Fani metalu progresywnego mają kolejny powód do radości. 29. stycznia jest dniem długo wyczekiwanej przez niektórych premiery najnowszego albumu grupy Soen – „Imperial”.
3 miesiące temu mogliśmy się zapoznać z singlem promującym to wydawnictwo i nie da się ukryć, że ochota, jakiej zespół narobił na więcej, była nie mała. Dziś w końcu możemy zapoznać się z całością i dopisać kolejną płytę w dorobku zespołu. I powiem Wam na wstępie – jest dobrze.

Soen, szwedzka super grupa progresywna, do tej pory wydała 5 albumów studyjnych. Aktualnie zespół tworzą:
- Martin Lopez – perkusja
- Joel Ekelöf– wokal
- Lars Åhlund – klawisze
- Cody Ford – gitara
- Oleksii 'Zlatoyar’ Kobel – bas
Krótkie porównanie poprzednich płyt Soen z „Imperial”
Jak wspomniałam wyżej, zespół od 2012 roku wydał 5 studyjnych albumów. Pierwsze dwa z nich – „Cognitive” oraz „Tellurian” są bardzo progresywne, dosyć duszne i wyważone. Większość utworów jest spokojna, kompozycje są jednostajne i brak tam mocnych wrażeń.
Płyty nastrajają bardziej do kontemplacji, niż do skakania pod sceną przy owych dźwiękach. Od „Lykaii” zaczyna się robić trochę bardziej energicznie. Wraz z „Lotusem” zespół zaczął wprowadzać trochę więcej mocy w kompozycje i albumy te są o wiele bardziej żywiołowe, bogatsze w mocniejsze uderzenia w bębny oraz cięższe riffy.
„Imperial” zaś to coś, czego zespół do tej pory jeszcze nie zrobił. Album jest pełny ekspresyjnego i dosadnego brzmienia z wyraźną perkusją i mocno słyszalną gitarą. Tutaj nie ma czasu na odpoczynek. Każdy utwór daje coś innego, angażując słuchacza od pierwszej do ostatniej sekundy. Idealne połączenie charyzmatycznego, ciepłego wokalu Joela z interesującym instrumentarium, daje w efekcie kawał świetnie brzmiącego wydawnictwa.
„Imperial” rozłożony na czynniki pierwsze
Płyta trwa (niestety) tylko 42 minuty i składa się z 8. utworów.
- Rozpoczyna ją “Lumerian”, czyli utwór w sam raz na zapoznanie się z tematem. Od pierwszych dźwięków głowa od razu zaczyna rytmicznie się poruszać, a obecność przyjemnego wokalu Joela natychmiast koi potencjalnie skołatane nerwy. Utwór zmienia nieco dynamikę: od ciężkiej perkusji w towarzystwie mocnych riffów po delikatne, wycieniowane przejścia. Użycie instrumentu na kształt grzechotki w pewnym momencie jest detalem, który ciekawie ozdabia całą kompozycję.
- „Deceiver” – kolejny utwór na płycie, wydaje się być nieco bardziej hard-rockowy, niż progresywny. Utrzymany jest w jednym tempie, a w trakcie bridge’a pojawia się nawet lekka elektronika. Wokal płynie tu swobodnie przez cały czas trwania piosenki, a lekkie chórki dodają bardzo miłego w odbiorze charakteru
- „Monarch” jest już zdecydowanie bardziej progresywny, aczkolwiek nadal spokojny i wolny. Stanowczy głos Joela miesza się tu z płynącymi wokalizami w refrenie. Utwór świetnie „buja” i na pewno, w trakcie koncertu, będzie oddechem i przyjemnym przerywnikiem dla szalejących pod sceną ludzi. „Monarch” to drugi singiel płyty opublikowany w sieci miesiąc temu.
Więcej ciekawych kompozycji na „Imperial”
- „Illusion” to ballada, trzeci i ostatni promujący singiel wrzucony tydzień temu na oficjalny kanał Soen na YouTube. Niesamowity, bogaty utwór, który od pierwszej do ostatniej sekundy zatrzymuje słuchacza i wbija w fotel. Piosenka traktuje o zbiorowej odpowiedzialności za polepszenie świata i zaznacza, że to jest rzecz każdego z nas. Zespół tak mówi o przesłaniu tej kompozycji:
Nie możemy po prostu siedzieć i przyglądać się ludziom u władzy w nadziei, że nam pomogą. Oni są zajęci walką między sobą, przebijając się nawzajem w chciwości i chęci rządzenia według swoich zasad. Ten utwór mówi o frustracji z powodu bycia bezsilnym, ale również nadziei i uświadamiania sobie, że to wszystko może się zmienić na lepsze, jeśli przestaniemy krytykować się i widzieć w sobie nawzajem wrogów wskutek podążania ślepo za politykami i mediami.
- „Antagonist” to utwór, który jako pierwszy ujrzał światło dzienne, częstując słuchaczy kawałkiem dobrego, energicznego metalu. Gitara i perkusja grają tu pierwsze skrzypce i to one wybijają rytm, w którym od razu zaczynamy tupać nóżką i machać głową, niczym piesek z modnej kiedyś figurki trzymanej z tyłu samochodu. Po premierze tego utworu słuchałam go nagminnie, w sumie pewnie jakieś kilkadziesiąt razy, więc jestem z nim obyta najbardziej, co chyba może powiedzieć każdy fan, któremu przypadł on do gustu tak samo mocno. Po kilku poprzednich utworach w o wiele spokojniejszym tonie, „Antagonist” przyjmowany jest z jeszcze większym zaciekawieniem.
- „Modesty” zaczyna się niecodziennie i na pewno nie w stylu Soen, bo nieco elektronicznie. Chwilę potem daje się już usłyszeć pokręcone – jak to w progu – metrum i perkusję jako wiodące źródło rytmu dla wokalu Joela. Następnie pojawiają się lekkie riffy a w refrenie już eksplozja dźwięków, choć utwór jest dosyć stonowany. Solówka w wykonaniu Cody’ego Forda jest świetna, elektryzująca i poruszająca, wyróżniając utwór brzmieniowo.
Końcówka nowego albumu Soen
- „Dissident” to przedostatnia piosenka w bardzo żywym rytmie. To chyba najbardziej progresywny utwór na płycie. Kompozycja jest inteligentna, a przejścia w odpowiednim momencie.
- „Fortune” to niestety ostatni utwór „Imperialu”. Wybija słuchaczowi 36 minut trwania płyty i odlicza ostatnie niecałe 6 kolejnych. To piosenka, która – jak kilka poprzednich – zaczyna się i utrzymuje w bardzo spokojnym tempie. Riffy i miarowość jednak nadają jej podniosłego charakteru. Po raz kolejny solówka gitary sprawia, że w moment zamykasz oczy, odchylasz głowę do tyłu i oddajesz się kompozycji, wyłączając reakcję na wszelkie bodźce napływające z zewnątrz.
I to koniec. Płyta jest dosyć krótka i sama się zastanawiam, czy to dobrze. Bo z jednej strony czuję poważny niedosyt, gdyż jest naprawdę świetna i chciałoby się więcej. Z drugiej – zastanawiasz się, czy jej wydłużenie nie spowodowałoby, że charakter całości gdzieś pod koniec by się wypalił. Na całe szczęście można po prostu włączyć ją od nowa i po raz kolejny posmakować tej progresywnej uczty.
Brzmienie „Imperial” w odniesieniu do składu Soen
Soen to super grupa, a pod definicją tego określenia kryje się zespół, którego twórcy osiągnęli wcześniej sukcesy na niwie muzycznej, są członkami innych grup lub tworzą projekt poboczny jako muzycy grający wspólnie w innej formacji. Zdecydowanie to określenie nie jest w przypadku Soen nadużyte.
Zespół tworzy piątka utalentowanych muzyków, których świat zna z występów w wielu innych grupach.
Zacznijmy chociażby od Martina Lópeza, jednego ze współzałożycieli Soen. Perkusista znany jest między innymi ze współpracy z Amon Amarth, z którym tworzył przez dwa lata i nagrał jeden album. Po odejściu dołączył do grupy Opeth i nagrał z nią 7 płyt. Z Soen gra od 2010 roku i nieprzerwanie obejmuje stanowisko bębniarza tego zespołu.
Brzmienie Lópeza na „Imperial” jest bardzo bogate, perkusja buduje tu każdy utwór, co przecież nie musi być takie oczywiste. Jej moc nadaje płycie o wiele cięższy, urozmaicony wymiar, którego brakowało moim zdaniem w poprzednich, zwłaszcza początkowych wydawnictwach zespołu. Doświadczenie muzyka słychać tu zatem gołym uchem.
Pozostali muzycy Soen
- Joel Ekelöf – wokalista przed założeniem Soen był frontmanem przyjemnie brzmiącego rockowego zespołu Willowtree. Wydał z nim dwa albumy. Jego ciepła, wcześniej wspominana barwa głosu sprawia, że progresywna grupa nabiera bardzo charakterystycznego, niepodrabialnego charakteru. Muzyk świetnie brzmi na żywo, co osobiście sprawdziłam dwukrotnie w 2019 roku na dwóch koncertach grupy w ramach festiwalu Prog in Park oraz koncertu promującego płytę „Lotus”. Brzmienie jego głosu to miód dla duszy, a kompozycje „Imperialu” to idealny podkład dla jego możliwości.
- Lars Åhlund to szwedzki multi-instrumentalista. Poza klawiszami gra również na saksofonie i gitarze. Jego możliwości muzyczne nie skupiają się tylko na metalu i szeroko rozumianej cięższej muzyce. Jest również członkiem jazzowego zespołu The Jolly-Boat Pirates. Smaczki, które występują w jego wykonaniu na płycie „Imperial” sprawiają, że jest ona ciekawsza i bardziej urozmaicona.
- Cody Ford to kanadyjski wykonawca występujący z Soen dopiero od 2018 roku. Na koncie z muzykami zespołu ma album „Lotus” oraz oczywiście dzisiejszy „Imperial”. Wcześniej współpracował z technical death metalowym zespołem Killitorous. Dodatkowo był gitarzystą i wspierającym wokalistą projektu w stylu post rockowym – No Mistakes In Space. Swoją drogą – bardzo klimatyczna muzyka, którą przy okazji polecam. Niestety, nagrali tylko jeden króciutki mini-album, ale i tak warto się z nim zapoznać. Na „Imperial” gra pierwsze skrzypce wraz z perkusją i wokalem. Podobnie jak Martin, nadaje płycie swoją grą żywotności i mocy.
- Oleksii 'Zlatoyar’ Kobel to nowy basista zespołu. Po trasie promującej płytę „Lotus” były basista – Stevie Di Giorgio, poinformował kolegów, że to jego ostatnie chwile w grupie. Była to duża strata dla reszty muzyków, gdyż Stevie odznaczał się ogromnym doświadczeniem grając wcześniej w zespołach takich jak Death, Testament, Sebastian Bach, Iced Earth, Autopsy, Obituary czy Control Denied. Soen dosyć długo szukał zastępcy, aż trafił na Zlatoyara – ukraińskiego muzyka, którego technika jest bardzo zaawansowana i który szybko odnalazł się wśród twórców zespołu.
Jakie są moje wrażenia po odsłuchaniu płyty „Imperial”?
Bez owijania w bawełnę mogę stwierdzić, że płyta jest świetna. To jest naprawdę dobrze zagrany kawał progresywnego metalu z różnymi wariacjami. Kompozycje są proste, ale nie prostackie. Ich technika i poziom zaawansowania w brzmieniu jest wysoki, a wtórujący melodiom wokal idealnie dopełnia całości. To płyta, która przypaść do gustu powinna każdemu. Nawet tym, którzy na co dzień nie są największymi fanami metalu progresywnego.
Album jest uniwersalny, gdyż obecności progresywnego grania oczywiście nie można zaprzeczyć, ale nie jest on na tyle zawiły, by jednoznacznie i pretensjonalnie wbijał się słuchaczom w umysł. To wydawnictwo to dla mnie swoista mieszanka progresywnego metalu z hard-rockiem i po prostu balladami o rockowym zacięciu. Zatem każdy może tu znaleźć coś dla siebie i to sprawia, że płyta ta osiąga miano wszechstronnej.
Album z jednej strony zostawia niedosyt, że tak szybko się kończy, a z drugiej – daje uczucie satysfakcji po przesłuchaniu. Tutaj nie ma strat, są same wygrane. Soen pokazał coś nowego, coś ostrzejszego, o większym zacięciu i moim zdaniem wyszło mu to na dobre. Osobiście uważam, że to najlepsze, co stworzyli spośród wszystkich wydanych dotychczas albumów.
Kreatywność Soen nie tylko w kompozycjach
Fani znają zapewne wszystkie ich płyty, a tym samym obyci są z ich okładkami. Nie da się ukryć, że pomysłowość każdej z nich jest warta uwagi. Oprawa graficzna „Cognitive” jest na tyle ciekawa i zarazem delikatna, że nadaje się do wydrukowania na dużym formacie i powieszenia na ścianie zamiast obrazu.
To samo można powiedzieć o „Tellurian”, choć tę proponowałabym bardziej ludziom lubiącym ekscentryzm i kontrowersję w sztuce. Ostatnie trzy wydawnictwa: „Lykaia”, Lotus” i „Imperial”, są już mniej ekstrawaganckie, choć w „Lotusie” można zauważyć pewne jednoznaczne symbole.
„Imperial” jest dla zespołu bardzo ważnym elementem ich dyskografii oraz całokształtu muzycznej działalności. Twórcy albumu podchodzą do sprawy bardzo osobiście.
Zawsze będziemy zespołem, który będzie walczył o wolność i wszystkie ważne kwestie w życiu. Musimy zadać sobie ważne pytanie: „Co my do cholery robimy w naszym życiu i gdzie się podziała empatia?! Dlaczego tak zaciekle próbujemy się zniszczyć jako gatunek?”.
Znajdujemy inspirację w fakcie, że świat staje się coraz bardziej spolaryzowany, złożony i nie szuka ugody ani porozumienia wśród ludzi. Próbujemy dowiedzieć się jak to wpłynie na nas wszystkich w przyszłości.
Żmija obecna na okładce tej płyty może być zatem symbolem tej chciwości, zachłanności i obłudy w świecie, o których traktuje niejako każda piosenka na tym albumie.
Ostatnie słowa na temat nowej płyty Soen
Reasumując, „Imperial” jest najbardziej dynamicznym i zaciekłym albumem w dorobku zespołu, co jego twórcy sami potwierdzają. Nie da się temu zaprzeczyć. Wiele grup często opisuje swoje nadchodzące albumy jako „najpotężniejsze wydawnictwo w historii zespołu”, a potem kończy się to tym samym odgrzewanym kotletem, co w przypadku poprzednich wydań.
Soen naprawdę zrobił coś szczególnego, co zasługuje na wyróżnienie. Jest to bardzo dobra, nieskomplikowana, ale też nietuzinkowa płyta, która zwraca uwagę słuchacza od pierwszych dźwięków. Wyniosła zespół na inny poziom i przebranżowiła nieco jego dotychczasowy styl, w którym odnajduje się on tak samo dobrze, jak w przypadku poprzednich wydawnictw.
To płyta warta poświęcenia jej tych 42 minut. A może potem kolejnych 42, tak na wszelki wypadek, gdybyśmy zgubili skupienie w trakcie pierwszego odsłuchu i pominęli ważne elementy kompozycji.
Osobiście nie mogę się doczekać koncertu, który rzekomo ma odbyć się pod koniec roku w ramach trasy promującej tę płytę. Co z tego wyjdzie – zobaczymy. Ja przynajmniej mam dostatecznie dużo czasu, by nauczyć się wszystkich tekstów na pamięć i w dniu koncertu najgłośniej wykrzykiwać te słowa pod samą sceną.
Soen – Imperial (2021)
Lista utworów:
1. Lumerian
2. Deceiver
3. Monarch
4. Illusion
5. Antagonist
6. Modesty
7. Dissident
8. Fortune
2 komentarze
Przed Zlatoyarem w zespole grał jeszcze Stefan Stenberg ?
Gratuluję bardzo dobrej recenzji. Długość, a w tym przypadku krótkość płyty nie musi być jej wadą. Po przesłuchaniu jest niedosyt i tym chętniej do niej wracam. Jako całość to mój ulubiony album Soen.
Jedyny zgrzyt mam przy „Illusion”, który w jakiś sposób kopiuje „Lotusa”. Intrygujący rhodesowy wstęp i nagle dźwięki, jak z poprzedniej płyty. Zbyt podobna melodyka, aranżacja, nawet tonacja ta sama. Ale żeby z każdą płytą były tylko takie problemy 🙂
Zwraca uwaga bardzo dobra produkcja, nawet przy średnich słuchawkach rzuca się w uszy bardzo szeroka scena i wyważony balans basów i wysokich tonów. Jedynie bębny brzmią nieco sucho i można by je lekko cofnąć.