóż, Rob rządzi wiec o każdym pierdnięciu decyduje on. najlepsza plyta Machine? zlitujcie się
6/10
Masz chłopie bujną wyobraźnię. Najlepsza płyta? Żart i to marny. Jestem fanem od pierwszej płyty i dwie ostatnie to równia pochyła tego zespołu. Najnowszej odsłony nie byłem w stanie przesłuchać za jednym podejściem bo mnie uszy bolały od tej mieszanki. Zmiana składu Machine Head to był strzał w kolano a Vogga brzmi zajebiście ale w Decapach. W MH wprowadza gitarowy zamęt i tyle. Być może młodym słuchaczom ta gówniana mieszanka się spodoba ale starzy fani przeżegnają się lewa nogą po odsłuchu tej płyty. Czekałem z niecierpliwością bo myślałem że po Catarsis nic gorszego się nie przytrafi. A tu taki zonk. Chłopaki mieli szczęście, że opuścili skład bo że wstydu spalili by się żywcem. Nie polecam.
Plyta najgorsza nie jest, ale najlepsze wg mnie też nie. Taki średniak. Przyjemnie się tego słucha, aczkolwiek nie czuje potrzeby posłuchania jej ponownie.
Najnowsza płytka jest lepsza wg mnie od Catarsis, ale o wiele gorsza od pierwszych kilku płyt. Za dużo czystych wokali, jakiś mdłych przerywników. Wracam do Megadeth.