RECENZJE

Recenzja: Veil Of Maya – Matriarch

veil of maya obr

Po paru przesłuchaniach nadal nie potrafię ocenić, czy odejście Butlera przyczyniło się do rozwoju Veil of Maya, czy też do regresu tej kapeli. Niby mózg i zarazem serce w postaci Marca Okubo dalej pozostały nietknięte, ale na pewno nieco naruszone przez nową gębę, w postaci Lukasa Magyara z Arms of Empire.

„[id]” to jedna z tych płyt, które przestawiły nieco mój światopogląd muzyczny – i z tych, które przekonały mnie do syntezy progresynwego deathcore’u i djentu. Veil of Maya z tamtego okresu przyczynili się również do niepokojącego rozwoju metalu, którego tematem przewodnim są planety i hipsterskie trójkąty, zamiast muzyki – ale nie o tym będzie ta recenzja, prawda?

Będzie o ich najnowszym dziecku – „Matriarch”. O płycie, do której idealnie pasuje określenie: dziwaczna. Stety lub niestety – potwierdziły się wszystkie plotki, że „Matriarch” to płyta wiele bardziej uderzająca w metalcore – i to nie tylko za sprawą czystych wokali (czemu Okubo na to pozwolił?), ale i za sprawą kompozycji. Najnowsze wydawnictwo „Veil of Maya” jednakże ma ciekawe momenty (Ellie, które jest nieco brutalniejszym kseremTesseracT, namiastki ich starego stylu – Leeloo i Lucy, singlowy „Phoenix”, który otworzył nam 2015 rok), jak i sporo potworków, choćby spod znaku Daenerys, interludium – tytułowe „Matriarch” i zamykające płytę „Lisbeth”, które mimo tego, że wpada w ucho i brzmi całkiem przyjemnie, to pasowałoby bardziej, gdyby nagrała to jakakolwiek kapela z Rise Records.

Na „Matriarch”” koncept albumu na tytuły utworów wzięte z żeńskich postaci z filmów, anime, kreskówek czy komiksów wydaje się być najciekawszą rzeczą. Zauważyłem, że często na to narzekam – ale i tę płytę można było nieco odchudzić. I to zdecydowanie, bo o jakąś połowę utworów. Wtedy powstałaby całkiem niezła EPka, zwiastująca nadejście nowego stylu Veil of Maya.

I wcale Lukasowi Magyarowi nie można odmówić umiejętności – bo radzi sobie świetnie i z wysokimi, i z niskimi, i z czystymi wokalami. Nie fałszuje, nie przesadza, a jego technika naprawdę budzi wrażenie. To był dobry wybór, bo wpasowuje się idealnie do składu przepełnionego dobrymi muzykami. Szkoda tylko, że jest zmuszony tych czystych w ogóle używać.

Niestety to tylko odległe marzenia, bo Veil of Maya z „”Matriarch”” postawili nas przed faktem dokonanym i otrzymaliśmy album naprawdę średni i kompletnie nieprzemyślany – bo czasem odnosiłem wrażenie, że jedyną osobą która myślała nad kompozycjami był właśnie Magyar (ale tylko, gdy krzyczał). Oceniając to inaczej po prostu nie czułbym się fair.

veil-of-maya-matriarch-duzeTrack lista:

01. Nyu
02. Leeloo
03. Ellie
04. Lucy
05. Mikasa
06. Aeris
07. Three-Fifty
08. Phoenix
09. Matriarch
10. Teleute
11. Daenerys
12. Lisbeth

 

 

Autor: Igor Prusakowski

Rok publikacji: 2015

Podobne artykuły

Recenzja: Baroness – Purple

Tomasz Koza

Post-Disembowelment – recenzja: Inverloch – „Distance | Collapsed”

Adrian Kardasz

Recenzja: Nine Inch Nails – Not The Actual Events

Albert Markowicz

1 komentarz

Anonim 7 maja 2017 at 00:30

Visitor Rating: 5 Stars

Odpowiedz

Zostaw komentarz