Bez owijania w bawełnę – nigdy nie należałem do grona fanów Trivium. Co więcej – ich muzyka w żaden sposób nie potrafiła mnie zainteresować. Nie czekałem na nowy album i nie odliczałem godzin do jego premiery. Gdy dowiedziałem się, że stoi przede mną wyzwanie w postaci zrecenzowania najnowszego dzieła panów z Florydy, zatytułowanego „In Waves” – z przerażeniem włączyłem płytę i zacząłem „konsumpcję” zawartych na niej dźwięków. Marszowe intro przechodzi w utwór tytułowy, który został wybrany na pierwszy oficjalny singiel. Jest dobrze. O dziwo, naprawdę dobrze! Srogi wrzask i metalcore’owe, rwane riffy (nasuwające skojarzenia z najnowszym longiem rodzimego Frontside). Mija jednak zaledwie pół minuty i przypominam sobie co gryzie mnie w muzyce Amerykanów – zbyt dużo łagodnych melodii i czystego śpiewu Matta Heafy’ego.
Moim, skromnym zdaniem – wyrzucenie części tych melodii i dodanie mocnych, agresywnych partii wokalnych dobrze wpłynęłoby na całość płyty.
Bo gdy Trivium gra ciężko i agresywnie a wokalista zdziera gardło – jest naprawdę czadowo. Nie można odmówić profesjonalizmu instrumentalistom – sekcja rytmiczna napędzana duetem Paolo Gregoletto – Nick Augusto (który za garami kapeli z Orlando siedzi od roku) daje czadu; gitarzyści prześcigają się w solówkach, proponując od czasu do czasu bardzo dobre, techniczne unisona. Do najmocniejszych punktów albumu należą: bezkompromisowy „A Skyline’s Severance”, agresywny „Dusk Dismantled”, potężny „Black” oraz „Caustic Are The Ties That Bind”, „Forsake Not The Dream” i „Drowning In Slow Motion”. Słuchacze dostają ponadto bardzo delikatną balladę: „Of All These Yesterdays”. Momentami melodie i czysty śpiew nie są aż tak uciążliwe (przykładowo: krótki a konkretny „A Grey So Dark” czy „Shattering The Skies Above”). Na deser mamy natomiast całkiem dobry cover Sepultury – „Slave New World” (w wydaniu limtowanym, rzecz jasna).
Abstrahując od bardzo wielu irytujących mnie melodii i mnogości czystego śpiewania (bo to może przecież mieć swoich zwolenników, ponadto – nie w każdym utworze melodie są drażniące) – album jest bardzo długi (wydanie kolekcjonerskie trwa ponad godzinę)! Zbyt wiele jak na mój gust i… wytrzymałość. Wyznacznikiem dobrego albumu nie powinna być jego długość, a zawarty na nim czad i bezkompromisowość (vide „Reing in Blood” wiadomego zespołu). Na zwykłą wersję „In Waves” składa się 13 wałków, na limitowaną – aż 18… Może wiernych i oddanych fanów takie natężenie ucieszy i wynagrodzi im trzyletnie oczekiwanie na nowy materiał – dla mnie to za dużo.
Z nową płytą Trivium jest trochę tak jak z nowym Morbid Angel – gdyby się człowiek uparł, wybrałby kilka dobrych utworów i zmontował z nich album – w całości jest nieprzyswajalny, przynajmniej dla mnie. I choć ta płyta na pewno odbije się szerokim echem w metalowym świecie, a porównań do Avenged Sevenfold czy Bullet For My Valentine nie będzie końca – mnie kwartet nadal nie przekonał do swej twórczości. Podsumowując – w wersji 18-utworowej, album prawie w ogóle do mnie nie przemawia; w wydaniu podstawowym – jest trochę lepiej, jednak przez swą długość, „In Waves” potrzebuje dużo czasu żeby przekonać przeciętnego słuchacza do swej wartości. Fani łykną nowe dzieło swych ulubieńców bez przepitki, malkontentów (vide: niżej podpisany) czeka ciężka przeprawa. Koniec końców – każdy powinien znaleźć w tym (przy) długim albumie coś dla siebie.
Track lista:
01. Capsizing The Sea
02. In Waves
03. Inception Of The End
04. Dusk Dismantled
05. Watch The World Burn
06. Black
07. A Skyline’s Severance
08. Ensnare The Sun
09. Built To Fall
10. Caustic Are The Ties That Bind
11. Forsake Not The Dream
12. Drowning In Slow Motion
13. A Grey So Dark
Autor: Tomasz Kulig
Data publikacji: 2009
1 komentarz
Visitor Rating: 4 Stars