RELACJE

Hellenic Heavy Rock. Relacja z koncertu zespołu Planet of Zeus

Planet of Zeus w Warszawie
Koncert zespołu Faun

Ostatni weekend w Warszawie obfitował w koncerty spod znaku szeroko pojętego ciężkiego grania. Dzięki uprzejmości agencji Winiary Bookings nasza redakcja miała okazję uczestniczyć w występie heavy rockowego zespołu Planet of Zeus z Grecji, który odbył się 21 marca w VooDoo Club, i przygotować dla Was relację z niego.

Czytaj też: Suffocation zagrali w Warszawie. Czy zespół dowiózł?

Las Trumien, czyli polska bestia na rozgrzewkę

Zanim na scenie zameldowali się weseli rock’n’rollowi Ateńczycy z Planet of Zeus, o godzinie 19:30 wieczór rozpoczęli rodzimi specjaliści od opowieści ponurych i dołujących – sludge/doom metalowa bestia pod nazwą Las Trumien. Jestem ogromnym fanem tego wrocławsko-katowickiego kolektywu i przyznam szczerze, że to nie gwiazda wieczoru, ale właśnie ich obecność w składzie imprezy przekonała mnie do ruszenia się w piątek do VooDoo. Zwłaszcza że ostatni raz widziałem Las na żywo w zeszłym roku, jeszcze przed wydaniem najnowszej płyty „Budowniczowie grozy”, trzeba zatem było sprawdzić jak prezentuje się ten materiał w wersji koncertowej.

Właśnie od „Budowniczych” panowie zaczęli występ, konkretnie zaś od numeru „Trupie rozmówki”, krótkiego hardcore punkowego strzału, który jest chyba najszybszym utworem w całej ich dyskografii. W ciągu kolejnych 45 minut poleciał przekrój przez pięcioletnią karierę zespołu i pięć jego wydawnictw studyjnych – z każdego zaprezentowano co najmniej jeden kawałek. Po dynamicznym otwarciu panowie trochę zwolnili i wlali w uszy publiczności sporo sludge/doomowej smoły, z której są najbardziej znani. Usłyszeliśmy więc choćby „Bandaże i szmaty” z debiutanckiej EP-ki, „Króla w Złotej Rękawiczce” z pierwszego longa, a z nowszych materiałów np. „Irrumatio”, „Złe wieści” czy jeszcze kilka utworów z ostatniej płyty.

Świetnie to wszystko brzmi na żywo, a inspirowane prawdziwymi wydarzeniami historie o psychopatach, snute przez wokalistę Wojtka Kałużę, w połączeniu z jego prezencją sceniczną doskonale uzupełniają warstwę instrumentalną. Występ Lasu Trumien zakończył epicki ośmiominutowy „Synod trupi”, mój ukochany numer tej kapeli, którego wolny, walcowaty riff i przytłaczający tekst robią niesamowite wrażenie zawsze i wszędzie. Pamiętajcie – śmierć niczego nie zmieni, wszyscy będziemy sądzeni.

Planet of Zeus, czyli rockowa energia ze słonecznej Grecji

O godzinie 20:30 z zatęchłych piwnic, brudnych melin i zakrwawionych cel przenieśliśmy się na słoneczne, radosne i wyluzowane południowe wybrzeże Europy. Gwiazda piątkowego wieczoru, Planet of Zeus, swoją muzykę nazywa heavy rockiem i jest to bardzo prawdziwe oraz adekwatne określenie. Nie jest to bowiem hard rock, jaki powszechnie kojarzymy z kapelami z lat 70., a granie osadzone co prawda w rock’n’rollu, ale nowocześniejsze i mocno dociążone oraz zabrudzone, stąd przedrostek „heavy” jest jak najbardziej na miejscu. Stylistycznie Grecy dryfują gdzieś pomiędzy Foo Fighters i Queens of the Stone Age, czerpiąc inspiracje zarówno z klasycznego rocka, metalu, jak i grunge’u czy stonera. I o ile nie jest to muzyka, w której gustuję na co dzień, to w warunkach koncertowych siada ona jak złoto!

Planet of Zeus promują obecnie swój najnowszy album „Afterlife” i najwięcej utworów z tej właśnie płyty zaprezentowali w VooDoo Club. Występ rozpoczął się od „Baptized in His Death” i „Step On, Skin Off”, dwóch dynamicznych, energetycznych bangerów, które podobnie jak koncert, otwierają też ostatni krążek Ateńczyków. Publiczność ruszyła do zabawy pod sceną, a zespół kontynuował prezentację swojego nowego materiału, przeplatając go starszymi przebojami, jak ciężki, potężny „The Great Dandolos” czy punkujące „All These Happy People”. Po ponad godzinie grania zakończyli podstawowy set klimatycznym hymnem „Loyal to the Pack” i zeszli ze sceny, aby po chwili wrócić jeszcze na dwa bisy.

Tak jak wcześniej wspomniałem, normalnie nie gustuję w takim graniu, jakie jest domeną Planet of Zeus, ale trzeba przyznać, że panowie na żywo wypadli bardzo dobrze. Zaserwowali warszawskiej publice solidną dawkę prostego, wesołego, energetycznego rock’n’rolla z dobrym wokalem i odpowiednio rozkręconym gitarowym przesterem. Metalu ci panowie może nie grają, ale nawet ortodoksyjny metalowiec jest w stanie zawiesić ucho na ich naprawdę przyjemnej muzyce, a podczas koncertu z satysfakcją obserwować czystą radość, jaka bije od tego kwartetu ze sceny. Świetny kontakt z publicznością, świetne brzmienie, po prostu świetny występ!

Lokal, organizacja i frekwencja na koncercie

Na samym wstępie niniejszej relacji wspomniałem o obfitej ofercie koncertowej, jaką dla fanów metalu i okolic miała tego dnia Warszawa.W Proximie odbywała się progresywno-deathowa uczta z udziałem m.in. Rivers of Nihil i kultowego Cynic, w klubie Odessa startował dwudniowy maraton tradycyjnego heavy metalu, czyli Helicon Metal Festival, zaś tuż za ścianą, na drugiej sali VooDoo Club występował austriacki klasyk gotyku i EBM, Nachtmahr. W tym kontekście warto odnotować naprawdę solidną frekwencję podczas koncertu Planet of Zeus. Występu Lasu Trumien nie obserwował może jakiś wielki tłum, za to na Grekach sala była już całkiem mocno nabita. Przy tak silnej konkurencji to duże zaskoczenie na plus, bo naprawdę nie spodziewałem się w VooDoo tylu osób w piątkowy wieczór.

Sam klub oraz organizator, czyli agencja Winiary Bookings, również dali radę, podobnie jak publika i występujące zespoły. Impreza przebiegła bez żadnych opóźnień i problemów technicznych, a nagłośnienie i oświetlenie stały na tradycyjnym dla VooDoo dobrym poziomie. Odpowiadający za lampy Wolfram Lighting to klasa sama dla siebie, jeden z najlepszych koncertowych „świetlików”, jakich znam, który oświetleniem sceny potrafi doskonale podkreślić to, co dzieje się na niej. A działo się tego wieczoru dużo i działo się dobrze.

Podobne artykuły

Relacja: Testament, Annihilator, Death Angel – Warszawa, 15.11.2017

Albert Markowicz

Relacja: Transgresja – Klub Latawiec, Będzin, 02.03.2019

Paweł Kurczonek

Relacja z koncertu Queensrÿche w Warszawie (25.02.25)

Piotr Żuchowski

Zostaw komentarz