RECENZJE

Recenzja: Vader – „Solitude in Madness”

Okładka Vader "Solitude in Madness" (2020)
Koncert zespołu Faun

Najnowsza płyta zespołu Vader jest – zdradzam od razu, potem uzasadnię – naprawdę solidna. Choć będę w stanie zrozumieć, że niektórzy się nią wprost zachwycą, a inni tylko wzruszą ramionami. Dużo zależy tu od stosunku do całej dyskografii tej kultowej kapeli znad Wisły. Jeśli Twoja półeczka ugina się od wszystkich krążków Vadera, wówczas „Solitude in Madness” łykniesz bez popitki i przyjemnie Ci się potem odbije. Jeśli jednak twórczość zespołu ni ziębi, ni parzy lub zdążyłeś znudzić się dokonania Petera i spółki, wówczas również obok najnowszego wydawnictwa Vadera raczej przejdziesz obojętnie. Wszystko dlatego, że Vader w gruncie rzeczy się nie zmienia.

Nowa płyta Vadera brzmi świetnie!

Zacznę nietypowo, bo od oceny walorów technicznych płyty, a konkretniej jej brzmienia. Z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, że wokół nagrywania tej płyty pojawiło się sporo informacji, o tym, że Vader wraca do korzeni. „Solitude in Madness” – podobnie jak debiutancki album jeszcze w ubiegłym tysiącleciu – nagra w studiu w Anglii.

Nie wiem, na ile muzykom udało się uchwycić emocje z nagrywania pierwszej płyty. Jednak osoba odpowiedzialna za pokrętła na konsolecie zdecydowanie odwaliła kawał dobre roboty. Nowa płyta Vadera brzmi po prostu świetnie! Jest bardzo selektywna, nie ma efektu ściany dźwięku. Riffy, perkusja, wypełniający tło bas – to wszystko jest idealnie wyważone. Po prostu klasa światowa!

Do tego świetnego brzmienia swoje trzy grosze dołożył także Peter ze swoimi wokalami. Nigdy nie był on dogmatycznym death metalowym gardłowym, który uznawał tylko growl i na „Solitude in Madness” również prezentuje bardzo szeroki wachlarz technik wokalnych. Jest złowrogi krzyk, jest niemal melodeklamacja, jest skandowanie. Oczywiście wszystko to ma wspólny death metalowy mianownik i wcale nie oznacza, że Peter mógłby pójść z takim repertuarem na festiwal piosenki aktorskiej, ale na tle często dość jednowymiarowych wokalistów śmierć metalowych jest to na pewno ciekawy zabieg, który zdecydowanie ożywia styl Vadera.

Przeczytaj inne nasze recenzje:

Vader, czyli death metal z thrashowym twistem

Celowo nie zacząłem omawiania muzyki od kompozycji, bo te, jak już było wspomniane, Vader trzyma na stałym dość wysokim poziomie i nie inaczej jest tym razem. Kolejne płyty zespołu nie przynoszą rewolucyji stylistycznej czy większych zmian w brzmieniu. Ot, co najwyżej inaczej porozkładane są akcenty tej death metalowej układanki. Na „Solitude in Madness” można bez trudu dostrzec, że zespół poszedł w stronę nieco łagodniejszego brzmienia. Choć to trzeba wziąć rzecz jasna w duży cydzysłów, bo to nadal Vader.

Wiele utworów ma thrashowy charakter w całości lub w znacznych fragmentach. Tak jest chociażby w „Sanctification Denied”, „And Satan Wept” czy zamykającym album „Bones”. Zdecydowanie najprzystępniejszym numerem na płycie jest natomiast „Emptiness”, który jednak nie jest do końca nowością, bo pojawił się na EP-ce „Th Messenger” z 2019 roku. Kawałek jest wręcz klasycznie heavy metalowy, a solówka to najprawdziwszy hard rock. Naprawdę nieźle się tego słucha, ale jestem w stanie zrozumieć, że fani Vadera oczekujący krwi, potu i łez mogą jednak oczekiwać nieco innej estetyki.

Z drugiej strony na „Solitude in Madness” są prawdziwe death metalowe ciosy, które wybijają zęby i gruchoczą kości. Takim bez wątpienia jest zaczynające cały album „Shock and Awe” czy następne „Into Oblivion”.

Vader coveruje Acid Drinkers

Vader lubi grać covery i często to robi. Nie inaczej jest na „Solitude in Madness”. Tym razem wziął na warsztat kawałek Acid Drinkers „Dancing in the Slaughterhouse” z płyty „Infernal Connection”. Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia. Z jednej strony łupnięcie jest naprawdę konkretne, a samego numeru słucha się bardzo dobrze. Z drugiej strony jednak jest w tym zasługa przede wszystkim oryginalnej kompozycji, która jest jedną z najcięższych i najwścieklejszych w repertuarze Acidów.

Vader właściwie odegrał ją, dodając tylko nieco swojego charakteru. I z jednej strony trzeba to doceniać, bo to szacunek dla oryginału. Może dzięki temu szersze grono, zwłaszcza zagranicznych fanów będzie miało okazję zapoznać się z Acid Drinkers. Z drugiej strony jednak nie obraziłbym się gdyby, Vader dodał więcej siebie – żeby była to interpretacja utworu innego zespołu, a nie zwykły cover. To jednak subiektywne zdanie – dla jednych z pewnością wierność pierwotnej wersji też jest wartością.

„Solitude in Madness” – po prostu kolejna płyta Vadera

30 minut, które trzeba poświęcić, żeby zapoznać się z nową płytą Vadera, mija bardzo szybko. „Solitude in Madness” na pewno nie męczy i nie nuży, ale jednocześnie nie przyprawia też o szybsze bicie serca. Vader to zespół niezwykle solidny. W świecie death metalu można porównać z całą pewnością jego status do na przykład Motorhead. Tak samo jest to zespół o wielkim dorobku, który jednak zamiast na poszerzanie muzycznych horyzontów bardziej stawia na konsekwencje i szlifowanie swojego rzemiosła. Nawet jeśli wydaje się, że osiągnął już w nim mistrzostwo.

Cenię taką postawę. Jednocześnie, gdybym miał oceniać płytę „Solitude in Madness” jako całkowicie niezależne wydawnictwo, bez całego bagażu blisko 40 lat kariery Vadera, podobałaby mi się ona bardziej, niż jako kolejna pozycja w dyskografii. W tej drugiej sytuacji mam poczucie, że gdzieś już te dźwięki słyszałem. Są to jednak niezłe dźwięki, więc aż tak bardzo mi to nie przeszkadza.

Oficjalna strona zespołu Vader: http://www.vader.pl/

Płyta Solitude in Madness zespołu Vader
Vader – Solitude in Madness (2020)

Tracklista „Solitude in Madness”

1. Shock And Awe
2. Into Oblivion
3. Despair
4. Incineration Of The Gods
5. Sanctification Denied
6. And Satan Wept
7. Emptiness
8. Final Declaration
9. Dancing In The Slaughterhouse
10. Stigma Of Divinity
11. Bones

Podobne artykuły

Recenzja płyty „Chen” zespołu Kły, czyli album inny niż dotychczas

Marta Trela

Recenzja: Static X – „Project Regeneration Vol.1”

Miłosz Śmiałek

Prowokacyjna, obrazoburcza, wspaniała – recenzja „I Loved You At Your Darkest” Behemotha

Szymon

9 komentarzy

Marek 7 maja 2020 at 22:51

Ogólnie zawiedziony jestem. Pierwszy utwór zwiastował bezkompromisowy powrót do korzeni, tymczasem dostajemy kontynuację poprzednika. Bardzo mi przeszkadzają te thrashowe wpływy, które już przy „The Empire” przyprawiały mnie o białą gorączkę. Jak widać pan Wiwczarek się starzeje, a ja od Vadera oczekuję łomotu jak z pierwszych płyt. Chyba jednak nie ma na to co liczyć.

Odpowiedz
Khargh 13 maja 2020 at 23:11

Niestety Vader nigdy do mnie nie przemawiał, maloprzekonywujacy Peter , teraz jeszcze cover poserow z Acid D. ,no i te badziewne okładki.

Odpowiedz
Name 15 maja 2020 at 17:06

9/10

Odpowiedz
GrubyMefisto 17 maja 2020 at 12:43

Mnie się podoba.

Odpowiedz
MRock 16 listopada 2022 at 15:27

co uszy to opinia. Death metal to nie jest mój ulubiony gatunek, ale słucham co się w nim dzieje i ta płyta naprawdę miażdży. Lepsza od kilku poprzednich albumów, która miały dużo thrashu. Ta płyta wydaje mi się, że jest rasowym deathem. Z upływem czasu doceniam ją coraz bardziej. Brzmienie, wokal – najwyższa klasa światowa. Kompozycyjnie bardzo dobrze, różnorodnie, ale bez nudy. Płyta mogłaby być tylko trochę dłuższa. Za szybko się kończy. Mnie Peter przekonał, że to powrót to dzikich czasów.

Odpowiedz
Marcin 28 września 2023 at 18:19

Muzycznie jest dobrze ale już nie wyrabiam z tymi tytułami i okładkami. Jak miałem 16 lat to może mnie to przekonywało ale teraz zajeżdża mi to tanimi, mocno ogranymi w metalowym światku, klimatami, To sie odnosi zresztą do sporej ilości zespołów metalowych i ich płyt. Takie horrorki klasy B.

Odpowiedz
PI Grembowicz 16 lutego 2024 at 13:02

Racja.
Faktycznie.
Pełna zgoda.
Real Life of Music

Odpowiedz
Michał 14 lutego 2024 at 17:47

Zajebisty album. Jest moc. Acid Drinkers to zespół mojego dzieciństwa więc tym bardziej doceniam ten cover. Niewiele jest bandów na tym świecie, które dalej grają death metal z odczuwalnymi latami 80-tymi. Imho Vader to elita, co tylko udowodnił Max Cavaliera grając z Peterem Troops Of Doom. ?

Odpowiedz
ernest 15 lutego 2024 at 16:39

na zywo na trasie z De Profundis jak zaczeli grac nowe kawałki z tego albumu to był przeskok o jedną ligę. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie jaka jest różnica pomiedzy tym a kawakami sprzed 30 lat. na żywo gitary to Żyleta.

Odpowiedz

Zostaw komentarz