Pamiętacie chłopaków z Toughness? Oczywiście, że pamiętacie – nawet jeśli nie jesteście fanami, to część z was na pewno widywała ludzi postujących ich muzykę na naszej grupie, bądź moją recenzję „The Prophetic Dawn”. Teraz młodzi Puławianie powracają ze swoim drugim długograjem, by ponownie zaskoczyć polskie podziemie.
Oczywiście tych, co nie czytali moich wypocin o „The Prophetic Dawn” – zapraszam do przeczytania recenzji. Swego czasu gdzieś skubnąłem również relację z koncertu w Voodoo Club z lutego 2023 roku, jeśli chcecie to również obadajcie.
Obawiam się jednak, że ze względu na roszady w składzie i bogatszy repertuar tej ekipy, moje wrażenia z koncertu zdecydowanie się przedawniły. Jeśli jednak znacie opinie o „The Prophetic Dawn”, zaparzcie sobie kawusi i zapraszam na całkiem obszerne pitolenie o ich najnowszym dziecku, „Black Respite of Oblivion”.
Dalszy ciąg przygód Puławian z Toughness
Wrzesień 2022. Gdy już Godz ov Var Productions wydaje debiut w formie fizycznej, zespół rusza na kilka koncertów po Polsce, grając głównie w okolicah Lublina, Dolnego Śląska i Warszawy; między innymi jako support występuje wraz z Convulse i Demilich. Niedługo po tym ostatnim koncercie, Toughness opuszcza jeden z założycieli, perkusista Damian Jaworski.
Rok 2023 w dużej mierze opiera się na promowaniu materiału „The Prophetic Dawn”, jak i na poszukiwaniu stałego garującego. Przez zespół na kilka gigów przewija się Ignacy Zieliński z Hostii; następnie na dłuższy termin dołącza Jerzy Wójcik znany ze współpracy z kilkoma kapelami w podziemiu blackmetalowym, między innymi Sacrofuck.
Z nim na pokładzie wiosną 2023 roku, Toughness zaczyna nieśmiało pracę nad albumem. Powstają pierwsze demówki, ogólny pomysł na utwory (w tym pomysł na singiel z długą nazwą), jak i przewija się tytuł „Black Respite of Oblivion”. Początkowo plan zakłada wydanie nowej płyty na końcówkę 2023 lub początek 2024, jednak już w czerwcu zespół ponownie zostaje bez stałego perkusisty. Prace nad albumem ponownie zostają wstrzymane.
Ostatecznie jesienią 2023 roku pojawia się w szeregach Toughness młody wyjadacz z okolic Lublina, Maciej Granszof; początkowo w celu sprawdzenia się, w listopadzie zostaje ogłoszony stałym członkiem formacji. Z nim kapela kończy ogrywać debiut na koncertach i na wiosnę 2024 roku prace nad „Black Respite of Oblivion” ruszają pełną parą.
Za kulisami robi się zdecydowanie profesjonalniej
Gitary zostają nagrane w Satanic Audio, perkusja i wokale w Santa Studio, Ziemowit swoje partie basowe nagrał samodzielnie w domu. Nad wszystkim czuwał producent Haldor Grunberg; i tak jak wybór producenta jeszcze do niedawna nic mi nie mówił (rozwinę ten wątek w jednej z późniejszych sekcji), tak dostrzegając na liście płac Turkę G. Rantanena uniosłem z zainteresowania brew.
A dlaczego? Turkka jest najbardziej znany ze współpracy z fińskimi formacjami wykonującymi tamtejszy death metal, a jego najbardziej znany artwork znalazł się na albumie „Nespithe” Demilich. Na nowej płycie Toughness gość wykonał pracę w swoim typowym stylu – dużo abstrakcji, dziwadeł w dziwnych (często przaśnych) pozach w otchłani. W książeczce otrzymamy jeszcze więcej kreatur i Turkkowego humoru. Patrzy się na to bardzo przyjemnie, a sam fakt przyłożenia jego ręki do dzieła naszej rodzimej formacji przyprawia o dumę.
Zmieniło się wiele, choć wciąż to Toughness
Przy tej okazji chciałbym jeszcze na chwilę pochylić się nad „The Prophetic Dawn”. Pamiętam swoje trudne początki obcowania z Toughness, to jak próbowałem od tego albumu uciec, mimo że chłopaki zrobili niezłe zamieszanie w naszym rodzimym podziemiu. Ostatecznie krążek udało mi się jako tako polubić, zacząć go tolerować. Mimo, że wymiękłem słuchając tak kreatywnie zagranego death metalu, i tak bym debiutu nie kupił – to nie jest stricte to, co mnie w death metalu jara.
Po przesłuchaniu „Black Respite of Oblivion” zdałem sobie sprawę, że młodzi Puławianie załatwili nam solidny game changer – zespół odchodzi od długich instrumentalnych pasaży, wiejącej doomami ociężałości i dość przewidywalnej, lekko skostniałej konstrukcji utworów. Zamiast tego prezentuje nam bardziej rozmaszysty, acz przystępny i energiczny death metal mający w sobie szczyptę wszystkiego, co w tej muzyce najlepsze.
Recenzja: Deicide – „Banished by Sin”. Nie oceniaj płyty po okładce?
Mnogość zabiegów zaskakuje, a utwory wieją świeżością
Wszystko tu zostało poprawione – kompozycje brzmią dużo bardziej różnorodnie, kawałki są dłuższe, chwytliwsze i bardziej zwarte, do tego pojawiają się zabiegi nieobecne na „The Prophetic Dawn” takie jak groove’y, wysublimowane solówki stanowiące kontrast dla fińskiej brzydoty, gravity blasty, czasem nawet mocne odjazdy w orientalne brzmienia. Zwłaszcza groove brzmi zaskakująco jak na Toughness, w końcu wiele deathmetalowych ekip po przeminięciu lat dziewięćdziesiątych unikało go jak ognia.
Najwięcej się dzieje w pierwszej połowie płyty, gdzie możemy znaleźć najbardziej dopieszczone, najlepiej przemyślane numery – mnogość patentów i kreatywność wylewająca się z takiego tytułowca czy „Embrace the Blackness” zaskakują, zaś brutalne natarcia i srogi wpierdol w „Abominating the Scourge”, czy „Carrion Entrails” zmuszają do sponiewierania samego siebie na koncercie.
Wspominając o groove, najdziwniejszym numerem na drugiej płycie Puławian jest „The Profanity…” będące jednocześnie pierwszym singlem – co ciekawe, choć utwór zostal przez groove zdominowany, to nie brzmi tak mdle jak przeciętne, przerżnięte tego typu granie z lat dziewięćdziesiątych – średnie tempa fajnie współgrają z blastowaniem, do tego jeszcze ten logiczny połamaniec z nutką przaśności w stylu Demilich – tak pysznie to ze sobą współgra, że aż chce się kilka razy włączyć „replay”.
Czy są jakieś niedociągnięcia? Ależ proszę bardzo!
Druga połowa albumu „Black Respite of Oblivion” przeszła dużo bardziej przyziemnie, niż pierwsze 20 minut wpierdolu – choć Toughness dalej stara się zainteresować słuchacza czym może, to daje się odczuć, że chłopaki już nieco wypsztykali się z pomysłów; od czasu do czasu zdarza się, że wkrada się monotonia (np. na „From the Shroud of Human Disgrace”, czy „Vile Unrelenting Miscreancy”).
I tak jak ten pierwszy wciąż zawiera takie smaczki jak przyjemne, odjechane partie basowe Ziemowita, tak ostatni numer wydaje mi się napisany tylko po to, by czymkolwiek zamknąć płytę. Jedyne czym może się wyróżnić, to chyba tylko fajnie brzmiącymi partiami wokalnymi, ale to tyle.
Toughness to przede wszystkim kwartet uzdolnionych chłopaków
Progres chłopaków jest dostrzegalny gołym okiem – chłopaki z Toughness nie tylko intensywnie doskonalili swoje umiejętności i uczyli się na swoich błędach, ale też zdarzało im się stosować dosyć nieszablonowe zabiegi podczas nagrywek. Ci bardziej wnikliwi obserwatorzy Tougnhess mogli dostrzec już na etapie debiutu, że ekipa ma potencjał i chce się rozwijać. Cały czas dokonują analizy tego, co w ich muzyce może nie grać.
Jako, że przy jednej z wcześniejszych sekcji udało mi się wspomnieć o progresie kompozytorskim i umiejętnościach gry duetu gitarowego, wypadałoby też nieco opowiedzieć o wokalach – Bartek brzmi z grubsza tak samo jak na debiucie; dużo tu demilichowego bekania, choć nie tak wyrazistego jak u Anttiego Bomana na „Nespithe”.
Lider formacji postanowił jednak urozmaicić swoje growle o drugą ścieżkę, czasem spokojniejszy ton. Do tego zaproszono do współpracy Willa Smitha znanego z Afterbirth, by od czasu do czasu swoim dużo bardziej wyrazistym, fińsko brzmiącym gutturalem udoskonalił partie wokalne dwójki Toughness. Myślę jednak, że to tylko kwestia czasu, aż Bartek sam zacznie wydobywać z siebie równie obrzydliwe ryki.
Bas Ziemowita bywa lekko zastanawiający – początkowo myślałem, że bardziej zwarta konstrukcja utworów zmusi muzyka do utemperowania się. Wsłuchując się głębiej można jednak usłyszeć, że jest to ten sam Ziemowit, co na debiucie – zainspirowany muzyką jazzową, spuszczony ze smyczy i w swoim świecie marudujący, czasem współgrający z głównym motywem by dać nam odrobinę oddechu.
Jednak tym razem w porównaniu do reszty ścieżek, bas brzmi… introwertycznie. I mogły mieć na to wpływ samodzielne nagrywki Ziemowita w domu, by móc w spokoju przeanalizować cały materiał, dostosować się do niego i bez żadnych zahamowań przelać swoje uczucia na instrument. Wnioskuję, że przy tej niezależnej sesji nagraniowej, chłopak nałogowo ćpał jazz.
Największym zaskoczeniem jest jednak nowy nabytek chłopaków, Maciej Granszof – młody pałkier, który swoim młodzieńczym zapałem i chęcią podboju deathmetalowej sceny świetnie dopasował się do reszty składu. Niech was nie zwiedzie jego krótki staż na scenie, Maciek za perką to niszczycielska maszyna – mimo, że zwykle porusza się w średnich tempach, to jednak zaskakuje precyzją i wyrafinowanymi partiami w bazowych riffach. Często również sobie pozwala na blastowanie, wśród których nowością są gravity blasty al’a Flo Mounier!
Czemu Maciek jest tak wielkim zaskoczeniem? Przede wszystkim jest najmłodszy z całego składu, a jednocześnie wydaje się najstabilniejszym perkusistą z którymi Toughness współpracowali – do tego tempo szlifowania jego umiejętności przyprawia o zdumienie. Chłopak gra od mniej więcej 14 roku życia mając 17 lat, a wzbogacił zespół o całkiem solidną porcję wspomnianych aranżacji perkusyjnych. Bez niego zapewne „Black Respite of Oblivion” byłoby dużo uboższe pomysłowo.
Mądra produkcja ze sporą dawką twórczej wolności
Ekipa z Godz ov Var Productions załatwiła Puławianom do wyprodukowania ich drugiej płyty Haldora Grunberga – producenta znanego ze współpracy z takimi formacjami jak Behemoth, Blaze of Perdition, Black Altar, Dopelord, Gruzja… no ogólnie mówiąc, chłop wyprodukował całą masę albumów w krótkim czasie. Do tego współpracował z wieloma kapelami, co tylko świadczy o jego renomie.
I jak słychać, bawiąc się w miksowanie „Black Respite of Oblivion” nie zawiódł. Odsłuchując nagrany materiał na nową płytę, obrał zupełnie inną taktykę niż poprzednik, Łukasz Szuszko – nagłośnione przez niego ścieżki są wystarczająco klarowne i mięsiste, byśmy nie przegapili żadnego zawartego przez zespół smaczku, ale jednocześnie nieco trąciły tym fińskim brudem i zgnilizną, choć nie tak intensywnie jak poprzednik.

2 komentarze
Opisanie zespołu jako 'Puławianie’ chyba trochę mija się z prawdą XD
Obecnie tylko jeden czlonek jest z puław
Czyta się miło, ale na miłość boską po cholerę tyle reklam? Co akapit wstawka na temat ram okiennych czy innego syfu. Przesada
Niekoniecznie. Wydaje mi się, że każdy zespół ma swoją siedzibę, miejsce założenia… w przypadku Toughness są to akurat Puławy. Przynajmniej ja tak na to patrzę.
Dzięki za miłe słowa, staram się jak najrzetelniej podejść do swojej roboty. Ale niestety na wysyp reklam nie mam wpływu, domena nie jest moja i to nie ja ustalam stricte treści, jakie tutaj się pojawiają. Gdyby to ode mnie zależało, to umieszczałbym wyłącznie odnośniki do innych postów i recenzji. Pozdrawiam cieplutko!