RELACJE

Relacja z koncertu Metalucifer i Omen (13.10.23). Wielkie święto tradycyjnego metalu

Relacja z koncertu Metalucifer w Polsce
Koncert zespołu Faun

Piątek 13-tego zdecydowanie nie był w tym miesiącu pechowy, przynajmniej dla polskich maniaków oldschoolowego heavy metalu. W tym dniu po raz pierwszy w historii zagrał w naszym kraju japoński zespół Metalucifer, a wraz z nim wystąpili Amerykanie z Omen i dwa polskie składy: Metallus i Night Lord. Dla niektórych fanów nad Wisłą był to jeden z najbardziej wyczekiwanych metalowych koncertów tego roku. Czy zespoły sprostały oczekiwaniom? Przekonacie się czytając poniższą relację.

Czytaj też: Dragon i Wolf Spider w Warszawie. Relacja z koncertu (29.09.23)

Impreza miała odbyć się w warszawskim Remoncie, jednak z powodu zakończenia działalności lokalu organizatorzy musieli w ekspresowym trybie znaleźć inne miejsce. Wybór padł na Odessa Club przy ul. Kolejowej w Warszawie. Nie jest to raczej najważniejszy punkt na koncertowej mapie miasta stołecznego i dla wielu osób, które stawiły się na imprezie, była to pierwsza bytność w tym miejscu.

Specyficzne położenie na tyłach Dworca Głównego (nie mylić z Centralnym!) z trochę ukrytym wejściem i klimat rodem z pierwszych rockowych knajp z przełomu lat 90./2000 wywoływały na początku mieszane uczucia. Z drugiej strony trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce na oddawanie hołdu tradycyjnemu metalowi i słuchanie kultowych, choć niekoniecznie bardzo popularnych bandów. Zresztą jakiekolwiek wątpliwości zniknęły, gdy ze sceny popłynęły pierwsze dźwięki.

Metallus – epickie otwarcie wieczoru

Około 18:40, czyli 10 minut po planowanym rozpoczęciu imprezy, na deskach klubu Odessa zameldował się stołeczny Metallus. Autorzy najciekawszego w mojej opinii płytowego debiutu tego roku w polskim metalu zaprezentowali na koncercie materiał ze swojego dwupłytowego doom metalowego kolosa “Funeral of the Sun”. Oczywiście nie w całości, bo jako “otwieracz” wieczoru dostali tylko ok. 40 minut, a same kompozycje zespołu do krótkich nie należą. Usłyszeliśmy m.in. “Devil’s Demon”, “The Burning Man”, “Beyond Light and Darkness”, “Odin’s Call” i tytułowy numer z debiutu.

Wszystkie te utwory to epickie doom metalowe hymny, utrzymane w klimacie choćby Candlemass i Cirith Ungol, których logotypy dumnie prezentowały się na koszulkach noszonych na scenie przez członków Metallusa.

Pierwszy raz widziałem ten zespół na żywo zaledwie półtora miesiąca temu, gdy grał jako support przed Tower i Smoulder w klubie VooDoo i zostałem totalnie oczarowany. Potęga, dostojeństwo, swoisty minimalizm środków przy maksymalnie emocjonalnym przekazie – to chyba najlepsza charakterystyka muzyki zespołu. W klubie Odessa zaprezentowali się na większej scenie oraz dla liczniejszej publiczności i niewątpliwie dobrze wykorzystali swoją szansę.

Lekki niedosyt pozostawiła tylko długość setu i fakt, że w związku z tym zabrakło czasu na mój ulubiony utwór Metallusa, “Great Hall of the Battle Hammer Cult” – dwunastominutowe dzieło, łączące w sobie wszystko, co najlepsze w epic doomie i tradycyjnym amerykańskim heavy metalu spod znaku Manowar czy Manilla Road. Mimo uczucia niedosytu muszę przyznać, że wszystko tu zagrało – zespół pokazał klasę, a do pracy oświetleniowca i nagłośnieniowca też nie mogę się przyczepić. Niecierpliwie czekam na koncert z Metallusem w roli headlinera!

[newsletter]

Zespół Metallus
Zespół Metallus

Night Lord – speed metal z problemami

Po krótkiej przerwie na scenie pojawił się drugi z rodzimych składów, które swoimi występami miały rozgrzać publiczność przed zagranicznymi gwiazdami. Podobnie jak w przypadku Metallusa, było to moje drugie spotkanie z Night Lord na żywo. W styczniu, grając w VooDoo przed Savage Master, wypadli nieźle, ale nie zachwycili mnie. W Odessa Clubie zaprezentowali się dużo bardziej przekonująco.

Muzyka Night Lord to oldschoolowy speed metal w duchu Venom (również jeśli chodzi o image sceniczny), ale tym razem zabrzmiała ciężej i dużo bardziej mięsiście, miejscami wręcz thrashująco. Zespół zaprezentował materiał z debiutanckiej płyty “Death Doesn’t Wait”, przeplatając go nowymi, jeszcze niepublikowanymi kompozycjami, które okazały się nader interesujące. Rozkręcili solidny moshpit, a najbardziej żywiołowo publiczność zareagowała na tytułowy kawałek z debiutu i premierowe, naprawdę świetne “Wild Nights”.

Niestety w kulminacyjnym momencie występu Night Lord, czyli przed ich najbardziej chyba znanym kawałkiem (oraz jedynym śpiewanym po polsku) pt. “Ostatni śmierci krzyk”, padły wszystkie umieszczone na scenie mikrofony. Po dość długiej przerwie technicznej główny wokalista odzyskał wprawdzie głos, ale poziom jego głośności pozostawiał sporo do życzenia, a “chórków” nie usłyszeliśmy już do końca koncertu Night Lord. Mimo przeciwności realizacyjnych zespół wypadł naprawdę dobrze, ale najlepsze miało dopiero nadejść…

Zespół Night Lord
Zespół Night Lord

Metalucifer – Heavy Metal Afirmacja

Osobom nieznającym twórczości Metalucifera należy się tutaj kilka słów wstępu dla nakreślenia tła wydarzeń, które miały miejsce w piątek 13 października przed godziną 21 w warszawskim klubie Odessa. Metalucifer to projekt Gezola z japońskiego black metalowego zespołu Sabbat, w którym daje upust swojej miłości do tradycyjnego heavy metalu. Choć sam zespół jest już niemłody, bo istnieje od połowy lat 90., to jego punktem odniesienia oraz największą inspiracją jest dekada wcześniejsza i klasycy Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu.

Muzyka to jednak nie wszystko. Metalucifer to także, a może wręcz przede wszystkim, styl i przekaz – totalne uwielbienie metalu. Wszystkie wydane długogrające płyty grupy oraz większość utworów na nich posiada tytuły tworzone wg schematu “Heavy Metal (tu wstaw dowolne słowo)”, a ich teksty emanują kiczem, przy którym liryki Manowar to arcydzieła poezji. Jednak w przeciwieństwie do wspomnianych Amerykanów, Japończycy nie traktują się śmiertelnie poważnie i świadomie grają autotematyczny heavy metal o heavy metalu dla heavy metalowców.

Gezol (w tym projekcie występujący pod pseudonimem Gezolucifer) i spółka rozpoczęli od “Born to Play Heavy Metal”, by zaraz potem zaserwować licznie zgromadzonej publiczności po kolei: “Heavy Metal Drill”, “Heavy Metal Chainsaw” i “Heavy Metal Bulldozer”. Numery te rozgrzały fanów do czerwoności, głowy kiwały się rytmicznie, a uniesione w górę pięści i wspólnie skandowane refreny przyprawiały o ciarki. Jednocześnie uśmiechy nie schodziły z twarzy, gdy frontman swoją łamaną “japangielszczyzną” wyśpiewywał kolejne wersy “Heavy Metal Ninja” czy “Heavy Metal Samurai”. Facet kocha to, co robi, i nie przejmuje się niczym.

Jestem pewien, że w najbardziej chyba emocjonalnym momencie występu wielu z obecnych na sali doświadczonym metalowcom, którzy długie włosy dawno już stracili i przyjechali na koncert prosto z pracy, łezka zakręciła się w oku przy dźwiękach “We’re Still Metal Kids”. Wtedy każdy ze zgromadzonych po prostu musiał choć przez chwilę poczuć się jak tytułowy dzieciak z ledwo zapuszczonymi włosami, w trochę za dużej skórzanej kurtce z ciuchlandu. Nie da się ukryć, że Metalucifer jedzie na sile sentymentu, ale robi to w sposób niesamowity i zwyczajnie szczery, grając przy tym muzykę być może prostą, ale cholernie chwytliwą i wpadającą w ucho. Wystarczyło pod koniec koncertu odśpiewać wspólnie z wokalistą grupy refren “Warriors Ride on the Chariots”, by się o tym przekonać.

Nie skłamię, jeśli napiszę, że od momentu pierwszego ogłoszenia przez Black Silesia Productions koncert Metalucifera był najbardziej oczekiwaną przeze mnie metalową imprezą tego roku. Nie skłamię też, jeśli napiszę, że te oczekiwania absolutnie spełnił. Takiej dawki pozytywnych emocji nie dostarczył ani jubileusz Vadera, ani Profanatica, ani chyba nawet Danzig na Mystic Festivalu. Czysta rock’n’rollowa zabawa, kontrolowana i samoświadoma kiczowatość, dystans i dobra muzyka – tradycyjny heavy metal w najczystszej formie, z wyraźnymi inspiracjami Iron Maiden i Judas Priest, jednak bez ich kalkowania i kopiowania. Czego chcieć więcej?

Pełna lista utworów Metalucifera wg serwisu Setlist.fm:
https://www.setlist.fm/setlist/metalucifer/2023/odessa-club-warsaw-poland-4ba0af22.html

Zespół Metalucifer
Zespół Metalucifer

Omen – koncert życzeń dla starych fanów

Wchodząc na scenę po Gezolu i spółce, Omen miał poprzeczkę zawieszoną ekstremalnie wysoko. I choć było blisko, nie przeskoczył jej moim zdaniem. Warto zaznaczyć, że po ogłoszeniu swojej krótkiej europejskiej trasy Hell’s Gates, Amerykanie zostali dodani do składu koncertu Metalucifera, który był zapowiedziany już wcześniej. Wskoczyli nawet na pozycję headlinera, zapewne zasadnie, bo to nazwa większa i bardziej znana niż Metalucifer, a cała impreza została zatytułowana Warning of Danger – tak jak legendarna druga płyta Omen.

Koncert zaczął się jednak od utworów z niemniej legendarnego debiutu “Battle Cry”. Otwarcie w postaci “Death Rider” i “Last Rites” nadało ton reszcie wieczoru i odpowiednio nastroiło zgromadzoną na sali publiczność. Co prawda po niesamowicie energetycznym koncercie Metalucifera część fanów zrezygnowała z żywiołowej zabawy pod sceną na rzecz odpoczynku i uzupełniania płynów, jednak ogólnie należy uznać imprezę w Odessie za frekwencyjny sukces, a Omen został przyjęty bardzo dobrze.

Grupa skupiła się na swoich pierwszych dwóch albumach, uzupełniając ten materiał dwoma utworami z trzeciego “The Curse” oraz jedynym w setliście numerem nagranym po reaktywacji, “Evil Seductress”. Lista utworów była właściwie idealna, nie zabrakło żadnego z wielkich klasyków, w tym mojego ulubionego kawałka Omen, “March On”. Mimo późnej pory, wysokiej temperatury i fizycznego zmęczenia sporej części publiczności końcówka w postaci “In the Arena”, “Die by the Blade” i “Battle Cry” porwała zgromadzonych do szalonej zabawy.

Omen zagrał w klubie Odessa bardzo dobry sentymentalny “koncert życzeń”, złożony prawie wyłącznie z numerów z lat 80., ale jak wspomniałem wcześniej, poziom radochy i zabawy, ustanowiony tego wieczoru przez Metalucifera, przebity nie został. Amerykanom nie można odmówić energii i świetnego kontaktu z publicznością. Kenny Powell – gitarzysta, lider i jedyny wciąż grający w zespole członek pierwszego składu – mimo niemal siedemdziesiątki na karku miotał się półnagi po całej scenie, stroił miny, przybijał piątki, a występ zakończył skokiem na uniesione ręce publiczności, która zaniosła go wprost do klubowego baru.

Godnie zastępujący zmarłego J.D. Kimballa, pochodzący z Grecji nowy wokalista Nikos Antonogiannakis zaprezentował się z nie mniejszą swadą i charyzmą, ale odniosłem wrażenie, że całemu występowi Omen do perfekcji zabrakło jednak tej nutki szaleństwa i nieskrępowanej radości z grania, którą pokazał japoński poprzednik. No i chyba też trochę selektywności brzmienia, bo paradoksalnie to właśnie koncert gwiazdy wieczoru był najsłabiej zrealizowanym ze wszystkich tego dnia.

Mimo drobnych niedociągnięć nie da się ukryć, że wszystkie cztery zespoły zaprezentowały się bardzo dobrze, a fani zgromadzeni w Odessa Clubie uczestniczyli w wielkim święcie metalu i jednym z najważniejszych muzycznych wydarzeń roku 2023 dla oldschoolowych maniaków. Wszystkich występujących wykonawców przebił Metalucifer, ale to akurat było do przewidzenia.

Klub i organizator, Black Silesia Productions, również dali radę, nie zawiodła też publiczność, stawiając się naprawdę tłumnie. Pod sceną co i rusz migały znajome twarze z całej Polski i jestem pewien, że dla wielu osób ten wieczór nie skończył się przed północą wraz z wybrzmieniem ostatniego dźwięku “Battle Cry”, a raczej zmienił się w długą i wesołą noc celebrowania heavy metalu. I bardzo dobrze, bo dla takich właśnie chwil warto jest słuchać tej muzyki.

Pełna lista utworów Omen wg serwisu Setlist.fm (link prowadzi do wcześniejszego koncertu w Czechach, ale zespół zaprezentował te same piosenki w tej samej kolejności): https://www.setlist.fm/setlist/omen/2023/divadlo-pod-arou-pisek-czechia-23a35c97.html

Zespół Omen
Zespół Omen

Za udostępnienie zdjęć dziękujemy: https://www.facebook.com/LuxusPhotoX

Podobne artykuły

Relacja: Frontside w Częstochowie

Tomasz Koza

30 lat Illusion! Relacja z koncertu w Zabrzu (19.03.2022)

Paweł Kurczonek

Relacja: Gaahls Wyrd, Tribulation, UADA i Idle Hands – Klub Proxima, Warszawa, 06.03.2019

Dominika Kudła

Zostaw komentarz