RELACJE

Tormentor zagrał w Warszawie. Relacja z koncertu (8.12.23)

Relacja z koncertu Tormentor w Warszawie
Koncert zespołu Faun

Znacie Mayhem, prawda? Nawet osoby nie siedzące zbyt mocno w scenie black metalowej słyszały o tym zespole, jego historii i otaczających go kontrowersjach. Nie wszyscy jednak wiedzą, że zanim Attila Csihar, węgierski wokalista norweskiej legendy, został po śmierci Deada ściągnięty do Bergen, by nagrać słynne “De Mysteriis Dom Sathanas”, miał już w dorobku materiał wydany ze swoim pierwszym zespołem – Tormentor.

Węgrzy są jednymi z prekursorów black metalu i choć nigdy nie zdobyli takiej popularności jak inni “ojcowie założyciele” gatunku, to pod względem kultowości i wpływowości spokojnie można ich postawić w jednym szeregu z Bathory czy Celtic Frost. Niestety Tormentor rozpadł się po odejściu Attili do Mayhem, z którym to zespołem wokalista zdobył światową sławę. O dawnych kolegach jednak nie zapomniał – w 2000 r. ukazała się reaktywacyjna, nieco eksperymentalna płyta “Recipe Ferrum! 777”, po której grupa znów zamilkła na lata, ale od 2018 r. koncertuje ponownie w klasycznym składzie.

Dzięki staraniom agencji koncertowej Winiary Bookings 8 grudnia 2023 r. Tormentor powrócił do Polski po czteroletniej przerwie, aby zagrać w klubie Proxima w Warszawie. Wieczór otworzyły rodzime formacje Nightbound i R.I.P., a o tym, jak zaprezentowała się cała trójka wykonawców, przeczytacie w niniejszej relacji.

Sprawdź też inne nasze relacje z ostatnich black metalowych koncertów:

Nightbound i R.I.P., czyli rodzime supporty na krótką rozgrzewkę

Imprezę chwilę po godz. 19:30 rozpoczął zespół Nightbound z Łodzi. Byli w wyjątkowo niewdzięcznej sytuacji, bo na sali znajdowała się dosłownie garstka ludzi, ale potraktowali sprawę profesjonalnie, wyszli na scenę bez kompleksów i zagrali naprawdę dobry koncert. Nieliczna publiczność żwawo ruszyła do tańca i zgotowała Nightbound bardzo ciepłe przyjęcie.

Sam widziałem ich na żywo już trzykrotnie i muszę przyznać, że z czasem przekonuję się do Nightbound coraz bardziej, a każdy ich kolejny koncert jest lepszy od poprzedniego. Grają mroczny, melancholijny heavy metal okraszony natchnionym, mistycznym wręcz wokalem i black metalową prezencją sceniczną. Pomalowane twarze, sznury, łańcuchy, świece, a do tego melodyjne gitary, galopująca speed metalowa sekcja rytmiczna i charyzmatyczny frontman za mikrofonem – jestem na tak!

Po zaledwie półgodzinnym secie Nightbound i dwudziestominutowej przerwie na zmianę sprzętu oraz scenografii rozpoczął się występ zespołu R.I.P. Jest to projekt Witolda “Gambita” Argasińskiego, znanego obecnie przede wszystkim z Truchła Strzygi, a wcześniej m.in. Thunderwar, określającego często swoją muzykę jako “sentimental thrash”. I faktycznie, sentymentalizmu podczas tego koncertu nie zabrakło.

ZDJĘCIA ZESPOŁU NIGHTBOUND W WARSZAWIE:

Cały występ R.I.P. był jednym wielkim hołdem dla lat 80., zarówno w warstwie czysto muzycznej, jak i wizerunkowej. Muzycy wyszli na scenę wystrojeni niczym barbarzyńcy z książek fantasy, w kolczugach i futrach, wyglądając dość komicznie, ale chyba w sposób celowy i zamierzony. Pierwsze wrażenie: Manowar z okresu “Fighting the World” spotyka Carnivore z debiutu i stare Armored Saint. A natapirowanej grzywy Gambita nie powstydziłby się żaden rasowy glam rockowiec!

W pewnej kontrze do kiczowatego wyglądu stała za to muzyka R.I.P., również hołdująca latom 80., jednak w inny sposób. Zespół zaprezentował szybki, połamany thrash, dość brudny i obskurny brzmieniowo, miejscami podszyty heavy metalowym feelingiem, szczególnie w solówkach gitarowych. Zabrzmiało to wszystko nieźle, bardzo oldschoolowo, ale wydaje mi się, że publiczność nie do końca skumała, o co chodziło muzykom. Mimo że do klubu ciągle wchodziły nowe osoby, frekwencja pod sceną w porównaniu z koncertem Nightbound raczej zmalała niż wzrosła, w reakcji na co Witek rzucił do mikrofonu kilka gorzkich słów pod adresem “starych dziadów stojących z tyłu”.

R.I.P. wykonał cały materiał z demówki “Otwarcie czarnej materii” i kilka jeszcze niepublikowanych na żadnym nośniku kawałków, w tym najświeższy “Ludzie nocnych jaskiń”, a po 30 minutach grania zszedł ze sceny. Przyznam, że liczyłem na nieco dłuższy i bardziej porywający występ Gambita i kolegów, zwłaszcza że na scenie towarzyszyła mu prawdziwa śmietanka młodego pokolenia polskich metalowców.

Instrumentaliści zasilający aktualny koncertowy skład R.I.P. są związani m.in. z takimi kapelami jak Chainsword, Species czy Dagger Maniac, które mimo młodego wieku wypracowały sobie już konkretną pozycję w rodzimym (i nie tylko) podziemiu. Wiem z doświadczenia, że potrafią dawać świetne sztuki, ale to ewidentnie nie był ich wieczór.

ZDJĘCIA ZESPOŁU R.I.P. W WARSZAWIE:

Tormentor, czyli węgierska potęga starego black metalu

Był to za to absolutnie i bezapelacyjnie wieczór Tormentora, który zagrał porywający koncert. Po długiej, czterdziestominutowej przerwie, w okolicach godz. 21:30 na scenę wyszli Węgrzy, a z głośników popłynęło wspaniałe intro z płyty “Anno Domini”. Do tej pory zawsze uważałem “Silvester Anfang” Mayhem za najlepszy i najbardziej klimatyczny “otwieracz” koncertowy, ale usłyszenie tormentorowego intra na żywo każe tę opinię zweryfikować.

Rozpoczęła się kolejna tego wieczoru podróż w muzyczną przeszłość, na granicę kiczu i groteski. Muzycy Tormentora pojawili się na deskach Proximy w obowiązkowym corpse paincie, dodatkowo Attila miał do kościanego naszyjnika przymocowany znak “Nie dotykać! Urządzenie elektryczne!”. Nie mam pojęcia skąd go wziął, ale szanuję, że nie zdjął go przez cały występ, bo całość kostiumu na pewno ważyła swoje.

Muzycznie Tormentor zaprezentował solidną dawkę swojego charakterystycznego proto-black metalu, skupiając się oczywiście na utworach z lat 80., ale nie zabrakło też miejsca na dwie kompozycje z “Recipe Ferrum” – tytułową oraz “Iron County”. Ze starszych numerów usłyszeliśmy właściwie wszystkie obowiązkowe klasyki, m.in. “Tormentor” część I i II, “Heaven”, “Elisabeth Bathory”, “Damned Grave”, „In Gate of Hell”, “Anno Domini” czy “Branded by Satan”.

Pełna lista utworów Tormentor wg serwisu Setlist.fm: https://www.setlist.fm/setlist/tormentor/2023/klub-proxima-warsaw-poland-1bae1d60.html

Tormentor brzmiał bardzo dobrze, grał na sporym luzie i odstawił niezłe show. Csihar przemierzał scenę wzdłuż i wszerz, co chwilę zmieniając trzymane w rękach rekwizyty. Raz wymachiwał toporem i udawał, że ścina głowy Szigetiego i Farkasa, a innym razem wielkim młotem uderzał w blachy perkusji Zsolta Macháta. Oczywiście często w użyciu był odwrócony krucyfiks, a raz nawet kocioł do przygotowywania jakichś magicznych mikstur. Naprawdę dobrze się te rytualno-teatralne wstawki oglądało, zwłaszcza że muzyka i wokal szły z nimi w parze, tworząc złowieszczy, chory, miejscami wręcz groteskowy klimat, który jednak nie przekroczył cienkiej granicy śmieszności.

W odróżnieniu od lokalnych supportów, goście z Węgier zagrali nadspodziewanie długi set. Nieczęsto ma się okazję widzieć black metalową kapelę łojącą na scenie z pełnym zaangażowaniem przez półtorej godziny bez przerwy i od pierwszej do ostatniej minuty czerpiącą z tego radość. Zwłaszcza że mówimy o panach po pięćdziesiątce, z których część miała sporą przerwę w graniu i niekoniecznie musi być w świetnej formie fizycznej. Tymczasem za naprawdę potężny koncert polska publiczność odwdzięczyła się Tormentorowi gromkim aplauzem, a Attila Csihar kilkakrotnie gorąco jej dziękował, zostając na scenie nawet gdy po zakończeniu występu reszta muzyków udała się już za kulisy.

8 grudnia 2023 r. był to piękny zimowy wieczór z klasyką black metalu. Impreza przebiegła bez większych potknięć organizacyjnych, była przyzwoicie nagłośniona (jak na trudne warunki spowodowane kształtem sali w Proximie), a gwiazda wieczoru zaprezentowała się bardzo dobrze. Delikatnie martwić może tylko frekwencja – o ile na R.I.P. i Nightbound klub wręcz świecił pustkami, to na Tormentorze pojawiło się już całkiem sporo fanów, jednak daleko mniej niż np. na odbywającym się w tym samym miejscu zaledwie miesiąc wcześniej koncercie Destruction czy sierpniowym gigu Dying Fetus. Najwyraźniej stary węgierski black metal ma mniej oddanych wyznawców niż niemiecki thrash i amerykański death, ale kto zjawił się w ostatni piątek w Proximie, na pewno nie żałuje spędzonego tam czasu.

Za udostępnienie zdjęć dziękujemy: https://www.facebook.com/LuxusPhotoX

Podobne artykuły

Relacja: Satyricon, Suicidal Angels, Fight The Fight – Warszawa, 15.10.2017

Albert Markowicz

Relacja z Metal Kommando Fest VI. Przełomowa edycja klubowego festiwalu?

Piotr Żuchowski

Pierwsza edycja Silesian Noise już za nami [RELACJA]

Mateusz Lip

3 komentarze

Baran 11 grudnia 2023 at 03:37

Do Bergen to mogli sobie ściągnąć kutry rybackie,Mayhem jest z okolic Oslo.

Odpowiedz
Piotr Żuchowski 11 grudnia 2023 at 10:27

Oczywiście masz rację co do pochodzenia zespołu, ale sama płyta została nagrana w Bergen. Skrót myślowy – sorry, jeśli za mało jasny.

Odpowiedz
PI Grembowicz 14 grudnia 2023 at 10:54

Ten T to twardziele – ideowcy i niezła muza.
Real Music

Odpowiedz

Zostaw komentarz