RECENZJE

Marilyn Manson – „One Assassination Under God – Chapter 1”: nie będę cierpieć dla waszej uciechy [Recenzja]

Recenzja Marilyn Manson One Assassination Under God Chapter 1

Marilyn Manson powraca! Poprzednią płytę wydał zaledwie cztery lata temu, więc nie tak dawno, co za tym idzie, ktoś sobie pomyśli „A co to za wielki powrót? Przecież nigdzie nie zniknął”. Ano powrót, bo ostatnie lata kariery Briana Warnera naznaczone były kolejnymi oskarżeniami, kolejnymi rozprawami sądowymi, które tę karierę mocno przetrąciły. Dlatego słowo „powrót” jest jak najbardziej na miejscu. Na co należy zwrócić uwagę słuchając „One Assassination Under God – Chapter 1”? Sprawdźmy.

Sprawdź też: Marilyn Manson w Europie. Koncerty już w lutym 2025

Marilyn Manson i jego chude lata

Gdy przed laty usłyszałem otwierające płytę „The Golden Age Of Grotesque” słowa „wszystko już powiedziano wcześniej, nie ma już nic więcej do dodania” pomyślałem sobie, że imć Warnerowi faktycznie kończą pomysły. Płyta miała, a owszem, kilka jaśniejszych punktów, ale odebrałem ją jako nieco przeciągniętą i poskładaną z dość dużej ilości zapychaczy.

Kolejne albumy nie przynosiły jakiej szczególnej poprawy w tej kwestii, a i forma wokalna Briana pozostawiała coraz więcej do życzenia. Szczytem (czy raczej dnem w tym przypadku) był dla mnie krążek „Pale Emperor”. Przebrnięcie przez to wycie było dla mnie katorgą i choć pamiętam, że muzycznie płyta nie była zła, nie zamierzam do niej wracać, a i na kolejną wolę opuścić zasłonę milczenia.

Miłą odmianą był wydany przed czterema laty album „We Are Chaos”. Mocno unurzany w depeszowej stylistyce (dla szalikowca Depeche Mode, takiego jak ja, to na starcie plus 50 do zaj*bistości), w dodatku dobrze zaśpiewany, sprawił, że znowu zainteresowałem się dokonaniami Mansona i spółki.

„As Sick As The Secrets Within”, czyli pierwszy singel z „One Assassination Under God – Chapter 1” jeszcze to zainteresowanie podkręcił. Dziś mogę powiedzieć, że płyta o nieco przydługim tytule (do którego jeszcze wrócę) to najlepsze, co powstało pod szyldem Marilyn Manson od czasów „Holy Wood”.

„One Assassination…” to najbardziej osobista płyta Mansona

W ciągu ostatnich lat nazwisko Warner pojawiało się w mediach głównie w kontekście kolejnych pozwów dotyczących molestowania seksualnego. Pierwszy pojawił się już w 2018 roku. Mansona oskarżyła aktorka Charlyne Yi, a na przestrzeni lat zarzuty przeciwko muzykowi kierowały kolejne kobiety. W efekcie z artystą rozstała się jego wytwórnia, agencja promocyjna i wieloletni manager Tony Ciulla. Warnera wykreślono również z obsady seriali „American Gods” i „Creepshow”.

Omawiając wydany 22 listopada 2024 r. album nie sposób nie odnieść się do opisanych pozwów i batalii sądowych, które ciągnęły się przez ostatnie lata. Uważam, że najnowszy album Warnera to najbardziej osobista rzecz, jaką kiedykolwiek nagrał.

Od pierwszych dźwięków Brian zdaje się rozliczać z tymi, którzy go zostawili, z tymi, którzy składali „fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu” w sądzie. Płytę otwiera posępny utwór tytułowy. Marszowy rytm oparty na rwanym riffie i słowa „nie chcę zepsuć opowieści, ale nie kończy się ona dobrze” to świetny zwiastun tego, co słuchacz otrzyma dalej.

„Wszyscy przyszli na egzekucję,
ale nikt nie pokaże twarzy.
By strzelić ci w tył głowy i nazwać to ofiarą.
Oni nie są godni, by nawet wymówić twoje imię.”

Te gorzkie słowa doskonale oddają wydźwięk płyty. Album wypełniony jest żalem, rozczarowaniem, smutkiem, ale i deklaracją, że Brian jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. To w pierwszy kawałku na płycie słyszymy „nie będę cierpieć dla waszej uciechy”. Z kolei w agresywnym „Raise The Red Flag” muzyk krzyczy:

„G*wno mnie obchodzi, gdy mówisz, że ci przykro,
nie przyjmuję twojego poddania się.
Pora pokonać dręczycieli i zmyć tarczę z pleców,
Moja czerwona flaga to twoja biała nasiąknięta krwią.”

Ta krew w pewnym sensie zaczęła płynąć. Ostatecznie Manson nie tylko wybronił się z zarzutów, ale wniósł również pozew przeciwko dwóm osobom za zniesławienie, celowe spowodowanie cierpienia psychicznego oraz podszywanie się pod agenta FBI, fałszowanie dokumentów federalnych, a także włamanie do komputerów i mediów społecznościowych Mansona w celu stworzenia fałszywych kont i sfabrykowania dowodów na to, że artysta rozpowszechniał „nielegalną p*rnografię”.

Tej płyty nie posłuchacie, by poprawić sobie nastrój

„Potrzebuję kogoś, kto mnie pozszywa,
bym nie krwawił na tych, których kocham.”

To słowa „No Funeral Without Applause”. Okazuje się, że każdy ma jakąś granicę odporności i wytrzymałości i prędzej czy później się złamie. Jak ogromny wpływ miały na Mansona ostatnie lata, najlepiej widać na teledyskach. Muzyk drastycznie schudł i choć wielu fanów pomyśli „no w końcu wygląda, jak za starych, dobrych czasów” to stres i medialne zaszczucie nie jest zdrowym sposobem na utratę wagi.

Gdzieś ten stres i te negatywne emocje muszą znaleźć ujście – Manson przelał je na papier. Omawiana płyta może nie jest aż tak brudna i odpychająca, jak „Antichrist Superstar”, ale z pewnością nie jest to krążek, którego posłuchacie, by poprawić sobie nastrój.

Płytę zamyka smutna ballada „Sacrifice Of The Mass”. Została oparta na akustycznej gitarze i subtelnych klawiszowych ozdobnikach.

„Słyszę głos mojej mamy,
'przyszedł czas, bym się pożegnała’.
Nigdy nie nauczyłem się kochać,
te narkotyki nie miały mnie uleczyć. (…)
Im większa gwiazda,
tym brutalniejszy jej kres. (…)
Mama nie będzie mnie opłakiwać,
tata nie wygra za mnie walki. (…)
Czekają z otwartymi ramionami,
bym wkrótce do nich dołączył.”

To jeden z najbardziej przejmujących tekstów, jakie wyszły spod pióra Briana. Artysta ma dopiero 55 lat, więc słowa o rychłym dołączeniu do nieżyjących rodziców powinny niepokoić. Zaś klimatem, tematyką, a nawet brzmieniem, kawałek bardzo przypomina „Man That You Fear”.

One Nation under God

Brian Warner już na początku kariery dał się poznać, jako czujny obserwator i komentator rzeczywistości. Tytułem swojej najnowszej płyty ponownie wbija szpilę amerykańskiemu społeczeństwu i jego wartościom.

„I pledge allegiance to the Flag of the United States of America, and to the Republic for which it stands, one Nation under God, indivisible, with liberty and justice for all.”

To ślubowanie wierności fladze Stanów Zjednoczonych. Tak, jego ostatnie słowa stały się tytułem płyty Metalliki. Manson sięgnął po „one Nation under God” – jeden Naród pod Bogiem, czujnie zamieniając to na „jedno zabójstwo pod Bogiem”. Artysta wielokrotnie piętnował w swoich tekstach obłudę i hipokryzję amerykańskiego społeczeństwa, podwójne standardy i zakłamanie. Jak wspomniałem wcześniej, gdy tylko pojawiły się doniesienia o rzekomych przestępstwach popełnionych przez Mansona, praktycznie wszyscy się od niego momentalnie odwrócili i jednogłośnie wydali wyrok. Rzecz jasna – skazujący.

Marilyn Manson album One Assassination Under God Chapter 1
Marilyn Manson album „One Assassination Under God – Chapter 1”

Lista utworów:

1. „One Assassination Under God” (5:28)
2. „No Funeral Without Applause” (4:06)
3. „Nod If You Understand” (4:05)
4. „As Sick as the Secrets Within” (5:35)
5. „Sacrilegious” (3:35)
6. „Death Is Not a Costume” (4:52)
7. „Meet Me in Purgatory” (4:36)
8. „Raise the Red Flag” (4:49)
9. „Sacrifice of the Mass” (6:14)

„One Assassination…”, czyli „Antichrist Superstar” XXI wieku

Pod względem muzycznym płyta nie przynosi większego novum. Zresztą album jest dostępny w serwisach streamingowych, więc zapewne dobrze wiecie, co się na nim znalazło. Manson nie sili się na wymyślanie koła na nowo i chętnie czerpie ze swoich najlepszych czasów.

„Nod If You Understand” przypomina chwilami „Irresponsible Hate Anthem”, a w „Raise The Red Flag” wybrzmiewa w pewnym momencie echo „Disposable Teens”. Przy nagrywaniu „Death Is Not A Costume” muzycy podglądali The Cure, a „Meet Me In Purgatory” z powodzeniem znalazłby miejsce na elektro-pop-rockowym krążku „You And Me Against The World” grupy Apoptygma Berzerk. Po pierwszym odsłuchu pomyślałem, że to najgorszy utwór na płycie, ale chwytliwy, radiowy refren szybko mnie przekonał do tego kawałka.

Co istotne, Brian ponownie zaczął śpiewać. Może nie tak, jak za czasów „Mechanical Animals” czy „Holy Wood”, ale o niebo lepiej, niż na kilku ostatnich krążkach. Niestety są utwory (jak choćby singlowy „Sacrilegious”), w którym wokal został zbyt mocno „podrasowany” za pomocą autotune. Szkoda, że muzyk zdecydował się sięgnąć po najgorszy wynalazek XX wieku. Mocno psuje to odbiór całości.

Płyta jest minorowa i ciężka, próżno szukać na niej blichtru „Mechanical Animals”, czy tej bezsensownej paplaniny i dekadencji, która wypełniała „The Golden Age Of Grotesque”. Bardziej ortodoksyjni fani zapewne zlinczują mnie za te słowa, ale uważam, że „One Assassination Under God – Chapter 1” to ciąg dalszy albumu „Antichrist Superstar”, a „anioł ze strupiałymi skrzydłami” ponownie je rozwinął.

Podobne artykuły

Recenzja: Shining – International Blackjazz Society

Tomasz Koza

Recenzja: Butchery – Rites of Unholy Might

Michał Bentyn

Perfekcyjny powrót po 15 latach. Recenzja A Perfect Circle – „Eat the Elephant”

Albert Markowicz

Zostaw komentarz